sobota, 6 czerwca 2015

Epilog

W kolejce do piekła
Księga I
Epilog

Wreszcie dotarliśmy do tego pięknego momentu, czyli epilogu :')
Dziękuję wam, że czytaliście wszystkie rozdziały od początku <3!
Pozdrawiam starych, jak i nowych czytelników, a ten rozdział, ostatni w tej księdze dedykuję mojej przyjaciółce oraz wam :)!
MIŁEGO CZYTANIA!
*informacje na końcu*

Epilog
Trzymając Jace'a za rękę przeszliśmy przez Bramę i zniknęliśmy w jednej chwili w niebieskiej mgle. Po otworzeniu oczu ujrzałam grube mury Instytutu. Za nami rozciągała się ulica, na której
przejeżdżały pędzące samochody.
- Dom - wyszeptała Isabelle, najwidoczniej zadowolona z powrotu.
- Tak - potwierdziłam. - Nareszcie w domu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek tu wrócimy - oznajmił Jace.

- Pójdę się rozpakować - rzekłam, całując ukochanego w policzek. Po chwili zniknęłam za drzwiami Instytutu, ciągnąc za sobą walizkę. Powędrowałam do swojej sypialni. Zaraz po otworzeniu drewnianych drzwi poczułam zapach czystej pościeli i zużytych perfum. Wróciły wszelkie wspomnienia związane z tym miejscem. Usiadłam na łóżku, przygotowana na łzy szczęścia, które nie nadeszły. Nie tracąc czasu wzięłam się za rozpakowanie mojej walizki, która w porównaniu do walizki Izzy była lekka jak piórko. Po skończonej pracy przebrałam się w czyste ubrania, a na koniec spryskałam delikatnymi perfumami, co tylko dodało efektu całej stylizacji. Byłam gotowa do wyjścia na świeże powietrze. Jednak przed otworzeniem frontowych drzwi, które prowadziły na zewnątrz zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Jace... mogłam się tego spodziewać.
- Nie ładnie tak się włóczyć po nocy.
- Jest środek dnia - zauważyłam.
- Gdzie idziesz?
- Na spacer - odrzekłam pytającym tonem.
- Mam ci potowarzyszyć?
- Nie trzeba, chcę pobyć chwilę sama i...
- Wszystko przetrawić? - skinęłam głową. - W razie czego krzycz - zaśmiał się.
- Oczywiście, mój bohaterze - przy ostatnich dwóch słowach zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Mało tego... powiedziałam to najsłodszym głosem, jaki tylko potrafiłam udać. Przewrócił oczami i wbiegł na górę po schodach. Otworzyłam lekko drzwi i wyszłam z Instytutu, by pobyć chwilę w samotności. Jace miał rację... musiałam to wszystko przetrawić. Usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam rozmyślać nad ostatnimi zdarzeniami, dopóki nie przerwał mi... znajomy głos. Uniosłam głowę i ujrzałam Aleca, co było dla mnie wielkim zdziwieniem, gdyż myślałam, że ten człowiek nigdy nie wychodzi z budynku.
- Mogę się przysiąść? - przesunęłam się lekko w lewo, ustępując mu miejsca. - O czym myślisz? - spytał, siadając.
- Nieważne - spojrzałam na niego, lecz moją uwagę przykuło coś niepokojącego. - Alec?
- Co? - spytał zaskoczony. - Mam coś na twarzy?
- Nie! Nic z tych rzeczy! Spójrz na... - wskazałam palcem na miejsce, pod którym znajduje się serce i na którym właśnie w tym momencie tkwiła runa parabatai. - Powinna się wypalić.
- Też to zauważyłem... jakiś czas temu. I do teraz tego nie rozumiem - oznajmił.
- Wiem, co czułeś.
- Co?
- Wiem co czułeś, gdy musiałeś zamknąć oczy... już na zawsze.
- Jak to...?
- To dosyć długa historia...
- Mów - przerwał mi.
- W porządku - westchnęłam. - Gdy Jace walczył z moim bratem... wtedy na wojnie... ten go zabił, co było dla mnie potężnym ciosem. Wtedy... przebiłam sobie serce. Poświęciłam swoje życie, by być blisko niego...
- Ale żyjesz - zauważył.
- Mogę to zawdzięczać Razjelowi - uśmiechnęłam się lekko.
- Nigdy w ciebie nie wątpiłem, ale też nigdy bym nie pomyślał, że jesteś taka silna, by zrobić coś takiego - położył dłoń na moim ramieniu. - Ale teraz nie mam ku temu żadnych wątpliwości, gdyż zdołałaś zabić własnego ojca, by uratować świat.
- Zasłużył na to.
- Ale jednak to twój ojciec. Twoja rodzina. Twoja krew - po moim poliku spłynęła kropla łzy.
Wtem poczułam, jak Alec obejmuje mnie ramieniem. Był to uspokajający dotyk, lecz nie taki, jak uścisk Jace'a.
- Nadal jesteś parabatai Jace'a? - spytałam.
- Na to wygląda - zaśmiał się. - Zgłodniałem od tej rozmowy. Idziesz...
- Nie - przerwałam mu. - Zostanę jeszcze trochę czasu - skinął głową w geście porozumienia i pobiegł do Instytutu, zostawiając mnie samą z moimi myślami.

