środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 9

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 9

Dziękuję za tyle wyświetleń, jesteście niesamowici, kocham was <3
Gdyby tylko była większa aktywność w komentarzach, ale nie narzekam, bo te 2/3 komentarze są dla mnie naprawdę ważne i motywują do dalszego pisania, dziękuję <3!
Z góry informuję też, by zajrzeć do zakładki "Bohaterowie".
Bez dalszego pier...
Gadania.
Miłego czytania!

Rozdział 9
*Clary*
Żeby się upewnić, czy wczorajszą wiadomość wysłała Tessa napisałam do niej kolejną ognistą wiadomość.
- Postaw kropkę tutaj, i tu. Skończyłam - po tych słowach wiadomość rozpłynęła się w powietrzu. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otwarte! - krzyknęłam, po czym drzwi się otworzyły,a  przez próg przeszedł Jace. Usiadł obok mnie na łóżku i przyciągnął do siebie, namiętnie całując w usta.
- Jak zakupy? - spytał.
- Nie było źle.
- Zmęczona?
- Trochę - jęknęłam cicho.
Wtem usłyszałam ciche pukanie do okna.
- Ognista wiadomość? - spytał zdziwiony.
- Tessa - oznajmiłam i zaczęłam czytać list.
- Co pisze? - ponaglił.
- Mam jechać tam koniecznie sama. Nie chce widzieć nikogo nieznajomego.
- Mówiłaś jej, kim dla ciebie jestem?
- Tak. Prosi, bym nie zabierała ze sobą nikogo i niczego. Jedynie kilka ubrań.
- Nie wydaje ci się to dziwne?
- Nie. Tessa od dawna udaje poważną, a tak naprawdę gubi się w swoich myślach.
- Jeśli coś ci się stanie... dowiemy się o tym dzięki Isabelle.
- Wiem.
Nastała głucha cisza, gdy nagle do pokoju wtargnął Alec.
- Maryse prosi, bym wam przekazał, że macie przebrać się w białe stroje.
- Żałoba? - spytałam zagubiona.
- Egzekucja Cecily - oznajmił. - Przykro mi. Nic innego nie da się zrobić.
Do oczu napłynęły łzy. Wtuliłam się w Jace'a i zaczęłam płakać.
- Nie zasłużyła na twój smutek - wyszeptał i wyszedł.
- Alec ma rację, Clary. Chciała cię zabić - potwierdził Jace.
- Mimo to zawsze uważałam ją za bratnią duszę. Kiedy ponad rok temu trafiła do szpitala przez Simona myślałam, że zabiję własnego przyjaciela. Znam ją od momentu, kiedy skończyłam 3 lata. Nie chcę, żeby jej się coś stało.
- Nie przeważysz decyzji Rady.
- Wiem. Mają swoje zasady, których wolę nie lekceważyć. Nie chcę zawisnąć na stryczku.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł z pokoju. Ja w tym czasie zniknęłam za drzwiami łazienki. Opłukałam twarz wodą i wskoczyłam do kabiny. Odkręciłam zawory, a po chwili poczułam gorące krople wody na skórze. Namydliłam dokładnie ciało i pozwoliłam, by otoczyła mnie gorąca para.

