To jeden z tych dni, w których wszystko jest przeciwko tobie. Nawet czas. Z jego biegiem jesteś coraz starsza. Coraz bliżej śmierci. Coraz bliżej zapomnienia. Wpadnięcia w chorobę. Depresji. Braku świadomości. Ale także braku jakiegokolwiek zainteresowania ze strony najbliższych. Porzucą cię wszelkie troski, wszelkie niedopomnienia. Będziesz sama, jak taki palec, choć uczono cię zupełnie czegoś innego.
uczono cię matematyki, a nie umiesz obliczyć, czy starczy ci sił, by to wytrzymać.
uczono cię języków, a nie wiesz, kiedy masz się w niego ugryźć, by znowu nie powiedzieć czegoś, czego tak naprawdę nie chcesz.
uczono cię geografii, a nie wiesz jak się odnaleźć w tym popieprzonym świecie.
uczono cię historii, a nie potrafisz odróżnić tego co było kiedyś, od tego co jest teraz.
uczono cię chemii, a potrafisz udusić się powietrzem.
uczono cię biologii, a nie potrafisz zrozumieć własnego serca i rozumu.
uczono cię o innych, a nie umiesz siebie.
Uczono cię o tym wszystkim, a i tak nadal nic nie wiesz. Nie wiesz tego, co powinnaś wiedzieć. Nie wiesz dlaczego...
Nie wiesz co oznacza słowo 'może'...
To ciągły, niekończący się proces myślenia. Jedno, wielkie, ogromne koło. Zapętlony obraz.
Bo może cię kochał.
Może było między wami coś, co nie mogło już istnieć?
Ale dlaczego nie mogło istnieć, skoro było wam tak dobrze?
Bo może to uczucie straciło dawną moc, a blask, który zniknął razem z waszą sympatią przemienił się w ból i cierpienie, którego nie jesteś w stanie znieść?
Ale dlaczego nie potrafisz tego znieść?
Pętla...
Ciągła rozmowa, która przebiega jedynie w twojej głowie.
Dlaczego...
Bo może...
Ale dlaczego może...
Bo może to, może tamto...
Ale dlaczego to, dlaczego tamto...
Dlaczego może...
Skończ to. Zakończ, nim będzie za późno cokolwiek zmienić. Nim zaczniesz iść w stronę najbliższego mostu. Nim ustaniesz przy jego boku, przy jedynej barierze, która utrzymuje cię przy życiu. Nim spojrzysz w dół, nim zobaczysz taflę wody. Nim przejdziesz na drugą stronę ogrodzenia. I nim skoczysz, zapominając w ten sposób o wszystkim, co było ci dane nadal pamiętać. Ale to nie ma sensu. Nie ma i nigdy by nie miało. Bo żeby żyć, trzeba mieć odwagę, a samobójcy jej nie mają. Za szybko decydują się na taki krok. Za szybko znajdują się po drugiej stronie. Za szybko tracą w oczach innych i za szybko odbierają sobie coś, co jeszcze mogło ulec gwałtownej zmianie. I pewnie by uległo, gdyby nie fakt, iż po raz któryś z kolei leżysz na szpitalnym łożu z nadzieją, że może tym razem cię nie odratowano. Ale szanse na to są nikłe.
Ale wiem, dlaczego to robisz. Dlaczego twoje nogi zawsze prowadzą cię w to samo miejsce, o tej samej porze, o tej samej godzinie. Chcesz być dla niego kimś tak kurewsko ważnym, jak on dla ciebie. Nie zależy ci na niczym innym, jak na tym, by znów usłyszeć jego głos, by znów znaleźć się w jego ramionach i by znów móc być częścią jego życia. Ale może tak właśnie miało być. Może takie jest twoje przeznaczenie, a ty nie możesz już na nie wpłynąć. Czasem los rozdziela bliskich sobie ludzi, by potem przynajmniej jedna ze stron straciła dla drugiej głowę i by uświadomić im, ile dla siebie znaczą. Ale jak długo można bawić się w kotka i myszkę? Jak długo można tęsknić za człowiekiem wiedząc, że już nigdy do ciebie nie wróci?
