Księga II
Rozdział 5
Uprzedzam, że dzisiaj trochę krótszy rozdział. Wyjaśnienia na końcu :)
Miłego czytania!
Rozdział 5
*Clary*
Spacerowałam z Jace'em dookoła stawu przed Instytutem, gdy nagle ktoś wykrzyczał nasze imiona:
- Clary! Jace! - źródłem dźwięku była Isabelle. Biegła do nas przez ścieżkę, potykając się o małe kamienie w drodze.
- Cisi Bracia zakazali ci biegać. Szczególnie w szpilkach - oznajmił Jace z naciskiem na słowo "szczególnie".
- Nie miałam wyjścia! Bal już się zaczął, a nie ma na nim honorowego gościa! - krzyknęła.
- Uspokój się, już idziemy.
- Co jest waszym wytłumaczeniem? - położyła ręce na ramionach i dumnie się nam przypatrywała.
- Izzy - zakaszlałam. - To - wskazałam palcem na ogromny bukiet róż w kształcie serca, który znajdował się centralnie za nią. - Nie wiem, jak mogłaś go nie zauważyć, biegnąc tutaj.
- Jesteście uroczy, ale teraz naprawdę już chodźmy.
- Czyli odpłaciłaś nam nasze winy? - zaśmiał się Jace, gdy byliśmy przed wejściem, ale nie otrzymał odpowiedzi.
*Jace*
Wewnątrz Instytutu porozwieszane były balony. Jedynym oświetleniem były kinkiety na ścianach. Muzyka dobiegała z sali treningowej. Wszystko komponowało się prześlicznie.
- Idziemy, czy macie zamiar wpatrywać się w dekoracje przez...
- Idziemy - przerwała jej Clary. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdyż wiedziałam, że Izzy nie lubi, gdy się jej przerywa. - Wybacz - zaśmiała się i ujmując mą dłoń popędziła za Isabelle.
***
Sala treningowa wyglądała jeszcze śliczniej, niż inne miejsca i korytarze w Instytucie. Panował w niej półmrok. Do karniszy poprzyczepiane były kolorowe balony, a dookoła iskrzyły się światła reflektorów. "Isabelle naprawdę się postarała" - pomyślałem.
- Zaraz wrócę - wykrzyczała najgłośniej jak umiała, by przekrzyczeć grającą muzykę. Skinąłem głową, by nie zrobić tego, co ona. To była jedyna wada imprez. Zawsze trzeba do siebie krzyczeć. W innym wypadku rozmowa wyglądałaby tak:
" - Chcesz się czegoś napić?
- Co mówisz?
- Czy chcesz się czegoś napić?!
- Nie słyszę!"
W najgorszym wypadku ludzie zamiast używać słów posługiwaliby się pantomimą, co w sumie wyglądało by zabawnie. Nagle poczułem, jak ktoś szturcha mnie w ramię.
- Zatańczysz? - zachichotała dziewczyna. Dopiero, gdy stanęła w świetle mogłem poznać znajome rysy jej twarzy. Cecily.
- Nie wiedziałem, że też się pojawisz.
- Clary to moja przyjaciółka, prawda? Nie mogłabym się nie pojawić na imprezie organizowanej z jej powodu - przy ostatnim zdaniu zrobiła dziwne gesty rękoma, po czym dodała:
- To jak? Zatańczymy, czy ten wieczór należy tylko dla ciebie i Clary?
- Myślę, że się nie obrazi - zaśmiałem się. - W końcu to tylko taniec, prawda?
- Tak - na jej twarzy namalował się chytry uśmiech. - Tylko taniec - ukazała śnieżno białe zęby i porwała mnie na parkiet.
*Cecily*
Tańczyłam z Jace'em, gdy nagle zaczął się wolny utwór. Położyłam swoje dłonie na jego barkach, a on sam swoje ułożył na mojej talii. Wtuliłam głowę w jego lekko umięśniony tors. Po chwili wprowadził mnie w obroty. Gdy ustałam w miejscu, ujął mą dłoń i poprowadził dalej. Zamknęłam oczy, by móc wczuć się w muzykę.
- Nie sądziłam, że tak dobrze tańczysz - wyszeptałam mu do ucha.
Nagle wykorzystałam sytuację i gdy on miał ręce położone na mojej chudej talii położyłam swoje dłonie na jego i pociągnęłam w dół tak, że teraz jego dłonie znajdowały się na moich udach.
- Cecily, nie - zaprotestował i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Clary się nie dowie - przewróciłam oczami.
- Nie musi - usłyszałam głos przyjaciółki, która natychmiast do nas podeszła i odciągnęła Jace'a ode mnie.
