sobota, 27 czerwca 2015

LIEBSTER BLOG AWARD #3


Serdeczne podziękowania dla Wiktorii, która nominowała mnie do trzeciego już na tym blogu LBA :)!
Jest to dla mnie bardzo ważne osiągnięcie. Szczególnie, że blog prowadzę od ok. 2,5 miesiąca, a to, co już na nim osiągnęłam jest nie do opisania.
Dziękuję wszystkim, a teraz przejdźmy do pytań ^^!

1. Ulubiona książka/seria książek?
Książka:
- z serii poniżej: "Miasto Szkła" i "Miasto Niebiańskiego Ognia"
- pojedyncza: "Love, rosie".
Seria książek: Dary Anioła ♥

2. Ulubiony aktor/aktorka?
Aktor: Taylor Lautner ♥
Aktorka: Lily Collins ♥

3. Co najbardziej lubisz w książkach? (np. fabułę, bohaterów, świat w nich przedstawiony)
Zwykle jest to fabuła, ale czasami przewyższa to świat w nich przedstawiony.
Bohaterów najczęściej traktuję tylko pobocznie, jako dumni przedstawiciele całej książki, ale całym jej uzupełnieniem mogę nazwać tylko i wyłącznie fabułę, która sprawia, że zakochuję się w danej książce.

4. Dlaczego założyłaś/eś bloga?
Niesamowicie zaimponowały mnie inne blogi o tej tematyce, dlatego postanowiłam odtworzyć swój "dar pisania", który ujawnił się już w wieku 7 lat i zacząć pisać nową fabułę "Darów Anioła" :).

5. Ulubiony film?
Ostatnio oglądałam "Porwanie" i jestem zadowolona z efektów i całej pracy nad filmem. Głównymi bohaterami są oczywiście Taylor i Lily, ale to tylko szczegół. Zaimponowała mi fabuła, która wyróżnia się od innych "tym czymś". Akcja, wybuchy, adrenalina i ciągłe ucieczki połączona z miłością daje naprawdę dobry efekt. Polecam obejrzeć :)!

6. Ulubiona piosenka?
Ostatnio zaimponował mi Tom swoją piosenką "Go solo".
Ale że jest to dość spokojny utwór napiszę jeszcze dwa, które ostatnio są na szczycie mojej playlisty: "High" oraz "Just a dream".

7. Lody czy ciastko?
W upalne dni oczywiście lody (najlepiej sorbety), natomiast w zimne - ciastka (najlepiej z kawałkami czekolady z Milki: Pieguski) :3!

8. Kawa czy herbata?
Tylko i wyłącznie cappuccino ^^.
Nic innego nie wypiję z własnej woli, prócz wody smakowej i syropu do rozcieńczenia w wodzie.

9. Czy masz jakieś zwierzątko domowe? Jeśli tak to, jakie?
Mam.
Królik - Tuptuś (patrz. zdjęcie).
Prawda, że słodki :D?
*tak naprawdę robi dobrą minę do złej gry :')*

10. Kiedy założyłaś/eś pierwszego bloga?
O Boże, pamiętam to. Mój pierwszy typowy blog: kolorowe inspiracje; 5 typów rzeczy, które mnie irytują i inne rzeczy, o których nie warto wspominać.
Pamiętam jeszcze, jak długo się z tym ukrywałam. Nie chciałam nikomu mówić adresu mojego bloga. Nie chciałam, by ktokolwiek znajomy wiedział, że to JA go prowadzę.
Cóż, dokładna data założenia, jak i również pierwszego postu: 13.06.2014.
W zasadzie rok temu :')

To by było na tyle.
Jeszcze raz dziękuję za nominację, a co do moich ulubieńców tego miesiąca do wytypowania... nie. Nie zrobię tego ze względu na:
a) brak czasu
b) powtarzanie się blogów z pierwszego LBA.

Jedynym blogiem, który nominuję jest Lovers and Visitors. Dlaczego? Dziewczyny prowadzą swojego bloga naprawdę cudownie i nie chodzi tu o sam wygląd, który przypadł mi do gustu, ale również o samo podejście do pisania rozdziałów, które dopracowane są w każdym szczególe. Nie udało mi się wykryć jeszcze żadnego błędu, co już jest ogromnym przykładem dla pozostałych.
Cała fabuła toczy się w okolicach Legnicy, gdzie mieszka główny bohater, jak i polski youtuber - Jdabrowsky.
No Jasiek, patrz - nabijamy ci z dziewczynami tyle fejmu :D
Mniejsza o to - niedawno cała fabuła się rozkręciła, dlatego każdego fana tego przystojniaka zapraszam do czytania.
A wam, dziewczyny życzę dużo weny i trzymam kciuki, by wasz blog rozwinął się bardziej :)
Naprawdę mi się wszystko podoba.
I powiem więcej: jest to najlepsze fanfiction o Jasiu, jakie kiedykolwiek czytałam.

Pytania do LAV'a:
1. Jak długo prowadzicie bloga?
2. Gdybyście miały okazję spełnić jedno marzenie, jakie ono by było?
3. Wasze największe hobby (nie koniecznie jedno)?
4. Ulubiony kolor?
5. Gdybyście mogły coś w sobie zmienić, co to by było?
6. Otwieracie własny biznes (sklep obuwniczy, restauracja, drogeria itp.). Nagle przychodzi pierwszy klient. Jak go traktujecie? Dajecie mu jakąś promocję, czy traktujecie jak pozostałych?
7. Ulubiony film z ostatniego miesiąca?
8. Ostatnia usłyszana piosenka?
9. Co was zawsze rozbawia?
10. Na czyj widok zawsze się uśmiechacie? 


Dowiedzieliście się jeszcze czegoś o mnie: kocham Jasia, tak.
Co do kolejnego rozdziału - nie wiem. Sprawy rodzinne, wybaczcie.
Do zobaczenia już niedługo, obiecuję ^^!

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 9

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 9

Dziękuję za tyle wyświetleń, jesteście niesamowici, kocham was <3
Gdyby tylko była większa aktywność w komentarzach, ale nie narzekam, bo te 2/3 komentarze są dla mnie naprawdę ważne i motywują do dalszego pisania, dziękuję <3!
Z góry informuję też, by zajrzeć do zakładki "Bohaterowie".
Bez dalszego pier...
Gadania.
Miłego czytania!

Rozdział 9
*Clary*
Żeby się upewnić, czy wczorajszą wiadomość wysłała Tessa napisałam do niej kolejną ognistą wiadomość.
- Postaw kropkę tutaj, i tu. Skończyłam - po tych słowach wiadomość rozpłynęła się w powietrzu. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otwarte! - krzyknęłam, po czym drzwi się otworzyły,a  przez próg przeszedł Jace. Usiadł obok mnie na łóżku i przyciągnął do siebie, namiętnie całując w usta.
- Jak zakupy? - spytał.
- Nie było źle.
- Zmęczona?
- Trochę - jęknęłam cicho.
Wtem usłyszałam ciche pukanie do okna.
- Ognista wiadomość? - spytał zdziwiony.
- Tessa - oznajmiłam i zaczęłam czytać list.
- Co pisze? - ponaglił.
- Mam jechać tam koniecznie sama. Nie chce widzieć nikogo nieznajomego.
- Mówiłaś jej, kim dla ciebie jestem?
- Tak. Prosi, bym nie zabierała ze sobą nikogo i niczego. Jedynie kilka ubrań.
- Nie wydaje ci się to dziwne?
- Nie. Tessa od dawna udaje poważną, a tak naprawdę gubi się w swoich myślach.
- Jeśli coś ci się stanie... dowiemy się o tym dzięki Isabelle.
- Wiem.
Nastała głucha cisza, gdy nagle do pokoju wtargnął Alec.
- Maryse prosi, bym wam przekazał, że macie przebrać się w białe stroje.
- Żałoba? - spytałam zagubiona.
- Egzekucja Cecily - oznajmił. - Przykro mi. Nic innego nie da się zrobić.
Do oczu napłynęły łzy. Wtuliłam się w Jace'a i zaczęłam płakać.
- Nie zasłużyła na twój smutek - wyszeptał i wyszedł.
- Alec ma rację, Clary. Chciała cię zabić - potwierdził Jace.
- Mimo to zawsze uważałam ją za bratnią duszę. Kiedy ponad rok temu trafiła do szpitala przez Simona myślałam, że zabiję własnego przyjaciela. Znam ją od momentu, kiedy skończyłam 3 lata. Nie chcę, żeby jej się coś stało.
- Nie przeważysz decyzji Rady.
- Wiem. Mają swoje zasady, których wolę nie lekceważyć. Nie chcę zawisnąć na stryczku.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł z pokoju. Ja w tym czasie zniknęłam za drzwiami łazienki. Opłukałam twarz wodą i wskoczyłam do kabiny. Odkręciłam zawory, a po chwili poczułam gorące krople wody na skórze. Namydliłam dokładnie ciało i pozwoliłam, by otoczyła mnie gorąca para.

