Rozdział 21
Na początek chciałabym was bardzo przeprosić za tak długą przerwę, która spowodowana została nagłą awarią komputera. Teraz (i w sumie NA RAZIE) jest wszystko w porządku. Mam nadzieję, że czekaliście na rozdział i o mnie nie zapomnieliście :D
Miłego czytania <3!
*Clary*
~4 tygodnie później...Minął miesiąc, odkąd odeszłam z Instytutu po kłótni z Maryse i Izzy. Przysyłały do mnie listy z przeprosinami, lecz ja je po prostu paliłam w kominku. Nie mogłam pogodzić się z tym, że chciały odebrać mi dzieci. Moje dzieci, które sama wychowywałam przez cały rok. Kontaktowałam się jedynie z bratem. Tylko on z całej ich gromadki mógł teleportować się gdziekolwiek zechce. Z każdą wizytą namawiał mnie do powrotu do Nowego Jorku, na co ja tylko mu odpowiadałam "tu jest mój dom i nigdzie się nie wybieram". Po tych słowach zwykle odchodził bez żadnego słowa. Najwyraźniej był zażenowany tą całą sytuacją. Tęsknię za nim. Chciałabym mieć go teraz przy sobie, bo jest jedyną osobą, która przejęła się mną po tym, jak Jace uciekł i do tego momentu nie wrócił. Jest moją rodziną. Jedyną rodziną, która pochodzi z tego samego rodu. Jest jedyną osobą, która się ode mnie nie odwróciła i nie sprawiła bólu.
- Clary? O czym myślisz? - swoim pytaniem przerwał moje rozmyślenia. Był tu, jak w każdą sobotę i niedzielę. Dwa dni, które mogę spędzić tylko z nim.
- Nieważne - sapnęłam przez łzy. - Nie chcę o tym gadać.
- Zostawić cię samą?
- Nie. Nie chcę zostać sama. Nie teraz.
- Nie jesteś sama. Wiesz, że zawsze masz mnie. Jestem twoim starszym bratem, u którego zawsze znajdziesz pomoc. Wiesz o tym, prawda? - skinęłam głową. Tylko na tyle mogłam się zdobyć.
- Jeśli pozwolisz pójdę się położyć. Jestem zmęczona ostatnimi wydarzeniami.
- Idź. Ja zaopiekuję się dziećmi - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Położyłam się na miękkiej poduszce starając się zasnąć. Lecz sen nie chciał przyjść. Choć zamykałam oczy, liczyłam barany, mówiłam sobie "zaśnij"... wszystkie te metody po prostu nie pomagały. To tak, jakby nawet sen był przeciwko mnie.
Nie pozostało mi nic innego jak wpatrywanie się w sufit lub białą kartkę pozostawioną na biurku. Biała kartka, która w zasadzie jest listem od Królowej Jasnego Dworu. Miałam się u niej wstawić dwa dni temu, lecz odmówiłam. Jeszcze brakuje mi tylko jej szalonych planów, w których mam jej pomóc, bo inaczej stracę życie. Nie chcę bawić się w jej durne gierki, którymi potrafi omamić każdego. Jeden zły ruch, a przegram wszystko, co podarował mi Razjel. Dzieci, życie... Jace'a. Wiem, że żyje. Czuję przypływ jego energii... jego krwi. Lecz choćby nie wiem, jakbym się starała moja moc jest zbyt słaba, by go znaleźć. Lub po prostu Jace znajduje się w innym świecie, co może być prawdą i jedynym rozsądnym wytłumaczeniem.
Gdy już chciałam się zerwać z łóżka i pobiec do Sebastiana usłyszałam jego krzyk. Głośny jęk wywołany przez ból. Zbiegłam na dół po schodach, wsłuchując się uważnie, skąd dobiega dźwięk. Jadalnia, która była największym pomieszczeniem całej Rezydencji.
- Seb... - i zamarłam, widząc brata całego we krwi. Czując gorzki zapach ciemnoczerwonej mazi na stole, jak i na blondynie zdałam sobie sprawę, co tutaj zaszło.
- Ja... wybacz mi, Clary. Nie byłem w stanie ich powstrzymać - rozejrzałam się po pokoju. Ani śladu dzieci. Kolana się pode mną ugięły. Upadłam wprost w ramiona Sebastiana, który już zdążył się podnieść po nałożeniu na siebie odpowiednich Run.