~15 minut później...
Po szybkim prysznicu i umyciu włosów wyszłam z łazienki, owinięta jedwabnym ręcznikiem. Podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać każdą sukienkę, jaką miałam. Zdecydowałam się na białą z przedłużanym tyłem i złotym paskiem w talii. Do tego złote szpilki wykonane z t
akiego materiału, co wcześniej wspomniany pasek. Ubrania położyłam na łóżku, a sama zaczęłam suszyć włosy suszarką. Czułam gorące powietrze na szyi i twarzy. Po chwili, gdy włosy były już suche zniknęłam za parawanem, biorąc po drodze sukienkę. Założyłam szpilki i podeszłam do toaletki. Rozczesałam włosy i patrząc dokładnie na swoje odbicie w lustrze wykonałam mały warkocz, który biegł z tyłu głowy. Następnie otworzyłam szufladę z biżuterią. Długo zastanawiałam się nad wyborem, gdyż miałam dużo złotych bransoletek. W końcu wybrałam proste, z perłami oraz z małymi wystającymi ćwiekami. Pamiętam, że motyw ćwieków uwielbiały dziewczyny z przyziemnej szkoły, do której uczęszczałam. Dobrałam do bransoletek perłowe kolczyki. Po chwili byłam gotowa. Otworzyłam i wyjrzałam na korytarz. Gdy upewniłam się, że nie ma w nim żywej duszy pobiegłam do pokoju obok. Zapukałam, a gdy usłyszałam ciche "proszę" weszłam do pokoju.
- Clary! - rzuciła mi się w ramiona Izzy. - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - zachichotałam. - Gdzie Alex?
- W kołysce.
Podeszłam do wskazanego miejsca i ujęłam dłoń córeczce Iz.
- Zabierasz ją ze sobą?
- Nie mogę.
- To... kto się nią zaopiekuje?
- Niestety jestem pozbawiona innych opcji. Służki.
- Ufasz im? - pokiwała głową.
- Ale nie mam innego wyjścia.
- Cholera - mruknęłam i odeszłam od kołyski. - A ty się nie przebierasz? - zdziwiłam się.
- Nie mogę zdecydować się na sukienkę. Pomożesz mi, prawda? - skinęłam głową i obie podeszłyśmy do szafy. Po kilku minutach wybrałyśmy koronkową. Iz dopasowała do niej szpilki. Włosy miała upięte w wysokiego koka.
- Nie zakładasz biżuterii? - spytałam.
- Nie - odrzekła i ujęła mą dłoń, wyprowadzając z pokoju.
- Im mniej na nią patrzę, tym mniej za nią tęsknię - odparła. Wcisnęła przycisk windy, która po chwili zaprowadziła nas do holu. Chłopcy mieli ubrane urocze garnitury, a Maryse długą, białą suknię. Przerzucałam wzrok z Jace'a na Aleca, z Aleca na Maryse, z Maryse na Izzy. Po chwili ciszy wyszliśmy z Instytutu. Odebrałam stelę od Jace'a i otworzyłam nią Bramę. Pierwsza weszła Maryse, a za nią Alec i Isabelle. Ujęłam dłoń Jace'a. Przełknęłam głośno ślinę, po czym weszliśmy w błękitną mgłę.
***
Sala Anioła wyglądała inaczej, niż kiedy widziałam ją za pierwszym razem. Najwyraźniej musieli ją odbudować po skończonej wojnie i dużych stratach. W środku panowała błoga cisza. Znów słyszałam szepty, których najbardziej się obawiałam.
"Córka Valentine'a".
Wzrokiem wyszukiwałam Jii. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie.
- Jia! - rzuciłam się jej w ramiona. Odwzajemniła uścisk.
- Tak się bałam, że zginiesz - wyszeptała mi do ucha.
- Nigdy - po poliku spłynęła samotna łza.
Odsunęłyśmy się od siebie. Wysoka kobieta poszła dalej przed siebie. Weszła na uniesienie i zaczęła mówić. Nagle wszyscy utkwili w nią wzrok.
- Z powodu ostatnich wydarzeń, jakie miały miejsce w Nowojorskim Instytucie zebraliśmy się tutaj, by omówić niejaką Cecily Adams. Młoda dziewczyna miała na celu pozbawić życia Clarissie... - zrobiła chwilę przerwy, spoglądając na mnie. Uśmiechnęła się i zaczęła mówić dalej. - ... Fray. Na szczęście udało jej się ujść z życiem.
- Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby zginęła! Kolejnego Morgensterna mniej! - wtrącił się nieznajomy mężczyzna. Oczy zalały się łzami.
"Nie jestem taka, jak mój ojciec" - powtarzałam sobie w myśli.
- Panie Collins. Za takie wybryki może pan zawisnąć na stryczku - uprzedziła Jia. - Kontynuując... Nic nie obroni Cecily przed konsekwencjami. Zabiła Nocną Łowczynię... jedną z nas. Za to grozi nic innego, jak śmierć - rozpłakałam się bardziej. Wtulona w Jace'a zaczęłam szlochać, nie przejmując się tym, ile osób się we mnie wpatruje. Uspokoił mnie swoim dotykiem. Podniosłam wzrok. Do mikrofonu mówiła teraz Imogen. Cały czas spoglądała na Jace'a. Na swojego wnuka, który poza nią był ostatnim z Herondale'ów.
Nadszedł czas na Cecily. Na ciele miała wiele zadrapań. Oczy podkrążone. Ubranie w strzępkach. Wyglądała okropnie. Odwróciłam wzrok. Rzucili nią o ziemię, a biedna zalała się płaczem. Chciałam coś zrobić. Krzyknąć, by tego nie robili. Podbiec do niej. Lecz nie mogłam się ruszyć. Spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Jej wzrok mówił tylko jedno.
"Przepraszam" lub "Wybacz".
Pokręciłam lekko głową. Otworzyłam usta. Wymówiłam bezgłośnie kilka słów.
"To nie twoja wina". I "To ja przepraszam".
Wtem dwójka mężczyzn podniosło ją z ziemi i wyprowadziło z pomieszczenia. Wtem usłyszałam kilka słów w nieznanym języku, które po chwili zastąpił głośny krzyk i płacz. Zaczęłam krzyczeć i szlochać, mocno wtulona w ramię Jace'a. Głaskał moją głowę i uspokajał. Nagle podeszła Jia. Miała łzy w oczach. Podniosłam na nią wzrok i rzuciłam się jej w ramiona. Gdy się od siebie odsunęłyśmy otarła moje łzy kciukiem i ustała obok mnie.
Usłyszałam kroki. Kroki tych samych mężczyzn, którzy ciągnęli za sobą martwą blondynkę. Pobiegłam w jej stronę pośpiesznie, lekceważąc wszystko. Tym razem nie płakałam. Nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam pokazać mojej bezsilności. Uklękłam przy Cecily,
kładąc jej głowę na moich kolanach. Obejmowałam ją i lekko kołysałam. Błagałam siebie w myślach, by się obudziła. Ale wiedziałam, że było już za późno. Nie było dla niej ratunku...

