Księga I
Rozdział 6
Na samym początku rozdział chciałabym zadedykować mojej przyjaciółce, która obchodzi dzisiaj czternaste urodziny, także wszystkiego najlepszego!
*Clary*
"Nie uciekaj od tego, czym jesteś.
Niech cały świat się dowie, że jesteś Nocnym Łowcą"
Po tych słowach wtuliłam się w poduszkę i zaczęłam płakać. Sama nie wiem, dlaczego. Powinnam się cieszyć, że odkryłam prawdę. Prawdę o sobie i o swoim losie. Moim zadaniem jest chronić świat... i zabijać... demony. Na samą myśl o nich robiło mi się niedobrze. Może powinnam iść porozmawiać z Ceci... usłyszałam krzyki. Ich źródłem dźwięku był pokój wyżej. Odepchnęłam od siebie wszelkie myśli, ubrałam szlafrok i szybko wybiegłam z pokoju, kierując się na drugie piętro. Idąc długim korytarzem przed pokojem zobaczyłam pełno poduszek, kocy i drobnych figurek. Wszystkie były rozbite. Widok ten bardzo mnie zszokował, a zarazem przestraszył. Podeszłam bliżej o kilka kroków... i właśnie w tym momencie stałam jak wryta. Na podłodze leżała Cecily, cała roztrzęsiona. Płakała... Szybko do niej podbiegłam i ją przytuliłam. Nie mogła być teraz sama.
- Cecily, tak mi przykro... - pocieszałam ją.
- Akurat. Będziesz miała ciekawe życie, a ja? Będę nadal zwykłym człowiekiem widzącym rzeczy, których inni nie widzą.
- Nie mów tak. Właśnie to czyni cię wyjątkową - oznajmiłam.
- Będziesz miała wszystko... - obwiniała mnie o wszystko. - Będziesz...
- Przestań! - przerwałam jej i wypuściłam ją z objęć. - Przestań tak mówić, jakby była to wszystko moja wina! - podniosłam głos.
- A nie jest?! - również podniosła głos.
- Nie! To... to... to... - jąkałam się. - To wszystko wina moich rodziców... - po moich polikach popłynęły łzy.
- Clary... - nie usłyszałam, co mówiła dalej, bo szybko wstałam i wychodząc, trzasnęłam drzwiami, dziwiąc się, jak ona mogła powiedzieć takie rzeczy. "Przecież to nie była moja wina, tylko moich rodziców... mojej matki, mojego ojca... nie. Nie myśl o tym". Roztrzęsiona pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i popędziłam do sali treningowej. Gdy już tam dotarłam, zaczęłam tańczyć. "Taniec... jedyna rzecz, która naprawdę mnie uspokaja". Po tych myślach dałam dalej ciągnąć się muzyce.
*Jace*
Po porannym prysznicu i przebraniu się w czyste ubrania wyszyłem z pokoju, by poszukać Clary. Na Anioła, nie mogłem przestać o niej myśleć. Była piękna, a zarazem inteligentna, więc na pewno dałaby sobie radę sama, gdyby wynik wskazywał zerową obecność bycia Nocnym Łowcą. Moje rozmyślenia przerwały krzyki za moimi plecami. Wołały moje imię.
- Jace! Jace! - Isabelle, oczywiście. Kto inny może krzyczeć w Instytucie o szóstej rano... - Mam wyniki! - wtedy szybko się odwróciłem i popędziłem w jej stronę. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do rogu korytarza.
- Mów - pośpieszyłem ją.
- Więc... Cecily jest tylko Przyziemną...
- A Clary? - spytałem podirytowany. Cecily może i była bardzo ładna i pociągająca, ale w tej chwili obchodziła mnie tylko Clary.
- Clary... - zrobiła chwilę przerwy. - Jest Nocnym Łowcą! - krzyknęła. Po tej wiadomości zupełnie nad sobą nie panowałem. Szybko uściskałem Izzy i popędziłem korytarzem, gdy nagle Isabelle pociągnęła mnie w swoim kierunku.
- Braciszku, o co chodzi? Co tak nagle zacząłeś interesować się Clarissą? - szepnęła.
- Nieważne - wyrwałem swoją rękę z jej uścisku i pobiegłem najszybciej jak mogłem, by to ciekawskie babsko mnie nie dopadło.
- I TAK SIĘ DOWIEM! - krzyczała na cały głos. Dziwiłem się, jakim cudem jeszcze nie obudziła całego Instytutu.
Byłem już przed sypialnią Clary. Zapukałem. Cisza. Postanowiłem więc cicho otworzyć drzwi. Zajrzałem do środka. Pusto. "Cholera. Gdzie ona może...WIEM! Sala treningowa" - pomyślałem i szybko pobiegłem w jej kierunku.