~15 minut później...
Po szybkim prysznicu i umyciu włosów wyszłam z łazienki, owinięta jedwabnym ręcznikiem. Podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać każdą sukienkę, jaką miałam. Zdecydowałam się na białą z przedłużanym tyłem i złotym paskiem w talii. Do tego złote szpilki wykonane z t
akiego materiału, co wcześniej wspomniany pasek. Ubrania położyłam na łóżku, a sama zaczęłam suszyć włosy suszarką. Czułam gorące powietrze na szyi i twarzy. Po chwili, gdy włosy były już suche zniknęłam za parawanem, biorąc po drodze sukienkę. Założyłam szpilki i podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i patrząc dokładnie na swoje odbicie w lustrze wykonałam mały warkocz, który biegł z tyłu głowy. Następnie otworzyłam szufladę z biżuterią. Długo zastanawiałam się nad wyborem, gdyż miałam dużo złotych bransoletek. W końcu wybrałam proste, z perłami oraz z małymi wystającymi ćwiekami. Pamiętam, że motyw ćwieków uwielbiały dziewczyny z przyziemnej szkoły, do której uczęszczałam. Dobrałam do bransoletek perłowe kolczyki. Po chwili byłam gotowa. Otworzyłam i wyjrzałam na korytarz. Gdy upewniłam się, że nie ma w nim żywej duszy pobiegłam do pokoju obok. Zapukałam, a gdy usłyszałam ciche "proszę" weszłam do pokoju.
- Clary! - rzuciła mi się w ramiona Izzy. - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - zachichotałam. - Gdzie Alex?
- W kołysce.
Podeszłam do wskazanego miejsca i ujęłam dłoń córeczce Iz.
- Zabierasz ją ze sobą?
- Nie mogę.
- To... kto się nią zaopiekuje?
- Niestety jestem pozbawiona innych opcji. Służki.
- Ufasz im? - pokiwała głową.
- Ale nie mam innego wyjścia.
- Cholera - mruknęłam i odeszłam od kołyski. - A ty się nie przebierasz? - zdziwiłam się.
- Nie mogę zdecydować się na sukienkę. Pomożesz mi, prawda? - skinęłam głową i obie podeszłyśmy do szafy. Po kilku minutach wybrałyśmy koronkową. Iz dopasowała do niej szpilki. Włosy miała upięte w wysokiego koka.
- Nie zakładasz biżuterii? - spytałam.
- Nie - odrzekła i ujęła mą dłoń, wyprowadzając z pokoju.
- Im mniej na nią patrzę, tym mniej za nią tęsknię - odparła. Wcisnęła przycisk windy, która po chwili zaprowadziła nas do holu. Chłopcy mieli ubrane urocze garnitury, a Maryse długą, białą suknię. Przerzucałam wzrok z Jace'a na Aleca, z Aleca na Maryse, z Maryse na Izzy. Po chwili ciszy wyszliśmy z Instytutu. Odebrałam stelę od Jace'a i otworzyłam nią Bramę. Pierwsza weszła Maryse, a za nią Alec i Isabelle. Ujęłam dłoń Jace'a. Przełknęłam głośno ślinę, po czym weszliśmy w błękitną mgłę.
***
Sala Anioła wyglądała inaczej, niż kiedy widziałam ją za pierwszym razem. Najwyraźniej musieli ją odbudować po skończonej wojnie i dużych stratach. W środku panowała błoga cisza. Znów słyszałam szepty, których najbardziej się obawiałam.
"Córka Valentine'a".
Wzrokiem wyszukiwałam Jii. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie.
- Jia! - rzuciłam się jej w ramiona. Odwzajemniła uścisk.
- Tak się bałam, że zginiesz - wyszeptała mi do ucha.
- Nigdy - po poliku spłynęła samotna łza.
Odsunęłyśmy się od siebie. Wysoka kobieta poszła dalej przed siebie. Weszła na uniesienie i zaczęła mówić. Nagle wszyscy utkwili w nią wzrok.
- Z powodu ostatnich wydarzeń, jakie miały miejsce w Nowojorskim Instytucie zebraliśmy się tutaj, by omówić niejaką Cecily Adams. Młoda dziewczyna miała na celu pozbawić życia Clarissie... - zrobiła chwilę przerwy, spoglądając na mnie. Uśmiechnęła się i zaczęła mówić dalej. - ... Fray. Na szczęście udało jej się ujść z życiem.
- Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby zginęła! Kolejnego Morgensterna mniej! - wtrącił się nieznajomy mężczyzna. Oczy zalały się łzami.
"Nie jestem taka, jak mój ojciec" - powtarzałam sobie w myśli.
- Panie Collins. Za takie wybryki może pan zawisnąć na stryczku - uprzedziła Jia. - Kontynuując... Nic nie obroni Cecily przed konsekwencjami. Zabiła Nocną Łowczynię... jedną z nas. Za to grozi nic innego, jak śmierć - rozpłakałam się bardziej. Wtulona w Jace'a zaczęłam szlochać, nie przejmując się tym, ile osób się we mnie wpatruje. Uspokoił mnie swoim dotykiem. Podniosłam wzrok. Do mikrofonu mówiła teraz Imogen. Cały czas spoglądała na Jace'a. Na swojego wnuka, który poza nią był ostatnim z Herondale'ów.
Nadszedł czas na Cecily. Na ciele miała wiele zadrapań. Oczy podkrążone. Ubranie w strzępkach. Wyglądała okropnie. Odwróciłam wzrok. Rzucili nią o ziemię, a biedna zalała się płaczem. Chciałam coś zrobić. Krzyknąć, by tego nie robili. Podbiec do niej. Lecz nie mogłam się ruszyć. Spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Jej wzrok mówił tylko jedno.
"Przepraszam" lub "Wybacz".
Pokręciłam lekko głową. Otworzyłam usta. Wymówiłam bezgłośnie kilka słów.
"To nie twoja wina". I "To ja przepraszam".
Wtem dwójka mężczyzn podniosło ją z ziemi i wyprowadziło z pomieszczenia. Wtem usłyszałam kilka słów w nieznanym języku, które po chwili zastąpił głośny krzyk i płacz. Zaczęłam krzyczeć i szlochać, mocno wtulona w ramię Jace'a. Głaskał moją głowę i uspokajał. Nagle podeszła Jia. Miała łzy w oczach. Podniosłam na nią wzrok i rzuciłam się jej w ramiona. Gdy się od siebie odsunęłyśmy otarła moje łzy kciukiem i ustała obok mnie.
Usłyszałam kroki. Kroki tych samych mężczyzn, którzy ciągnęli za sobą martwą blondynkę. Pobiegłam w jej stronę pośpiesznie, lekceważąc wszystko. Tym razem nie płakałam. Nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam pokazać mojej bezsilności. Uklękłam przy Cecily,
kładąc jej głowę na moich kolanach. Obejmowałam ją i lekko kołysałam. Błagałam siebie w myślach, by się obudziła. Ale wiedziałam, że było już za późno. Nie było dla niej ratunku...

*Jace*
~3 dni później...
Clary codziennie pijąc zieloną herbatę zdążyła się już uspokoić. Pogodziła się ze śmiercią Cecily. Dopiero teraz zobaczyłem, jak bardzo była dla niej ważna. Jak bardzo zależało jej na ich przyjaźni. I mimo to, że chciała zabić moją ukochaną wybaczyłem jej. Bo wiedziałem, że nie robiła tego z własnej woli. Chroniła kogoś. Broniła, by nikt nie dowiedział się, kim jest tajemnicza osoba, która wysłała te niewidzialne postacie. Widziałem strach w jej oczach podczas egzekucji.
- Przynieść ci walizkę? - spytałem spokojnie rudowłosej, która składała kilka ubrań przygotowanych na wyjazd.
- Tak, proszę.
Popędziłem do garderoby, która była jednym z największych pomieszczeń w Instytucie. Wyciągnąłem z szafy średniej wielkości walizkę w kolorze ostrej czerwieni i zaniosłem ją do pokoju Clary.
- Dziękuję - oznajmiła, gdy odstawiłem ją obok łóżka.
- Clary - zacząłem. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, byś przebywała tam w takim stanie.
- Jest w porządku. Przecież to normalne, kiedy umiera ci przyjaciółka, a ty wciąż myślisz tylko o jednym, prawda?
Zignorowałem ją.
- Mam nadzieję, że rozmowa z Tessą poprawi ci humor.
- Ja też - wyszeptała i wtuliła się we mnie.
Objąłem ją mocniej w talii i pogłaskałem po głowie.
- Będziesz się z nami jakoś kontaktować? - spytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy. Skinęła głową.
- Pójdę wziąć prysznic - oznajmiła i pocałowała mnie w policzek, po czym zniknęła za drzwiami łazienki.

*Clary*
Po dokładnym wytarciu ciała założyłam na siebie mój różowy szlafrok i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej dwie sukienki. Przedstawiłam się w nich Jace'owi.
- Czerwona, czy niebieska?
Westchnął i podszedł do szafy, wybierając z niej spodnie z motywem angielskiej flagi i top z tym samym wzorem. Rzucił nimi we mnie i opadł na poduszki. Zaśmiałam się i odłożyłam sukienki na miejsce. Zniknęłam za parawanem, po drodze wybierając odpowiednie buty.
- Tik, tak, tik, tak, tik, tak - powtarzał wkoło, by mnie zdenerwować. Przewróciłam oczami i wyszłam na środek pokoju. Klasnął w dłonie kilka razy.
- Nadal twierdzisz, że mam dobry gust? - spytał.
- Tak - przewróciłam oczami. Podeszłam do toaletki i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Spryskałam się delikatnymi perfumami i usiadłam na łóżku obok Jace'a. Wtuliłam się w jego tors.
- Będzie mi tego brakować - oznajmiłam.
- Czego?
- Twojego uspokajającego dotyku. Twojego uroczego zapachu. Równomiernego oddechu na moim ramieniu. Błysku w twoich oczach. Uśmiechu... Wszystkiego.
Pocałował mnie w czoło.
- Clary, już czas! - krzyknęła Maryse za drzwiami.
Westchnęłam głośno i wstałam na równe nogi.
- Wezmę walizkę - oznajmił. Trzymając się za ręce wyszliśmy z pokoju.

*Isabelle*
- Jadą - wyszeptałam, gdy usłyszałam dźwięk windy. Wszyscy staliśmy w holu. Ja, Alex, Maryse i Alec. Gdy tylko żelazne drzwi się otworzyły pobiegłam w ich stronę, rzucając się Clary na szyję.
- Będę tęsknić - oznajmiłam.
- Ja też - kołysałyśmy się lekko.
Następnie Clary poszła się pożegnać z resztą. Odebrała z rąk Maryse małą Alex i przytuliła ją z całej siły jak pluszową zabawkę. Łzy spłynęły po jej policzku, które Alex od razu otarła. Zaśmialiśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Clary otworzyła Bramę za pomocą steli. Nagle otoczyła ją błękitna mgła. Odwróciła się do nas. Ostatni raz się uśmiechnęła i zaczęła powoli znikać. Nagle Jace do niej podbiegł i trzymając za ramię odwrócił w swoją stronę. Pocałował ją uroczo i namiętnie, po czym pozwolił odejść.
- Wróci - oznajmiłam, gdy był dostatecznie blisko nas.

*Clary*
Znalazłam się w obcym miejscu, w innym mieście. Zaczęłam wypatrywać Instytutu. Tessa wspomniała, że znajduje się przy ulicy Roosevelta 7, więc próbowałam zadzwonić po taksówkę. Podeszłam do budki telefonicznej i zadzwoniłam na wybrany wcześniej numer.
- Za 10 minut? Dobrze. Do widzenia - rozłączyłam się i czekałam, aż żółte auto podjedzie prosto pod moje nogi, nie ochlapując mnie po drodze. Tessa miała racje. W Londynie cały czas pada deszcz. Bez względu na to, ile jest stopni.
***
Otworzyłam drzwi samochodu i do niego wsiadłam.
- Dzień dobry, panienko. Dokąd to?
- Roosevelta 7.
- Jest pani pewna? To ulica, na której jest wysypisko.
- Tak, jestem pewna.
Wcisnął gaz i zaczął jechać. Odwróciłam się w stronę szyby i namalowałam na niej serduszko.
- Zakochana, mam rację?
- Może się pan skupić na drodze? - przewróciłam oczami. Patrzyłam prosto przed siebie, zamyślona w to, jak może wyglądać Tessa i jak mnie przyjmie. Czy będzie miła, jak Izzy, kiedy zobaczyła mnie pierwszym razem?
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił kierowca. Wyszedł z auta i otworzył drzwi obok mnie, pomagając mi wysiąść. Wyciągnął moją walizkę z bagażnika. Poczekałam, aż odjedzie. Nie zamierzałam mu się tłumaczyć i wymyślać durnych bajeczek o tym, dlaczego idę z walizką na wysypisko.
***
Londyński Instytut wyglądał nieco inaczej, niż Nowojorski. Miał niższe wieże, a materiał, z którego był zbudowany miał ciemnoczerwoną barwę. Podeszłam bliżej i zapukałam w drzwi. Otworzył mi wysoki mężczyzna o włosach białych, jak śnieg i oczach tego samego koloru.
- James Carstairs. Przyjaciele mówią na mnie Jem. Miło cię poznać... Clary, tak? - podał mi dłoń, którą przyjęłam. Uścisnęliśmy sobie ręce. Byłam oczywiście lekko zdziwiona ze względu na Jema. Przecież Matt mówił, że nie żyje. Ale dopiero teraz przejrzałam na oczy i zorientowałam się, że wampirom nie można ufać. Odebrał moją walizkę i zaprowadził do salonu, gdzie na kanapie siedziała Tessa i czytała książkę.
- Ehem - udał, że kaszle. - Kochanie?
- Och, Clary! - Jem przewrócił oczami.
Podbiegła do mnie i mocno uściskała.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - ominęła Jema i zaprowadziła mnie na drugie piętro budynku.
- Obok jest nasza sypialnia, dlatego, jeśli będziesz potrzebowała pomocy śmiało zapukaj - uśmiechnęła się.
- Jesteś zaręczona z Jemem?
- Jesteśmy małżeństwem od ponad 200 lat - zaśmiała się.
- Jak to możliwe? - westchnęła.
- Jestem pół-Czarownikiem, pół-Nefilim.
- Co daje ci nieśmiertelność, prawda? - skinęła głową. - A Jem? - dodałam.
- Jem stał się Cichym Bratem po śmierci swojego parabatai. Brat Enoch podarował mu nieśmiertelność ze względu na to, ile dla nich zrobił.
- Rozumiem - oznajmiłam. Tessa otworzyła drzwi do pokoju, w którym miałam zamieszkać.
- Rozgość się i czuj się, jak u siebie - oznajmiła. - Masz 15 minut na rozpakowanie się. Potem zejdź na kolację - skinęłam głową.
Tessa była urocza i miła, zdarzało jej się przybrać poważną minę, ale często była uśmiechnięta. Jej kasztanowe włosy opadają na ramiona. Rzadko ma jej upięte w kucyk lub inną fryzurę. Jej szare oczy błyszczą w świetle kinkietów, a jasna karnacja idealnie to uzupełnia.
Z opowieści Magnusa słyszałam, że Jem jest uzależniony od narkotyku. Nie mam zamiaru go o to pytać, jest to trochę niestosowne ze względu na krótką znajomość. Włosy w kolorze bieli przysłaniają srebrne oczy. Jego cera jest jaśniejsza od mojej, co zawsze uważałam za niemożliwe, lecz jest to pewnie spowodowane działaniem narkotyku.
Zaczęłam rozpakowywać walizkę. Ubrania schowałam do szafy, a szkicownik jak zawsze położyłam na toaletce. Pokój nie różnił się znacznie wyglądem od mojej sypialni w Nowym Jorku. Był tak samo duży, meble rozmieszczone były tak samo. Jedynie kolory się nie zgadzały, ale nic nie jest idealne. Gdy zwiedziłam każdy kąt w pokoju zeszłam schodami na dół, o dziwo się nie gubiąc. Londyński Instytut jest dużo większy od Nowojorskiego, więc będę musiała znów uczyć się rozmieszczenia. W najgorszym wypadku poproszę o mapę.
Uśmiechnięta usiadłam naprzeciwko Tessy, która była zbyt zajęta lekturą, by na mnie spojrzeć.


