Księga II
Rozdział 6
Jestem nawet mile zaskoczona, że aż tak przejęliście się śmiercią Clary i Alex.
Były nawet wypowiedzi, w które ciężko mi było uwierzyć. Niektóre z was mówiły, że płakały.
Ale cóż... jak się potoczą losy bohaterów mojego opowiadania bez tej uroczej dwójki?
Miłego czytania!
Rozdział 6
*Isabelle*
Tańczyłam do momentu, w którym z bólem upadłam na ziemię. Dookoła mnie zebrali się wszyscy goście.
- Izzy, co się dzieje? - pytali, lecz nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Przez tłum przepchnął się Jace.
- Isabelle? - wyszeptał i uklęknął obok mnie. - Co się stało?
- Clary... - tylko to zdołałam wydusić.
- Co z Clary?! - warknął.
- Uspokój się - Alec położył mu dłoń na ramieniu, co od razu go uspokoiło. Stał się potulny jak baranek. "Więź parabatai" - pomyślałam. nagle mnie olśniło. Spojrzałam na miejsce nad sercem, gdzie powinna znajdować się Runa Parabatai, lecz ta zaczęła powoli znikać.
- Jace! - zawołałam najgłośniej, jak tylko potrafiłam. Szybko do mnie podbiegł i pomógł mi wstać.
- O co chodzi?
Nie odpowiedziałam, tylko wskazałam na swoją klatkę piersiową.
- Nie - wyszeptał. - Nie! - uderzył dłonią w pobliski stół, który natychmiast się rozpadł. Pozostały po nim tylko odłamki drewna i kurz unoszący się w powietrzu. Zobaczyłam, jak szybko wbiega po schodach na górę. Popędziłam za nim.
- Jace, stój! - krzyknęłam, lecz nawet się nie odwrócił. - Gdzie idziesz?
- Oranżeria.
- Sprawdzę pokoje - stanął w miejscu. Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Nie pójdziesz tam sama.
- Jace, mam szesnaście lat! Nie traktuj mnie jak małe dziecko, kiedy się tutaj znalazłeś!
- Izzy, proszę. Nie chcę, aby tobie również się coś stało.
- Dam sobie radę - zapewniłam. Uśmiechnął się lekko i wbiegł na górę. Gdy nie widziałam już jego cienia odwróciłam się w stronę długiego korytarza i zaczęłam otwierać drzwi do każdego pomieszczenia. Zaczęłam od sypialni Aleca, choć nie wiedziałam, co Clary mogłaby tam robić.
- Pusto - wyszeptałam.
Kolejne drzwi prowadziły do sypialni Jace'a. Otworzyłam je pośpiesznie, lecz również tam nikogo nie było.
- Cholera - mruknęłam i poszłam szukać dalej.
"Sypialnia Clary... drugie piętro!" - pomyślałam i wdusiłam przycisk od windy, by znaleźć się tam szybciej, niż gdybym wbiegała po schodach. Po chwili żelazne drzwi się otworzyły, a ja weszłam do środka. Wcisnęłam kolejny przycisk z numerem 2. Winda ruszyła.
Po kilku sekundach byłam na miejscu. Powoli przekręciłam klamkę. Zajrzałam do środka.
- Cholera! - krzyknęłam na widok pustego pokoju.
- Masz coś? - podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam się powoli.
- Och, Alec. Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem. Więc?
- Nie. Wszędzie pusto.
- Sprawdziłaś dokładnie pokoje?
- Tak!
- Wszystkie?
- T... - wytrzeszczyłam oczy. - Nie - powiedziałam po nosem i pobiegłam na ostatnie piętro, gdzie znajdowała się moja sypialnia.