- Stój! - warknęłam. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że Jace może woli zostać ze mną? - spojrzałam błagalnie na blondyna. Pokręcił głową i ujmując dłoń Clary opuścił środek sali.
*Clary*
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzeszczałam na niego.
- Uspokój się.
- Jak mam... - nie dokończyłam, gdyż poczułam delikatne muśnięcie w usta. Odwzajemniłam pocałunek, który w jednej chwili stał się namiętny. Odsunęliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach.
- Dobrze wiesz, że to wszystko...
- Jej wina - udałam jego głos. - Tak, wiem.
- Czyli nie jesteś na mnie zła?
- Nie potrafię - prychnęłam.
- Kocham cię.
- Koniec tych czułości - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. - Bal nie trwa wieki.
Ujęłam jego dłoń i pociągnęłam na parkiet tuż obok odtwarzacza muzyki, byśmy mogli lepiej ją słyszeć i bardziej się w nią wczuć. Idealnie dopasowali utwór do aktualnej chwili. Piękna, wolna piosenka. Jace objął mnie w talii, przysuwając bliżej siebie. Moim zadaniem było położyć dłonie na jego barkach. Zaczęliśmy się wolno kołysać.
- Mam nadzieję, że nauczyłeś się dobrze tańczyć przez ostatni rok - zaśmiałam się.
- Cecily powiedziała, że tańczę świetnie.
- Cecily mnie nie obchodzi - zrobiłam kilka sekund przerwy. - Nie chcę jej znać.
- To był tylko taniec...
- Aż... taniec - powiedziałam z naciskiem na "aż".
Wtem kolorowe światła błyskały po całej sali, a jedno złote światło skierowane było w naszą stronę tak, żeby wszyscy nas widzieli. W jednej chwili znaleźliśmy się na środku parkietu. Czułam na sobie wzrok kilkudziesięciu osób, lecz mi to nie przeszkadzało. Byłam do tego przyzwyczajona, gdyż w dzieciństwie tańczyłam codziennie. Czasem nawet na ulicy, gdzie obserowało mnie pospólstwo. Każdy marny grosz, który dzięki temu zarobiłam dawałam właśnie im. Był to miły gest w zamian za opiekę i wytwarzanie żywności, choć najczęściej był to chleb. Nie... to był tylko chleb. Nic więcej.
Kiedy utwór się skończył dumnie się ukłoniliśmy i poszliśmy chwilę odpocząć na pobliskiej kanapie.
- Masz może ochotę na...
- Drinka? Świetny pomysł.
- Chodziło mi o coś bardziej bezalkoholowego. No wiesz... kawa, herbata.
- Drink, Jace. Drink.
- Wiśniowy? - skinęłam głową. Mój ukochany przewrócił oczami i posłusznie poszedł w kierunku baru.
***
W tym czasie poczułam dziwne wibracje dookoła. Muzyka ucichła o kilka tonacji. Każdy wydawany dźwięk wydawał się cichy, prawie niemożliwy do usłyszenia. Wtem usłyszałam nieznajome głosy, które wykrzykiwały moje imię.
" - Clary, Clary, Clary....
- Biblioteka, biblioteka, biblioteka..."
Wstałam, nie stawiając oporu. Czułam się, jakby ktoś mnie kontrolował. Jakbym była zahipnotyzowana. Nie słyszałam własnych myśli, tylko te głosy, które w kółko się powtarzały.
Gdy już dotarłam do owej biblioteki otworzyłam drzwi.
"Zejdź na dół"
Posłuchałam. Nie mogłam nic zrobić. Byłam sparaliżowana. Wtem moim oczom ukazała się mała karteczka.
"Czytaj"
Nagle moja podświadomość wróciła. Zdawałam sobie sprawę, że na krótko. Nie chciałam uciekać. Nie miałam nawet na to sił. Byłam za bardzo wystraszona. Rozejrzałam się dookoła, a gdy znów usłyszałam polecenie wzięłam do ręki kartkę i zaczęłam czytać.
"Isabelle. Sypialnia. Alex"
Byłam przerażona. Jeśli ktoś coś zrobił Alex... nie. Czułabym to. Jestem związana z córką Izzy więzią podobną do więzi parabatai, lecz ta jest zupełnie inna. Możemy się ze sobą komunikować bezpośrednio. Nie muszę jej dotknąć, by coś jej przekazać, tak samo jak ona nie musi dotknąć mnie. Wiedziałam, że żyje. Czułam, że oddycha.
"Idź tam"
Zachwiałam się lekko, lecz mimo to ruszyłam przed siebie. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Otworzyłam ogromne wrota biblioteki i popędziłam długim korytarzem wprost do sypialni Isabelle. Bałam się, co tam znajdę.