- Czym sobie zasłużyłam na to wszystko? - przeklinałam wszystko, co tylko mogłam. Najbardziej siebie, bo to mnie nie było, gdy on walczył z kilkoma Demonami.
- Nie oskarżaj siebie.
- B-bo? - warknęłam.
- Bo Jace'owi na to nie pozwoliłaś. Uciekł, bo nie mógł znaleźć prawdy. Nie mógł odnaleźć spokoju. A wiesz dlaczego? Bo pokochał te dzieci jak pokochał ciebie. Pokochał wszystkie, a gdy dowiedział się, że jedno z nich nie żyje poczuł wielką stratę. Zaczął obwiniać siebie, bo myślał, że to jedyne rozwiązanie. Rozumiesz? - doskonale go zrozumiałam. A najgorsze z tego było to, że mówił prawdę. Tą cholerną prawdę, którą zawsze chciałam usłyszeć.
- Ilu ich było? - spytałam po chwili ciszy.
- Hm?
- Demony. Ilu ich było? - ponowiłam pytanie.
- Och... nie wiem. Dużo. Bardzo dużo.Dobijały się do mnie ze wszystkich stron...
- Wystarczy - przerwałam mu. - Wiem, że próbowałeś uratować moje dzieci. Poświęciłbyś nawet własne życie. Dziękuję - wtuliłam się w niego. Potrzebowałam teraz jego obecności, tak jak roślina potrzebuje wody.
- Oni żyją - oznajmił, głaszcząc mnie po głowie.
- Kto?
- Jace. Dzieci. Żyją.
- Wiem - odsunęłam się od niego.
- S...
- Zamknij się na chwilę i daj mi skończyć, ok? - warknęłam, na co ten zrobił gest rękoma zamykając swoją buzię na kłódkę. Wyglądałoby to śmiesznie, gdyby nie sytuacja, w jakiej obecnie się znajdujemy.
- Próbując zasnąć rozmyślałam nad moją mocą. Gdyby Jace był tutaj, w Idrisie, w Nowym Jorku. Gdziekolwiek... to byłabym w stanie wykryć go za pomocą czaru. Ale nie mogłam, bo więź się urywała. Stwierdziłam, że jedynym logicznym wytłumaczeniem byłby Edom. Pamiętasz, jak po zniknięciu Jace'a powiedziałeś mi o Lilith? Że to właśnie ona zabiła Stephena? - skinął głową. - Teraz to tym bardziej ma sens. Wpierw Stephen. Później Jace, a na samym końcu Ciri i Jacob. Kto będzie kolejny, bym tylko wybrała się do Piekła i stanęła z nią twarzą w twarz? Ty? Izzy?
- Jaki masz plan?
- A pozostało nam coś innego, niż walka z nią?
- Czekanie grzecznie, aż ona zabije wszystkich, którzy są ci bliscy - zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne - szturchnęłąm go w ramię. - Pośpiesz się. Idziesz ze mną.
- T-teraz? Chyba żartujesz. Samy nie damy rady.
- Więc wezwij Izzy i Aleca.
- Ale mówiłaś...
- Wiem, co mówiłam. Po prostu ich wezwij.
***
Po godzinie czekania wreszcie Sebastian przetransportował rodzeństwo Lightwoodów do Idrisu. Zobaczyłam, jak całą trójka zmierza w moim kierunku, gdy nagle Isabelle przyśpieszyła swoje tempo i zaczęła biec przed siebie z wyciągniętymi rękami. Po chwili znalazła się w moich ramionach. Odwzajemniłam uścisk.
- Dobrze cię widzieć, Izzy.
- Tęskniłam - powiedziała przez łzy.
Odsunęłam ją i z troską w oczach, nadal trzymając ją za ramiona spytałam:
- Och... Iz, ty płaczesz?
- Bo tak cholernie tęskniłam, a ty...
- A ja byłam zbyt zapatrzona w swój świat, że nawet tego nie zauważyłam. Tak, wiem - przerwałam jej.
- Nie to chciałam powiedzieć...
- Nieważne, co chciałaś powiedzieć. Ważne, że w końcu znów działamy razem.
Spojrzałam na Aleca, która wpatrywał się w nas z uśmiechem. Wtem, widząc, że również na niego patrzę wyciągnął ręce przed siebie, dając mi znak, bym się w niego wtuliła. Bez wahania rzuciłam mu się na szyję, a ten wyszeptał mi do ucha: dobrze, że jesteś. Gdy się od siebie odsunęliśmy zobaczyłam, jak mój brat obejmuje w talii czarnowłosą, całując ją delikatnie w zagłębienie szyi. Nagle przypomniało mi się, jak Jace zawsze to robił. Cieszył mnie ten widok, ale i też tak bardzo ranił. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że płaczę.