************
Obudziłam się nad ranem, nie pamiętając kompletnie nic z wczorajszego dnia. Moje ciało było całe posiniaczone, jakby ktoś kilka razy naparzał mnie pięściami. Byłam drobnej postury dziewczyną, więc mój organizm nie wytwarzał tyle odpowiednich składników, jakich powinien, dzięki czemu każdy uraz goił się bardzo długo, niezależnie od jego wielkości. Wiedziałam, że lepiej byłoby zostać w swoim pokoju i nie wychodzić z niego przez kilka dobrych godzin, ale moja nieobecność na śniadaniu spowodowałaby niezłe zamieszanie i od razu wszyscy stawiliby się pod moimi drzwiami, łącznie z ciocią Tatianą i wujkiem Edmundem - kolejnymi wynajętymi przez Clave pomocnikami do radzenia sobie z Instytutem. Nie był to mój pomysł nazywanie ich jak członków rodziny, ale ich nieco starszy wiek zmusił do tego każdego z dotychczasowych mieszkańców tego budynku. I wszystkim (o dziwo) było to na rękę, zwłaszcza Isabelle, która od momentu przeniesienia jej rodziców do Idrisu mniej zwracała uwagę na imiona. Biedną musiało to nieźle ruszyć, nawet jeśli jej kontakt z obojgiem z nich nie był w najlepszym stanie. W końcu razem z Aleciem musiała przejąć każdy ich obowiązek, a teraz została z tym wszystkim sama i kompletnie nie daje sobie z tym rady. Wiele razy oferowałam jej swoją pomoc, ale albo unikała mojego towarzystwa i po prostu nie słuchała tego, co do niej mówię, albo powtarzała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i niedługo skończy swoją dzisiejszą pracę. Oczywiście nie wierzyłam w ani jedno jej słowo i za każdym razem chowałam się za drzwiami, nadsłuchując, jak przeklina siebie i cały ten świat. Potem tylko byłam świadkiem, jak zrzuca z biurka kilka książek i kilkakrotnie spada z drabiny, całe szczęście niczego nie łamiąc.
Westchnęłam na samą myśl o tych wspomnieniach i zrobiło mi się strasznie gorąco. Nie miałam pojęcia, czy to z napływu emocji, czy może z powodu maksymalnie wysokiej temperatury panującej na dworze. Wstałam z łóżka, poprawiając na sobie swoją nocną koszulę i podeszłam do gniazdka, podłączając do prądu małej wielkości klimatyzację, która znajdowała się tuż nad biurkiem. Następnie skierowałam swoje cztery litery do łazienki, znajdując w umywalce pojedyncze kosmyki blond włosów, zużytą maszynkę oraz piankę do golenia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały ten czas byłam sama. Więc gdzie był Jace, chłopak, który pozostawił po sobie widoczne ślady i jednocześnie mój ukochany, przy którego boku powinnam się obudzić?
Szybko posprzątałam dowody zbrodni i wskoczyłam pod prysznic, rozkoszując się chłodnymi strumieniami wody, które spływały po moim nagim ciele. Przyjemne uczucie orzeźwienia, a zarazem ciszy i spokoju sprawiały, że czułam się lepiej niż kiedykolwiek. Oparłam się o jedną z frontowych szyb i delikatnie masowałam rozluźnione ramiona, zjeżdżając powoli w dół. Zamknęłam oczy, pozwalając sobie na maksymalny relaks. Wygięłam plecy w łuk i przechyliłam głowę do tyłu, dając wodzie lepszy dostęp do mojej szyi.
Mogłabym siedzieć tutaj znacznie więcej, gdyby nie zadzwonił mój telefon. Jego brzmienie nie ustępowało nawet na moment, a ja nie miałam ochoty się stąd ruszać.
