Księga II
Rozdział 4
Jako, że dzisiaj rozpoczął się piękny okres zwany weekendem - rozdział jest :)!
Miłego czytania ^^!
Rozdział 4
*Isabelle*
Wróciłam z Alex do swojego pokoju, gdzie po otworzeniu drzwi ujrzałam prześliczną kołyskę. Dzięki światłu, które wpadało przez otwarte okno zobaczyłam idealnie dobrane kolory. Różowy uroczo zlewał się z białym i błękitnym. Mojej córeczce najwidoczniej podobało się jej miejsce do spania, gdyż zaczęła się słodko śmiać i klaskać w dłonie.
- Tak bardzo chciałabym ci znaleźć tatusia - wyszeptałam. - Ale nie mogę. Nie teraz.
Przestała wykonywać wcześniejsze wybryki. Wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem, jakby mnie rozumiała. Jakby wiedziała, że to nie jest odpowiednia pora. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Z Alex w ramionach poszłam je otworzyć, uważając na to, by małej po drodze nie stała się krzywda. Wtem ujrzałam Clary.
- Podoba się kołyska? - zachichotała, wchodząc do środka.
- Bardzo, dziękuję.
- Daj mi ją - poprosiła. Mimo woli oddałam Alex w ręce Clary. Rudowłosa odłożyła maleństwo do kołyski, po czym do mnie podeszła z wyciągniętymi do przodu rękami. Gdy byłyśmy dostatecznie blisko siebie, wtuliłam się w nią. Przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Nagle poczułam się bezpiecznie i odważnie. Było to naprawdę dziwne uczucie. Wiedziałam, że Clary to moja parabatai, ale nigdy bym nie sądziła, że ta więź jest tak silna.
- Zaopiekujesz się nią? - spytałam, gdy się od siebie odsunęłyśmy. - Muszę coś zrobić, a nie chcę jej ze sobą zabierać.
- W porządku - odpowiedziała z uśmiechem.
- Dzięki - wyszeptałam i wybiegłam z pokoju.
*Clary*
- No i zostałyśmy same - wyszeptałam, podchodząc do kołyski. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je pośpiesznie i zobaczyłam Aleca.
- Izzy nie ma? - spytał.
- Wyszła gdzieś przed chwilą. Chodzi o coś ważnego?
- Nie koniecznie. Chciałem się tylko pobawić z małą - zaśmiał się i mimo mojej woli wszedł do środka.
- Długo jej nie będzie?
- Podobno chciałeś pobyć chwilę z Alex - uniosłam brew.
- Ale... - zrobił przerwę, by odnaleźć odpowiednie słowo, które by go usprawiedliwiło. - ... nieważne.
- Skoro już tu jesteś, to możesz byś mi trochę pomógł?
- W czym dokładnie?
- Podasz mi butelkę? Jest na szafce nocnej...
- Nie - przerwał mi.
Odwróciłam się, by nie zobaczył mojego wyrazu twarzy. Zacisnęłam usta i skinęłam głową kilka
razy. "Mężczyźni..." - pomyślałam. "Zero poszanowania u kobiet".
"A co ty sobie wyobrażałaś? Że chociaż raz będzie miły i coś dla ciebie zrobi? Nie licz na to." - rozbrzmiał nieznajomy głos w mojej głowie.
Moje kontakty z bratem Izzy się pogorszyły od ostatnich kilku miesięcy. Nie rozmawiamy często. A bynajmniej nie tak, jak wcześniej, kiedy się tu wprowadziłam. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy wróciliśmy z Alicante. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Ale podejrzewam, co go trapi. Co go zżera od środka. Czego mu brakuje. I tą brakującą częścią jego życia jest Magnus. Dopiero teraz zrozumiał, że rzeczywiście za nim rozpacza. Że rzeczywiście był dla niego ważny.
- Alec... - zaczęłam.
- Gdzie jest ta butelka?
- Nie o to chodzi - spojrzał na mnie pytająco. - Chodzi o nas. O nasze relacje. Pogorszyły się - odwróciłam wzrok.
- Wiem - podszedł do mnie. - Po prostu nie mam na nic ochoty. Nie wiem, po co i dlaczego żyję, skoro...
- Nie ma Magnusa? - przerwałam mu.
- Tak - wyszeptał, odwracając wzrok. - Właśnie dlatego.
- Mogłabym jakoś pomóc?
- Nie przywrócisz mu życia.
- Nie, ale mogę się z nim zamienić życiem. Tak jak on zamienił się z tobą.