- Hej - zaczął Alec, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Znajdziemy go - uśmiechnęłam się lekko, ocierając zapłakane oczy.
- Gotowi? - spytałam. Gdy wszyscy odpowiedzieli równoczesnym skinieniem głowy narysowałam stelą kilka czarnych linii, które po chwili złączyły się w jedno i utworzyły Znak. Wtem okolica przybrała nieco ciemniejszą barwę, a dookoła nas wirowała błękitna mgła.
Wszyscy złapaliśmy się za ręce i utworzyliśmy krótki ogonek. Ja na czele, za mną Sebastian, a po nim Izzy. Alec, jako najstarszy z towarzystwa miał pilnować tyłów.
- 3...2...1... - wzięłam głęboki wdech. - 0 - i wypuściłam powietrze z ust. Zrobiłam kilka kroków do przodu, myśląc o zimnym jak lód piekle. Po chwili znalazłam się "po drugiej stronie lustra", upadając na kolana. Wychyliłam się zza ścianki, czekając na resztę i jednocześnie sprawdzając, czy w okolicy nie kręcą się jakieś Demony. Nagle obok mnie pojawił się Sebastian.
- Myślisz, że znajdziemy tu rodziców? - spytałam.
Nim zdążył odpowiedzieć Brama została zamknięta, a Alec i Izzy otrzepywali swoje brudne od kurzu stroje.
- Jocelyn tutaj nie ma.
- Więc gdzie jest?
- Razjel się nad nią zlitował. Myślisz, że jak inaczej mogłaby przyjść z tobą porozmawiać? Stąd się już nie wychodzi, Clary.
- Ale my...
- Chodzi mi o dusze - zaśmiał się.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba powinniśmy iść - zainterweniował Alec.
- Nie - zaprzeczył Sebastian. - Zbliża się noc, niedługo Demony wyjdą na zwiady. Rozbijemy tutaj namioty, rozpalimy ognisko...
- Z tym drugim nie powinno być żadnego problemu - przewróciłam oczami.
- Taaak - przeciągnął. - Wy rozbijcie dwa po tej stronie, ja z Clary po tej - wskazał nam dokładne miejsca, po czym rzucił we mnie śpiworem.
- Wrócimy do naszej rozmowy? - kontynuowałam, na co on westchnął.
- Tak jak mówiłem... Jocelyn opiekują się Anioły.
- A Valentine?
- Krąży gdzieś tutaj. Jest blisko, czuję to.
- Może nam coś zrobić?
- Co najwyżej wezwać Lilith lub Demony, żeby nas rozszarpały, dlatego radzę uważać - uśmiechnął się lekko.
- Myślisz, że byłby zadowolony z naszego widoku? W końcu jesteśmy jego rodzonymi dziećmi, czyż nie?
- Clary, nie bądź naiwna. Przez te wszystkie lata miał cię w dupie, a teraz myślisz, że nagle zmienił zdanie i stał się kochanym ojczulkiem?! - krzyknął.
- Nie powinieneś był tego mówić - powiedziałam cicho i ze łzami w oczach pobiegłam w przeciwną stronę.
*Isabelle*
- Normalny jesteś?! - warknęłam, lecz ten nawet nie drgnął. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Był to ostatni widok, zanim pobiegł w przeciwną stronę.- Najpierw robi, potem myśli. Czy na tym świecie są jeszcze prawdziwi faceci?
- Heeej, jestem tutaj - oznajmił Alec.
- Faceci, nie dzieci! - prychnęłam i kontynuowałam rozkładanie tych cholernych namiotów, które nawet nie chciały współpracować.
*Sebastian*
- Clary, gdzie jesteś?! Clary, proszę! - tak wiem. Popełniłem głupotę, a teraz jej szukam. To moja siostra, której jeszcze kilka godzin temu powiedziałem, że zawsze we mnie znajdzie przyjaciela, znajdzie pomoc. Ale oczywiście musiałem wszystko spieprzyć!- Tutaj jestem - wychyliła się zza ścianki, dając mi tym największe szczęście. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem, powtarzając w kółko jedno słowo: "przepraszam".
*Clary*
- Nie myśl, że wszystko spieprzyłeś. Miałeś rację co do ojca...- Zaraz, co? Ty czytasz w myślach?
