poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 2

W kolejce do piekła
Księga II
Rozdział 2

Na sam początek chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić za wczorajszy brak rozdziału. Byłam strasznie zajęta, gdyż pomagałam rodzicom odbudowywać dom, a poz tym wieczorem zrobiliśmy sobie grilla, także czasu brak.
"Ale przecież mogłaś dodać rano!"
Tak, mogłam, ale mój bratanek został dłużej, więc musiałam się nim opiekować :))
Jeszcze raz przepraszam, a teraz miłego czytania <3!

Rozdział 2
*Isabelle*
Maryse poprosiła mnie, bym przejrzała kilka papierów w bibliotece, więc od razu się tam wybrałam. Mówiła, że gdybym potrzebowała pomocy mam powiadomić Aleca, ale ten jest zbyt zajęty, by pomóc ciężarnej siostrze.
- Isabelle, mogłabyś otworzyć drzwi wejściowe? - spytał, jak gdyby nigdy nic.
- Alec, do cholery, nie widzisz, co robię?! - wydarłam się na niego.
- Otworzysz, czy nie? - wściekła rzuciłam w niego starą książką, lecz niestety uniknął rzutu,  zamykając drzwi. Książka upadła na podłogę tracąc kilka stron, które porozrzucane były teraz po całej bibliotece.
- Cholera, jeszcze będę musiała to posprzątać - mruknęłam i wzięłam się do roboty.

*Alec*
Skoro Iz nie miała zamiaru otworzyć drzwi, ja musiałem to zrobić. Po chwili moim oczom ukazali się Jace i Clary.
- Nie mogliście po prostu wejść?
- Wyobraź sobie, że twój parabatai zapomniał steli - mruknęła i weszła na górę po schodach.
- Kobiety - westchnął i również powędrował na górę.
Wzruszyłem ramionami i zająłem się dalszym treningiem.

*Clary*
Spokojnym krokiem poszłam do swojej sypialni. Było to jedyne miejsce, poza Oranżerią,  gdzie
mogłam pobyć sama. Zmęczona spacerem wyciągnęłam z szafy różowy top, czarne szpilki oraz buty w odpowiednim kolorze, by pasował do reszty kompletu. Z szuflady pod toaletką wyjęłam srebrną bransoletkę z różowymi elementami, a przed lustrem upięłam włosy w niskiego kucyka po prawej stronie. Po szybkim prysznicu stałam przed lustrem w uszykowanym wcześniej ubraniu i robiłam delikatny makijaż, co dla mnie oznaczało poprawienie rzęs tuszem oraz pomalowanie ust delikatną różową szminką. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko je otworzyłam. W progu stanął Jace, czego się nie spodziewałam, gdyż mieliśmy się spotkać dopiero wieczorem.
- Wiedziałam, że nie będziesz mógł wytrzymać beze mnie dłużej niż trzy godziny - mruknęłam i wpuściłam go do środka.
- Przeczytaj to - podał mi kartkę papieru. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem i odebrałam list. Zaczęłam czytać:
"Opowiadałem ci kiedyś o Celine. O tym, jak ją poznałem. Nie rozumiałeś moich słów, gdyż były one wypowiadane w języku łacińskim, a ty miałeś wtedy zaledwie pięć lat. Ale teraz należą ci się wyjaśnienia. Nie wiem, kiedy to czytasz, ale wiem, że czytasz to po mojej śmierci... po mojej zgubie w zaświatach. Zawsze chciałem mieć takiego syna, jak ty. Spokojnego, dobrego, schludnego, umiejącego dobrze władać mieczem. I takiego Razjel mi zesłał. Szkoda tylko, że kosztem tego była śmierć najukochańszej gwiazdy na niebie, która za każdym razem sprawiała mi radość. Nie mam zamiaru, ani ochoty opowiadać ci o twojej matce, tylko o tym, czego nie zdążyłem ci powiedzieć, zanim na zawsze pochłonęła mnie ciemność. Pamiętam dobrze Valentine'a i jego wrogie plany. Pamiętam również jego pociechy. I tutaj tkwi cały wątek tej historii. Znam cię za dobrze, by się pomylić. Wiem, co czujesz do jego maleńkiej Clarissy, teraz pewnie dużej i dojrzałej. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Wiem, jak patrzyłeś w jej szmaragdowe oczy, jak przypatrywałeś się jej treningom. Wiem, że teraz zrobisz wszystko, by być obok niej. I wiem, że jesteś. Mimo wszystko - jesteś. I wiem również, jak mocno ją kochasz. Wasza miłość jest jedną z najsilniejszych. Zrobicie wszystko, by tylko druga osoba była bezpieczna, poświęcając nawet przy tym własne życie. Gratuluję wam szczęśliwego związku i oczekuję wnuków, choć nigdy nie będę mógł ich uściskać, pochwalić i powiedzieć, jak bardzo je kocham. Teraz wiem, ile straciłem. Straciłem ciebie, Jonathanie. Straciłem jedynego syna. Jedyny sens w życiu, który pozostał mi po śmierci Celine. Ale teraz jest już za późno. Za późno na jakąkolwiek zmianę. Za późno, by wrócić. Pamiętaj jednak, że mimo to, że nie mogę ci już nigdy tego powiedzieć - kocham cię. Jesteś i będziesz moją największą radością, jaka mnie w życiu spotkała. W życiu, które kiedyś mógłbym uznać za szczęśliwe, gdyby nie plan Valentine'a. Ale to już inna historia, której się nie dowiesz, gdyż ja i Valentine jesteśmy w zaświatach i obserwujemy każdy wasz ruch. Nie zawiedź mnie, synu.
Stephen Herondale"
- Skąd on... - spojrzałam na niego pytająco.
- Przypatrz się uważnie dolnej części kartki - posłuchałam, ale gdy zauważył, że nic nie widzę, dodał: - Skup się.
Wtem we wskazanym wcześniej przez Jace'a miejscu pojawił się napis:
"Zło powróci. Wojna się jeszcze nie skończyła".
Wystraszona zakryłam usta dłonią, powstrzymując krzyk. Oddałam kawałek papieru blondynowi i zapłakana wybiegłam z pokoju, kierując się do Oranżerii. Usłyszałam tylko, jak Jace wybiega za mną. Dalej była tylko ciemność.

~Kilka godzin później...
Otworzyłam powoli oczy, lecz natychmiast je przymrużyłam. Blask słońca, który wlewał się przez otwarte okno mnie oślepił, więc opadłam na poduszki, nie wiedząc nawet, gdzie jestem. Nagle poczułam dotyk na dłoni. Nie miałam żadnych wątpliwości, że to Jace.
- Co się stało? - spytałam, odsłaniając powoli powieki.
- Upadłaś.
- Tyle sama wiem - mruknęłam.
-  Potknęłaś się o odstającą deskę przy trzecim schodku. Miałaś załzawione oczy, dlatego jej nie widziałaś i upadłaś - wytłumaczył. Rozejrzałam się dookoła.
- Gdzie jesteśmy?
- Wiem, że Isabelle zrobiła tutaj małe zmiany, ale mimo to powinnaś rozpoznać swoją sypialnię - oznajmił.
- Cholera. na chwilę spuścić ją z oka - westchnęłam. - W porządku. Pójdę coś...
- Kolację masz na szafce nocnej - uśmiechnął się szeroko.
- To też przygotowała Isabelle? - zrobił minę zbitego psa i powiedział:
- Nie, to akurat przygotowałem ja - zaśmiałam się.
- Przecież wiem. W innym wypadku w pokoju pachniałoby zgnilizną - nie przestałam się śmiać. Już miałam się brać za jedzenie posiłku, gdy nagle poczułam okropny ból w podbrzuszu. Towarzyszył temu krzyk Isabelle.
- Proszę, nie mów, że to się zaczęło - odrzekł. Skinęłam głową. - Cholera. Nie mogła poczekać? - mruknął i ujął mą dłoń. Pociągnął mnie do drzwi, a gdy znaleźliśmy się za nimi wziął mnie na ręce i zniósł powoli do salonu, gdzie znajdowali się już wszyscy.
- Niech wszyscy wyjdą! - krzyknęła Iz, zwijając się z bólu. Kiedy mała grupa osób była przy drzwiach, dodała:
- Wszyscy prócz Maryse i Clary.
Spojrzałam na matkę Izzy i Aleca. Wymieniłyśmy spojrzenia i ruszyłyśmy przez pokój.
- Clary, na stoliku obok są ręczniki. Przynieś je, a ja pójdę po wodę - skinęłam głową i wykonałam polecenie. Ujęłam dłoń Izzy i zaczęłam kreślić koła na jej brzuchu, co trochę uspokoiło Alex.
- Hej, malutka - szepnęłam. - Niedługo ujrzysz światło dnia. Wytrzymaj jeszcze trochę - spojrzałam na swoją parabatai, która bacznie obserwowała sytuację. Uśmiechała się od ucha do ucha.
- Alex będzie sprawiała ci tyle radości - oznajmiłam, wyrywając ją z rozmyśleń.
- Tak. Jest to moje największe szczęście, jakie życie mogło mi sprawić - w tym momencie przypomniał mi się list Stephena, lecz wolałam teraz o nim nie myśleć.
- Jesteś gotowa? - spytała Maryse, która gwałtownie znalazła się obok.
- Można tak powiedzieć - odrzekła.
- Wykonuj moje polecenia, dobrze? - skinęła głową. Po chwili Maryse przejęła pałeczkę i zajęła się wszystkim. Ja tylko bacznie się jej przyglądałam, śledząc każdy jej ruch. Kiedy mój wzrok zatrzymał się na brzuchu Iz, poczułam, jakby Alex chciała nam coś powiedzieć. Jakby chciała coś przekazać Izzy. Nagle w mojej głowie rozbrzmiał głos:
"Mamusiu... miej siłę. To potrwa tylko chwilę i będę z tobą".
Nie zwracając na nic uwagi przyłożyłam swoją dłoń do dłoni Iz, by również mogła usłyszeć przekaz jej małej córeczki. Zobaczyłam, jak po jej poliku płynie kropla łzy, a kąciki ust idą ku górze.
"Dziękuję" - wyszeptała w mojej głowie. Odpowiedziałam jej uśmiechem i dałam dalej pracować Maryse.

Może i trochę krótko, ale za to w kolejnym rozdziale poród Izzy, którego nie opiszę, bo chyba każdy z was wie, jak wygląda poród, prawda :)? A jeśli nie, to sobie to wygooglujcie :D
Postaram się dodać jutro, jednak nic nie obiecuję :)
Do zobaczenia ^^!

3 komentarze:

  1. Cudo, cudo, cudo, cudo, cudo *-*!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału... ciekawe, jak przebiegnie poród Isabelle :o
    Mam nadzieję, że jej i Alex się nic nie stanie :))
    A jeśli to że Clary im pomoże (bo Magnusa nie ma - nie, nie nienawidzę cię za to :D)
    Nie mam żadnych uwag... chociaż może... rozdział krótki, ale trzyma w napięciu, także nie dostajesz za to minusa :D
    Twój blog i twoje opowiadania jak najbardziej są na plusie, kocham je i mam nadzieję, że nie zostawisz nas tak szybko :D
    A że niedługo wakacje... także spodziewam się większej i częstszej ilości opowiadań. 7 razy w tygodniu, co wychodzi jeden rozdział na jeden dzień :))
    Myślę, że to dobry układ :D
    I liczę na coś specjalnego na 10k wyświetleń :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział NIEZIEMSKI, zresztą jak każdy :)))) Popieram cały komentarz u góry!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. utrzymuje w napięciu ;)


    a skoro ojcem Alex jest demon to nie powinna ona być czarownicą ?

    OdpowiedzUsuń