- Nie możesz. Ze względu na Jace'a. Nie przeżyłby tego, a wtedy ja straciłbym parabatai.
- To była zbyt pochopna decyzja, wiem. Ale skoro tak... to mam inny pomysł. Mogłabym sprawić, żebyś go zobaczył. Porozmawiał... choć przez chwilę.
- Naprawdę możesz to zrobić? - skinęłam głową. - Och, Clary - wyszeptał i podszedł do mnie,
obejmując mnie w talii i kręcąc w koło tak, że znalazłam się po przeciwnej stronie pokoju. Ucieszył mnie ten gest. Był taki... niespodziewany.
- Zrobisz to teraz? - spytał, robiąc słodkie oczka.
- W porządku - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię. O dziwo... nie oddał mi.
Zamknęłam oczy, by móc się skupić. Po chwili z moich ust wydobyły się słowa w nieznanym języku. Z ust wypłynęły stróżki krwi. Oczy się zaczerwieniły i wywróciły tak, że po ich otworzeniu widoczne były tylko białka. Był do przerażający widok. Po chwili ze środka pokoju wyłoniła się przeźroczysta postać Czarownika.
- Magnus - wyszeptał.
- Alexandrze...
- Ile mam czasu? - zwrócił się do mnie.
- Kilka minut. Jest to efekt krótkotrwały. Z każdą sekundą Magnus będzie blaknąć, aż zniknie i nigdy nie wróci.
- Zostawisz nas samych?
- Naturalnie. Mam kilka spraw do zrobienia... w łazience.
- Brzmi interesująco - na twarzy Aleca powstał chytry uśmiech.
- Muszę zmyć krew, żeby Jace nic nie podejrzewał. Zacznie mnie męczyć pytaniami.
- Po prostu się martwi - zapewnił Magnus.
- Martwi się za bardzo - przewróciłam oczami i skierowałam się do łazienki. Przed zniknięciem za drzwiami dodałam:
- Miejcie oko na Alex.
*Alec*
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Zrobiłem co?
- Nie udawaj głupiego, Magnusie. Dlaczego oddałeś za mnie życie?
- Sądziłem, że tak będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo?
- Dla wszystkich. Wszystkim by ciebie brakowało. Czy ktoś chociaż za mną zapłakał?
- W każdą noc, gdy wspominałem, jak nam było dobrze.
- A prócz ciebie? - odwróciłem wzrok. - No właśnie.
- Nie znali cię dobrze.
- To nie jest wytłumaczenie.
- Chyba nie zmieniłeś nagle zdania?
- W kwestii?
- Kiedyś mi mówiłeś, że nie lubisz łez. Nie cierpisz, jak ludzie wylewają swoje ostatnie krople łez. Szczególnie, gdyby robili to z twojego powodu. I tak się nie stało.
- Nie powiedziałem, że chciałbym, by ktoś płakał nad moim nagrobkiem.
Zobaczyłem, jak Magnus zaczyna znikać. Był blisko kresu.
- Żegnaj, Alexandrze.
- Magnusie - skinąłem głową w geście pożegnania. Po chwili zostałem całkiem sam.
*Clary*
Uchyliłam drzwi, by zobaczyć, czy Magnus zniknął, czy po prostu między nimi trwa cisza. Wróciłam myślami do pierwszej opcji i wyszłam z łazienki, podchodząc do Aleca.
- I jak?
- Lepiej. Dziękuję ci, Clary. Za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
- Nie zrobiłam wiele...
- Nie. Zrobiłaś naprawdę dużo, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy - uśmiechnął się lekko i objął mnie ramieniem.
Nagle drzwi się otworzyły, a przez pokój rozbłysło blade światło. W progu stanęła Izzy.
- Clary, jaki mamy dzisiaj dzień?
- Środa?
- Nie o to chodzi - przewróciła oczami. - Kiedy się pojawiłaś w Instytucie?
- Jakiś rok temu?
- Dokładnie rok temu!
- Cholera - mruknęłam i gdy Izzy nie patrzyła, wybiegłam z pokoju omijając ją szerokim łukiem.
~15 minut później...
Wiedziałam, że Isabelle wyruszy na poszukiwania, dlatego ukryłam się w małym pomieszczeniu pod schodami. W głowie wciąż krążyła mi nasza rozmowa:
"- Clary, jaki mamy dzisiaj dzień?
- Środa?
- Nie o to chodzi - przewróciła oczami. - Kiedy się pojawiłaś w Instytucie?