I jak wam się podobało :)?
Tessa i Jem powracają z DM :D!
Kto się cieszy :3?
No to teraz małe wyzwanie :)
Gdy będzie tutaj 5 komentarzy dodam kolejny rozdział najszybciej, jak się da :)
Wiem, że potraficie. Bez narzekań.
Przypominam o zakładce "Bohaterowie" - koniecznie zajrzyjcie. Pojawiła się postać Jema, Matta i Tessy :)
Do zobaczenia ^^!

Rozdział 8

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 8

*Clary*
"Już niedługo miałam dowiedzieć się prawdy od mężczyzny, który chce mnie zabić. Nie wiem, czy jestem na to gotowa" - pomyślałam i uścisnęłam mocniej dłoń Jace'a.
Nagle serce zaczęło szybciej bić, oddech stał się nierównomierny. Widziałam go, a w zasadzie jego cień. Podeszliśmy bliżej. Dopiero teraz mogłam go dokładnie zobaczyć. Wysoki, umięśniony mężczyzna. Czarnowłosy. Brązowe oczy, w których emanowała dodatkowo czerwona poświata. Pełne usta, na których widniała szkarłatna kropla.
- Wampir - warknęłam.
- Matthew - poprawił lekceważącym tonem. - Ale tak, masz rację. Jestem wampirem.
- Trudno tego nie zauważyć - wtrącił się Jace.
- Masz charakterek... podoba mi się to - zaśmiał się Matthew.
- Może przejdziemy do rzeczy? - spytałam, unosząc brew.
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Clary. Zwykle nie przechodzisz do konkretów.
- W takim razie dobrze mnie nie znasz - jęknęłam pod nosem.
- Clarissa Adele Morgenstern...
- Fray - poprawiłam. - Wyparłam się tego nazwiska.
- To nie takie proste. Clave musi wyrazić zgodę, a z tego, co wiem.... nie wyraziło.
Nastało kilka sekund ciszy.
- Kontynuując. Jesteś biologiczną córką Valentine'a i Jocelyn Morgensternów. Siostra Jonathana. Parabatai Isabelle Lightwood. Uwielbiasz tańczyć i rysować. W wieku 10 lat zamieszkałaś w sierocińcu. Wygrałaś wojnę. W Instytucie mieszkasz już rok. Niedawno był bal z tej okazji, na którym zagościłem - zaśmiał się.
- Jak? - wyszeptałam.
- Ach... wracając wspomnieniami do ostatnich chwil... jak ci się podobała moja maszyna? Bajeczna, nieprawdaż?
- Stara kupa żelaza, na dodatek źle skonstruowana - oznajmił Jace. - Nie robi wielkiego wrażenia w porównaniu z maszynami Mortmaina z przed kilkuset lat.
- Axel Mortmain może i konstruował wybitne maszyny, ale niestety nie zdążył przekazać mi swoich tajemnic, nim zabił go William.
- Will - wyszeptał Jace.
- Kojarzysz go, prawda? Jeden z twoich przodków.
- Skoro żyłeś w tamtych czasach to musiałeś coś wiedzieć o Tessie Gray, prawda?
- Skoro interesuje cię jej postać to czemu się z nią nie spotkasz?
- Nie wiedziałam...
- Londyn. Nadal przesiaduje w Instytucie po śmierci Jamesa, dlatego miło by było, gdybyś ją odwiedziła - przerwał mi.
- Nie sądzę, że mówisz nam to z dobroci - zauważył Jace. - Nie wyglądasz na takiego.
- Rodzice cię nigdy nie uczyli, że "nie ocenia się książki po okładce"? - zacytował.
- Pozory mylą, ale w twoim wypadku...
- Skończ - znów przerwał komuś w połowie zdania. - Przyszliście tu tylko po to, by poznać prawdę. Prawda, Clary? - zwrócił się do mnie.
- Nadal chcesz mnie zabić, mam rację?
- Nie koniecznie. Za bardzo mi kogoś przypominasz.
- Więc o co chodzi? Mam ci pomóc wynaleźć lekarstwo na raka?
- Sądziłem raczej, by cię wykorzystać.
- Wolałbym się pobawić w inny sposób - oznajmił Jace.
- Chyba nie będziemy walczyć w takich strojach, prawda? - zauważył.
- Przeszkadza ci coś? - spytałam słodkim głosem, którym zawsze wszystkich denerwowałam.
- Sądzę, że Jace mógłby być trochę zazdrosny, jeśli cały czas patrzyłbym się na twoją uroczą bieliznę - mrugnął do mnie. Zarumieniłam się i szybko pociągnęłam sukienkę w dół. Na twarzy Jace'a malowała się wrogość. Dziwiłam się, że jeszcze nie zaczęli się okładać pięściami.
- Ehem - udał, że kaszle. - Może przejdziemy do rzeczy?
- Naturalnie. Clary - zwrócił się do mnie. - Od kiedy wojna się skończyła masz dużo znajomości w Alicante. Najważniejsze jest to, że masz wysoką reputację wśród Enklawy.
- I ma to związek z tobą, tak?
- Mniej więcej. Chciałbym móc godnie reprezentować rasę Dzieci Nocy. Tylko...
- Zapomnij - warknął Jace.
- Nagle zmieniłeś decyzję? Pamiętasz, co przed chwilą mówiłem?
- Pamiętam. I przynajmniej będę miał idealną okazję, żeby ci przyłożyć.
- Jedynym rozwiązaniem jest walka? - wtrąciłam.
- Tak! - krzyknęli razem i się na siebie rzucili. Chciałam ich jakoś rozdzielić, lecz szybko się cofnęłam, wymachując rękami.
Nie musiałam się długo zastanawiać nad tym, czy mam jakoś zareagować, dlatego wzięłam do ręki stelę i nakreśliłam Znak w powietrzu, który kilka dni temu powstał w mojej głowie. Spojrzałam na niego i wyciągając narzędzie do przodu rzuciłam nim w stronę Matthewa. Ten cicho zaklął i upadł na kolana przed Jace'em.
- Nie mogłaś chwilę poczekać? - jęknął.
- Miałam pozwolić na to, żebyście się zagryźli na śmierć?
- I masz zamiar go tak zostawić?
- Oczywiście, że nie.
- Więc? Jaki masz pomysł?
Przewróciłam oczami i nakreśliłam stelą kolejny Znak, tym razem na ramieniu Matta.
- Co to mu zrobi?
- "Wieczny sen" - oznajmiłam. - Reszty sam się domyśl - rozejrzałam się dookoła. - Chodź, zanim zjawi się cała gromadka Wampirów.
Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy do Instytutu.
- O czym myślisz? - spytał zatroskanym tonem.
- O Tessie.
- Chcesz pojechać do Londynu, prawda? - skinęłam głową.
- I zrobię to niedługo.
- Skąd możesz mieć pewność, że żyje?
- Czuję to. Jest ze mną połączona więzią, tak jak ja jestem połączona z Alex.
- Więzią?
- Jest równie silna, co Parabatai, lecz o wiele słabsza.
Nastała chwila ciszy.
- Mam jechać z tobą?
- Jeśli powiem, że nie, to będziesz zły?
- Tak.
- Musisz jechać, nie ma innej opcji!
Zaśmialiśmy się najgłośniej, jak potrafiliśmy. Nagle poczułam na skórze delikatne krople wody spadające z nieba.
- Deszcz? Teraz? - byłam wyraźnie zdziwiona.
Wtem zaczęło padać coraz mocniej, mogłabym nawet przysiąc, że jak z cebra. Ujrzeliśmy wysokie wieże Instytutu, dlatego Jace objął mnie w talii, podniósł lekko w
górę i okręcił dookoła. Gdy tylko postawił mnie na ziemi ujął mą dłoń i zaczął biec przed siebie, ciągnąc mnie za sobą.
"Jak romantycznie" - pomyślałam, przewracając niezauważalnie oczami.
Otworzył gwałtownie drzwi i wbiegł do środka. Sięgnął z górnej półki dwa ręczniki, jeden podając mi. Wytarłam nim dokładnie włosy i twarz, po czym oddałam go Jace'owi.
- Pójdę się przebrać - oznajmiłam. Pocałowałam go w policzek i weszłam na górę po schodach.
***
Po szybkim prysznicu i wysuszeniu mokrych włosów otworzyłam szafę, przeglądając w niej wszystkie ubrania, by znaleźć coś odpowiedniego. W końcu zdecydowałam się na szorty w kwiatowy motyw oraz szary top z napisem po francusku. Dopasowałam do tego czarne trampki. Włosy rozczesałam, spryskałam mgiełką i zostawiłam rozpuszczone. Usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać list w szkicowniku zaadresowany do Tessy. Gdy już był gotowy wyrwałam kartkę i sprawiłam, by zaiskrzyła się ogniem, stając się w ten sposób ognistą wiadomością. Pozostało tylko czekać na odpowiedź.
By sprawić, żeby czas płynął szybciej zaczęłam liczyć tykanie zegara.
- Tik, tak, tik, tak, tik, tak...
Nagle do mojego pokoju wpadła Maryse.
- Możesz mi to wyjaśnić? - podeszła do mnie szybkim krokiem, podając mi wiadomość.
- Tessa - wyszeptałam i zaczęłam czytać. - Chcę się z nią spotkać. Porozmawiać. Jest jedyną osobą, która może mi powiedzieć wszelką prawdę o mnie i o moich rodzicach.
- Rozumiem, ale wypadałoby mnie o tym poinformować.
- Przepraszam.
- Kiedy wyruszasz?
- Nie znam dokładnego terminu. Napisała, że mnie poinformuje.
- W porządku - odrzekła. W tym samym czasie wiadomość spłonęła w mojej ręce, pozostawiając na niej popiół. Zdmuchnęłam go z dłoni. Maryse spojrzała na mnie groźnie.
- Od czego są służki w Instytucie, prawda? - zaśmiałam się... jako jedyna.
- Śniadanie o 10:00, nie spóźnij się - skinęłam głową. Uśmiechnęłyśmy się do siebie ostatni raz, po czym wyszła z pokoju.
Maryse traktowałam jak drugą matkę. Zajmowała się nami odkąd znów przejęła Instytut z rąk Hodge'a. Zawsze miała decydujący głos i zawsze podejmowała dobry wybór. A co najważniejsze... umiała gotować.... w porównaniu do Iz.
Zastanawiałam się nad tym, jak mogłabym zabić czas. Spacer odpada ze względu na deszcz. Na trening nie mam siły. Na taniec humoru. pozostało tylko rysowanie.
Coś, co w wieku 5 lat sprawiało mi największą radość. Wzięłam do ręki szkicownik i zaczęłam rysować. Na pierwszy ogień poszła Tessa. Zaczęłam ją sobie wyobrażać, tak, jak mole książkowe wyobrażają sobie bohatera książki. Jasna cera, długie i brązowe loki, szare oczy, lekkie piegi i elegancka suknia, jaką zwykle nosiło się w XVII wieku. Po skończonym dziele spojrzałam na zegar. 10:00. Cholera, jestem prawie spóźniona. Odłożyłam szkicownik na miejsce i wyszłam z pokoju. Wcisnęłam przycisk windy i wpatrzona w sufit zaczekałam na nią. Drzwi się otworzyły, weszłam do środka i zjechałam w dół. Jak przypuszczałam, przy stole siedzieli już wszyscy z wyjątkiem mnie.
- Clary... - zaczęła Maryse.
- Wybacz - przerwałam, unikając długiej rozmowy.
- Smacznego - jęknęła z zawiedzioną miną.
Usiadłam między Jace'em, a Isabelle, która trzymała małą Alex na kolanach. Dałam jej buziaka w policzek i zaczęłam nakładać sobie sałatkę.