***
Byłam przed drzwiami. Bałam się, co tam ujrzę. Sprawdziłam, czy nikogo nie ma w pobliżu i położyłam dłoń na klamce. Zamknęłam oczy i ją przekręciłam. Gdy usłyszałam przerażające skrzypienie wyciągnęłam rękę do przodu, dotykając ściany. Szukałam przycisku zapalającego światło. Wcisnęłam go i otworzyłam powoli jedno oko. To, co tam zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Przez ciało przeszły mnie dreszcze. Krzyknęłam i zapłakana podbiegłam bliżej martwej Clary. Dookoła niej była krew. Wszędzie krew. Zorientowałam się, że w pokoju jest jeszcze moja mała córeczka. Spojrzałam powoli w lewo, gdzie znajdowała się kołyska, która również była pobrudzona krwią. Z jej spodu skapywały szkarłatne krople. Bałam się najgorszego. Bałam się, że coś jej się stało. Podtrzymując się ściany wstałam na równe nogi. Zobaczyłam ją. Moją małą córeczkę. Martwą.- Alex - wyszeptałam, podnosząc ją z kołyski i tuląc do siebie. - Alex! Alex! - krzyczałam przez łzy, tuląc moje małe maleństwo najsilniej, jak umiałam. Nagle w progu stanęła Cecily.
- Isabelle - wyszeptała i podeszła do mnie. - Przepraszam. Oni nie mieli zabić twojego dziecka.
- Jacy oni?! - uniosłam się.
- Mroczni! Oni... mieli zabić tylko Clary.
- Ty... nienawidzę cię! Zabiłaś wszystko, co było dla mnie ważne! Wszystko! - zaczęłam płakać jeszcze bardziej. - I poniesiesz za to konsekwencje.
- Proszę, nie... ja... ja nie chciałam...
- Straciłam parabatai! A co najważniejsze... straciłam dziecko, które widziałam zaledwie kilka dni... - odwróciłam wzrok.
- Przepraszam - wyszeptała i zaczęła się cofać.
- Stój! - wykrzyczałam i podbiegłam do niej, powalając ją na ziemię. Zaczęłam ją dusić. I zrobiłabym to, gdyby Alec mnie nie odciągnął.
- Izzy, nie warto.
- Zabiła je - wyszeptałam i wtuliłam się w niego. Cecily wykorzystała sytuację i próbowała wymknąć się z pokoju. Drogę zastąpiła jej Maryse.
- Dokąd to?
Westchnęła i odwróciła wzrok.
- Dopilnuję, żeby zajęło się tobą Clave - jęknęła.
- Nie, tylko nie to. Zabij, utop.... wszystko, tylko nie Clave.
- Zapomnij o dobroci - oznajmiła i wyprowadziła ją z pokoju.
Zaraz po niej wszedł Jace. Gdy tylko zobaczył martwą Clary natychmiast do niej podbiegł, omijając nas łukiem.
- Co tu się stało? - spytał. Zobaczyłam, jak po jego poliku spływają krople łez. Płakał. Jace płakał. A nie robił tego od dobrych kilku lat.
"Zmieniła go. Nauczyła go kochać. A teraz będzie musiał pogodzić się z jej śmiercią".
- Cecily i jej Mroczni.
- Nikt ich nie widział?
- Niewidzialni - poinformował Alec.
- Są tutaj - dodałam.
Zapanowała cisza. Pozwoliliśmy Jace'owi zostać samemu w pokoju z Clary, a my wymknęliśmy się i poszliśmy do salonu. Alec zaparzył mi gorącej herbaty, która mnie zawsze uspokajała. Choć na chwilę. I tak było do teraz.
- Opowiedz nam, co się tam dokładnie wydarzyło - poprosiła Maryse.
- Sprawdzałam wszystkie pokoje, ale w żadnym nie było Clary. potem pojawił się Alec, by sprawdzić, jak mi idą poszukiwania. Zorientowałam się, że nie sprawdziłam jednego pomieszczenia. Swojej sypialni. Wjechałam windą na górę. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światło. Poczułam, jakby moje serce się zatrzymało. Poczułam zimny chłód. Podbiegłam do Clary. Płakałam. Potem zobaczyłam moją Alex. Całą we krwi. Rozpłakałam się bardziej. I miałam do tego prawo, bo to była moja córka. Straciłam je. Straciłam je obie - zrobiłam chwilę przerwy i zaczęłam mówić dalej:
- Potem pojawiła się Cecily. Przepraszała. Mówiła, że Mroczni mieli zabić tylko Clary. Alex była tylko powodem, dla którego Clary miała popełnić samobójstwo. Rozmawiałyśmy. Potem się na nią rzuciłam. Dusiłam ją. I zrobiłabym to, gdyby nie Alec. Powstrzymał mnie. Odciągnął. Dalszą historię znasz.