*Isabelle*
"Dureń. I tak dowiem się prawdy". Zeszłam na dół do kuchni, by ugotować obiad. Wiedziałam, że nikt tego nie zje, ale zaryzykowałam. "Przecież nie gotuję tak źle... przynajmniej lepiej od chłopaków" - zachichotałam. Wtedy usłyszałam, jak ktoś zbiega po schodach, ciągle pociągając nosem. Albo ta osoba płakała, albo po prostu miała katar... wtedy w drzwiach kuchni pojawiła się Cecily. Była cała czerwona, miała podkrążone oczy od płaczu.
- Cecily... - ruszyłam w jej kierunku, ale ta zatrzymała mnie ręką.
- Nie! Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! Lepiej będzie, jeśli od razu się stąd wyniosę!
- Cecily, proszę cię, poczekaj! Rozmawiałam na twój temat z moją matką. To ona rządzi tym Instytutem, ale teraz przebywa w Idrisie, rodzinnym mieście Nocnych Łowców. Marys powiedziała, że możesz zostać...
- Naprawdę? - uśmiechnęła się lekko.
- Tak, ale... postawiła jeden warunek - rzekłam.
- Jaki? - spytała z podniesioną brwią.
- Nie możesz o niczym powiedzieć swoim rodzicom. Musisz ich opuścić bez słowa... i pożegnania. Wiem, że może być ci ciężko, ale masz Clary...
- Nie - przerwała mi. - Nie mam Clary. I nie mam nikogo.
- Jak to? - spytałam zdziwiona.
- Niedawno się z nią pokłóciłam. Och, Isabelle, zrobiłam jej największe świństwo w życiu! - podeszła bliżej i wtuliła się we mnie. -Nigdy mi tego nie wybaczy! - zaczęła płakać.
- Wybaczy. Znam Cary wystarczająco i wiem, że wybaczy - powiedziałam. Nagle się od siebie odsunęłyśmy.
- Słyszysz? Ktoś puka - rzekła Cecily.
- Tak, chodź ze mną - wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do drzwi wejściowych.
- Izzy, nie. A jeśli... to moi rodzice? Przecież nie mogę mieć Wzroku tak po prostu, prawda? Muszą coś wiedzieć o moim darze!
- Nie nazwałabym tego darem, ale masz rację. Idź na górę, zawołam cię potem - rzekłam i otworzyłam drzwi.
- Witam - zobaczyłam wysokiego mężczyznę.
- H-hej - jąkałam się. Nie mogę zaprzeczyć, że jego widok mnie urzekł.
- Izzy?! Kto to? - usłyszałam Cecily.
James Al |
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się James Al. A... - wskazał na mnie palcem.
- Isabelle Lightwood. A... - odwróciłam się w stronę schodów. - A to moja przyjaciółka Cecily.
- Cecily Adams, miło mi.
- Mi również miło panie poznać - rzekł uśmiechnięty.
- Zaraz, zaraz. Co cię do nas sprowadza? - spytałam zszokowana swoją postawą. Na Anioła, jak faceci mogą zakręcić mi w głowie.
- Och, no tak. Przyszedłem tutaj w ramach pokoju. Po prostu chciałbym tutaj zamieszkać - wytłumaczył.
- Rodzice wygonili cię z domu? - spytałam z irytacją.
- Jakby... wolałbym o tym nie mówić. To jak? Mogę wejść? - spytał z determinacją.
- Naturalnie - zaprosiłam go gestem do środka.
- To może być zły pomysł - szepnęła do mnie Cecily i pobiegła na górę.
*Clary*
Tańczyłam już dobre pół godziny, gdy nagle drzwi do sali się otworzyły, a w nich stanął Jace. Rozejrzał się po pomieszczeniu, aż spojrzał na mnie i popędził w moją stronę. Podeszłam wolno o kilka kroków, gdy blondyn chwycił mnie w ramiona, uniósł i kręcił się ze mną w koło.
- Jace! O co chodzi?
- O ciebie! Zostajesz w Instytucie, Nocna Łowczyno! - puścił mnie i powoli postawił na ziemi.
- Nie wiedziałam, że tak się tym przejmiesz. Jasie Wayland, nie znałam cię od tej strony - szturchnęłam go w ramię, po czym oboje się roześmialiśmy. - A tak na marginesie... skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Znam cię wystarczająco. Kochasz taniec - roześmiał się.
- Nie mogę się nie zgodzić - uśmiechnęłam się. Patrzyliśmy się na siebie bez słowa. Wtedy Jace szybko ujął mą dłoń, spoglądając na mnie pytająco. Skinęłam głową. Pociągnął mnie w stronę wyjścia, a po chwili byliśmy już w salonie, gdzie czekała nas miła niespodzianka.
- Dzień dobry - ukłonił się przede mną szatyn.
- Dzień dobry? Kim pan jest? - spytałam zszokowana.
- James Al. Będę tutaj mieszkać przez długi czas - oznajmił.
- Kto tak powiedział? - wtrącił się Jace.
- Ja?! - krzyknęła Izzy. - Poza tym, Jace... Instytut jest schronieniem dla Nocnych Łowców. Ach, zapomniałabym - popatrzyła na mnie. - Cecily zostaje w Instytucie.
- Jakoś nie jestem z tego zadowolona - odrzekłam i popędziłam do swojej sypialni.
*James*
Po rozmowie z rudowłosą zrozumiałem, że w tym Instytucie mieszkają same piękne kobiety. Niestety nie znam jej imienia... ale... co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
- Isabelle, jak ta rudowłosa piękność ma na imię? - spytałem zaciekawiony.
- Clary Fray - wtrącił blondyn z irytacją.
- A ty? - skierowałem na niego wzrok.
- Jace Wayland. Najprzystojniejszy i najlepszy Nocny Łowca w całym Idrisie.
- Za wysoko się cenisz - odparłem. - Pójdę pozwiedzać Instytut. SAM - odparłem i pobiegłem w górę po schodach. To była tylko mała wymówka, by zapoznać się z... Clary. Idąc korytarzem, usłyszałem płacz. Zapukałem do drzwi, za którymi kryło się źródło szlochu.
- Wejść - usłyszałem. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka.
- Mogę? - skinęła głową, więc wszedłem. Podszedłem bliżej do rudowłosej.
- Czego chcesz? - jęknęła.
- Jesteś Clary, prawda? - skinęła głową. - Wiedziałem, że twoje imię jest równie piękne, jak ty - odrzekłem.
- A ty... jesteś typowym podrywaczem. Wiesz o tym? - odrzekła z irytacją.
- Daj spokój. Przecież wszystkie dziewczyny padają mi do stóp - powiedziałem.
- Najwidoczniej ja jestem wyjątkiem - rzekła. Położyłem swoją dłoń na jej dłoni i przysunąłem się bliżej. Próbowała się odsunąć, ale jej na to nie pozwoliłem. Przytrzymałem jej głowę. Pochyliłem się i złączyłem nasze usta w pocałunku.
*Clary*
Przysunął się bliżej i złączył nasze usta w pocałunku. Nie zdążyłam odepchnąć go w odpowiedniej chwili, bo drzwi do mojej sypialni nagle się otworzyły, a w nich stanął Jace.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - odrzekł. Wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Cholera! - krzyknęłam.
- Chyba nie powiesz, że go kochasz? -spytał. Był taki irytujący.
- Kocham go, a teraz masz stąd wyjść. Natychmiast! - podniosłam głos o pół tonu.
- Jeszcze zobaczymy - odrzekł.
*Jace*
Wiem, że powinienem zapukać, ale odniosłem wrażenie, że coś jest nie tak. I miałem rację. Wiedziałem, że nic do mnie nie czuje. Na końcu korytarza zauważyłem dziewczynę o blond włosach. "Cecily" - pomyślałem. "A gdyby tak...nie. Jace, nie możesz. Skup się. Może i Cecily jest ładna, ale nie jest Clary. Ale skoro osoba, którą kochałem całym sercem zraniła mnie w ten sposób... cóż, Clary. Nie pozostawiasz mi wyboru". Byłem już wystarczająco blisko Cecily, by jej dotknąć. Podeszłam jeszcze bliżej i złapałem ją za ramiona, odwracając ją w swoją stronę. Z jej miny wyczytałem zaskoczenie.
- Ciii - uciszałem ją. - Nic nie mów - powiedziałem i przysunąłem się bliżej niej, łącząc nasze usta w pocałunku. "Miała to być tylko zemsta, ale... podoba mi się" - pomyślałem. Jej też się to najwyraźniej podobało, bo przesunęła dłonie na moje ramiona i owinęła je sobie wokół mojej szyi. Wtedy usłyszałem, jak drzwi pokoju się otwierają. "Clary" - pomyślałem. "Mam przerwać, czy..."
- Jace? - usłyszałem swoje imię. Odsunąłem się od Cecily i odwróciłem. Tak jak myślałem... Clary. - Myślałam, że jesteś inny. Zupełnie inny - z jej oczu płynęły łzy. - A ty... - spojrzała na swoją przyjaciółkę. - Nie dość już mnie dziś zraniłaś? - odwróciła się i pobiegła wzdłuż korytarza. Usłyszałem tylko, jak schodzi w dół po schodach.
- Jestem idiotą - rzekłem. Dopiero wtedy zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
I jak wam się podobał mały zwrot akcji?
Relacje Jace'a i Clary popsuły się. Winę tego ponosi nowy mieszkaniec Instytutu - James Al, który dorównuje blondynowi urodą. Czy Jace i Clary będą razem? Czy los sprawi im upominek i zapewni szczęśliwe życie... razem? Czy uda im się to przetrwać?
Pamiętaj, że jak już tu jesteś... to zostaw po sobie pamiątkę ^^
No tak. .. Rozdział cudny !!! I fajny pomysł z tym chłopakiem ale Clace chlip chlip :'(
OdpowiedzUsuńSpokojnie, dam ci małą podpowiedź, że będą razem :)
UsuńNie jestem taka podła, żeby pisać o rozstaniu mojej najulubieńszej pary <3
Super :* To ja czekam na kolejny rozdział i moje Clace <33
OdpowiedzUsuń