~~30 minut później...
Po skończonym śniadaniu przeglądałam coś w czasopiśmie. Sama nie wiedziałam, że to kiedykolwiek powiem, ale...
- Izzy - zaczęłam. - Poszłabyś ze mną na zakupy? - spytałam uroczo się uśmiechając.
- Nie sądziłam, że kiedyś ty to zaoferujesz - odrzekła z naciskiem na "ty".
- Chcę kupić kilka ubrań na najbliższy wyjazd.
- No tak, Londyn.
- Maryse? - skinęła głową.
- Chodzi o niejaką Tessę, prawda? Tę kobietę, która była przy twojej pierwszej ceremonii.
- Tak, to ona. Zamierzam się z nią spotkać, by omówić kilka ważnych spraw.
- Ktoś jedzie z tobą?
- Wolałabym sama, ale niestety Jace nie ma zamiaru spuścić mnie z oka - przewróciłam oczami, gdy nagle dostałam w głowę miękką poduszką. Odwróciłam się ze złością w oczach.
- Więc kiedy idziemy do centrum handlowego?
- Najlepiej od razu. Deszcz przestał padać kilkanaście minut temu.
- Brzmi nieźle. Pójdę tylko poprawić makijaż i zaraz zejdę, a ty nie zapomnij o swojej karcie. Nocni Łowcy mają zniżkę - mrugnęła do mnie i weszła na górę.

~1 godzinę później...
Wjeżdżałyśmy windą na najwyższe piętro, gdzie znajdowały się sklepy z damskim oddziałem. - Może po zakupach zajrzymy do kawiarenki na rogu? Podobno sprzedają smaczną kawę, a ciasto dają w gratisie.
- Jasne. Dawno nie piłam dobrej kawy - oznajmiłam.
- O który sklep zahaczamy najpierw?
- Od tamtego w prawo - wskazałam na sklep z kolorowym szyldem. Skinęła głową, po czym weszłyśmy do środka.
Zaraz po wejściu spodobała mi się kolorowa sukienka z motywem babeczek, lecz po kilku minutach szukania mojego rozmiaru okazało się, że go nie ma. Załamana przeszukiwałam dalsze półki.
- Znalazłaś coś już dla siebie? - spytała Iz, która miała przewieszone przez ramię kilka sukienek i szortów.
- Jakoś nie bardzo - jęknęłam.
- W tym sklepie będzie trudno ci znaleźć rozmiar - oznajmiła. - Ale w tym czasie możesz mi pomóc, chodź - ujęła mą dłoń i zaprowadziła do szatni.
- Doradzisz mi, która sukienka jest lepsza - dodała i zniknęła za zasłoną. Po kilku minutach zdecydowałyśmy, że najlepszą sukienką pod względem koloru i wzoru jest niebieska z kwiatowymi rękawami.
- Weź ją - podała mi do ręki tę samą sukienkę, tyle, że białą. - Przecież lubisz biały kolor, prawda? Będzie idealna, uwierz - odebrałam sukienkę z jej dłoni i spojrzałam na rozmiar.
- To nie ten...
- Wiem, co mówię. Przymierz ją.
Przewróciłam oczami i zniknęłam za jedwabistą zasłoną. Przebrałam się w kilka minut.
- Mam nadzieję, że nie robisz sobie zdjęć, jak dziewczyny w przyziemnej szkole - oznajmiła.
Zignorowałam ją i wyszłam z kabiny.
- I jak? - zakręciłam się wkoło, jak typowa modelka.
- Idealnie - podskoczyła i klasnęła w dłonie.
- Mam ją kupić, tak?
- Masz ku temu jakieś wątpliwości?
Przewróciłam oczami i poszłam się przebrać.

~6 godzin później...
Po kilku godzinach szaleństwa na zakupach wróciłyśmy z pełnymi torbami do Instytutu, z czego połowa moich toreb była Iz. Ja kupiłam tylko sukienkę, spodnie z motywem flagi USA i top z tym samym motywem. Do tego buty na platformie i diamentową kolię. O tym, co kupiła Isabelle wolę nie wspominać. Zaraz po wejściu do Instytutu wjechałam windą na 2 piętro, przekazałam torby Izzy, a sama otworzyłam drzwi i położyłam się na łóżku, po drodze zdejmując buty. Usnęłam w okamgnieniu.

Bardzo was przepraszam, że dzisiaj tylko perspektywa Clary, ale nie sądziłam, że rozdział wyjdzie taki długi.
Jak mogliście się domyślić, niedługo spotkanie z Tessą ^^
Kto się cieszy :D?
Piszcie w komentarzach opinie. Kto wie? Może to i twoja zmieni coś w tym opowiadaniu ;)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 7

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 7


*Clary*
Maryse nakazała mi odpocząć. Położyć się i zasnąć, jednak to nie było takie łatwe. Bałam się, że coś może się czaić pod łóżkiem. Bałam się tak samo, jak w wieku 10 lat, gdy miałam zasnąć pierwszy raz w sierocińcu. Cecily, którą od dziecka uważałam za przyjaciółkę przesiaduje teraz w lochach Cichego Miasta. Mimo wszystko, traktowałam ją jak siostrę, dlatego trochę mi jej szkoda. Nie wiem, co w nią wstąpiło, że stała się taka... taka jak mój ojciec. Rządna krwi i władzy. Leżałam w łóżku przykryta ciepłym kocem. Wpatrywałam się w śnieżno biały sufit, w którym odbijał się blask księżyca. Bałam się zamknąć oczy... choć na chwilę. Czułam, że niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem. I tylko czeka, aż upadnę, by mnie dopaść. Nagle w głowie tworzyły się różne sceny z dzieciństwa. Treningi z rodzicami. Rysowanie z matką. Taniec... tak dawno nie tańczyłam. Po prostu nie mogłam na to znaleźć czasu. Wstałam, siadając na brzegu łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Wtem mój wzrok skierował się na szafę. Podeszłam do niej cicho. Otworzyłam dolną szufladę, gdzie znalazłam śliczny, różowy karton, który coś mi przypominał. Uchyliłam lekko wieczko, ale było zbyt ciemno, bym mogła coś zobaczyć, dlatego zdjęłam całą pokrywę i ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam. Moje balerinki, które dostałam od Tessy podczas pierwszego spotkania. Wciąż pamiętam, co wtedy mi powiedziała.
"Dbaj o nie, bo emanują magiczną energią. Są magiczne, Clarisso. A to oznacza, że będą rosnąć razem z tobą. Nigdy nie będą za małe. Nigdy nie będą za duże. Będą tylko idealnie stworzone dla ciebie".
Wtedy w to nie wierzyłam, ale z biegiem czasu rzeczywiście balerinki stawały się coraz większe. Zaczęłam wierzyć w magię. Tylko ciekawi mnie fakt, dlaczego to pamiętam, skoro Bane za zgodą mojej matki odebrał mi wszystkie wspomnienia. Chyba, że wszystko przestało tracić sens, kiedy dowiedziałam się o mojej mocy, a Magnus zginął. W każdym razie, gdy tylko spojrzałam na te różowe buty miałam ochotę tańczyć. I tak było tym razem. Przypomniała mi się scena w salonie, gdzie tańczyłam przed rodzicami, a oni to nagrywali kamerą. Pokazywali to wszystkim. Zaczęli być ze mnie dumni. Ale potem odeszli. Zostawili mnie. Okłamali. I od tamtej pory nienawidzę ich za to, co mi zrobili.
Wzięłam do ręki szmaciane balerinki. Wpatrywałam się w nie chwilę, po czym je założyłam. Nagle poczułam się lekka jak piórko. Miałam wrażenie, jakbym unosiła się w powietrzu. Otworzyłam górne drzwiczki szafy i przeglądałam w niej każdą sukienkę, która byłaby idealnie dopasowana do czarnych balerinek. W końcu zdecydowałam się na czarną z koronkowymi rękawami. Podeszłam do toaletki, biorąc szczotkę do ręki. Patrząc się na swoje odbicie w lustrze zaczęłam rozczesywać powoli włosy. Po chwili byłam gotowa, dlatego wzięłam przenośny odtwarzacz muzyki i schowałam go do kieszeni, po czym wyjrzałam na korytarz, uchylając drzwi. Gdy nikogo nie było w pobliżu wyszłam na zewnątrz. Pobiegłam korytarzem w lewo i zbiegłam cicho po schodach, by nikogo nie obudzić. Skręciłam w prawo i pobiegłam prosto. Po chwili byłam przed drzwiami biblioteki. Otworzyłam je szybko, by jak najkrócej hałasowały i weszłam do środka. Zbiegłam na dół i ustałam na środku sali. Włączyłam odtwarzacz, z którego po chwili rozbrzmiała cicha muzyka. Był to jeden z moich ulubionych utworów. Spokojna, idealna muzyka do tańca oraz towarzyszący jej głos wokalisty. Zamknęłam oczy i zaczęłam tańczyć. Poczułam magię dzieciństwa. Okresu, który uważałam za najlepszy na świecie. Usłyszałam śpiew ptaków, więc otwierając oczy spojrzałam w prawo w kierunku okna. Na gałęzi, która znajdowała się blisko szyby siedziały dwa małe ptaki. Podeszłam bliżej nich i otwierając okno, wyciągnęłam rękę do przodu, by na niej usiadły. Jeden z nich się przestraszył i zniknął, natomiast drugi posłusznie usiadł na moim palcu. Powoli wróciłam z nim do pomieszczenia.
- Hej, mały - pogłaskałam go po piórkach. - Chcesz popatrzeć, jak tańczę? - zaćwierkał na moje słowa, co uznałam za "tak". Położyłam go na pianinie, a sama wyszłam znów na środek, skierowana przodem do niego. Zamknęłam oczy, by lepiej wczuć się w grającą muzykę. Po chwili uniosłam jedną nogę w górę tak, jak uczyli mnie w szkole, przelewając na drugą ciężar swego ciała. Zaczęłam kręcić się wkoło, nie zwracając uwagi na to, która jest godzina i że wszyscy w Instytucie już śpią. Żyłam tylko tą chwilą. Chwilą pięknego dzieciństwa.

~1 godzinę później.
Tańczyłam już około godziny, a przynajmniej tak mi się zdawało. Spojrzałam na pianino, gdzie mała sikorka zdążyła już usnąć. Spojrzałam na ekran odtwarzacza. 2:30. Zmęczona podeszłam do ptaszka, by go pogłaskać, ale ten zdążył się już obudzić. Uśmiechnęłam się i wzięłam go na ręce. Otworzyłam okno i wypuściłam go na świeże powietrze, by żył wolnością, której mu zazdrościłam. Zatrzymałam utwór i przyglądałam się dokładnie księżycowi. Nagle usłyszałam ciche kroki, więc gwałtownie odwróciłam wzrok, lecz nikogo nie ujrzałam. Po chwili usłyszałam to ponownie. Zaczęłam się trochę niepokoić, więc odeszłam od okna i zaczęłam sprawdzać każdy kąt w bibliotece.
"Jesteśmy tutaj" - usłyszałam głos za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam dziwną postać w czarnej szacie.
Zaczęłam się powoli cofać, lecz postać była szybsza i gwałtownie odepchnęła mnie do tyłu. Uderzyłam w ścianę, powoli się po niej osuwając. Gdy podniosłam wzrok nikogo nie było. Wstałam, podtrzymując się półki z książkami. Nagle poczułam oddech na ramieniu.
"Szukasz kogoś?" - nie wahając się szybko się odwróciłam, kopiąc i nokautując przeciwnika. Ku mojemu zdziwieniu nawet go nie drasnęłam, lecz on mnie tak. Szybko się zrewanżował, wyciągając zza pleców ostre narzędzie i przecinając nim lekko moją skórę. Popchnął mnie tak, że od razu upadłam. Nie miałam sił, by się obronić.
- Przestań - wyszeptałam. - Czego chcesz?
"Pan oczekuje twojej śmierci"
- Jaki Pan? O kim ty mówisz?
"Nie mogę zdradzić ci jego tożsamości. Wkrótce sama się o tym przekonasz".
- Jeśli prędzej mnie nie zabijesz - jęknęłam. - To bardzo kuszące, nieprawdaż? - prowadziłam z nim niewinną grę.
"Pan oczekuje twojej śmierci" - powtórzył. Zaczęłam powoli rozumieć, o co chodzi.
- Umiesz powiedzieć coś jeszcze?
"Nie mogę zdradzić ci jego tożsamości. Wkrótce sama się o tym przekonasz".
Wstałam szybko i z całej siły powaliłam go na ziemię. Usiadłam na nim okrakiem i od razu wyczułam metal. Zdjęłam z niego kaptur, a moim oczom ukazała się metalowa czaszka.
- Maszyna - prychnęłam. - Wiedziałam - wyszeptałam, wstając. Wychodząc zauważyłam blask, który odbijał się w szklanej lampce. Odwróciłam się, nie za szybko. Wtem oślepiło mnie coś dziwnego. Coś, co znajdowało się w środku maszyny. Podeszłam do niej i rozsunęłam metal. Z klatki piersiowej wyjęłam srebrny medalion, w którym znajdował się list. Rozwinęłam mały kawałek papieru i zaczęłam czytać.
"Jeśli chcesz poznać prawdę przyjdź pod stare mury w lesie. Będę tam na ciebie czekał".
- Znam prawdę. Jesteś szurnięty - prychnęłam i ze zwiniętym listem w ręku wybiegłam z biblioteki, by opatrzyć sobie rany, a jednocześnie po drodze zahaczając o pokój Jace'a.
"Zapowiada się kolejna przygoda" - pomyślałam, gdy zamykałam drzwi. Wróciłam tą samą drogą i skierowałam się do sypialni Jace'a.

*Jace*
Próbowałem zasnąć, lecz coś mi nie dawało spokoju. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem gwałtownie i cichym krokiem podszedłem bliżej. Wyjrzałem przez wizjer, lecz szybko odsunąłem głowę z powodu głośniejszego pukania. Przełknąłem głośno ślinę i otworzyłem drzwi. Nie czekając na odpowiedź wtargnęła do środka, muskając przy tym moją nagą skórę swoimi długimi lokami.
- Wiesz, która jest godzina? - udałem zmęczenie.
- Mogłabym powiedzieć to samo tobie - uniosła brwi i dziwnie się na mnie spojrzała, jakby miała za chwilę wybuchnąć śmiechem.
- Skoro nie śpisz, to musi być coś ważnego. Maryse kazała ci odpoczywać.
- A ty oczywiście podzielasz jej zdanie - przewróciła oczami. - Posłuchaj. Byłam w bibliotece...
- Jak się tam znalazłaś? - przerwałem jej.
- Mam ci opowiedzieć wszystko od początku? - zdziwiła się.
- Oczywiście - prychnąłem, po czym się zaśmiałem. Clary od razu do mnie dołączyła.
- Nie mogłam zasnąć. Po głowie krążyły mi różne myśli. Obrazy przed oczami przedstawiały sceny, gdzie tańczę, rysuję i trenuję. Nagle mnie olśniło. Stwierdziłam, że dawno nie tańczyłam. Nie miałam czasu. Ciągłe wojny, spacery, imprezy... W szafie znalazłam baletki, które podarowała mi Tessa podczas naszego pierwszego spotkania. O dziwo... pamiętałam to. Uznałam, że może wszystkie wspomnienia wróciły wraz ze śmiercią Magnusa lub kiedy dowiedziałam się o mojej mocy. Założyłam je, przebrałam się w sukienkę i wyszłam z pokoju, idąc prosto do biblioteki. Omijając mniej ważne szczegóły, które nie są ważne z całym wątkiem historii... podczas tańczenia usłyszałam te same głosy, co wtedy. Przestraszyłam się. Zaczęłam sprawdzać każdy kąt w pokoju. Nagle coś rzuciło mną o ścianę. Zaczęło kopać, bić, ciąć. Stąd te zadrapania.
- Co? - wstałem gwałtownie i podszedłem do drzwi, zapalając światło, by móc zobaczyć rany. - Cholera, Clary... dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? - spytałem spokojnie.
- Nie było warto. Poza tym... to tylko małe zadrapania. Nic poważnego.
Nastała chwila ciszy.
- Słuchasz dalej? - spytała. Skinąłem głową. Zaczęła dalej mówić:
- Rozejrzałam się. Zobaczyłam postać w kapturze. Zaczęłam się cofać, lecz stwór znów zaatakował. Dzięki ciągłym treningom dałam mu radę i powaliłam go na ziemię. Usiadłam na nim okrakiem, by móc zdemaskować ową postać, ale poczułam metal. Zdjęłam kaptur z twarzy. Metalowa czaszka. Wytrzeszczyłam oczy i już miałam wychodzić, gdy nagle zobaczyłam to - pokazała małą kartkę papieru.
- Co to?
- List - oznajmiła. - Pisze, że mam się z nim spotkać, jeśli chcę poznać prawdę. Będzie na mnie czekał.
- W takim razie złożymy mu wizytę.
- Nie pójdę tam sama - zaprotestowała.
- Wcale nie mam zamiaru cię tam wysyłać - warknąłem. - Pójdziemy razem. Mam z nim kilka spraw do wyjaśnienia - na mojej twarzy namalował się łobuziarski uśmiech.
- Kiedy?
- Wpierw pokażesz mi maszynę. potem zadecydujemy - oznajmiłem i pomogłem Clary wstać. Zaprowadziła mnie pod drzwi biblioteki. Zaraz po przekroczeniu progu poczułem odór kwi i metalu.
***
- Ktoś musiał ją dobrze skonstruować - popukałem w metal. - Jest wykonana z dobrego materiału. Szybko się nie zniszczy.
- Sądzisz, że jest ich więcej?
- Na pewno. Nie konstruował by jednej maszyny tylko na pokaz. Musiał wiedzieć, jaki jest jego plan. Dokładnie go rozpracował i zaczął działać. Pytanie tylko, jak ten stwór przedostał się przez mury Instytutu?
- Nie dowiemy się tego, jeśli tego nie sprawdzimy.
- Szykuj się. Wyruszamy o świcie - oznajmiłem i wybiegłem z biblioteki, ciągnąc za sobą Clary.
- Bądź cicho - oznajmiłem. - Nikt nie może wiedzieć, że wychodzimy - skinęła głową i musnęła delikatnie mój policzek.
- O 6:00 przed budynkiem - szepnęła mi do ucha.
- Jest jeszcze coś... - zacząłem. - Musisz zrobić na nim wrażenie - zaśmiałem się.
- Mam iść w negliżu? - dołączyła do mnie.
- Tylko jeśli chcesz, bym był zazdrosny.
- Wybiorę jakąś sukienkę, nie martw się - puściła mi oczko i pobiegła korytarzem.
"Mam nadzieję, że ciągłe zakupy z Iz nie poszły na marne i Clary się czegoś nauczyła o wybieraniu sukienek" - zaśmiałem się w duchu i ruszyłem do swojego pokoju.

*Clary*
Pierwsze co zrobiłam po wtargnięciu do pokoju to wzięcie prysznicu. Nawilżyłam ciało balsamem Izzy o charakterystycznym zapachu, po czym dokładnie umyłam zęby. Z torebki wyjęłam miętową gumę do żucia, by wzmocnić świeży oddech. Podeszłam do szafy, wybierając z niej sukienkę, która spodobałaby się nie tylko tajemniczemu mężczyźnie, ale te Jace'owi. Szczególnie Jace'owi. Po kilku minutach szukania i dręczenia mojej szafy wybrałam jasną sukienkę
ze ślicznie zdobioną górą. Dopasowałam kolorystycznie szpilki i podeszłam do toaletki. Zaczęłam przeglądać się w lustrze, robiąc przeróżne miny i pozy. Usłyszałam stukanie o podłogę, więc się odwróciłam i uśmiechnęłam na widok Jace'a w uroczym garniturze.
- Ślicznie wyglądasz - wyszeptał, podchodząc do mnie.
- Ile mam czasu? - spytałam.
Blondyn spojrzał na zegarek.
- Pół godziny - oznajmił.
Odwróciłam się w stronę lustra i zaczęłam tworzyć przeróżne fryzury, nie mogąc się zdecydować na jedną.
- Zostaw rozpuszczone.
- Tak sądzisz? - skinął głową.
- Przesłodko opadają ci na ramiona - zaśmiał się cicho, prawie niesłyszalnie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Posłuchałam go i tylko rozczesałam włosy, spryskując je lakierem i innymi mgiełkami, by je utrwalić.
- Biżuteria - przypomniał.
Przewróciłam niezauważalnie oczami i otworzyłam dolną szufladę toaletki. Wyjęłam z niej śliczny złoty komplet z elementami srebrnych klejnotów. Wszystko komponowało się przeuroczo.
- Gotowa? - spytał, oferując ramię. Skinęłam głową i je przyjęłam. Dumnie wyszliśmy z pokoju, kierując się do windy, gdzie przycisnął mnie do ściany i zaczął delikatnie muskać szyję. Odepchnęłam go lekko i pocałowałam namiętnie u usta. Rozkoszowałam się tą chwilą jak małe dziecko nowo kupioną zabawką, która po kilku minutach zabawy i tak została odepchnięta w kąt. Gdy winda się zatrzymała, a przycisk z numerem "0" zaiskrzył się na zielono wyszliśmy, trzymając się za rękę. Powoli poszliśmy we wskazane wcześniej miejsce.
- Stare mury w lesie, tak? - spytał na wszelki wypadek.
- Tak.
- Znam drogę na skróty - oznajmił i pociągnął mnie w lewo, zbaczając z ścieżki i idąc przez długą polanę. Mimo tego, iż patrzyłam cały czas przed siebie nie mogłam dojrzeć końca. Po kilkudziesięciu minutach drogi ujrzałam pierwsze drzewa, a przed nimi tabliczkę z napisem:
"Nowojorski las"
- Oryginalna nazwa, nieprawdaż? - spytał, gdy zauważył, że wpatruję się w tabliczkę.
- Kto by pomyślał, że to las? - zaśmiał się na te słowa. - Co? - zdziwiłam się.
- Pamiętam, jak Alec kilka lat temu myślał, że to siedziba kosmitów - oboje się zaśmialiśmy. - Zawsze bał się tu wejść.
Nim się zorientowałam byliśmy na miejscu.
- Gotowa? - spytał. W jego tonie głosu wyczułam troskę i niepokój. Nie odpowiedziałam.
"Już niedługo miałam dowiedzieć się prawdy od mężczyzny, który chce mnie zabić. Nie wiem, czy jestem na to gotowa" - pomyślałam i uścisnęłam mocniej dłoń Jace'a.

Miałam małe problemy z dodaniem tego rozdziału, ale po ciągłym odświeżaniu strony dałam radę :)
Mam nadzieję, że się podoba, a już niedługo, w kolejnym rozdziale spotkanie z tajemniczym mężczyzną. Czy okaże się pokojowy? Czy rzeczywiście wyjawi prawdę Clary, czy może będzie próbował znów ją zabić.
I jak mogliście zauważyć motyw maszyny z "Diabelskich Maszyn", tak. Uznałam, że dobrze byłoby wprowadzić coś takiego. Potem dowiecie się dalszych szczegółów.
Przepraszam, że tylko takie perspektywy bohatera, ale chcę rozwinąć ten wątek. Poza tym... reszta spała, także :')
Do zobaczenia kochani, kocham was <3!

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 6

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 6

Jestem nawet mile zaskoczona, że aż tak przejęliście się śmiercią Clary i Alex.
Były nawet wypowiedzi, w które ciężko mi było uwierzyć. Niektóre z was mówiły, że płakały.
Ale cóż... jak się potoczą losy bohaterów mojego opowiadania bez tej uroczej dwójki?
Miłego czytania!