- Zastałaś już ją taką, tak? - skinęłam głową. Nie miałam siły, by mówić.
- Nie ma Magnusa. Nie ma Clary. Nie znamy innej osoby, która potrafi uzdrawiać. A Isabelle powinna...
- Czuję się dobrze - zapewniłam. - Muszę tylko chwilę odpocząć.
- Nie ruszasz się z łóżka przez kolejne kilka dni - nakazała Maryse. - Idź się położyć.
- Nie wejdę tam.
- Skrzydło, czy pokój gościnny?
- Przeniesiecie wszystkie moje rzeczy z sypialni do pokoju gościnnego? - skinęli głową. - W takim razie wybieram pokój - oznajmiłam i wolnym krokiem poszłam we wskazane miejsce.
*Jace*
~2 dni później...
Siedziałem przy Clary już kilka godzin. Za chwilę miałem się z nią pożegnać już na zawsze. Już niedługo mieli spalić jej ciało, by wszystko przemieniło się w proch i popłynęło wzdłuż rzeki, gdzie poniesie go wiatr.
- Zrobiłbym wszystko, byś znowu była z nami. Ze mną. Wszystko - po moim poliku spłynęła łza i skapnęła na klatkę piersiową Clary, którą przysłaniały długie loki. Isabelle naprawdę się postarała, wybierając jej kreację. Śliczna,
długa, biała suknia idealnie przylegała do jej talii, a srebrne szpilki były tylko brakującym elementem, by wszystko pasowało pod każdym względem. Podszedłem do małego łóżeczka, które było zbudowane z białego drewna. Mała Alex leżała ze skrzyżowanymi rączkami na piersiach. Gdybym nie wiedział, że nie żyje mógłbym przysiąc, że tylko smacznie śpi.
Jej śliczna sukienka w białym kolorze była na nią trochę za długa, ale był to najmniejszy z możliwych rozmiarów. Natomiast buciki były idealne. Na ich czubku widniała urocza kokardka, która tylko dodawała im efektu. Wróciłem myślami do Clary. Przysięgałem jej, że na zawsze będziemy razem. Że nigdy nie doprowadzę do jej śmierci. Przysięgałem na Anioła. I złamałem obietnicę. Zbliżyłem się do niej, by ostatni raz dotknąć jedwabistych rudych loków. By ostatni raz dotknąć jej delikatnej cery. By ostatni raz poczuć jej zapach. Ostatni raz...
Krople łez znów spłynęły po policzkach i strużkami skapywały na kreację Clary. Jednak dwie dziwnym trafem zmieniły kierunek i skapnęły w dalekiej odległości - na oczy. Odwróciłem wzrok i wolnym krokiem szedłem w kierunku drzwi od Skrzydła Szpitalnego, gdy nagle usłyszałem ciche dławienie. Natychmiast się odwróciłem i podbiegłej do rudowłosej.
- Clary! - krzyknąłem uradowany.
- Jace - wyszeptała. Wziąłem ją na ręce i wyprowadziłem z pomieszczenia. Spojrzałem na nią. Znów mogłem widzieć jej uśmiech na twarzy. Czuć jej delikatne pocałunki składane na moich policzkach. Znów mogłem przy niej być.
- Teraz zawsze będę przy tobie. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda.
- Alex - wyszeptała. - Co z nią?
- Nie żyje...
- Nie - zaczęła się wyrywać. - Nie! Jace, puść mnie! Uratuję ją! - zapewniała.
Zaufałem jej i postawiłem na równe nogi. Zauważyłem, jak znika w Skrzydle i zamyka drzwi, pozostawiając mnie samego w holu.
- Jace! Clary się obudziła! Ona...
- Wiem.
- T-to... gdzie ona teraz jest?
- Ratuje twoją córkę - oznajmiłem. Izzy przyłożyła dłonie do twarzy i usiadła na ławeczce przy ścianie, pozwalając sobie na płacz. Przybiegła tutaj, bo musiała poczuć to samo uczucie, które ja czułem, gdy Alec powrócił do żywych.
- Wszystko będzie dobrze, prawda? - spytała.
Nie odpowiedziałem jej. Z doświadczenia wiedziałem, że rzadko coś jest w porządku. Kątem oka zobaczyłem, jak Izzy przykłada dłoń do Znaku parabatai. Skuliła głowę i zaczęła znów płakać.
*Clary*
- Obiecałam ci, że nic ci się nie stanie. Obiecałam. I dotrzymam słowa - oznajmiłam i zamknęłam oczy, by móc się skupić. Poczułam, jakbym unosiła się w powietrzu. Wyciągnęłam dłoń do przodu, która po chwila zaogniła się błękitnym ogniem.
"Niebiański Ogień" - podpowiedział głos w mojej głowie. "Przywróci do życia dobrych, złych zepchnie do piekieł"
"Alex była dobra" - pomyślałam. "Nawet nie zdążyła zobaczyć, co to prawdziwe zło".
Bez wahania podeszłam do małego łóżeczka i przyłożyłam dłoń do serca córeczki Iz. Wyglądała, jakby spała. I faktycznie to robiła. Tylko, że ona usnęła na zawsze. A ja ją z tego snu wybudzam. Przełknęłam głośno ślinę. Z końców moich palców wystrzeliły błyskawice, które zapaliły wszystkie świece w pomieszczeniu, a na dodatek trafiły Alex w środek serca. Jej małe ciało lekko podskoczyło, a oczy się otworzyły. Zaczął na nie wracać blask i kolor.
Zaczęła się dławić, kaszleć i pluć własną krwią. Szybko zainterweniowałam i popukałam ją lekko w plecy.
- Ciocia - wyszeptała. Było to jej pierwsze wypowiedziane słowo. Dziwiłam się, że nie powiedziała "mama", tylko "ciocia". Łzy szczęścia spłynęły po policzkach.
- Dziękuję - dodała.
- Alex - powiedziałam cicho i przytuliłam ją do siebie. - Kocham cię - objęła mnie mocno wokół szyi. Czułam jej delikatny oddech na ramieniu. - Chcesz iść do mamy? - skinęła lekko głową. Uśmiechnęłam się do niej i wyprowadziłam ze Skrzydła.
- Izzy - podeszłam do skulonej na ławce Isabelle i podałam jej do rąk małą Alex. Czarnowłosa spojrzała się na mnie swoimi zaszklonymi oczami, z których wyczytałam smutek mieszający się z radością oraz podziękę. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam między nią, a Jace'em i mocno się w nią wtuliłam. Objęła mnie ramieniem. Złapałam Alex za jej małą lewą rączkę. Śmiałyśmy się i uśmiechałyśmy. Był to widok, za którym tęskniłam. Ujrzeć Isabelle uśmiechniętą i pobudzoną na nowo do życia.
- Przepraszam - wyszeptałam do ucha Iz.
- To nie była twoja wina.
- Ale ktoś mną sterował. Byłam sparaliżowana.
- Cecily.
- Co?
- Twoja "przyjaciółka" postanowiła odebrać ci życie, ale Alex była tego tylko powodem, dla którego sama byś to zrobiła - przy słowie "przyjaciółka" zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- I prawie jej się to udało.
- Clary! - spojrzałyśmy w prawo i ujrzałyśmy Maryse. Podbiegłam do niej, rzucając jej się w ramiona i przy okazji budząc Jace'a ze snu. Należało mu się to. Był cały czas przy mnie... tak, jak obiecał.
- Maryse -wyszeptałam, tuląc się do niej.
- Weź prysznic i zwołaj wszystkich do mojego biura - skinęłam głową. Kierując się do schodów spojrzałam na Iz z uśmiechem i wbiegłam na górę.
***
Wyciągnęłam z szafy białą koszulę bez ramiączek, szorty koloru morza, a do tego białe trampki. Wszystko położyłam przy łóżku, a sama poszłam wziąć kąpiel. Odkręciłam zawór z zimną i gorącą wodą. Poczekałam, aż wanna się nią napełni i dodałam płyn o kwiatowym zapachu. Wskoczyłam do wody, całkowicie się w niej zanurzając i rozmyślając o ostatnich zdarzeniach, jak to zawsze robiłam przed snem lub podczas kąpieli. Tylko wtedy mogłam pobyć z sobą sam na sam. Tylko wtedy nie musiałam nikogo udawać. Mogłam leżeć i wpatrywać się w sufit każdą noc. Spojrzałam na zegarek, który podarowała mi Maryse po wygranej wojnie. Uznała, że powinnam go nosić. Mówiła, że jest otoczony magiczną aurą i że należał do jej prababki. I jakimś dziwnym trafem nie tonął w wodzie, ani pod jej wpływem się nie psuł, jak inne zegarki. Stwierdziłam, że być może jest wodoodporny.
Siedzę już tutaj prawie godzinę, a Maryse nie lubi, gdy ktoś się spóźnia. Owinięta ręcznikiem wybiegłam z łazienki i szybko przebrałam się za parawanem w wcześniej uszykowane rzeczy. Spryskałam się delikatnymi perfumami. Rozczesałam długie, rude włosy, spięłam je w wysokiego kucyka i wyszłam z pokoju. Pobiegłam do sali treningowej, gdzie służki nie zdążyły jeszcze posprzątać i zabrać sprzętu grającego. Wzięłam mikrofon do ręki i zaczęłam mówić donośnym tonem.
- Wszyscy mieszkańcy Instytutu proszeni są do gabinetu Maryse!
Poczułam się jak w szkole dla Przyziemnych.
"Clary Fray proszona do gabinetu dyrektora!" - wiąż nie przyznawałam się do nazwiska "Morgenstern". Szczerze to się nawet go wyparłam. Nienawidziłam, gdy podczas zebrań w Alicante wszyscy Nocni Łowcy patrzyli się na mnie z wrogością, a co niektórzy szeptali dookoła "córka Valentine'a". Nie jestem taka, jak mój ojciec. Uratowałam im życie, ale oni nadal mnie nienawidzą. Nawet nie wiem, za co...
I wybiegłam tak szybko, jak wbiegłam i poszłam korytarzem w lewo do gabinetu Maryse. Zapukałam, a gdy otrzymałam odpowiedź weszłam do środka. Na kanapie siedziała Izzy z małą Alex na kolanach.
- Czekamy jeszcze na chłopców, tak? - spytałam. Szefowa Instytutu skinęła głową i założyła nogę na nogę. Siedziała wyprostowana i dumna, jak na Nocną Łowczynię przystało. nagle drzwi się otworzyły, a przez próg przeszli Alec i Jace. Blondyn usiadł obok mnie na kanapie i pocałował w policzek.
- Później pogadamy - szepnął mi do ucha, na co się uśmiechnęłam.
- Proszę o uwagę! - krzyknęła, a wszyscy skierowali na nią swój wzrok. Nawet Alex wpatrywała się w nią swoimi dużymi, dwukolorowymi oczami.
- Clary, proszę cię, byś opowiedziała nam, co wydarzyło się kilka dni temu.
- Tańczyłam z Jace'em do momentu, w którym postanowiliśmy odpocząć. Poprosiłam go, by przyniósł mi drinka. Poszedł do baru, a mnie zostawił samą. Potem zaczęłam słyszeć dziwne głosy. Dźwięki dookoła ucichły. Ktoś mi podpowiadał, żebym poszła do swojej sypialni. Byłam sparaliżowana, nie mogłam nic zrobić - po poliku spłynęły pierwsze łzy. - Wstałam i mimo woli weszłam schodami na pierwsze piętro. Tam zobaczyłam karteczkę, na której pisało, bym skierowała się do sypialni Isabelle. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Wjechałam windą na drugie piętro, gdzie mieściła się sypialnia Izzy. Otworzyłam drzwi. Kolejna kartka. Zaczęłam się bać, co na niej zobaczę. Pisało, żebym wzięła do ręki nóż, który był obok okna i zabiła nim Alex. Wzięłam do ręki sztylet i podeszłam do kołyski Alex. Paraliż zniknął. Zostałam sama ze swoimi myślami. Przypomniało mi się, jak obiecałam Izzy i jej córeczce, że będę je chronić. Że gdy będzie taka potrzeba oddam za nie życie. Ale nigdy nie sądziłąbym, że stanie się to tak szybko - mówiłam przez łzy. Jace objął mnie w talii i mocno do siebie przysunął. Poczułam się bardziej pewna siebie i zaczęłam mówić dalej. - Musieli wiedzieć, że oddam życie za Alex, dlatego była ona tylko powodem tego, bym odebrała sobie życie. Przyłożyłam sobie sztylet do serca i już miałam się nim przebić, gdy nagle coś przebiło moje ciało. Poczułam silny ból. Krew lała się wszędzie. Najgorsze było to, że w ostatniej chwili zobaczyłam, jak sztylet, który trzymałam w ręku spadł do kołyski, podrzynając gardło małej Alex. Krzyczałam najgłośniej, jak mogłam. Upadłam. Zobaczyłam ciemność. Usłyszałam cichy płacz i myśli moje i Alex. Przepraszałam ją, a wtedy ona odpowiedziała: "I tak dużo przeżyłaś, ciociu. Zaopiekuj się mamą". Dalej była tylko ciemność, której korytarzami błądziłam do momentu, kiedy Jace mnie nie wybudził. Płakał nade mną. Dwie małe krople spłynęły na powieki, które dziwnym trafem się otworzyły. Było to działanie miłości. Prawdziwej i bezgranicznej miłości. Dalszą historię już znacie.
- Niewiarygodne - wytrzeszczyła oczy Maryse.
- Och, Izzy. Twoja Alex wypowiedziała już pierwsze słowo - oznajmiłam z uśmiechem.
- Przecież ona ma dopiero tydzień! - zdziwiła się Izzy. Spojrzała prosto w oczy swojej córeczki i poprosiła:
- Co powiedziałaś?
- Ciocia - wyszeptała jej do ucha.
- A umiesz powiedzieć coś jeszcze?
- Dziękuję - powiedziała ze śmiechem.
Podeszłam bliżej nich i uklękłam na jedno kolano przy Alex.
- A powiesz "mama"?
- Mama - powiedziała i przytuliła się do Isabelle. Zobaczyłam, jak po polikach czarnowłosej spływają krople łez. Dotknęłam Znaku parabatai przez jedwabista koszulę. Czułam jego siłę, dlatego wiedziałam, że tam jest. Że nie zniknął całkowicie, kiedy zginęłam.
- Wymierzysz jakąś karę dla Cecily? - spytał Jace, skierowany do Maryse.
- Clary? Jak sądzisz?
- A jakie są propozycje?
- Wymyśl coś.
- Śmierć - oznajmiłam z wrogością w oczach.
- Kto jest za?
W tym momencie wszyscy w gabinecie podnieśli ręce w górę. Nawet Alex. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do niej, łapiąc jej małą dłoń.
- Ty nie masz głosu. Nie masz ukończonego 16 roku życia - oznajmiłam, patrząc jej w oczy.
"W takim razie muszę poczekać jeszcze kilkanaście lat" - rozbrzmiał dziecięcy głos Alex w mojej głowie.
"Jeszcze tylko kilkanaście lat" - potwierdziłam. "Kilkanaście lat".
I jak wam się podobało, kochani?
Martyna nie jest jednak taka wredna i uratowała Clary i Alex.
<i tak miałam to w planach :p>
Ktoś mnie jeszcze nienawidzi za poprzedni rozdział :)?
Piszcie w komentarzach, bo to bardzo motywuje... kilka sekund, ale przynajmniej sprawisz komuś radość i uśmiech na twarzy :)
To jak będzie?
Wiecie, co robić :)!
<edit> Jako, że dodałam rozdział teraz, wieczorem go nie dostaniecie :D
Nie zdążę napisać, wybaczcie :)
Do zobaczenia :)!
AAAAAAAAAAAAAA.... Boże, kocham cię <3!
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza, uratowałaś je <3!
Boże, kocham cię <3!
Rozdział cudo, ryczałam razem z nimi :O :C
Kocham, kocham i jeszcze raz cię kocham! Dziękuję za ten piękny rozdział, a ta końcówka z głosem Alex była cudowna XD Śmierć, śmierć, śmierć, Cecily!!!!! BUAHAHHAHA
OdpowiedzUsuńBOŻE, KOCHAM CIĘ! <3333
OdpowiedzUsuńNie zabiłaś ich <3
Jesteś najlepsza <3
Zabij tą szmatę (przepraszam - musiałam) Cecily, bo nie ręczę za siebie XD
Klaudia :)