Wyciągnęłam rękę zza szklanych drzwi, szybko sięgając po ręcznik. Napływ zimnego powietrza powodował dreszcze na mojej skórze, od których nie mogłam się uwolnić, choćbym nie wiem jak bardzo się starała. Nałożyłam na siebie satynowy szlafrok i wyszłam z łazienki, ściągając po drodze szczotkę z półki. Odszukałam wzrokiem swojego telefonu i nie patrząc na ekran, szybko go odblokowałam. W oczy natychmiast rzuciło mi się powiadomienie dotyczące 7 nieodebranych połączeń: 3 od Jace'a, 2 od Isabelle oraz 2 z numeru prywatnego. Rzuciłam urządzenie z powrotem na łóżko, a następnie podeszłam do lustra i rozczesując na wpół suche włosy, myślałam nad dzisiejszym outfitem. Coś bardziej letniego, wiosennego? Może w kolorze chabrowym albo pudrowego różu? Idąc tym tropem nie doszłabym do niczego, więc zaraz po 'przypudrowaniu swojego nosa', otworzyłam drzwi swojej garderoby, która od momentu, w którym Iz się nią zajęła, rosła w siłę i nie mogłam tego ani trochę przeboleć. Kiedy jej zasób był skromny i delikatny, co mi w pełni odpowiadało, teraz powiększył się o dodatkowe pary spodni, butów, kilka(dziesiąt) koszulek i sukienek, o których założeniu myślę jedynie, kiedy jest taka okazja. A taka zdarza się wyjątkowo rzadko.
Sięgnęłam do półki z (zdaniem Isabelle) pochodzącymi z najnowszych kolekcji koszulek i wybrałam tę, która była adekwatna do mojego dzisiejszego nastroju i pogody. Granatowa, na cienkich ramiączkach, dosyć krótka i z dekoltem na kształt litery V. Do niej dopasowałam czarne szorty z wysokim stanem i długi kardigan w tym samym kolorze. Znów podeszłam do lustra i będąc szczera, w mojej głowie komponowało się to lepiej niż w odbiciu. Wtem, gdy miałam już się przebierać, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Wszystko w porządku, źle się czujesz? - głos brunetki spowodował, że szybko oparłam się plecami o szafę i z uśmiechem na twarzy powitałam dziewczynę.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Jest już po dwunastej, martwiłam się, bo nie stawiłaś się na śniadaniu.
- Miałam wyjątkowo przyjemny sen, nie chciałam zbyt szybko wstawać, żeby go jeszcze trochę pooglądać.
- To dlatego masz takie wory pod oczami... zrób coś z tym szybko, nie chcesz źle wyglądać, kiedy w Instytucie panuje taka atmosfera - skrzywiła się, podchodząc bliżej mnie - A co tam chowasz?
- Nic. Chciałam się przebrać, bo jak mówiłaś, muszę wyglądać lepiej niż teraz, w końcu wymaga tego sytuacja, prawda?
- No tak, oczywiście - zmieszała się, łapiąc mnie opiekuńczo za ramię.
- Mam coś na twarzy? Poza worami, rzecz jasna?
- Clary... widzę, że coś cię gnębi, mam rację?
- Nie, skądże... po prostu mam gorszy dzień.
- Mogę ci jakoś pomóc? - spojrzała mi prosto w oczy. Jej były delikatnie zaszklone, niemal już płakała.
- W zasadzie możesz mi wybrać buty, bo dzięki tobie mam ich tyle, że sama nie dam rady tego zrobić - zaśmiałam się, obejmując jej szyję ramieniem.
- Z przyjemnością, moja droga, zapraszam - wskazała ręką na moją szafę i uśmiechnęła się porozumiewawczo, bym się odsunęła.
Westchnęłam cicho, opierając się tyłkiem o komodę. Czekałam, aż Isabelle skończy się zastanawiać nad samym kolorem butów i choć był to na razie pierwszy etap, wiedziałam już, że wybierze szpilki, a nie trampki, czy chociażby mokasyny lub sandały.
- Weź te, będą pasować idealnie - mrugnęła do mnie jednym okiem, wciskając mi do rąk parę czarnych botków na dość wysokim obcasie.
- Dzięki, Iz, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - musnęłam delikatnie jej policzek, szybko zakładając na nogi wybrane przez dziewczynę buty.
- Widzisz? Mówiłam, że będziesz wyglądać cudownie?
- Tak, ale nie mów mi tego za często, bo się przyzwyczaję - trąciłam ją przyjacielsko łokciem i zaczęłam się cicho śmiać, po chwili już razem z brunetką.
Usiadłyśmy na łóżku, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Isabelle była bardzo uradowana myślą o nadchodzącym nowym roku szkoleniowym, co oznacza, że w Idrisie będzie pełno nowych uczniów kształtujących się na Nocnego Łowcę. Najlepsi będą mogli się dalej uczyć pod pełnym nadzorem kadry, co dziewczynę najbardziej cieszyło. Dzięki swojemu nazwisku będzie mogła bez problemu obserwować każde ćwiczenia, a ja razem z nią. Niesamowite, jak znajomości mogą pomóc w czerpaniu większych korzyści. Do czego ten świat zmierza?
- Rozumiesz moje szczęście? Sam widok tylu nowych i przystojnych twarzy będzie na mnie działać jakbyś dolewała oliwy do ognia. Moje podniecenie będzie rosnąć w siłę, a nie wiadomo o czym ta główka sobie pomyśli - powiedziała, pukając się lekko w skroń.
- Postaram się, by te spotkania nie zakończyły się myślą o kupnie pieluch i zabawek dla dziecka.
- Bardzo śmieszne, Clary. Umiem się jeszcze odpowiednio zabezpieczyć, poza tym z byle kim do łóżka nie pójdę, a jestem pewna, że takich przypadków będzie tam dużo.
- Uczelnia faktycznie jest ogromna, ale będzie dzieliła się na trzy grupy, a te na jeszcze kilka innych. Możesz być pewna, że znajdzie się kilku ochotników na darmowy seks z jedną z najlepszych Nocnych Łowczyń - mrugnęłam do niej, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Tak? A jakie to grupy? - spytała, krzyżując ręce na piersi i zakładając nogę na nogę.
- Pierwsza to oczywiście nauczyciele, mogą się dzielić na przykład na tych, którzy codziennie muszą oberwać kilkoma ołówkami od uczniów oraz na tych, którzy zasługują na dodatkowe kilka stówek w kieszeni za zaangażowanie i za dobre podejście do dzieciaków. Kolejna grupa to dziewczyny, dzielą się one na królewny - jeśli nie nosisz drogich ubrań i uczysz się na poziomie, nie ściągając zadań z internetu lub od koleżanki z ławki to nie masz co liczyć na zaakceptowanie z ich strony. Dzielą się też na pozerki, kujonki i oczywiście tych bez żadnego podziału. Podobnie jest z grupą chłopców, tylko ci zamiast 'królewskiego oddziału' mają tak zwanych... pedałów. Ci są najlepsi, mówię ci. Dogadałabyś się z nimi.
- Z chłopcami w rurkach, pomalowanymi ustami i lepszymi kreskami od moich? Żartujesz sobie?
- Będziesz się miała od kogo uczyć. Znają się na modzie lepiej niż niejedna z nas.
- Tak, wiem, nie musisz mi nawet o tym mówić.
- I wiem też, że pewien przystojny, zielonooki blondyn, z którego imieniem nie zdążyłam się jeszcze zapoznać, szuka dziewczyny.
- Niech zgadnę... nosi rurki, regularnie chodzi do kosmetyczki, jego ulubiony kolor to różowy i nie potrafi zasnąć bez swojego misia?
- Nie zawsze, tylko na zabiegi upiększające cerę, tak się składa, że lubi odcienie niebieskiego i tak, nie potrafi zasnąć bez misia, ale nazywa w ten sposób... nas.
- Nas?
- Każdą napotkaną dziewczynę, która ma ładny uśmiech i wspaniały charakter. I tak, Iz, zaliczasz się do tego opisu.
- Mhm... no dobrze. Mam nadzieję, że niedługo go poznam.
- A ja mam nadzieję, że będziemy poznawać go razem.
- Razem? Jace nie będzie zadowolony, że działasz na dwa fronty - zaśmiała się, kładąc mi się na kolana.
- Możesz mu to przekazać, ale wpierw musisz go znaleźć.
- No tak, przecież od rana gdzieś wsiąknął.
- Nie widziałaś go?
- Widziałam. Przez dwie sekundy, a potem zniknął bez słowa.
- Dziwne, nie zostawił nawet żadnej wiadomości. Martwię się, że mogło się coś stać.
- Niepotrzebnie. To Jace, da sobie radę nawet gdyby zaatakowało go morze demonów.
- Jesteś pewna?
- Bardziej niż czegokolwiek innego.
Położyła mi dłoń na ramieniu i z uśmiechem na twarzy zaczęła mi się przyglądać, cały czas powtarzając, że wszystko jest i będzie okej. Bez przerwy wyciągała swoje dłonie do przodu, szczypiąc moje policzki. Tuliła mnie do siebie i nie wypuszczała z objęć przez kilka dobrych sekund. Mierzwiła moje włosy bez przerwy, bym choć na moment się rozchmurzyła. Skrótem mówiąc: robiła wszystko, bym tylko była szczęśliwa. Dbała o mnie jak o rodzoną siostrę. Jakbym była jej najdroższym skarbem, którego nie da się kupić za pieniądze. Pierwszy raz czułam, że naprawdę jesteśmy sobie bliskie. I tak, jak ja mogę liczyć na nią, tak ona może liczyć na mnie.
************
Zastukałam w mosiężne drzwi, czekając na zaproszenie do środka. Od poprzedniej wizyty minęło trochę czasu, a nadal wszystko jest tak samo zniszczone. Jedynie gabinet Beethovena i pomieszczenie tuż obok niego jest bez żadnej skazy. Czyste, białe jak śnieg zasłony i dywan z motywem zwierzęcej skóry nie uległy żadnej zmianie, jakby czas w tym pomieszczeniu stanął w miejscu i wszelkie bakterie, kurz oraz inne zarazki nie miały tutaj miejsca bytu. Jakby po prostu ich nie było.
- Clary! - nim zdążyłam się odwrócić, tkwiłam już w uścisku Gideona. Ten chłopak działa na mnie jak magnes. On lub jego osobowość, którą się wyróżnia. Zawsze jest pełen energii i optymizmu, co nie uszło mojej uwadze już przy pierwszym spotkaniu. Ale za to właśnie go uwielbiam i choć nie zdążyłam go jeszcze dobrze poznać, wiem, że byśmy się idealnie dopełniali i dogadywali, w każdej możliwej sytuacji.
- Cześć! - uśmiechnęłam się szczerze, obejmując jego szyję i przyciągając do siebie jeszcze mocniej. Czułam ciepło i emocje, jakie w nim górowały. Jego ekscytację zdradzały też lekko zaróżowione policzki, które mogłam zobaczyć, gdy Gideon w końcu położył mnie na ziemi, a następnie złapał w ostatniej chwili, kiedy straciłam równowagę.
- Wszystko gra, nic ci się nie stało?
- Teraz już jest okej.
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Jego było pełne troski i miłości. Inne niż poprzednim razem. Jakby od tamtej pory cały czas myślał o naszej dwójce, spacerującej ulicami tego miasta późnym wieczorem, gdzie każdy zakamarek jest oświetlony przez znajdujące się w centrum latarnie, trzymającej się za ręce i nie widzącej poza sobą świata. Jakby to jego spojrzenie było tym moim spojrzeniem, kiedy widzę Jace'a. Bo właśnie tak wygląda mój świat, tak wyglądają moje myśli, kiedy Jace jest obok.
Tylko, że od dłuższego czasu go nie ma...
I właśnie tu jest problem.
- Stęskniłem się. Myślałem, że już się tu więcej nie pojawisz.
- Ja też - przyznałam.
- Ty też tęskniłaś, czy ty też myślałaś, że poprzedni raz był tym ostatnim?
Nie umiałam wybrać jednej opcji. Fakt, tęskniłam za nim cholernie. Brakowało mi jego obecności, jakbym była od niej uzależniona, choć miałam z nią styczność tylko jeden raz. Brakowało mi go całego, tak naprawdę. Czułam, że między nami nie ma żadnego muru, żadnej bariery, a teraz jesteśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek.
Z drugiej strony również nie myślałam, że moja noga jeszcze tutaj postanie. Tak, jego też mi brakuje, i tak, zaczynam się w tym wszystkim gubić. Nie wiem, którą drogą mam iść. Alec jest wyjątkowym człowiekiem. Jest inny, ale ludzie go rozumieją, bo ma przywódczy charakter. Potrafi zmienić opinię innych w ciągu paru chwil. Ale sama nie potrafię stwierdzić, czy właściwie postępuję. Powinnam tutaj przychodzić, skoro w głowie nadal mam szepty ze wspólnych nocy? Mówił, że mnie kocha i to uczucie nigdy nie ustanie, nigdy nie stanie się słabsze, ale te słowa wychodziły z jego ust tylko wtedy, gdy łapał za pasek moich spodni. Nigdy więcej się nie powtarzały. Nigdy w innych okolicznościach. I już dawno powinnam umieć zrozumieć lub choćby znaleźć różnicę pomiędzy pragnąć, a potrzebować. Mogę pragnąć jego ust, jego dotyku, jego spojrzenia. Jego całego. Ale nie muszę go potrzebować. Nie muszę być ciągle blisko niego i martwić się, gdzie jest w danym momencie. Na tym to miało przynajmniej polegać, ale miejscami zaczęło to wychodzić spod kontroli.
Teraz gubię się we własnych myślach. Błądzę po ciemnych korytarzach, w głowie panuje nieład zebranych w garść słów i wspomnień. Widzę pojedyncze skrawki, które próbują wydostać się poza teren więzienia, w jakim się znajdują.
Trening. Więzienie. Nauka. Stół. Yennefer. Gabinet. Telefon. Miłość. Seks. Jace...
Rozmowa. Jedzenie. Katowanie. Odliczanie. Łóżko. Cela. Przyjemność. Psychodeliczna relacja. Seks. Alec...
Spotkanie. Pouczenie. Fotel. Samantha. Pokój. Książka. Zatrzymanie. Objęcie ramionami. Przyjaźń. Gideon...
Czy to wszystko ma jakikolwiek sens?
Czy moje życie ma jakikolwiek sens, odkąd zboczyło z toru i nie wie, jak na niego znowu wrócić?
- Nie musisz odpowiadać, jeżeli nie chcesz - głos chłopaka przywrócił mnie znowu na ziemię.
- Chcę. Ale nie potrafię.
- Więc zostańmy przy samym "ja też", reszty mogę domyślić się sam, jeśli tylko spojrzysz mi w oczy.
Uniosłam głowę do góry, spoglądając, jak jego spojrzenie skupia się prosto na mnie. Ujął silnie moją dłoń, jakby miało mu to pomóc w wyczytaniu krążących we mnie emocji. Jego ciało nie ruszyło się do momentu, gdy panujący na zewnątrz silny wiatr zatrzasnął drzwi do jego pokoju. Wtedy dopiero mogłam zobaczyć, jak delikatnie podskakuje, ale nawet na chwilę nie zaprzestał swojej pracy. Nacisk jego ręki spowodował, że mogłam mieć bezpośredni kontakt z jego mięśniami, które z każdą sekundą napinały się coraz bardziej, a krew płynąca w jego żyłach coraz bardziej przyspieszała swój bieg. Zachowywał się tak, jakby działała na niego duża dawka adrenaliny.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, ciągle w tej samej pozycji. Poczułam, jak moje ciało drży z powodu niekomfortowego ułożenia nóg. Miałam wrażenie, że zaraz wszystko zepsuję i stracę równowagę. W tym momencie Gideon wyczuł mój stres i szybkim ruchem ułożył wolną rękę pod mój tyłek, unosząc mnie w górę na wysokość swojego pasa. Zaśmiałam się, widząc jego zmieszaną minę i wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi, słuchając bicia serca. Jego rytm był spokojny i umiarkowany, jakby miał w planach taki ruch. Chwilę później podszedł do drzwi swojego małego królestwa, próbując je otworzyć. Z moją małą pomocą znaleźliśmy się w środku, gdzie powoli odłożył mnie na czerwoną kanapę. W zasadzie większość umeblowania jego pokoju była właśnie czerwona.
- Przytulnie - powiedziałam, rozglądając się uradowana po całym pomieszczeniu.
- Masz ochotę na coś do picia? Herbaty?
- Nie trzeba, dziękuję - uśmiechnęłam się do niego, biorąc do ręki czasopismo z koszyczka obok - Nie wiedziałam, że jesteś fanem astrologii.
- Następnym razem pokażę ci coś fajnego na niebie, tylko musisz mi zostawić swój numer, żebym mógł do ciebie zadzwonić.
Usiadł obok mnie na kanapie, pokazując mi poszczególne konstelacje i opisując krótko każdy z nich. Jego słowa trafiały w samo sedno, jakby miał do tego jakiś dryg. Gdyby nie fakt, że zbliżała się godzina 16, o czym poinformował mnie ogromny zegar znajdujący się w rogu, tuż obok biurka, mogłabym siedzieć tutaj do wieczora i słuchać jego głosu.
- Gdybyś mogła zostać chwilę dłużej pokazałbym ci jakiś gwiazdozbiór, to naprawdę cudowny widok, kiedy wiesz, co dokładnie oznacza.
- Następnym razem, obiecuję.
Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym jego ręka znów wylądowała na mojej. Jego dotyk sparaliżował całe moje ciało. Mogłam jedynie oddychać i obserwować każdy jego ruch.
- Zamknij oczy - polecił, a ja spełniłam jego prośbę, jakbym była zahipnotyzowana jego obecnością.
W jednej chwili poczułam przyjemne ciepło w okolicy swojej szyi. Mój każdy zmysł się maksymalnie wyostrzył w momencie, kiedy przyzwyczaiłam się do ciemności. Poczułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem, ale nie słyszałam, żeby zrobił jakiś krok w którąś stronę. Po chwili ciszy, kiedy kanapa nie wydawała już żadnego dźwięku skrzypienia, poczułam jego usta na swoich. W jednym momencie chciałam się odsunąć, ale kiedy jego druga ręka powędrowała na moje plecy, znowu nie mogłam się ruszyć. Odwzajemniłam pocałunek, szybko znajdując wspólny rytm z chłopakiem. Czułam, jak kąciki jego ust unoszą się ku górze, dając mu pełną satysfakcję z wykonanego zadania. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, odsunął kosmyk moich włosów z czoła i pogłaskał mnie czule po policzku. Szybko musnął jeszcze raz moje usta, chcąc zapamiętać ich bliskość na dłuższą chwilę, po czym zadowolony z siebie pomógł mi wstać.
- Będę chciał to robić jeszcze wiele razy, Clary. Ale od teraz będę czekał tylko na twoje zezwolenie.
Otworzył mi drzwi, zapraszając ręką do wyjścia, więc szybkim ruchem je zamknęłam, a go przycisnęłam plecami do ściany. Złapałam za jego policzki, patrząc przelotem w jego oczy, po czym zachłannie złączyłam nasze usta w trzecim już pocałunku, rozkoszując się każdą możliwą sekundą. On tylko ujął moją dłoń, kurczowo ją trzymając i nie pozwalając, by żadna siła to zmieniła.
- Do zobaczenia, Gideonie - wypaliłam, po czym wyswobodziłam rękę z jego uścisku i wyszłam, nie odwracając się ani razu. Nie chciałam patrzeć, jak stoi smutny przy drzwiach, oparty o ich framugę i przeklina wszystko, co właśnie w tym momencie zabiera mu dziewczynę jego snów i marzeń.
Zrobiłam dziś wystarczająco dużo złego, bym była w stanie znieść jeszcze ten przygnębiający widok.
Jaki cudowny, naprawdę...
OdpowiedzUsuńaż ciężko znaleźć mi słowa i pisać ten komentarz, za bardzo moje serce skacze, tylko nie wiem z jakiego powodu.
Dlatego, że cieszę się z takiego zwrotu akcji, bo wprowadziłaś coś nowego i mam nadzieję, że będzie się to ciągnąć jeszcze trochę, czy dlatego, że jednak przez to zdradziła w jakiś sposób Jace'a, którego i tak tymczasowo nie ma?
Bardzo fajnie to rozegrałaś, widzę teraz, że warto czekać te kilka tygodni, żeby przeczytać taki rozdział. Obserwuję twoją twórczość jeszcze od tamtego bloga i mogę z radością stwierdzić, że jestem z ciebie maksymalnie dumna. To, co piszesz teraz nie jest absolutnie czymś takim, jak wtedy. Piszesz inaczej i rozwinęłaś swój talent w bardzo szybkim tempie, aż miło patrzeć na takie rzeczy.
Pozdrawiam serdecznie, do następnego, kochana. Oby był szybciej, bo umieram z ciekawości. Buziaki, weny życzę! ♥
Trochę długo mnie tu nie było, musiałam sporo nadrobić, żeby tutaj dojść, ale było warto, bo czegoś takiego się nie spodziewałam. Bardzo ciekawy zwrot akcji, popieram koleżankę niżej, naprawdę się rozwinęłaś i to widać na pierwszy rzut oka. Czekam na więcej, bo ta historia wciągnęła mnie bardziej niż cokolwiek innego, to jest już uzależniające :D wenyy ♥
OdpowiedzUsuń