*Jace*
~3 dni później...
Clary codziennie pijąc zieloną herbatę zdążyła się już uspokoić. Pogodziła się ze śmiercią Cecily. Dopiero teraz zobaczyłem, jak bardzo była dla niej ważna. Jak bardzo zależało jej na ich przyjaźni. I mimo to, że chciała zabić moją ukochaną wybaczyłem jej. Bo wiedziałem, że nie robiła tego z własnej woli. Chroniła kogoś. Broniła, by nikt nie dowiedział się, kim jest tajemnicza osoba, która wysłała te niewidzialne postacie. Widziałem strach w jej oczach podczas egzekucji.
- Przynieść ci walizkę? - spytałem spokojnie rudowłosej, która składała kilka ubrań przygotowanych na wyjazd.
- Tak, proszę.
Popędziłem do garderoby, która była jednym z największych pomieszczeń w Instytucie. Wyciągnąłem z szafy średniej wielkości walizkę w kolorze ostrej czerwieni i zaniosłem ją do pokoju Clary.
- Dziękuję - oznajmiła, gdy odstawiłem ją obok łóżka.
- Clary - zacząłem. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, byś przebywała tam w takim stanie.
- Jest w porządku. Przecież to normalne, kiedy umiera ci przyjaciółka, a ty wciąż myślisz tylko o jednym, prawda?
Zignorowałem ją.
- Mam nadzieję, że rozmowa z Tessą poprawi ci humor.
- Ja też - wyszeptała i wtuliła się we mnie.
Objąłem ją mocniej w talii i pogłaskałem po głowie.
- Będziesz się z nami jakoś kontaktować? - spytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy. Skinęła głową.
- Pójdę wziąć prysznic - oznajmiła i pocałowała mnie w policzek, po czym zniknęła za drzwiami łazienki.

*Clary*
Po dokładnym wytarciu ciała założyłam na siebie mój różowy szlafrok i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej dwie sukienki. Przedstawiłam się w nich Jace'owi.
- Czerwona, czy niebieska?
Westchnął i podszedł do szafy, wybierając z niej spodnie z motywem angielskiej flagi i top z tym samym wzorem. Rzucił nimi we mnie i opadł na poduszki. Zaśmiałam się i odłożyłam sukienki na miejsce. Zniknęłam za parawanem, po drodze wybierając odpowiednie buty.
- Tik, tak, tik, tak, tik, tak - powtarzał wkoło, by mnie zdenerwować. Przewróciłam oczami i wyszłam na środek pokoju. Klasnął w dłonie kilka razy.
- Nadal twierdzisz, że mam dobry gust? - spytał.
- Tak - przewróciłam oczami. Podeszłam do toaletki i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Spryskałam się delikatnymi perfumami i usiadłam na łóżku obok Jace'a. Wtuliłam się w jego tors.
- Będzie mi tego brakować - oznajmiłam.
- Czego?
- Twojego uspokajającego dotyku. Twojego uroczego zapachu. Równomiernego oddechu na moim ramieniu. Błysku w twoich oczach. Uśmiechu... Wszystkiego.
Pocałował mnie w czoło.
- Clary, już czas! - krzyknęła Maryse za drzwiami.
Westchnęłam głośno i wstałam na równe nogi.
- Wezmę walizkę - oznajmił. Trzymając się za ręce wyszliśmy z pokoju.

