piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 1

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 1

*Clary*
- Clarisso? CLARISSO! - krzyczała nade mną Natalie. Była właścicielką ośrodka, a zarazem
Natalie - właścicielka/opiekunka sierocińca
najmilszą opiekunką na świecie. Czasami miewała swoje humorki, ale uważam to za normalną rzecz. Przecież każdemu zdarza się wyprowadzić z równowagi. - Wstań dziecko, dzisiaj poniedziałek. Twoje przyjaciele czekają na dole.
- Co? Ach, tak. Szkoła, zapomniałabym - rzekłam zmęczonym głosem. - Koniecznie muszę iść? Dzisiaj nie ma nic ważnego... - dodałam po chwili namysłu.
- Bez wymówek, kochanie. Wstawaj! Śniadanie masz na szafce nocnej - powiedziała uradowana. Natalie jest moim autorytetem. Codziennie z rana jest zadowolona i przygotowana na wyzwania, jakie spadają na nią w ciągu reszty dnia. Jest dla mnie jak matka... nie myśl o tym Clary. Pogódź się z twoim losem, nie przejmuj się i idź przez życie z uniesioną głową. Bądź z siebie dumna. Taką motywację zawsze powtarzała mi mama... - Clary... no już - rzekła ze zniecierpliwieniem Natalie, stojąc w drzwiach.
- Idę. Simon i Cecily naprawdę są na dole? - spytałam nieufnie.
- Nie, tylko żartowałam, żebyś szybciej wstała z łóżka. Ale jak widzę... nawet to cię nie pogania.
- Przepraszam. Wiesz, że z rana lubię sobie pomyśleć - na te słowa się zaśmiałyśmy. 
Wstałam z łóżka. Zachwiałam się. Świat wokół mnie wirował.
- CLARY! Dobrze się czujesz? - spytała zszokowana Natalie.
- Tak. Po prostu zakręciło mi się w głowie.
Po tej przyjemnej rozmowie szybko się wyszykowałam, żeby zdążyć do szkoły. Oh... jak ja nienawidzę poniedziałków. Po chwili byłam już na podwórku i czekałam na moich przyjaciół.
- Clary? Hej! - krzyknęła Cecily i rzuciła mi się na szyję.
- Cecily! - kręciłyśmy się w kółko.
- Hej, Fray! - przybiłam piątkę z Simone. Zawsze się tak witamy. 
- Hej, Simon! - szturchnęłam go w ramię. - Idziemy? - dodałam po chwili ciszy, zwracając się do dwójki.
- Tak! - odpowiedzieli w równym czasie. Wszyscy się zaśmialiśmy. 
PO SZKOLE...
Dzień w szkole minął dość szybko. Nauczycielka się rozchorowała, więc nie mieliśmy 2 lekcji. 
- Hej, dziewczyny. Co powiecie na mały wypad do parku? Na przykład na lody? - przerwał moje rozmyślenia.
- Brzmi nieźle - odrzekła Cecily. Ja po prostu kiwnęłam głową.
Cecily Adams 
W trójkę szybko wybiegliśmy z budynku, idąc prosto do parku. Był piękny, słoneczny dzień. Wręcz idealny na odpoczynek z przyjaciółmi... przy lodach. Już dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy. 
- Clary, spójrz! - wskazała Cecily na wielką skałę naprzeciwko nas. - Założysz się, że wejdę na jej szczyt?
- Nie ma mowy! Jeszcze sobie coś zrobisz! - martwiłam się o nią. Była dla mnie jak siostra...
- Dawaj, Cec! Pokaż, co potrafisz, chudzielcu! - nalegał Simon. Co za dureń...