***
Drzwi były zamknięte, lecz otworzyłam je Runą. Pierwszym miejscem, gdzie spoczął mój wzrok to kołyska Alex. Mała bawiła się swoim pluszowym misiem, wcale na mnie nie patrząc. Kiedyś mi mówiła, że chciałaby, aby ożył. Chciała z nim porozmawiać. Powiedzieć mu, że go kocha całym swoim małym serduszkiem. Wtedy ja jej odpowiedziałam, że może mu to mówić cały czas. Że ją zrozumie. Nie otrzymałam wtedy odpowiedzi.
Rozmyślenia przerwał mi ten sam przerażający głos:
"Kartka. Przeczytaj. Szafka nocna"
Podeszłam do wskazanego miejsca i zaczęłam czytać wiadomość:
"Przy oknie leży sztylet. Masz jedną szansę, by zabić dziecko. Inaczej my zabijemy ciebie"
Po poliku spłynęły łzy. Nie wiedziałam, co zrobić. Obiecałam Alex i Isabelle, że nigdy nie dopuszczę, żeby jedna z nich umarła. Obiecałam, że gdyby tak się stało oddam za nie życie. Ale nigdy nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Podeszłam do okna, gdzie miał znajdować się sztylet. Wzięłam go do ręki. Na klindze wyrzeźbiony był napis: "Salve Atque Vale"
- Witaj i żegnaj - wyszeptałam.
Nie rozumiałam, jaki to ma związek z misją, którą mam wykonać. Mimo to przyłożyłam nóż do swojego serca.
- Przepraszam - wyszeptałam, patrząc na Alex. Z jej zaszklonych oczu wyczytałam smutek.
"Kocham cię, ciociu" - rozbrzmiał dziecięcy głos w mojej głowie.
- Też cię kocham, kochanie - uśmiechnęłam się lekko i już miałam wbijać sobie sztylet w serce, pozbawiając siebie życia, gdy nagle przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Upuściłam narzędzie, które z hukiem wylądowało na podłodze. Wtem cała zrobiłam się dziwnie sztywna, jakby sparaliżowana. Ponownie sparaliżowana. Mimo woli wzięłam do ręki sztylet i podeszłam nim do Alex. Próbowałam coś wymówić, lecz nic to nie dało. Spróbowałam kolejny raz. I kolejny, kolejny... aż w końcu mi się udało.
- Przepraszam cię - po polikach spłynęły tysiące łez. - Nie chcę tego robić.
"Wiem, ciociu. I tak dużo przeżyłaś. Zaopiekuj się mamą"
Zapłakałam ostatni raz, gdy moje ciało przebiło ostre narzędzie. Zobaczyłam tylko, jak sztylet spada do kołyski, podrzynając małe gardełko słodkiej Alex.
"Wygrali" - pomyślałam. "Oni naprawdę wygrali".
Ktoś coś podejrzewał, że stanie się coś złego na imprezie :D?
Nawet nie podejrzewałam, że akcja tak się rozwinie :o
Ale cóż... jak jest, tak jest. Clary i Alex umarły... zaraz, zaraz. ONE UMARŁY!
Czy to już koniec opowiadań? Czy jest sens je dalej prowadzić bez głównej bohaterki i najbardziej uroczego dziecka we wszystkich FF?
Tak, warto to prowadzić. Ale czy to wszystko prawda?
Wszystkiego dowiecie się w przyszłym rozdziale, możecie zapalić oczywiście wirtualne znicze dla naszej ukochanej dwójki :)
[*]
Salve Atque Vale, Clary & Alex :(
No i na koniec małe wyjaśnienia....
Mam dzisiaj trochę zły dzień, tak jak każdy. Płacz, dużo łez... myślę, że to zrozumiecie :)
Do zobaczenia :)!
*przeklina MartynęR we wszystkich językach, które zna.
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ?! NO JAK! ZABIJĘ CIĘ... a może lepiej nie, bo nie wiadomo kto będzie pisał... Tak czy siak nienawidzę cię za ten rozdział na którym ryczałam jak opętana! Dodaj next, bo się rozmyślę i jednak ukatrupię!
JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! JAK?!
OdpowiedzUsuńPod koniec ryczałam, jak nigdy przy twoim rozdziałach...
Clary!
Alex!
:(!
Daj szybko nexta, i proszę... nich to się jakoś wyjaśni.
Może twoje rozdziały byłyby oryginalne, bo bez Clary, ale... mimo to - NIE!
To tak nie może być!
To nie może się tak skończyć!
Proszę, powiedz, że to nie prawda :C!