Księga I
Rozdział 4
*Clary*
Brama się otworzyła, a ja zobaczyłam wysoki i masywny budynek. Podeszłam bliżej. Na drzwiach widniał napis.
"INSTYTUT".
- Instytut? - wtedy przed moimi oczami pojawiły się różne obrazy. Zobaczyłam... siebie? W wieku 5 lat... moi rodzice... mój brat... - NIE! - i nagle wszystko zniknęło, a ja siedziałam wstrząśnięta na łóżku. "A jeśli to ma mi pomóc znaleźć prawdę? Prawdę o mnie i o moich rodzicach... i bracie? Prawdę o Aniołach, Świecie Cieni? Muszę znaleźć Cecily".
Wstałam z łóżka, wzięłam odprężający prysznic i przebrałam się w śliczny komplecik. Wzięłam bransoletkę i kolczyki z pudełeczka, które podarowała mi mama na ósme urodziny. Z dolnej szafy wyciągnęłam czarne buty na obcasie, a następnie po cichu wyszłam z pokoju i skierowałam się schodami w dół. Rozejrzałam się w lewo, prawo, czy nikogo nie ma w pobliżu. "Pusto". I wyszłam z sierocińca. Szłam wąską ścieżką, by być jak najszybciej u Cecily.
*Cecily*
Z głębokiego snu wybudziły mnie odgłosy na podwórku. Odsunęłam zasłony i wyjrzałam przez okno. "Clary? Co ona tu robi?" Pokazałam jej gest, żeby weszła do środka. Po chwili znalazła się w moim pokoju.
- Więc? O co chodzi? - spytałam pocierając oczy ze zmęczenia.
- Przepraszam, że cię obudziłam, ale to naprawdę ważne - tłumaczyła się.
- Na tyle ważne, żeby mnie obudzić? - skinęła głową. - Mów.
- Miałam wizję. Wizję... jakiegoś wysokiego budynku. Drogi do niego. I... chciałabym to sprawdzić - opowiadała.
- I mam ci przy tym towarzyszyć, mam rację?
- Tak. Sądzę, że dzięki temu obie poznamy prawdę o nas - oznajmiła.
- Dobrze. Pójdę się przebrać, a ty już możesz zejść i poczekać na mnie na dole - skinęła głową i wyszła. Zainteresowała mnie tą opowieścią. Może... rzeczywiście poznamy prawdę?
*Clary*
Czekałam na ławce już 30 minut, a Cecily nadal nie...
- Jestem! - krzyknęła.
- Nareszcie - jęknęłam.
- Dobrze, a więc... prowadź - doszła do mnie, a wtedy obie poszłyśmy w kierunku parku.
**
- Dobrze. Od tego miejsca wszystko się zaczęło - powiedziałam i rozejrzałam się dookoła. Nagle moje rozmyślenia przerwały krzyki. Ludzkie krzyki. Byłam przerażona, ale złapałam Cecily za rękę i pociągnęłam w kierunku wycia. Musiała też to usłyszeć, bo gdy dotknęłam jej dłoni, podskoczyła ze strachu.
- Spokojnie. Jestem z tobą - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do niej. Skinęła głową.
Coraz bardziej zbliżałyśmy się do wyjścia z parku. Z każdym krokiem dźwięk był głośniejszy i intensywniejszy.
- Clary... bo... bo...bo - jąkała się. - Boję się. Tak bardzo się boję - po jej policzku spływały łzy. Wzmocniłam uścisk dłoni, by było jej raźniej. Obejrzałam się w prawo i zobaczyłam... wilka. Widziałam wilka.
- Cecily... bądź cicho i nie wydawaj głośnych dźwięków - szepnęłam.
- Dlacze... - podążyła za moim wzrokiem.
- Nie krzycz.
Cofnęłyśmy się o kilka kroków z nadzieją, że bestia nas nie zauważy. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu czegoś, czym będę mogła nas obronić. Wiedziałam, że gdy wilk skończy ze swoją ofiarą, rzuci się na nas.
- Poczekaj tu, dobrze? - skinęła głową i schowała się za krzakami.
Cofnęłam się cicho i poszłam w przeciwległą stronę w poszukiwaniu czegoś do obrony. Nagle usłyszałam za sobą cichy warkot. Spojrzałam za siebie i wytrzeszczyłam oczy. Za mną stały następne wilki, a za nimi szły jeszcze następne. Rzuciłam się do ucieczki. Wróciłam po Cecily, złapałam ją za rękę i obie pobiegłyśmy do wyjścia.
- Sprowadziłaś na nas całe stado?! - krzyczała w biegu.
- Zamknij się... - wysyczałam.
- Ale... - potknęła się i pociągnęła mnie za sobą. Szybko się odwróciłyśmy, żeby spojrzeć na gromadę wilków.
- To koniec, Cecily - oznajmiłam. - Koniec.
Jace Wayland/Lightwood |
- Dziękujemy? - rzekłam.
- Nie powinniście tutaj być o tej porze. Ten park po północy staje się niebezpieczny - oznajmił.