- Simon! - zrobiłam urażoną minę. - Dobrze się czujesz? Wiesz, jak takie sytuacje się ko... - przerwał mi i nadal zachęcał Cecily... a ta go słuchała. Gdy nie patrzałam na moją przyjaciółkę, ta pobiegła w stronę skały.
- CECILY! WRACAJ! - krzyczałam za nią, ale nie zwracała na mnie uwagi. Wiedziałam, że robiła to specjalnie. Pobiegłabym za nią, ale Simon pociągnął mnie za rękę.
- Puść mnie! - wyrywałam się. - Słyszysz, idioto? Puść mnie!
- Nie ładnie tak się odzywać do przyjaciół, których znasz od 2 roku życia - uśmiechnął się szyderczo. Nienawidziłam tego uśmiechu.
- Naraziłeś ją na niebezpieczeństwo! Jak coś jej się stanie, nie wybaczę ci tego! - miałam łzy w oczach. Bądź silna, Clary. Bądź...
- Cec! - podbiegłam do mojej przyjaciółki. Wiedziałam... wiedziałam, że coś sobie zrobi. - Cec.... Cec... Cecily? - jąkałam się.
- Clary... - odpowiedziała z trudem. Nie mogła oddychać. Czułam to. - Przepraszam.
- Ciiii.... nic nie mów. Leż, zadzwonię po pogotowie - mówiłam przez łzy. 
- Halo? Pogotowie? Dzień dobry. Moja przyjaciółka miała wypadek. Tak. Nie może oddychać. Dobrze. Central Park. Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
Rozłączyłam się.
- Już... o boże. Cecily... ty... ty... ty... - jąkałam się. - Krwawisz! - po moim policzku skapywały łzy. - SIMON! PODEJDŹ! - natychmiast podbiegł. - Widzisz to? Ona krwawi! I to wszystko twoja wina! - oskarżałam go.
- Moja? Sama chciała... - nie przyznawał się.
- Sama chciała? ZMUSIŁEŚ JĄ! - obarczałam go winą.
- Proszę, nie kłóćcie się... to mi nie pomoże - schyliłam się do przyjaciółki.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało - uspokajałam ją.
Simon Lewis
- Kocham cię, Clary. Jak siostrę... - straciła przytomność. Bałam się, że były to jej ostatnie słowa.

*Simon*
Pogotowie przyjechało zaraz po tym, jak Cecily zemdlała. Teraz zdawałem sobie sprawę z tego, co uczyniłem. Moja przyjaciółka jest nieprzytomna... i to z mojej winy.
- Clary... ja... ja... przepraszam - rzekłem ze smutkiem w oczach. 
- Twoje przeprosiny nic nie zmienią. 
- Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę... - usprawiedliwiałem się.
- Było zdać sobie z tego sprawę wcześniej... - miała łzy w oczach. Chciałem ją przytulić, pocieszyć. Ale wiedziałem, że nie chcę teraz ze mną rozmawiać. "Jak coś jej się stanie, nie wybaczę ci tego".
*Clary*
Byłam wściekła na Simona. Jedyne, co mogłam teraz zrobić, żeby się uspokoić to pobiec w stronę ośrodka. Natalie zrozumie. Wszystko jej wytłumaczę. Zrozumie... prawda?
Wzięłam torbę z trawnika i pobiegłam do domu dziecka. Tam czekała już na mnie zdenerwowana Natalie.
- Gdzie ty się szlajasz? Już dawno po... - przerwałam jej.
- Wiem, ale... Natalie - zaczęłam płakać.
- Boże, Clary. Co się stało? - pytała zaniepokojona.

*Natalie*
- Boże, Clary. Co się stało? - spytałam zaniepokojona. - Wytłumacz mi, proszę. Postaram się zrozumieć. 
Opowiedziała mi wszystko od początku. Tak bardzo chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. Próbowałam postawić się w jej sytuacji, ale nie potrafiłam. 
- Chcesz... chcesz jechać do szpitala? Zawiozę cię - zaproponowałam.
- Zrobiłabyś to? - kiwnęłam głową. - Jesteś najlepsza! - krzyknęła i wtuliła się we mnie.
- Hej, spokojnie. Idź odłożyć torbę i schodź szybciutko na dół - uśmiechnęłam się.
Po chwili byłyśmy już w szpitalu. Znajdowałyśmy się przed salą, w której leżała nieprzytomna Cecily. Na końcu korytarza zobaczyłam lekarza.
- Clary, lekarz. Spójrz - wskazałam palcem na koniec korytarza.
- Oh... zaraz wrócę.

*Clary*
- Przepraszam... dzień dobry. Ja jestem przyjaciółką jednej z pacjentek, czy mogłabym wejść się z nią zobaczyć?
- Oczywiście. Nazwisko? - spytał doktor.
- Yyyy... Adams. Cecily Adams - odpowiedziałam.
- Proszę za mną - zaprowadził mnie do sali Cecily.
To, co tam ujrzałam... zmroziło moje serce.

Komentujesz - motywujesz <3
Jak się podobał pierwszy rozdział :)?

1 komentarz: