poniedziałek, 1 maja 2017

FIVE

*przed czytaniem radzę zapoznać się z krótką uwagą po prawej stronie ;)* →→

To jeden z tych dni, w których najnormalniej w świecie wiesz, że się do tego nie nadajesz, a i tak ciągniesz to dalej. Jakbyś chciała zabłysnąć. Pokazać, że coś potrafisz. Że nie jesteś bezużyteczna, że nie przydasz się tylko jako przynęta na zwabienie czegoś lub kogoś.
To jeden z tych dni, w których stawiasz kolejne przecinki w miejscach, gdzie już dawno powinnaś postawić kropkę. I znów ciągniesz to dalej, sama nie wiesz, dlaczego. Z przyzwyczajenia? A może z samej świadomości, że coś takiego w ogóle istnieje lub kiedykolwiek istniało w twoim życiu i nie masz ochoty tego wymazać? Nieważne, jaka krzywda ci się przytrafiła?
To również jeden z tych dni, gdzie nawet czas jest przeciwko tobie. Jesteś młoda, niezaawansowana, bez szczypty wiedzy o tym otaczającym cię świecie, ale wymagają od ciebie znajomości wszystkiego, od podstaw. Masz już wiedzieć, co chcesz robić dalej, jaką drogę obierzesz, jakich ludzi poznasz. Masz już wiedzieć wszystko. Kiedy tak naprawdę nie wiesz nic lub w większej części się zastanawiasz. A przyszłość nadchodzi. Bardzo szybko, Tak naprawdę z każdą sekundą jesteś bliżej swojej śmierci. Swojego końca.
A ty nic nie wiesz...
nic.



Miło było w końcu zjeść coś normalnego, nie przypominającego wyglądem i smakiem więziennej papki warzyw. Mimo to, nie czuję się tutaj komfortowo. Jest wspaniale, nie ukrywam. Nawet lepiej niż kiedykolwiek. Chodzi po prostu o sam fakt zaznajomienia się z nowymi poglądami, z nową sobą. Potrzebuję na to czasu, i to sporo. Może nawet całe życie, kto wie...
- Ziemia do Clary! - szturchnął mnie w ramię blondyn - Odpocznij chwilę i za pół godziny widzimy się w sali treningowej, Isabelle ci wszystko wyjaśni po drodze.
- Z przyjemnością - uśmiechnęła się szeroko dziewczyna, odprowadzając wzrokiem Jace'a. Teraz wydawał się o wiele wyższy. Wyższy niż kiedykolwiek, ubrany w kruczoczarny kombinezon. Jego średniej długości włosy opadały na pół twarzy, co dodawało mu pewnego uroku. Spod lwiej grzywy wydobywał się blask złotych oczu. Pociągał mnie. Pociągał mnie wszystkim. Całym sobą. I szczerze, miałam ochotę się na niego rzucić, niż siedzieć tutaj z Iz, rozmawiając zapewne o paznokciach i najnowszych kolorach farb do włosów.
- No, szybko zostałam twoją opiekunką. Staraj się nie robić nic głupiego, proszę. Wolałabym nie szukać cię po korytarzach. Jest ich tutaj odrobinę, a nie chcę spędzić całego dnia na zabawie w chowanego.
- Nie zamierzam się bez ciebie nigdzie ruszać - uspokoiłam ją, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Świetnie! A więc, kierunek: biblioteka. Muszę poszukać dla ciebie jakiegoś stroju i odpowiednich butów. Dasz radę iść, czy potrzymać cię za rękę?
Zaśmiałam się, rzucając w nią poduszką.
- Dam radę, Iz.
I po chwili ciszę w salonie wypełnił śmiech nas obu.

Biblioteka była naprawdę ogromna. Ciemna, pełna wysokich regałów. Potężne, drewniane, kręcone schody z obu stron zezwalały na dostęp do drugiego piętra. Na środku, pod piękną, fioletową rozetą stał postument Anioła, prawdopodobnie Razjela. Na krawędziach długiego dywanu były ustawione zaszklone wystawki, zamknięte na klucz. Zdjęcia, kryształy, biżuteria i inne dokumenty tożsamości wypełniały szerokie półki. Wszystko idealnie się dopełniało, a atmosfery dodawało perfekcyjne brzmienie fortepianu z kąta pomieszczenia. Isabelle podeszła do zakurzonego kufra, dmuchając w jego wieczko. Otworzyła skrzynię, kreśląc Znak na jednej ze ścian.
- Voilà! Trzymaj, idź się przebierz za tamtym parawanem.
Niemożliwa. Ona jest po prostu niemożliwa. Kilkucentymetrowe obcasy pod kolana, elastyczne spodnie z kilkoma wycięciami przy udzie, koszulka zasłaniająca wszystko, nawet nadgarstki, tylko nie dekolt, skórzane mitenki z regulowanymi zapięciami na rzep... i to wszystko czarne. Można by powiedzieć, że wyglądałam jak Pani Śmierć. A może i nawet gorzej, nie wiem. Bałam się spojrzeć w lustro.
- Clary, biorę kąpiel krócej niż ty się przebierasz, a to nie powinno ze sobą współgrać! - usłyszałam.
- Nie pokażę ci się w tym, rozumiesz? Nie ma takiej opcji!
- Co, za dużo czarnego? Przyzwyczaisz się, wychodź!
- Nie o to chodzi, ja...
- Słuchaj, wiem, że przed więzieniem pracowałaś miesiąc w klubie go go, a biorąc to pod uwagę, nosiłaś tam bardziej skąpe i dziwkowate ubrania, więc nie masz się czego bać, a tym bardziej wstydzić.
Przesunęłam parawan, zsuwając gumkę do włosów z upiętego wysoko, rudego kucyka.
- Kurwa, jestem w szoku - wyszeptała, a potem krzyknęła - WYGLĄDASZ CUDOWNIE! Czegoś ty się bała, dziewczyno?
- Izzy, proszę, ciszej. Łeb mi pęka.
- Wybacz - uśmiechnęła się czarująco, lekko podenerwowana i zawstydzona.
Spojrzałam na nią, a ona na mnie. Przenikałyśmy się na wylot. W ciszy. Tylko cisza nam towarzyszyła.
- Kiedyś wrócimy do tematu mojej przeszłości. Nie myśl, że o tym zapomnę.
Skinęła delikatnie głową, zszokowana moją reakcją. Ja się za to odwróciłam, wyszłam z biblioteki i idąc za wskazówkami na ścianach skierowałam swoje kroki do sali treningowej. Isabelle natomiast dalej pozostała w bezruchu, oddychając głęboko.

Otworzyłam dwuskrzydłowe wrota z wyrzeźbionymi, nieznanymi mi dotąd elementami. Pierwszy raz nie zastałam spokojnej, martwej pustki. Wielką, prostokątną salę wypełnił dźwięk skrzypienia drzwi.
- Tak szybko? Masz jeszcze 10 minut przerwy - oznajmił Jace.
- Uznałam, że lepiej ją spędzić w twoim towarzystwie - mrugnęłam do niego okiem, przekręcając klucz w zamku.
Zaśmiał się cicho, podchodząc bliżej mnie. Objął mnie rękoma w talii, całując namiętnie moją szyję. W jego oczach rozbłysły iskierki podniecenia.
- Wyglądasz zajebiście seksownie w tym kombinezonie - powiedział między pocałunkami.
- Jak na przynętę na Podziemnych przystało.
- Zamiast nich zwabiłaś mnie. To chyba wbrew wszystkiemu.
- Oderwijmy się od tych pieprzonych zasad choć na chwilę.
- Jak sobie życzysz, kochanie.
Szybko i zwinnie zrzucił papiery ze stołu, sadzając mnie na nim jeszcze szybciej. Po chwili leżałam przygnieciona jego lekko umięśnionym ciałem.
- Taki trening mi się podoba, panie nauczycielu - jęknęłam żartobliwie. Echo rozniosło się po całym pomieszczeniu i prawdopodobnie wypłynęło na korytarz.
- Wstawię ci tyle szóstek w dzienniku, ile tylko będę mógł.
Wrócił ustami do mojej szyi, kreśląc na niej koła swoim językiem. Poczułam zapach jego ekstrawaganckich perfum wymieszanych z idealną perfekcją swoich własnych. Wypuściłam gwałtownie powietrze z ust, zachwycając się nie tylko naszą bliskością, ale i właśnie dzikim aromatem z marki Chanel i Creed.
Nasze przyjemności przerwał zegar, który właśnie wybił godzinę 13:00.
- Czas zacząć prawdziwy trening.