~Kilka godzin później...
Nie byłam pewna, czy chcę wracać do Instytutu. Wolałabym zostać tutaj, ale moje powieki odmawiały posłuszeństwa, a ja nie zamierzałam spać na ławce w parku, dlatego mimo woli wstałam i wolnym krokiem powędrowałam do Instytutu, chwiejąc się po drodze na wszystkie strony, jakbym była pod wpływem alkoholu. Po chwili zapukałam do drzwi, gdyż nie miałam siły na otwarcie ich dobrowolnie. Nagle moim oczom ukazał się Jace.
- Już myślałam, że się zgubiłaś - zaśmiał się i ujmując mą dłoń wciągnął do holu.
- Byłbyś... - zrobiłam przerwę, by otworzyć usta i ziewnąć. Ewidentnie potrzebowałam odrobiny snu. - ... tak miły i zaniósł mnie na górę? - kontynuowałam. Wziął mnie na ręce tak delikatnie, że mogłabym zasnąć mu w ramionach, czego nie chciałam. "Kto wie, co mu leży na sercu" - zaśmiałam się w duchu. Po chwili znalazłam się w swojej sypialni. Poczułam, jak ugina się pode mną materac. Ułożyłam się odpowiednio na boku. Zamknęłam oczy, przygotowana na nadejście snu.
- Zostań - szepnęłam, gdy usłyszałam skrzyp podłogi.
- Pójdę się przebrać i zaraz wrócę - oznajmił.
Nie dowiedziałam się, czy wrócił, gdyż wpadłam w objęcia Morfeusza.
***
Idris w świetle kolorowych lampek wyglądał naprawdę magicznie. Mogłabym nawet przysiąc, że jak z bajki. Stałam na dziedzińcu w objęciach ukochanego i widocznie wpatrzona w błękitne niebo, na którym po chwili pojawiły się błyski fajerwerek. Kolory migotały, tworząc dziwne kształty. Towarzyszyła temu piękna muzyka, od której zachciało mi się tańczyć.
"Mogłoby być już tak zawsze. Na zawsze" - pomyślałam podekscytowana obecną chwilą. Gdyby tylko istniało takie życie, w którym codziennie na niebie pojawiają się fajerwerki. Życie, w którym codziennie gra muzyka, a na świecie panuje pokój i nie musisz się martwić, czy kiedyś nie przestanie być tak przyjemnie. Bo będzie już tak zawsze. Niestety, nie ma rzeczy idealnych, tak jak nie ma idealnych ludzi. Ale za to istnieją rzeczy i osoby idealne dla ciebie. I ja mam taką osobę, z którą planuję wiec szczęśliwe życie. I z jego pomocą mi się to uda. Wierzę w to. Wierzę, że niedługo dzięki niemu na mój świat powrócą kolory, a ja zapomnę o złych momentach. Zapomnę o rodzicach. Zapomnę, że kiedykolwiek ich miałam. Że kiedykolwiek istnieli.

Jak wam się podobał epilog zakończający pierwszą księgę? :)
Wy w tym czasie napiszcie komentarz, a potem wróćcie, by przeczytać informacje :D!
Jako że pierwsza księga się zakończyła, ja robię sobie krótką przerwę, by moja wena odpoczęła :')
Mianowicie wrócę dokładnie za tydzień w sobotę (13.06.2015) i  mam nadzieję, że przez ten okres czasu mnie nie opuścicie :D
Nie wiem, czy zauważyliście, ale pobawiłam się trochę ustawieniami i stworzyłam dwie zakładki: Rozdziały i Bohaterowie, na które was serdecznie zapraszam :)
W takim razie do zobaczenia wkrótce, kocham mocno <3!



5 komentarzy:

  1. Oczywiście że cię nie opuszczę... to brzmi jak przysięga małżeńska "I że, cię nie opuszczę aż do śmierci."
    Ogólnie ja chcę już nową księgą i nie wiem czy wytrzymam ten tydzień. ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie opuszczę nigdy, boże, cudownie <3! Czekam tylko na drugą księgę, a sama nie wiem, czy wytrzymam cały tydzień bez twoim rozdziałów.
    Tydzień bez twoich rozdziałów to... to jak... jak klucz bez drzwi. Albo pączek bez cukru. A takie pączki są naprawdę ohydne XD
    Także życzę, żeby za tydzień wena była gotowa do pracy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. NIGDY CIĘ NIE OPUSZCZĘ, BO ZBYTNIO KOCHAM CIEBIE, TWÓJ TALENT I TEN BLOG<3 Nie wiem, czy przeżyję tydzień bez nowego rozdziału :(( Ale życzę ci, aby przez ten czas do twojego umysły wpadło DUŻO WENY i kiedy wrócisz, to się nią pochwalisz, pisząc kolejną ZAJEBISTĄ księgę :))
    Pozdrawiam i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Spokojnie będę czekać. Epilog nieziemski. :*

    OdpowiedzUsuń