*Isabelle*
- Jadą - wyszeptałam, gdy usłyszałam dźwięk windy. Wszyscy staliśmy w holu. Ja, Alex, Maryse i Alec. Gdy tylko żelazne drzwi się otworzyły pobiegłam w ich stronę, rzucając się Clary na szyję.
- Będę tęsknić - oznajmiłam.
- Ja też - kołysałyśmy się lekko.
Następnie Clary poszła się pożegnać z resztą. Odebrała z rąk Maryse małą Alex i przytuliła ją z całej siły jak pluszową zabawkę. Łzy spłynęły po jej policzku, które Alex od razu otarła. Zaśmialiśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Clary otworzyła Bramę za pomocą steli. Nagle otoczyła ją błękitna mgła. Odwróciła się do nas. Ostatni raz się uśmiechnęła i zaczęła powoli znikać. Nagle Jace do niej podbiegł i trzymając za ramię odwrócił w swoją stronę. Pocałował ją uroczo i namiętnie, po czym pozwolił odejść.
- Wróci - oznajmiłam, gdy był dostatecznie blisko nas.

*Clary*
Znalazłam się w obcym miejscu, w innym mieście. Zaczęłam wypatrywać Instytutu. Tessa wspomniała, że znajduje się przy ulicy Roosevelta 7, więc próbowałam zadzwonić po taksówkę. Podeszłam do budki telefonicznej i zadzwoniłam na wybrany wcześniej numer.
- Za 10 minut? Dobrze. Do widzenia - rozłączyłam się i czekałam, aż żółte auto podjedzie prosto pod moje nogi, nie ochlapując mnie po drodze. Tessa miała racje. W Londynie cały czas pada deszcz. Bez względu na to, ile jest stopni.
***
Otworzyłam drzwi samochodu i do niego wsiadłam.
- Dzień dobry, panienko. Dokąd to?
- Roosevelta 7.
- Jest pani pewna? To ulica, na której jest wysypisko.
- Tak, jestem pewna.
Wcisnął gaz i zaczął jechać. Odwróciłam się w stronę szyby i namalowałam na niej serduszko.
- Zakochana, mam rację?
- Może się pan skupić na drodze? - przewróciłam oczami. Patrzyłam prosto przed siebie, zamyślona w to, jak może wyglądać Tessa i jak mnie przyjmie. Czy będzie miła, jak Izzy, kiedy zobaczyła mnie pierwszym razem?
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił kierowca. Wyszedł z auta i otworzył drzwi obok mnie, pomagając mi wysiąść. Wyciągnął moją walizkę z bagażnika. Poczekałam, aż odjedzie. Nie zamierzałam mu się tłumaczyć i wymyślać durnych bajeczek o tym, dlaczego idę z walizką na wysypisko.
***
Londyński Instytut wyglądał nieco inaczej, niż Nowojorski. Miał niższe wieże, a materiał, z którego był zbudowany miał ciemnoczerwoną barwę. Podeszłam bliżej i zapukałam w drzwi. Otworzył mi wysoki mężczyzna o włosach białych, jak śnieg i oczach tego samego koloru.
- James Carstairs. Przyjaciele mówią na mnie Jem. Miło cię poznać... Clary, tak? - podał mi dłoń, którą przyjęłam. Uścisnęliśmy sobie ręce. Byłam oczywiście lekko zdziwiona ze względu na Jema. Przecież Matt mówił, że nie żyje. Ale dopiero teraz przejrzałam na oczy i zorientowałam się, że wampirom nie można ufać. Odebrał moją walizkę i zaprowadził do salonu, gdzie na kanapie siedziała Tessa i czytała książkę.
- Ehem - udał, że kaszle. - Kochanie?
- Och, Clary! - Jem przewrócił oczami.
Podbiegła do mnie i mocno uściskała.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - ominęła Jema i zaprowadziła mnie na drugie piętro budynku.
- Obok jest nasza sypialnia, dlatego, jeśli będziesz potrzebowała pomocy śmiało zapukaj - uśmiechnęła się.
- Jesteś zaręczona z Jemem?
- Jesteśmy małżeństwem od ponad 200 lat - zaśmiała się.
- Jak to możliwe? - westchnęła.
- Jestem pół-Czarownikiem, pół-Nefilim.
- Co daje ci nieśmiertelność, prawda? - skinęła głową. - A Jem? - dodałam.
- Jem stał się Cichym Bratem po śmierci swojego parabatai. Brat Enoch podarował mu nieśmiertelność ze względu na to, ile dla nich zrobił.
- Rozumiem - oznajmiłam. Tessa otworzyła drzwi do pokoju, w którym miałam zamieszkać.
- Rozgość się i czuj się, jak u siebie - oznajmiła. - Masz 15 minut na rozpakowanie się. Potem zejdź na kolację - skinęłam głową.
Tessa była urocza i miła, zdarzało jej się przybrać poważną minę, ale często była uśmiechnięta. Jej kasztanowe włosy opadają na ramiona. Rzadko ma jej upięte w kucyk lub inną fryzurę. Jej szare oczy błyszczą w świetle kinkietów, a jasna karnacja idealnie to uzupełnia.
Z opowieści Magnusa słyszałam, że Jem jest uzależniony od narkotyku. Nie mam zamiaru go o to pytać, jest to trochę niestosowne ze względu na krótką znajomość. Włosy w kolorze bieli przysłaniają srebrne oczy. Jego cera jest jaśniejsza od mojej, co zawsze uważałam za niemożliwe, lecz jest to pewnie spowodowane działaniem narkotyku.
Zaczęłam rozpakowywać walizkę. Ubrania schowałam do szafy, a szkicownik jak zawsze położyłam na toaletce. Pokój nie różnił się znacznie wyglądem od mojej sypialni w Nowym Jorku. Był tak samo duży, meble rozmieszczone były tak samo. Jedynie kolory się nie zgadzały, ale nic nie jest idealne. Gdy zwiedziłam każdy kąt w pokoju zeszłam schodami na dół, o dziwo się nie gubiąc. Londyński Instytut jest dużo większy od Nowojorskiego, więc będę musiała znów uczyć się rozmieszczenia. W najgorszym wypadku poproszę o mapę.
Uśmiechnięta usiadłam naprzeciwko Tessy, która była zbyt zajęta lekturą, by na mnie spojrzeć.


I jak wam się podobało :)?
Tessa i Jem powracają z DM :D!
Kto się cieszy :3?
No to teraz małe wyzwanie :)
Gdy będzie tutaj 5 komentarzy dodam kolejny rozdział najszybciej, jak się da :)
Wiem, że potraficie. Bez narzekań.
Przypominam o zakładce "Bohaterowie" - koniecznie zajrzyjcie. Pojawiła się postać Jema, Matta i Tessy :)
Do zobaczenia ^^!

6 komentarzy:

  1. Powiem ci że po ostatnim rozdziale byłam trochę zła na ciebie za uśmiercenie Jima ale już się wszystko wyjaśniło.
    Rozdziała jest SUPER !!
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam twojego bloga dlatego nominuje cię do Liebstera!
      Więcej tutaj: http://nocnilowcy.blogspot.com/2015/06/lba.html

      Usuń
  2. Błedy powtórzeniowe, ale mogło być gorzej ;)
    Poza tym parę nieścisłości jak na ubraniach jest flaga Ameryki, nie Anglii, w Londynie jeżdżą TYLKO czarne taksówki, a w NY żółte.
    + Jem nie dlatego stał się Cichym Bratem i nie wzięli ślubu wtedy ślubu. Musisz doczytać DM zanim coś piszesz :(
    Ale gdybym miała nie zwracać uwagi na te drobne błędziki :D, to podobało mi się. I tak! Nareszcie Tessa! I w czasie egzekucji nikt nie ukradł Alex! (a ważyliby się to zrobić!)
    A jak Cecily umierała to prawie się popłakałam ;( Mimo wszystko żal mi jej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Cecily... teraz zrozumiałam, jak mi jest jej szkoda :C
    Prawie się popłakałam, serio...
    No dobra, może łezka spłynęła, ale byłam bliska płaczu.
    I tak! Jem i Tessa <3
    Kocham cię, to jest jedyne ff, które czytam i które jest takie oryginalne, że w ff o DA występują też postacie z DM... MAGIA <3
    Jesteś najlepsza, kc <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko... nie wiem od czego zacząć... Może od tego, że naprawdę miałam wielką ochotę wybuchnąć płaczem, kiedy czytałam wątek z egzekucją Cecily i nie powiem, bo kiedy czytałam twój rozdział jeszcze drugi raz przed snem (XDXDXD), to łezka popłynęła :((( A kolejna rzecz, to JUHUUU TESSA I JEM wrócili, choć kiedy wspominam końcówkę Mechanicznej Księżniczkę i chwilę z Willem, to znowu mam ochotę ryczeć :'D Rozdział wyszedł ci naprawdę niesamowicie :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej! Cudowny rozdział! <3 :)

    OdpowiedzUsuń