- Tak? A ty co tutaj robisz? - spytała Cecily.
- Bronię was. To chyba jasne - odrzekł z nutą goryczy.
- Jak się nazywasz? - spytałam.
- Jace Wayland - odpowiedział i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Clarissa Fray. Dla przyjaciół Clary - oznajmiłam.
- Więc... mogę ci mówić Clary? - spytał tym samym tonem, co wcześniej.
- Jak chcesz.
- A twoja śliczna przyjaciółka? - spytał. Czułam, że chciał wywołać u mnie zazdrość. Co za typ...
- Cecily Adams. Miło mi - odpowiedziała słodko. Nigdy nie mówiła uroczym głosem chyba że spodobał się jej jakiś chłopak. Cóż... nie wiedziałam, że gustuje w takich typach...
Nastąpiła chwila nieprzyjemnej ciszy. Przerwał ją Jace.
- Interesuje mnie fakt, jakim cudem widziałyście tamte wilki. Przyziemni tego nie potrafią, chyba że mają Wzrok.
- Przyziemni? - spytała Cecily.
- Wzrok? - poszłam w jej ślady.
Isabelle Lightwood |
- Dobrze. Powinienem was teraz zabrać do Instytutu. Magnus musi coś stwierdzić... - mówił o Instytucie. Przypomniała mi się wizja.
- Instytut... - powiedziałam na głos. Blondyn skierował na mnie pytający wzrok. - Miałam wizję, w której szłam drogą. Na końcu stał wysoki i masywny budynek, a gdy podeszłam bliżej, by mu się przyjrzeć... na drzwiach widniał napis. Instytut.
- Teraz tym bardziej Magnus musi was zbadać - oznajmił. - Ty też miałaś takie wizje? - spojrzał na Cecily.
- Anioły. Tylko Anioły.
- Rozumiem. A teraz chodźcie. Rodzice nie powinni się o was martwić. W razie czego...
- Ja nie mam rodziców - przerwałam mu.
- To tak jak ja. Matka zginęła zaraz po moich narodzinach. Ojca zamordowano na moich oczach w wieku 10 lat. Wtedy trafiłem do Instytutu w Nowym Yorku.
- Też straciłam moich rodziców w wieku 10 lat. Tyle że ja trafiłam do sierocińca - wytłumaczyłam.
- Próbowali ukryć przed tobą prawdę. Nie chcieli, żebyś się dowiedziała o Świecie Cienia... Pamiętasz coś z przeszłości? Zanim trafiłaś do sierocińca? - rzekł.
- Nie. Ale... Magnus... coś mi to mówi - odrzekłam.
- Przekonasz się, gdy go zobaczysz. Jesteśmy na miejscu - przed nami wyrósł ogromny budynek. Budynek z mojej wizji... Jace zaprosił nas gestem do środka.
- Jace... możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem wilki cofnęły się na twój widok? - spytałam.
- Jestem zabójczo przystojny - odrzekł. Przewróciłam oczami i dodałam:
- A tak na serio...
Alec Lightwood |
- A wtedy w Świecie Cieni zapanuje chaos... - skinął głową.
- Chodźcie, poznacie resztę Instytutu i jego mieszkańców. Jeśli jeszcze nie śpią... - zaprowadził nas do salonu.
- Jace, a któż to? - zapytał chłopak z czarnymi włosami. Był nawet przystojny... ciekawe, czy wolny. Clary, skup się.
- Dziewczyny, to Alec. Alec, to... - wskazał ręką na mnie - Clarissa Fray. Przyjaciele nazywają ją Clary i... - teraz wskazał na Cecily - Cecily Adams.
- Miło poznać - skinął głową w geście przywitania.
- A ta czarnowłosa dziewczyna to Isabelle. Siostra Aleca - dziewczyna podeszła do mnie i do Cec.
- Po prostu Izzy - uśmiechnęła się i podała nam ręce. Grzecznie się przywitała i wróciła na kanapę.
- Jest jeszcze Hodge... nauczyciel naszej trójki. Ale go poznacie kiedy indziej.
- A Magnus? - spytała grzecznie Cecily.
- No tak, zapomniałbym. Alec, idź po Magnusa. Musi im zrobić testy.
- Bolesne? - spytałam.
- Nie. Absolutnie nie - zaśmiał się blondyn.
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńMam jedno zastrzeżenie! Jest tam taki moment:
- Mamy pokój z Przyziemnymi. Wliczają się w to Wilki, Fearie i Czarownicy. Jeśli jeden z nich zabije Nocnego Łowcę, lub na odwrót... Porozumienia znikną - wytłumaczył.
A nie powinno być:
- Mamy pokój z PODZIEMNYMI. Wliczają się w to Wilki, Fearie i Czarownicy. Jeśli jeden z nich zabije Nocnego Łowcę, lub na odwrót... Porozumienia znikną - wytłumaczył.
Ale nie obraź się! Ja tylko mówię co mi nie pasuje!
Jejku, rzeczywiście. Masz rację, już poprawiam :D!
UsuńPrzyziemni, Podziemni... takie podobne słowa :')