Rozdział 6
*Isabelle*
Tańczyłam do momentu, w którym z bólem upadłam na ziemię. Dookoła mnie zebrali się wszyscy goście.
- Izzy, co się dzieje? - pytali, lecz nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Przez tłum przepchnął się Jace.
- Isabelle? - wyszeptał i uklęknął obok mnie. - Co się stało?
- Clary... - tylko to zdołałam wydusić.
- Co z Clary?! - warknął.
- Uspokój się - Alec położył mu dłoń na ramieniu, co od razu go uspokoiło. Stał się potulny jak baranek. "Więź parabatai" - pomyślałam. nagle mnie olśniło. Spojrzałam na miejsce nad sercem, gdzie powinna znajdować się Runa Parabatai, lecz ta zaczęła powoli znikać.
- Jace! - zawołałam najgłośniej, jak tylko potrafiłam. Szybko do mnie podbiegł i pomógł mi wstać.
- O co chodzi?
Nie odpowiedziałam, tylko wskazałam na swoją klatkę piersiową.
- Nie - wyszeptał. - Nie! - uderzył dłonią w pobliski stół, który natychmiast się rozpadł. Pozostały po nim tylko odłamki drewna i kurz unoszący się w powietrzu. Zobaczyłam, jak szybko wbiega po schodach na górę. Popędziłam za nim.
- Jace, stój! - krzyknęłam, lecz nawet się nie odwrócił. - Gdzie idziesz?
- Oranżeria.
- Sprawdzę pokoje - stanął w miejscu. Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Nie pójdziesz tam sama.
- Jace, mam szesnaście lat! Nie traktuj mnie jak małe dziecko, kiedy się tutaj znalazłeś!
- Izzy, proszę. Nie chcę, aby tobie również się coś stało.
- Dam sobie radę - zapewniłam. Uśmiechnął się lekko i wbiegł na górę. Gdy nie widziałam już jego cienia odwróciłam się w stronę długiego korytarza i zaczęłam otwierać drzwi do każdego pomieszczenia. Zaczęłam od sypialni Aleca, choć nie wiedziałam, co Clary mogłaby tam robić.
- Pusto - wyszeptałam.
Kolejne drzwi prowadziły do sypialni Jace'a. Otworzyłam je pośpiesznie, lecz również tam nikogo nie było.
- Cholera - mruknęłam i poszłam szukać dalej.
"Sypialnia Clary... drugie piętro!" - pomyślałam i wdusiłam przycisk od windy, by znaleźć się tam szybciej, niż gdybym wbiegała po schodach. Po chwili żelazne drzwi się otworzyły, a ja weszłam do środka. Wcisnęłam kolejny przycisk z numerem 2. Winda ruszyła.
Po kilku sekundach byłam na miejscu. Powoli przekręciłam klamkę. Zajrzałam do środka.
- Cholera! - krzyknęłam na widok pustego pokoju.
- Masz coś? - podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam się powoli.
- Och, Alec. Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem. Więc?
- Nie. Wszędzie pusto.
- Sprawdziłaś dokładnie pokoje?
- Tak!
- Wszystkie?
- T... - wytrzeszczyłam oczy. - Nie - powiedziałam po nosem i pobiegłam na ostatnie piętro, gdzie znajdowała się moja sypialnia.
***
Byłam przed drzwiami. Bałam się, co tam ujrzę. Sprawdziłam, czy nikogo nie ma w pobliżu i położyłam dłoń na klamce. Zamknęłam oczy i ją przekręciłam. Gdy usłyszałam przerażające skrzypienie wyciągnęłam rękę do przodu, dotykając ściany. Szukałam przycisku zapalającego światło. Wcisnęłam go i otworzyłam powoli jedno oko. To, co tam zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Przez ciało przeszły mnie dreszcze. Krzyknęłam i zapłakana podbiegłam bliżej martwej Clary. Dookoła niej była krew. Wszędzie krew. Zorientowałam się, że w pokoju jest jeszcze moja mała córeczka. Spojrzałam powoli w lewo, gdzie znajdowała się kołyska, która również była pobrudzona krwią. Z jej spodu skapywały szkarłatne krople. Bałam się najgorszego. Bałam się, że coś jej się stało. Podtrzymując się ściany wstałam na równe nogi. Zobaczyłam ją. Moją małą córeczkę. Martwą.
- Alex - wyszeptałam, podnosząc ją z kołyski i tuląc do siebie. - Alex! Alex! - krzyczałam przez łzy, tuląc moje małe maleństwo najsilniej, jak umiałam. Nagle w progu stanęła Cecily.
- Isabelle - wyszeptała i podeszła do mnie. - Przepraszam. Oni nie mieli zabić twojego dziecka.
- Jacy oni?! - uniosłam się.
- Mroczni! Oni... mieli zabić tylko Clary.
- Ty... nienawidzę cię! Zabiłaś wszystko, co było dla mnie ważne! Wszystko! - zaczęłam płakać jeszcze bardziej. - I poniesiesz za to konsekwencje.
- Proszę, nie... ja... ja nie chciałam...
- Straciłam parabatai! A co najważniejsze... straciłam dziecko, które widziałam zaledwie kilka dni... - odwróciłam wzrok.
- Przepraszam - wyszeptała i zaczęła się cofać.
- Stój! - wykrzyczałam i podbiegłam do niej, powalając ją na ziemię. Zaczęłam ją dusić. I zrobiłabym to, gdyby Alec mnie nie odciągnął.
- Izzy, nie warto.
- Zabiła je - wyszeptałam i wtuliłam się w niego. Cecily wykorzystała sytuację i próbowała wymknąć się z pokoju. Drogę zastąpiła jej Maryse.
- Dokąd to?
Westchnęła i odwróciła wzrok.
- Dopilnuję, żeby zajęło się tobą Clave - jęknęła.
- Nie, tylko nie to. Zabij, utop.... wszystko, tylko nie Clave.
- Zapomnij o dobroci - oznajmiła i wyprowadziła ją z pokoju.
Zaraz po niej wszedł Jace. Gdy tylko zobaczył martwą Clary natychmiast do niej podbiegł, omijając nas łukiem.
- Co tu się stało? - spytał. Zobaczyłam, jak po jego poliku spływają krople łez. Płakał. Jace płakał. A nie robił tego od dobrych kilku lat.
"Zmieniła go. Nauczyła go kochać. A teraz będzie musiał pogodzić się z jej śmiercią".
- Cecily i jej Mroczni.
- Nikt ich nie widział?
- Niewidzialni - poinformował Alec.
- Są tutaj - dodałam.
Zapanowała cisza. Pozwoliliśmy Jace'owi zostać samemu w pokoju z Clary, a my wymknęliśmy się i poszliśmy do salonu. Alec zaparzył mi gorącej herbaty, która mnie zawsze uspokajała. Choć na chwilę. I tak było do teraz.
- Opowiedz nam, co się tam dokładnie wydarzyło - poprosiła Maryse.
- Sprawdzałam wszystkie pokoje, ale w żadnym nie było Clary. potem pojawił się Alec, by sprawdzić, jak mi idą poszukiwania. Zorientowałam się, że nie sprawdziłam jednego pomieszczenia. Swojej sypialni. Wjechałam windą na górę. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światło. Poczułam, jakby moje serce się zatrzymało. Poczułam zimny chłód. Podbiegłam do Clary. Płakałam. Potem zobaczyłam moją Alex. Całą we krwi. Rozpłakałam się bardziej. I miałam do tego prawo, bo to była moja córka. Straciłam je. Straciłam je obie - zrobiłam chwilę przerwy i zaczęłam mówić dalej:
- Potem pojawiła się Cecily. Przepraszała. Mówiła, że Mroczni mieli zabić tylko Clary. Alex była tylko powodem, dla którego Clary miała popełnić samobójstwo. Rozmawiałyśmy. Potem się na nią rzuciłam. Dusiłam ją. I zrobiłabym to, gdyby nie Alec. Powstrzymał mnie. Odciągnął. Dalszą historię znasz.
- Zastałaś już ją taką, tak? - skinęłam głową. Nie miałam siły, by mówić.
- Nie ma Magnusa. Nie ma Clary. Nie znamy innej osoby, która potrafi uzdrawiać. A Isabelle powinna...
- Czuję się dobrze - zapewniłam. - Muszę tylko chwilę odpocząć.
- Nie ruszasz się z łóżka przez kolejne kilka dni - nakazała Maryse. - Idź się położyć.
- Nie wejdę tam.
- Skrzydło, czy pokój gościnny?
- Przeniesiecie wszystkie moje rzeczy z sypialni do pokoju gościnnego? - skinęli głową. - W takim razie wybieram pokój - oznajmiłam i wolnym krokiem poszłam we wskazane miejsce.

*Jace*
~2 dni później...
Siedziałem przy Clary już kilka godzin. Za chwilę miałem się z nią pożegnać już na zawsze. Już niedługo mieli spalić jej ciało, by wszystko przemieniło się w proch i popłynęło wzdłuż rzeki, gdzie poniesie go wiatr.
- Zrobiłbym wszystko, byś znowu była z nami. Ze mną. Wszystko - po moim poliku spłynęła łza i skapnęła na klatkę piersiową Clary, którą przysłaniały długie loki. Isabelle naprawdę się postarała, wybierając jej kreację. Śliczna,
długa, biała suknia idealnie przylegała do jej talii, a srebrne szpilki były tylko brakującym elementem, by wszystko pasowało pod każdym względem. Podszedłem do małego łóżeczka, które było zbudowane z białego drewna. Mała Alex leżała ze skrzyżowanymi rączkami na piersiach. Gdybym nie wiedział, że nie żyje mógłbym przysiąc, że tylko smacznie śpi.
Jej śliczna sukienka w białym kolorze była na nią trochę za długa, ale był to najmniejszy z możliwych rozmiarów. Natomiast buciki były idealne. Na ich czubku widniała urocza kokardka, która tylko dodawała im efektu. Wróciłem myślami do Clary. Przysięgałem jej, że na zawsze będziemy razem. Że nigdy nie doprowadzę do jej śmierci. Przysięgałem na Anioła. I złamałem obietnicę. Zbliżyłem się do niej, by ostatni raz dotknąć jedwabistych rudych loków. By ostatni raz dotknąć jej delikatnej cery. By ostatni raz poczuć jej zapach. Ostatni raz...
Krople łez znów spłynęły po policzkach i strużkami skapywały na kreację Clary. Jednak dwie dziwnym trafem zmieniły kierunek i skapnęły w dalekiej odległości - na oczy. Odwróciłem wzrok i wolnym krokiem szedłem w kierunku drzwi od Skrzydła Szpitalnego, gdy nagle usłyszałem ciche dławienie. Natychmiast się odwróciłem i podbiegłej do rudowłosej.
- Clary! - krzyknąłem uradowany.
- Jace - wyszeptała. Wziąłem ją na ręce i wyprowadziłem z pomieszczenia. Spojrzałem na nią. Znów mogłem widzieć jej uśmiech na twarzy. Czuć jej delikatne pocałunki składane na moich policzkach. Znów mogłem przy niej być.
- Teraz zawsze będę przy tobie. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda.
- Alex - wyszeptała. - Co z nią?
- Nie żyje...
- Nie - zaczęła się wyrywać. - Nie! Jace, puść mnie! Uratuję ją! - zapewniała.
Zaufałem jej i postawiłem na równe nogi. Zauważyłem, jak znika w Skrzydle i zamyka drzwi, pozostawiając mnie samego w holu.
- Jace! Clary się obudziła! Ona...
- Wiem.
- T-to... gdzie ona teraz jest?
- Ratuje twoją córkę - oznajmiłem. Izzy przyłożyła dłonie do twarzy i usiadła na ławeczce przy ścianie, pozwalając sobie na płacz. Przybiegła tutaj, bo musiała poczuć to samo uczucie, które ja czułem, gdy Alec powrócił do żywych.
- Wszystko będzie dobrze, prawda? - spytała.
Nie odpowiedziałem jej. Z doświadczenia wiedziałem, że rzadko coś jest w porządku. Kątem oka zobaczyłem, jak Izzy przykłada dłoń do Znaku parabatai. Skuliła głowę i zaczęła znów płakać.