Podbiegłam do pierwszej stacji, przeskakując przez coraz mniejsze obręcze. Ześlizgnęłam się z wysokiej rampy, omijając metalowe druty i tym samym pokonując kolejny etap toru. Wzięłam do ręki łuk, strzelając kolejno do ustawionych dookoła mnie manekinów. Przekoziołkowałam się w przód, skacząc na pierwszą z brzegu równoważnię, wchodząc coraz wyżej. Metodą prób i błędów dotarłam bezpiecznie do ostatniej tury. Sięgnęłam po seraficki miecz, skracając o głowę słomianą kukłę, i następnie gwałtownie przykładając ostrze do szyi blondyna.
- Jak mi poszło? - spytałam, wciąż trzymając rozpalony Znakami sztylet blisko ciała Jace'a.
- Lepiej niż komukolwiek. Naprawdę. Żaden nowicjusz nie był w stanie przejść go tak bezbłędnie i tak szybko.
- Czyli, jesteś pod wrażeniem?
- Jakże mógłbym nie być - uśmiechnął się czarująco, szybko odsuwając się ode mnie i unikając nacięcia na policzku.
- Punkt dla ciebie, skarbie - musnęłam ustami jego skroń, odkładając następnie miecz na swoje miejsce.
- Może dokończymy to, co zaczęliśmy przed twoim małym egzaminem? - zaproponował.
- Brzmi obiecująco, niech będzie - uniosłam zadowolona brwi, łapiąc chłopaka za kurtkę i przyciągając bliżej siebie.
Zaśmiałam się krótko, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku. Jace objął ręką moje udo, unosząc je lekko w górę, dzięki czemu szybko skoczyłam na jego tors, owijając się nogami dookoła talii blondyna. W ten sposób miał łatwy dostęp do mojej klatki piersiowej, jak i szyi. Ułożył mnie bezpiecznie na biurku, rozpinając trzy pierwsze guziki mojego gorsetu. Szybkim ruchem znalazł się przy dekolcie, jeżdżąc po nim językiem i zostawiając na nim mokre ślady. Jego oczy wręcz błyszczały, a dłonie chodziły z namiętności. Oddychał ciężko, jakby właśnie skończył biec kilkukilometrowy maraton.
- Jace - przerwałam - Jace, przestań!
Podniósł wzrok znad mojego biustu, spoglądając na mnie pytająco.
- Ktoś pukał. Ubieraj koszulkę.
- Ale dokończymy potem? - zaśmiał się, obejmując dłońmi moją twarz i całując delikatnie w czoło - No już, żartowałem. Zapnij guziki, a ja pójdę otworzyć.
- Koszulka - upomniałam.
- Równie dobrze mogłem trenować bez niej, prawda? W twoim wypadku byłoby to co najmniej podejrzane - mrugnął jednym okiem, podbiegając następnie do drzwi.
- Ktokolwiek tam był, już poszedł. Więc możemy wrócić do przyjemniejszych zajęć.
- Jesteś niemożliwy, cały czas myślisz tylko i wyłącznie o jednym.
- Nie jestem niemożliwy, jestem jak czekoladowy batonik. Słodki, a pierwsze co robię to dobieram się do twoich bioder.
- Słuszna uwaga. I chętnie bym z tobą spędziła jeszcze chwilę czasu, ale wybacz, przez tego batonika zrobiłam się odrobinę głodna. Widzimy się potem - pocałowałam go w środek nosa i pobiegłam do wyjścia z sali.

Skręciłam w prawy korytarz, idąc do mojego pokoju, by przebrać się w coś bardziej normalnego, mniej ściskającego żołądek i uda. Otworzyłam drzwi, wchodząc powoli do pomieszczenia. Ściągnęłam kurtkę, rzucając nią na materac łóżka. Zanim obejrzałam się w stronę szafy, ktoś zasłonił mi ręką usta i skrzyżował ręce na plecach. Starałam się jak najszybciej wyszarpnąć z niekomfortowego dla mnie uścisku. Zgięłam się wpół, kopiąc nieznajomego w kostkę i wymierzając mu policzek. Chłopak natychmiast się odsunął, masując obolałe miejsce i jęcząc z bólu.
- Alec? Nie mogłeś po prostu zapukać?
- I zepsuć niespodziankę? Nie, nie mogłem.
Westchnęłam cicho, opierając się tyłkiem o krawędź komody.
- Myślałam, że nie masz zamiaru być blisko mnie. Rozmawiać, utrzymywać kontaktu. Wzrokowego także.
- Nie miałem, ale przez ostatnie kilka godzin wszystko sobie przemyślałem. I przepraszam. Wiem, że nie było to fair wobec ciebie. W końcu byliśmy tylko przyjaciółmi.
- Ze specjalnymi przywilejami.
- Ale jednak byliśmy tylko przyjaciółmi. Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem, możesz sobie ułożyć życie beze mnie i zerwać umowę. Nawet, jeśli byłoby to wbrew zasadom.
- To umowa na całe życie. Nie powinnam była w ogóle się w to pakować.
- Ale wpakowałaś.
- I było przyjemnie. Nawet bardzo. W sumie to był najlepszy eksperyment w moim życiu.
- Było... - zaśmiał się - No właśnie.
Zajął miejsce obok mnie, wgapiając wzrok w swoje buty. Uniósł delikatnie dłoń, kładąc ją powoli na mojej. Zimno i chłód przeszły przez całe moje ciało, powodując natychmiastowe dreszcze i delikatny paraliż.
- Spróbujmy od nowa. Z nowymi zasadami. Z nowym kontraktem.
- Wiesz, że nie mogę.
- Wiem. Ale wiem też, że chcesz. I to mi wystarczy - wplótł rękę w moje rude włosy, bawiąc się pojedynczymi kosmykami. Założył mi jeden z nich za ucho, wędrując ręką do policzka. Schodził coraz niżej, znów rozprzestrzeniając lodowate zimno po moim ciele. Powędrował opuszkami palców do ramiączka gorsetu, jak i biustonosza, zsuwając mi go pomału z ramienia.
- Alec, przestań. Proszę.
- Chcę, żebyś znów była moja i tylko moja, Clary. Pewnie w tej chwili 857346 ludzi na świecie ucieka przed czymś, panicznie się tego bojąc. 747456 ludzi płacze. 388948 ludzi są chorzy. A Jace? Jace wyłożył nogi na swoje biurko, zapalił kolejnego papierosa, popił wódką i ma wyjebane na to, gdzie jesteś, z kim jesteś i jak się czujesz. On nie umie kochać. Nie to, co ja. I ty to wiesz. Nie zapewni ci bogatej i pięknej przyszłości. Znów trafisz do paki. Być może nawet z nim. W końcu po jakimś czasie dowiesz się, że jesteś w ciąży, bo oboje wiemy, że zależy mu tylko na seksie, nie na tobie. Wykorzystuje cię i twoją dobroć. Usługujesz mu, bo jesteś zbyt urocza, by komuś odmówić. To jesteś ty, Clary. Ty, i cała twoja przyszłość w kilku zdaniach.
- Przestań, to nie prawda!
- Boisz się tej wersji zdarzeń. Boisz się tej świadomości, bo wiesz, że nie kłamię. Przypomnij sobie, jak było ci ze mną niecały tydzień, czy dwa tygodnie temu, a jak z nim kilkanaście minut wstecz. Przyznaj, że to nie to samo. Że było inaczej.
- Zamknij się, gadasz totalne bzdury - odepchnęłam go, jak i wszystkie jego słowa od siebie, skupiając się na punkcie ucieczki.
- Bądź moja, Clary. Moja. I tylko moja...
Popchnął mnie delikatnie w stronę łóżka, siadając na mnie okrakiem. Zaczął rozpinać guziki mojego gorsetu. Byłam za bardzo przyciśnięta do materaca, by móc zrobić jakikolwiek ruch. Modliłam się w myśli o jakiś niespodziewany dźwięk, który choć na chwilę zwróciłby uwagę Alexandra, dzięki czemu mogłabym nad nim zapanować.
- Dotknij ją jeszcze raz, a nasza więź parabatai przejdzie do historii - nagle, jak na zawołanie, pojawił się Jace. Przez otwarte okno przenikało zimne powietrze.
- Przyszedłeś na ratunek, czy chciałbyś może zabawić się w trójkącik? - spytał brunet, odwracając się w kierunku głosu swojego przyjaciela.
- Powinieneś się domyślić, skoro zależy mi tylko na seksie, a miłość jest dla mnie niczym innym jak zabawką na pięć minut.
Usłyszałam, jak głośny śmiech Aleca wypełnia pomieszczenie. Jace'owi natomiast nie było wcale do śmiechu. Jego mina była kamienna i chłodna, jak posąg Razjela z biblioteki. Wzrok blondyna przenikał Aleca na wlot.
- I co teraz, pobijesz mnie? A może nakablujesz na mnie rodzicom, lub co gorsza Clave?
- Dura lex, sed lex, mój drogi. Chyba nie mam wyjścia.
Alec uśmiechnął się szeroko, po czym skierował na mnie swoje spojrzenie. Było pełne nieskazitelnego blasku i poczucia dominacji.
- Spójrz - jego dłoń znów spoczęła na moim poliku - Dotykam ją. Czyż teraz nasza więź nie powinna przejść do historii?
Ręce Jace'a zacisnęły się w pięści. Miałam wrażenie, że niedługo rzuci się na bruneta i połamie mu wszystkie kości.
- Wiedziałem, że jesteś chujem. Wiedziałem to, odkąd cię poznałem i odkąd zabierałeś mi wszystkie drewniane sztylety, chowając je w trudno dostępnych dla mnie miejscach. Ale nie sądziłem, że byłbyś w stanie posunąć się do takiej zdrady.
- Jak widać, jeszcze dobrze mnie nie znasz.
- Mimo to, i tak dostaniesz drugą szansę. Lecz tym razem nie ode mnie.
Drzwi do mojego pokoju gwałtownie się otworzyły, ukazując kilka postaci w kapturach. Ich kroki były strasznie ciche, nawet niesłyszalne. Najwyższy z nich podszedł do Aleca, kładąc mu dłoń na czole i kreśląc na nim jakiś symbol. Za nim utworzyło się perfekcyjne półkole pozostałych Braci. Nasłuchiwali, co mówił do nich ich Mistrz. Unosili i opuszczali dłonie, rysując w powietrzu runiczne znaki, prawdopodobnie odprawiając jakiś rytuał.
Siedziałam cały czas na łóżku, sparaliżowana całą tą chorą sytuacją. Mieszkanie pod jednym dachem z tym człowiekiem nie będzie już nigdy takie samo i mam nadzieję, że każdy zrozumie i zaakceptuje moją wciąż planowaną zmianę Instytutu. A jeszcze bardziej mam nadzieję, że nie będę musiała być sama, to jest, że Jonathan stanie za mną murem i pójdzie ze mną nawet na koniec świata, tak jak obiecywał, kiedy się bliżej poznaliśmy.
- Pójdę - szepnął mi do ucha. Nawet nie zauważyłam, kiedy zostaliśmy sami.
Wtuliłam się w jego ramiona. Po policzkach zaczęły spływać łzy.
- Przepraszam. Mogłam ci powiedzieć, ale myślałam, że ten rozdział już dawno zamknęliśmy. Nie wiedziałam, nawet nie mogłam przewidzieć, że...
- Zamknij się i chodź tutaj - objął mnie silniej, całując w czubek głowy - I nigdy więcej nie mów tego słowa. Miłość polega na tym, że nigdy nie musisz mówić przepraszam. To już nieważne. Bo nieważne, co by się stało, zawsze będę obok ciebie. I nieważne, co postanowisz, zawsze poprę twoje zdanie i razem będziemy się go trzymać.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie w nieskazitelnej ciszy. Oboje mogliśmy słuchać swoich oddechów, bicia serca. Serca, które bije dla nas obojgu, nawzajem.
- Clary... - zaczął.
Uniosłam głowę, dając mu tym samym znak, by mówił dalej.
- Chcę, żebyś wiedziała, że to, co mówił Alec jest nieprawdą. Zwykłym łganiem z jego strony. Bo ja cię naprawdę kocham. Kocham cię bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro. Mówię to po to, byś to pamiętała. Zawsze pamiętała.
- Nigdy nie miałam chwili zwątpienia, że jest inaczej, Jace - musnęłam ustami jego usta, splatając nasze ręce razem.

kocham cię bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro..
mniej niż jutro.

8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdzial zreszta jak karzdy szkoda tylko ze tak zadko je wdtawiaz . Czeksm na next !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, przynajmniej coś dłuższego niż poprzedni rozdział! Jak zwykle świetny, nie wiem, skąd czerpiesz tyle wyobraźni, pomysłów i kreatywności, też bym tak chciała <3 Czekam na next, oby był prędzej niż ostatnio:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny jak każdy inny <3 rozbraja mnie ta notka z prawej hahaha uwielbiam <3 ale bardzo dobrze, że o tym poinformowałaś, bo nowi będą wiedzieli, co mniej więcej się znajduje w danych rozdziałach ! pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy dodasz next ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy pojawi sie next ??

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dodasz next????

    OdpowiedzUsuń
  7. ROZDZIAŁ JUŻ JEST DOSTĘPNY! :)

    OdpowiedzUsuń