- Jakiś rok temu?
- Dokładnie rok temu!
- Cholera"
Wiedziałam, co to oznaczało. Przyjęcie... bal.
Byłam tutaj już rok. I przez ten okres czasu znalazłam miłość, zdobyłam parabatai, uratowałam Świat Cieni, nauczyłam się rysować poprawnie Runy, rozmawiałam z Aniołami... i wiele innych rzeczy, o których nie warto wspominać, choć były to piękne chwile. Lecz nie wszystkie...
- Clary, do cholery! - usłyszałam krzyki mojej parabatai za drzwiami. - To tylko impreza!
Odpuściłam i otworzyłam drzwi. Wychodząc zakaszlałam, dławiąc się kurzem.
- Było warto tam wchodzić? - zaśmiała się.
- Tylko, by zobaczyć twoją minę - zachichotałam, na co ta się zaczerwieniła.
- Możemy zacząć się szykować?
- Jeśli obiecasz mi, że na przyjęciu taniec będzie obowiązkowy.
- Oczywiście, że...
- Taniec towarzyski. W parach.
- Och... skoro chcesz - wzruszyła ramionami, po czym ujęła mą dłoń i pociągnęła, kierując nas do swojego pokoju.
*Isabelle*
- Wróć do mnie z sukienką. Masz jakieś 2 godziny, by wybrać coś naprawdę ślicznego.
- W takim razie... do zobaczenia - uśmiechnęła się i pobiegła wzdłuż korytarza.
Otworzyłam drzwi. Tak jak myślałam, Alec opiekował się małą Alex, tuląc ją do snu.
- Zajmę się nią. Nie mam ochoty tańczyć...
- Alec, nie musisz. Wiem, że ci go brakuje, ale musisz o tym zapomnieć.
- Nie chcę. Nie mogę.
- Połóż ją w kołysce.
- Jeszcze nie zasnęła.
- Alec - warknęłam cicho.
Posłuchał mnie i powoli ułożył ją do snu, machając jej przytulanką przed oczami. Złapała ją w swoje małe rączki i przytuliła do siebie. Przewróciła się na bok i usnęła.
- Będzie spała do rana - poinformowałam.
- Tak sądzisz?
- Znam swoje dziecko - oznajmiłam i podeszłam do Aleca. - A teraz idź do swojego pokoju.
- Zrobię, jak zechcę.
- Wiem.
Uśmiechnął się do mnie i wyszedł, starając się, by drzwi nie zaskrzypiały i nie obudziły małej.
Miałam kilka godzin, by wyszykować się na bal. Wyciągnęłam z szafy czarną sukienkę do kolan.
Dopasowałam do niej wysokie szpilki z małymi diamencikami. Z szuflady pod toaletką wyjęłam czarną kolię. Wszystko położyłam na łóżku, a sama poszłam wziąć prysznic. Po kilkunastu minutach byłam gotowa i przebrana. Podeszłam do lustra, by dopasować fryzurę. Włosy rozczesałam i lekko zakręciłam, po czym upięłam je w kucyka. Wyglądało to naprawdę ślicznie. Postanowiłam, że makijażem zajmę się później.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je szybko, a moim oczom ukazała się rudowłosa w swoim różowym szlafroku.
- Postanowiłam, że uszykuję się sama - oznajmiła.
- Ale Clary...
- Izzy, mam szesnaście lat! Chciałabym choć raz pokazać ci, na co mnie stać!
- W porządku - zrobiłam minę zbitego psa.
- Przyjdę do ciebie za kilka godzin, zobaczyć efekty - mrugnęła do mnie i odeszła.
*Clary*
dotyku była miękka, jakby była zrobiona z jedwabiu. Dopasowałam do niej białe szpilki. Szybko się przebrałam i podeszłam do lustra. Przejrzałam się w nim dokładnie, robiąc przeróżne pozy. Wpierw zrobiłam sobie lekki
makijaż. Poprawiłam rzęsy tuszem oraz pomalowałam usta jasnoróżowym błyszczykiem.
Włosy lekko rozczesałam. Poprawiłam grzywkę, przejeżdżając po niej dłonią, by ułożyła się odpowiednio. Przypomniała mi się fryzura Izzy, więc postanowiłam zrobić równie śliczne dzieło. Włosy zakręciłam, by uzyskać idealny efekt i spięłam je w koka. Pojedyncze kosmyki opadły na szyję. Cała kreacja wyglądała prześlicznie. Spryskałam się delikatnymi perfumami, by uzyskać lepszy efekt. Spojrzałam na zegarek. 16:45, co oznaczało, że do imprezy pozostała jeszcze godzina. Usiadłam przy toaletce, przypatrując się sobie w lustrze.