*Clary*
- Obiecałam ci, że nic ci się nie stanie. Obiecałam. I dotrzymam słowa - oznajmiłam i zamknęłam oczy, by móc się skupić. Poczułam, jakbym unosiła się w powietrzu. Wyciągnęłam dłoń do przodu, która po chwila zaogniła się błękitnym ogniem.
"Niebiański Ogień" - podpowiedział głos w mojej głowie. "Przywróci do życia dobrych, złych zepchnie do piekieł"
"Alex była dobra" - pomyślałam. "Nawet nie zdążyła zobaczyć, co to prawdziwe zło".
Bez wahania podeszłam do małego łóżeczka i przyłożyłam dłoń do serca córeczki Iz. Wyglądała, jakby spała. I faktycznie to robiła. Tylko, że ona usnęła na zawsze. A ja ją z tego snu wybudzam.  Przełknęłam głośno ślinę. Z końców moich palców wystrzeliły błyskawice, które zapaliły wszystkie świece w pomieszczeniu, a na dodatek trafiły Alex w środek serca. Jej małe ciało lekko podskoczyło, a oczy się otworzyły. Zaczął na nie wracać blask i kolor.
Zaczęła się dławić, kaszleć i pluć własną krwią. Szybko zainterweniowałam i popukałam ją lekko w plecy.
- Ciocia - wyszeptała. Było to jej pierwsze wypowiedziane słowo. Dziwiłam się, że nie powiedziała "mama", tylko "ciocia". Łzy szczęścia spłynęły po policzkach.
- Dziękuję - dodała.
- Alex - powiedziałam cicho i przytuliłam ją do siebie. - Kocham cię - objęła mnie mocno wokół szyi. Czułam jej delikatny oddech na ramieniu. - Chcesz iść do mamy? - skinęła lekko głową. Uśmiechnęłam się do niej i wyprowadziłam ze Skrzydła.
- Izzy - podeszłam do skulonej na ławce Isabelle i podałam jej do rąk małą Alex. Czarnowłosa spojrzała się na mnie swoimi zaszklonymi oczami, z których wyczytałam smutek mieszający się z radością oraz podziękę. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam między nią, a Jace'em i mocno się w nią wtuliłam. Objęła mnie ramieniem. Złapałam Alex za jej małą lewą rączkę. Śmiałyśmy się i uśmiechałyśmy. Był to widok, za którym tęskniłam. Ujrzeć Isabelle uśmiechniętą i pobudzoną na nowo do życia.
- Przepraszam - wyszeptałam do ucha Iz.
- To nie była twoja wina.
- Ale ktoś mną sterował. Byłam sparaliżowana.
- Cecily.
- Co?
- Twoja "przyjaciółka" postanowiła odebrać ci życie, ale Alex była tego tylko powodem, dla którego sama byś to zrobiła - przy słowie "przyjaciółka" zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- I prawie jej się to udało.
- Clary! - spojrzałyśmy w prawo i ujrzałyśmy Maryse. Podbiegłam do niej, rzucając jej się w ramiona i przy okazji budząc Jace'a ze snu. Należało mu się to. Był cały czas przy mnie... tak, jak obiecał.
- Maryse -wyszeptałam, tuląc się do niej.
- Weź prysznic i zwołaj wszystkich do mojego biura - skinęłam głową. Kierując się do schodów spojrzałam na Iz z uśmiechem i wbiegłam na górę.
***
Wyciągnęłam z szafy białą koszulę bez ramiączek, szorty koloru
morza, a do tego białe trampki. Wszystko położyłam przy łóżku, a sama poszłam wziąć kąpiel. Odkręciłam zawór z zimną i gorącą wodą. Poczekałam, aż wanna się nią napełni i dodałam płyn o kwiatowym zapachu. Wskoczyłam do wody, całkowicie się w niej zanurzając i rozmyślając o ostatnich zdarzeniach, jak to zawsze robiłam przed snem lub podczas kąpieli. Tylko wtedy mogłam pobyć z sobą sam na sam. Tylko wtedy nie musiałam nikogo udawać. Mogłam leżeć i wpatrywać się w sufit każdą noc. Spojrzałam na zegarek, który podarowała mi Maryse po wygranej wojnie. Uznała, że powinnam go nosić. Mówiła, że jest otoczony magiczną aurą i że należał do jej prababki. I jakimś dziwnym trafem nie tonął w wodzie, ani pod jej wpływem się nie psuł, jak inne zegarki. Stwierdziłam, że być może jest wodoodporny.
Siedzę już tutaj prawie godzinę, a Maryse nie lubi, gdy ktoś się spóźnia. Owinięta ręcznikiem wybiegłam z łazienki i szybko przebrałam się za parawanem w wcześniej uszykowane rzeczy. Spryskałam się delikatnymi perfumami. Rozczesałam długie, rude włosy, spięłam je w wysokiego kucyka i wyszłam z pokoju. Pobiegłam do sali treningowej, gdzie służki nie zdążyły jeszcze posprzątać i zabrać sprzętu grającego. Wzięłam mikrofon do ręki i zaczęłam mówić donośnym tonem.
- Wszyscy mieszkańcy Instytutu proszeni są do gabinetu Maryse!
Poczułam się jak w szkole dla Przyziemnych.
"Clary Fray proszona do gabinetu dyrektora!" - wiąż nie przyznawałam się do nazwiska "Morgenstern". Szczerze to się nawet go wyparłam. Nienawidziłam, gdy podczas zebrań w Alicante wszyscy Nocni Łowcy patrzyli się na mnie z wrogością, a co niektórzy szeptali dookoła "córka Valentine'a". Nie jestem taka, jak mój ojciec. Uratowałam im życie, ale oni nadal mnie nienawidzą. Nawet nie wiem, za co...
I wybiegłam tak szybko, jak wbiegłam i poszłam korytarzem w lewo do gabinetu Maryse. Zapukałam, a gdy otrzymałam odpowiedź weszłam do środka. Na kanapie siedziała Izzy z małą Alex na kolanach.
- Czekamy jeszcze na chłopców, tak? - spytałam. Szefowa Instytutu skinęła głową i założyła nogę na nogę. Siedziała wyprostowana i dumna, jak na Nocną Łowczynię przystało. nagle drzwi się otworzyły, a przez próg przeszli Alec i Jace. Blondyn usiadł obok mnie na kanapie i pocałował w policzek.
- Później pogadamy - szepnął mi do ucha, na co się uśmiechnęłam.
- Proszę o uwagę! - krzyknęła, a wszyscy skierowali na nią swój wzrok. Nawet Alex wpatrywała się w nią swoimi dużymi, dwukolorowymi oczami.
- Clary, proszę cię, byś opowiedziała nam, co wydarzyło się kilka dni temu.
- Tańczyłam z Jace'em do momentu, w którym postanowiliśmy odpocząć. Poprosiłam go, by przyniósł mi drinka. Poszedł do baru, a mnie zostawił samą. Potem zaczęłam słyszeć dziwne głosy. Dźwięki dookoła ucichły. Ktoś mi podpowiadał, żebym poszła do swojej sypialni. Byłam sparaliżowana, nie mogłam nic zrobić - po poliku spłynęły pierwsze łzy. - Wstałam i mimo woli weszłam schodami na pierwsze piętro. Tam zobaczyłam karteczkę, na której pisało, bym skierowała się do sypialni Isabelle. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Wjechałam windą na drugie piętro, gdzie mieściła się sypialnia Izzy. Otworzyłam drzwi. Kolejna kartka. Zaczęłam się bać, co na niej zobaczę. Pisało, żebym wzięła do ręki nóż, który był obok okna i zabiła nim Alex. Wzięłam do ręki sztylet i podeszłam do kołyski Alex. Paraliż zniknął. Zostałam sama ze swoimi myślami. Przypomniało mi się, jak obiecałam Izzy i jej córeczce, że będę je chronić. Że gdy będzie taka potrzeba oddam za nie życie. Ale nigdy nie sądziłąbym, że stanie się to tak szybko - mówiłam przez łzy. Jace objął mnie w talii i mocno do siebie przysunął. Poczułam się bardziej pewna siebie i zaczęłam mówić dalej. - Musieli wiedzieć, że oddam życie za Alex, dlatego była ona tylko powodem tego, bym odebrała sobie życie. Przyłożyłam sobie sztylet do serca i już miałam się nim przebić, gdy nagle coś przebiło moje ciało. Poczułam silny ból. Krew lała się wszędzie. Najgorsze było to, że w ostatniej chwili zobaczyłam, jak sztylet, który trzymałam w ręku spadł do kołyski, podrzynając gardło małej Alex. Krzyczałam najgłośniej, jak mogłam. Upadłam. Zobaczyłam ciemność. Usłyszałam cichy płacz i myśli moje i Alex. Przepraszałam ją, a wtedy ona odpowiedziała: "I tak dużo przeżyłaś, ciociu. Zaopiekuj się mamą". Dalej była tylko ciemność, której korytarzami błądziłam do momentu, kiedy Jace mnie nie wybudził. Płakał nade mną. Dwie małe krople spłynęły na powieki, które dziwnym trafem się otworzyły. Było to działanie miłości. Prawdziwej i bezgranicznej miłości. Dalszą historię już znacie.
- Niewiarygodne - wytrzeszczyła oczy Maryse.
- Och, Izzy. Twoja Alex wypowiedziała już pierwsze słowo - oznajmiłam z uśmiechem.
- Przecież ona ma dopiero tydzień! - zdziwiła się Izzy. Spojrzała prosto w oczy swojej córeczki i poprosiła:
- Co powiedziałaś?
- Ciocia - wyszeptała jej do ucha.
- A umiesz powiedzieć coś jeszcze?
- Dziękuję - powiedziała ze śmiechem.
Podeszłam bliżej nich i uklękłam na jedno kolano przy Alex.
- A powiesz "mama"?
- Mama - powiedziała i przytuliła się do Isabelle. Zobaczyłam, jak po polikach czarnowłosej spływają krople łez. Dotknęłam Znaku parabatai przez jedwabista koszulę. Czułam jego siłę, dlatego wiedziałam, że tam jest. Że nie zniknął całkowicie, kiedy zginęłam.
- Wymierzysz jakąś karę dla Cecily? - spytał Jace, skierowany do Maryse.
- Clary? Jak sądzisz?
- A jakie są propozycje?
- Wymyśl coś.
- Śmierć - oznajmiłam z wrogością w oczach.
- Kto jest za?
W tym momencie wszyscy w gabinecie podnieśli ręce w górę. Nawet Alex. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do niej, łapiąc jej małą dłoń.
- Ty nie masz głosu. Nie masz ukończonego 16 roku życia - oznajmiłam, patrząc jej w oczy.
"W takim razie muszę poczekać jeszcze kilkanaście lat" - rozbrzmiał dziecięcy głos Alex w mojej głowie.
"Jeszcze tylko kilkanaście lat" - potwierdziłam. "Kilkanaście lat".


I jak wam się podobało, kochani?
Martyna nie jest jednak taka wredna i uratowała Clary i Alex.
<i tak miałam to w planach :p>
Ktoś mnie jeszcze nienawidzi za poprzedni rozdział :)?
Piszcie w komentarzach, bo to bardzo motywuje... kilka sekund, ale przynajmniej sprawisz komuś radość i uśmiech na twarzy :)
To jak będzie?
Wiecie, co robić :)!
<edit> Jako, że dodałam rozdział teraz, wieczorem go nie dostaniecie :D
Nie zdążę napisać, wybaczcie :)
Do zobaczenia :)!

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 5

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 5

Uprzedzam, że dzisiaj trochę krótszy rozdział. Wyjaśnienia na końcu :)
Miłego czytania!

Rozdział 5
*Clary*
Spacerowałam z Jace'em dookoła stawu przed Instytutem, gdy nagle ktoś wykrzyczał nasze imiona:
- Clary! Jace! - źródłem dźwięku była Isabelle. Biegła do nas przez ścieżkę, potykając się o małe kamienie w drodze. 
- Cisi Bracia zakazali ci biegać. Szczególnie w szpilkach - oznajmił Jace z naciskiem na słowo "szczególnie". 
- Nie miałam wyjścia! Bal już się zaczął, a nie ma  na nim honorowego gościa! - krzyknęła. 
- Uspokój się, już idziemy.
- Co jest waszym wytłumaczeniem? - położyła ręce na ramionach i dumnie się nam przypatrywała. 
- Izzy - zakaszlałam. - To - wskazałam palcem na ogromny bukiet róż w kształcie serca, który znajdował się centralnie za nią. - Nie wiem, jak mogłaś go nie zauważyć, biegnąc tutaj.
- Jesteście uroczy, ale teraz naprawdę już chodźmy. 
- Czyli odpłaciłaś nam nasze winy? - zaśmiał się Jace, gdy byliśmy przed wejściem, ale nie otrzymał odpowiedzi. 