Wzięłam do ręki swój szkicownik i zaczęłam kreślić w nim linie, które tworzyły pewne wzory i figury. Czułam się jak trzynastolatka, która pisze i rysuje po podręcznikach szkolnych serduszka i inne kształty. Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w progu ustała postać, kształtem przypominając mężczyznę. Nagle zrobił krok do przodu, ustając w świetle. Jace. Jego lśniące blond włosy opadały na czoło, a złote oczy jarzyły się w świetle zachodzącego słońca.
- Ślicznie wyglądasz - oznajmił. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, dlatego kąciki moich ust natychmiast wykrzywiły się ku górze. Zaczęłam chichotać.
- Ty też niczego sobie.
Podszedł bliżej z wyciągniętą dłonią. Ujęłam ją, a ten pociągnął mnie do siebie.
- Zamknij oczy - nakazał, a ja go posłuchałam. Usłyszałam ciche kroki, tuż obok mnie oraz dziwne skrzypienie. Nagle złapał mnie za biodra i pociągnął do tyłu. Poczułam, że siedzę na czyiś kolanach. Odwróciłam się w przeciwną stronę.
- Jace - wyszeptałam. - Mój Jace.
Nie odpowiedział, tylko ujął mój podbródek i przyciągnął do siebie, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Mam dla ciebie niespodziankę - oznajmił, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Ach tak? - zaśmiałam się.
Wstałam, po czym Jace postąpił tak samo. Ujął mą dłoń i zaciągnął za sobą.
*Jace*
Gdy razem z Clary byliśmy w holu, nakazałem jej zamknąć ponownie oczy. Otworzyłem drzwi wejściowe. Wyprowadziłem rudowłosą na zewnątrz, a gdy stanęliśmy przed schodami wziąłem ją na ręce. Krzyknęła z zaskoczenia. gdy byliśmy na dole, rzekłem:
- Otwórz oczy.
Posłuchała i odsłoniła powieki, ukazując szmaragdowe tęczówki, które jarzyły się w świetle latarni. Usłyszałem krzyk, po czym poczułem delikatny pocałunek w policzek.
- Jest piękny.
- Cieszę się, że się podoba.
Jej niespodzianką był ogromny bukiet róż, który tworzył kształt serca.
- Kocham cię - wyszeptałem jej do ucha.
- Aż do śmierci - dodała.
- A jeśli po niej jest jakieś życie...
- Wtedy też?
- Wtedy też.
I znów złączyłem nasze usta w pocałunku. Liczyła się dla mnie tylko ta chwila, nic więcej. Nie obchodził mnie fakt, że za jakieś 15 minut miała rozpocząć się impreza. Liczyła się dla mnie tylko i wyłącznie Clary.
I jak wam się podobało :)? W kolejnym rozwinięcie balu :D!
Czy coś się na nim stanie? Jak myślicie? :)
Do zobaczenia w... przyszłości :D?
Nie wiem, kiedy dodam kolejny, może jutro :)!
PS. Dzisiaj 19.06, czyli kolejna rocznica śmierci naszego Willa Herondale'a :'(
Zapalmy wirtualny znicz w komentarzu... [*]
Salve atque vale, Will :'(
Rozdział CUDO :*** I ta końcówka... AAHHH AWWW <3
OdpowiedzUsuńBoże, cudowny <33
OdpowiedzUsuńClace na końcu takie słodkie *-*
I Magnus się pojawił :D!
Ale potem zniknął, ale ważne, że był :))
Kreacja Clary jest prześliczna, Isabelle też, ale nasza rudowłosa ma prześliczną sukienkę :)
Poza tym wydaje mi się. że na dwóch przed ostatnich gifach jest Lily :D
Tak śliczna Lily <3
I na tym pierwszym też :O
Skąd ty to bierzesz :D?
Ale tak serio, to rozdział boooooski <3
Kocham <3
I czekam na kolejny <3
Ach... no tak..
Will [*]
Nasz kochany Will :'(
Boże, zapomniałabym, ale na FB wszytkie stronki o tym trąbią :P
Pozdrawiam :))
Jak zawsze super <3
OdpowiedzUsuń[*] Will <3
super rozdział , kreacje śliczne :3 i ta końcówka taka słodka <3 po prostu cudo
OdpowiedzUsuń