*Jace*
Wewnątrz Instytutu porozwieszane były balony. Jedynym oświetleniem były kinkiety na ścianach. Muzyka dobiegała z sali treningowej. Wszystko komponowało się prześlicznie. 
- Idziemy, czy macie zamiar wpatrywać się w dekoracje przez...
- Idziemy - przerwała jej Clary. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdyż wiedziałam, że Izzy nie lubi, gdy się jej przerywa. - Wybacz - zaśmiała się i ujmując mą dłoń popędziła za Isabelle.
***
Sala treningowa wyglądała jeszcze śliczniej, niż inne miejsca i korytarze w Instytucie. Panował w niej półmrok. Do karniszy poprzyczepiane były kolorowe balony, a dookoła iskrzyły się światła reflektorów. "Isabelle naprawdę się postarała" - pomyślałem.
- Zaraz wrócę - wykrzyczała najgłośniej jak umiała, by przekrzyczeć grającą muzykę. Skinąłem głową, by nie zrobić tego, co ona. To była jedyna wada imprez. Zawsze trzeba do siebie krzyczeć. W innym wypadku rozmowa wyglądałaby tak:
" - Chcesz się czegoś napić?
- Co mówisz?
- Czy chcesz się czegoś napić?!
- Nie słyszę!"
W najgorszym wypadku ludzie zamiast używać słów posługiwaliby się pantomimą, co w sumie wyglądało by zabawnie. Nagle poczułem, jak ktoś szturcha mnie w ramię.
- Zatańczysz? - zachichotała dziewczyna. Dopiero, gdy stanęła w świetle mogłem poznać znajome rysy jej twarzy. Cecily.
- Nie wiedziałem, że też się pojawisz. 
- Clary to moja przyjaciółka, prawda? Nie mogłabym się nie pojawić na imprezie organizowanej z jej powodu - przy ostatnim zdaniu zrobiła dziwne gesty rękoma, po czym dodała:
- To jak? Zatańczymy, czy ten wieczór należy tylko dla ciebie i Clary?
- Myślę, że się nie obrazi - zaśmiałem się. - W końcu to tylko taniec, prawda?
- Tak - na jej twarzy namalował się chytry uśmiech. - Tylko taniec - ukazała śnieżno białe zęby i porwała mnie na parkiet. 

*Cecily*
Tańczyłam z Jace'em, gdy nagle zaczął się wolny utwór. Położyłam swoje dłonie na jego barkach, a on sam swoje ułożył na mojej talii. Wtuliłam głowę w jego lekko umięśniony tors. Po chwili wprowadził mnie w obroty. Gdy ustałam w miejscu, ujął mą dłoń i poprowadził dalej. Zamknęłam oczy, by móc wczuć się w muzykę. 
- Nie sądziłam, że tak dobrze tańczysz - wyszeptałam mu do ucha.
Nagle wykorzystałam sytuację i gdy on miał ręce położone na mojej chudej talii położyłam swoje dłonie na jego i pociągnęłam w dół tak, że teraz jego dłonie znajdowały się na moich udach. 
- Cecily, nie - zaprotestował i wrócił do poprzedniej pozycji. 
- Clary się nie dowie - przewróciłam oczami.
- Nie musi - usłyszałam głos przyjaciółki, która natychmiast do nas podeszła i odciągnęła Jace'a ode mnie. 
- Stój! - warknęłam. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że Jace może woli zostać ze mną? - spojrzałam błagalnie na blondyna. Pokręcił głową i ujmując dłoń Clary opuścił środek sali. 

*Clary*
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzeszczałam na niego.
- Uspokój się.
- Jak mam... - nie dokończyłam, gdyż poczułam delikatne muśnięcie w usta. Odwzajemniłam pocałunek, który w jednej chwili stał się namiętny. Odsunęliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach. 
- Dobrze wiesz, że to wszystko...
- Jej wina - udałam jego głos. - Tak, wiem. 
- Czyli nie jesteś na mnie zła?
- Nie potrafię - prychnęłam. 
- Kocham cię.
- Koniec tych czułości - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. - Bal nie trwa wieki.
Ujęłam jego dłoń i pociągnęłam na parkiet tuż obok odtwarzacza muzyki, byśmy mogli lepiej ją słyszeć i bardziej się w nią wczuć. Idealnie dopasowali utwór do aktualnej chwili. Piękna, wolna piosenka. Jace objął mnie w talii, przysuwając bliżej siebie. Moim zadaniem było położyć dłonie na jego barkach. Zaczęliśmy się wolno kołysać. 
- Mam nadzieję, że nauczyłeś się dobrze tańczyć przez ostatni rok - zaśmiałam się.
- Cecily powiedziała, że tańczę świetnie.
- Cecily mnie nie obchodzi - zrobiłam kilka sekund przerwy. - Nie chcę jej znać.
- To był tylko taniec...
- Aż... taniec - powiedziałam z naciskiem na "aż". 
Wtem kolorowe światła błyskały po całej sali, a jedno złote światło skierowane było w naszą stronę tak, żeby wszyscy nas widzieli. W jednej chwili znaleźliśmy się na środku parkietu. Czułam na sobie wzrok kilkudziesięciu osób, lecz mi to nie przeszkadzało. Byłam do tego przyzwyczajona, gdyż w dzieciństwie tańczyłam codziennie. Czasem nawet na ulicy, gdzie obserowało mnie pospólstwo. Każdy marny grosz, który dzięki temu zarobiłam dawałam właśnie im. Był to miły gest w zamian za opiekę i wytwarzanie żywności, choć najczęściej był to chleb. Nie... to był tylko chleb. Nic więcej. 
Kiedy utwór się skończył dumnie się ukłoniliśmy i poszliśmy chwilę odpocząć na pobliskiej kanapie. 
- Masz może ochotę na...
- Drinka? Świetny pomysł.
- Chodziło mi o coś bardziej bezalkoholowego. No wiesz... kawa, herbata.
- Drink, Jace. Drink.
- Wiśniowy? - skinęłam głową. Mój ukochany przewrócił oczami i posłusznie poszedł w kierunku baru. 
***
W tym czasie poczułam dziwne wibracje dookoła. Muzyka ucichła o kilka tonacji. Każdy wydawany dźwięk wydawał się cichy, prawie niemożliwy do usłyszenia. Wtem usłyszałam nieznajome głosy, które wykrzykiwały moje imię. 
" - Clary, Clary, Clary....
- Biblioteka, biblioteka, biblioteka..."
Wstałam, nie stawiając oporu. Czułam się, jakby ktoś mnie kontrolował. Jakbym była zahipnotyzowana. Nie słyszałam własnych myśli, tylko te głosy, które w kółko się powtarzały. 
Gdy już dotarłam do owej biblioteki otworzyłam drzwi. 
"Zejdź na dół"
Posłuchałam. Nie mogłam nic zrobić. Byłam sparaliżowana. Wtem moim oczom ukazała się mała karteczka.
"Czytaj"
Nagle moja podświadomość wróciła. Zdawałam sobie sprawę, że na krótko. Nie chciałam uciekać. Nie miałam nawet na to sił. Byłam za bardzo wystraszona. Rozejrzałam się dookoła, a gdy znów usłyszałam polecenie wzięłam do ręki kartkę i zaczęłam czytać.
"Isabelle. Sypialnia. Alex"
Byłam przerażona. Jeśli ktoś coś zrobił Alex... nie. Czułabym to. Jestem związana z córką Izzy więzią podobną do więzi parabatai, lecz ta jest zupełnie inna. Możemy się ze sobą komunikować bezpośrednio. Nie muszę jej dotknąć, by coś jej przekazać, tak samo jak ona nie musi dotknąć mnie. Wiedziałam, że żyje. Czułam, że oddycha. 
"Idź tam"
Zachwiałam się lekko, lecz mimo to ruszyłam przed siebie. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Otworzyłam ogromne wrota biblioteki i popędziłam długim korytarzem wprost do sypialni Isabelle. Bałam się, co tam znajdę. 
***
Drzwi były zamknięte, lecz otworzyłam je Runą. Pierwszym miejscem, gdzie spoczął mój wzrok to kołyska Alex. Mała bawiła się swoim pluszowym misiem, wcale na mnie nie patrząc. Kiedyś mi mówiła, że chciałaby, aby ożył. Chciała z nim porozmawiać. Powiedzieć mu, że go kocha całym swoim małym serduszkiem. Wtedy ja jej odpowiedziałam, że może mu to mówić cały czas. Że ją zrozumie. Nie otrzymałam wtedy odpowiedzi. 
Rozmyślenia przerwał mi ten sam przerażający głos:
"Kartka. Przeczytaj. Szafka nocna"
Podeszłam do wskazanego miejsca i zaczęłam czytać wiadomość:
"Przy oknie leży sztylet. Masz jedną szansę, by zabić dziecko. Inaczej my zabijemy ciebie"
Po poliku spłynęły łzy. Nie wiedziałam, co zrobić. Obiecałam Alex i Isabelle, że nigdy nie dopuszczę, żeby jedna z nich umarła. Obiecałam, że gdyby tak się stało oddam za nie życie. Ale nigdy nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Podeszłam do okna, gdzie miał znajdować się sztylet. Wzięłam go do ręki. Na klindze wyrzeźbiony był napis: "Salve Atque Vale"
- Witaj i żegnaj - wyszeptałam. 
Nie rozumiałam, jaki to ma związek z misją, którą mam wykonać. Mimo to przyłożyłam nóż do swojego serca. 
- Przepraszam - wyszeptałam, patrząc na Alex. Z jej zaszklonych oczu wyczytałam smutek.
"Kocham cię, ciociu" - rozbrzmiał dziecięcy głos w mojej głowie. 
- Też cię kocham, kochanie - uśmiechnęłam się lekko i już miałam wbijać sobie sztylet w serce, pozbawiając siebie życia, gdy nagle przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Upuściłam narzędzie, które z hukiem wylądowało na podłodze. Wtem cała zrobiłam się dziwnie sztywna, jakby sparaliżowana. Ponownie sparaliżowana. Mimo woli wzięłam do ręki sztylet i podeszłam nim do Alex. Próbowałam coś wymówić, lecz nic to nie dało. Spróbowałam kolejny raz. I kolejny, kolejny... aż w końcu mi się udało.
- Przepraszam cię - po polikach spłynęły tysiące łez. - Nie chcę tego robić.
"Wiem, ciociu. I tak dużo przeżyłaś. Zaopiekuj się mamą"
Zapłakałam ostatni raz, gdy moje ciało przebiło ostre narzędzie. Zobaczyłam tylko, jak sztylet spada do kołyski, podrzynając małe gardełko słodkiej Alex.
"Wygrali" - pomyślałam. "Oni naprawdę wygrali".

Ktoś coś podejrzewał, że stanie się coś złego na imprezie :D?
Nawet nie podejrzewałam, że akcja tak się rozwinie :o
Ale cóż... jak jest, tak jest. Clary i Alex umarły... zaraz, zaraz. ONE UMARŁY!
Czy to już koniec opowiadań? Czy jest sens je dalej prowadzić bez głównej bohaterki i najbardziej uroczego dziecka we wszystkich FF?
Tak, warto to prowadzić. Ale czy to wszystko prawda? 
Wszystkiego dowiecie się w przyszłym rozdziale, możecie zapalić oczywiście wirtualne znicze dla naszej ukochanej dwójki :)
[*]
Salve Atque Vale, Clary & Alex :(

No i na koniec małe wyjaśnienia....
Mam dzisiaj trochę zły dzień, tak jak każdy. Płacz, dużo łez... myślę, że to zrozumiecie :)
Do zobaczenia :)!