- Nowa moc, którą niedawno odkryłam.
- Dziewczyno, ty już nie jesteś normalna! Teraz w łatwością pokonasz Lilith!
- Nie mów tak. Nie zapominaj, że jestem cholernie nieśmiała, co ona może wykorzystać.
Pokiwał przecząco głową i zaprowadził mnie z powrotem do naszego małego obozowiska.
- Działo się tu coś pod naszą nieobecność?
- Nie pytaj - prychnął Alec, zajadając się żelkami.
- Może byś się podzielił? - spytałam, cicho się śmiejąc.
- Chyba żartujesz?! Jestem dzieckiem, a jak wiadomo dzieci są samolubne - prychnął.
- Coś ty mu nagadała? - skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w Izzy karcącym wzrokiem.
- Nic takiego - unikała mojego spojrzenia.
- Zresztą... wolę nie wiedzieć - przewróciłam oczami.
Sebastian, chcąc się dowiedzieć co się stało podszedł do Izzy, całując ją w policzek. Jego ciekawość nie znała granic. I choć szeptał, mogłam usłyszeć jego pytanie: "nazwałaś go dzieckiem?". Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy Isabelle odpowiedziała przeciągle "moooooże". Zwinęłam się w kłębek, nie przestając chichotać i narażając nas wszystkich na atak Demonów.
***
~ 10 godzin później...
Po kilku godzinach snu, jak i drogi znaleźliśmy się przed budynkiem, w którym z informacji Sebastiana miała znajdować się Lilith. Nie było łatwo dostać się do środka, gdyż nad nim i dookoła niego latały diabelskie nasienia. W końcu z upływem czasu mogłam zauważyć tą cholerną sukę siedzącą na złotym tronie wysadzanym rubinami, szmaragdami i innymi kosztownymi kamieniami.
- Proszę, proszę. Kogo ja tu widzę?
- Nie udawaj, wiedziałaś, że się zjawimy - prychnęła Iz.
- Ależ skąd? Sądziłam, że pojawi się moja rudowłosa królewna.
- Ona nie jest twoja! - krzyknęli Lightwoodowie wraz z Sebastianem, zasłaniając mnie swoimi ciałami.
- Dam sobie sama radę - oznajmiłam i wymijając ich stanęłam przed Demonicą.
- Braciszek cię tu przyprowadził, prawda? Dobra robota, Sebastianie. Jestem z ciebie dumna.
- Zaraz, co? - zamurowało mnie. Przez te dwa lata byłam przez niego okłamywana, a to wszystko była tylko zasadzka?
- Clary, nie słuchaj jej! Próbuje cię omamić! - usłyszałam tylko szyderczy śmiech Lilith, kiedy pochłonęła mnie ciemność.
***
Obudziłam się w tym samym pomieszczeniu z bolącą głową. Otworzyłam powoli oczy, jednocześnie wsłuchując się w rozmowę między Lilith, a Sebastianem. Po jego prawej stali Alec i Izzy. Stwierdziłam, że nie minęło dużo czasu od mojego omdlenia. Ostrożnie rozwiązałam sznury z moich nadgarstków, jak i kostek. Miałam wolne ręce do popisu. Wyciągnęłam dłonie do przodu, które po chwili się zaogniły. Uśmiechnęłam się chytrze i rzuciłam płomieniami prosto przed siebie, trafiając w serce Lilith. Choć była przerażona nie zadało jej to żadnego obrażenia.
- Jestem pod wrażeniem, skarbie. Nie sądziłam, że jesteś aż tak silna.
- Stać mnie na więcej - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i rzuciłam się na nią otoczona ogromną kulą ognia. Sama się siebie bałam, bo wiedziałam, do czego jestem zdolna.
- Nie musimy walczyć. Ty chcesz odzyskać bliskich, a ja chcę duszę jednego z was. Wystarczy mała zamiana.
- Boisz się, że przegrasz - odrzekła Isabelle.
- Kochanie, ja nigdy nie przegrywam.
- Tak ci się tylko zdaje - prychnęła i tupnęła nogą.
Zeszłam na ziemię, poprawiając zmierzwione włosy.
- Carl, przyprowadź ich - powiedziała słodko Lilith. Miała wypalony na twarzy uśmiech zwycięstwa.
"Nie tak łatwo, złotko" - pomyślałam, odwzajemniając uśmiech.
Wtem do sali wszedł jeden z jej wysłanników, popychając przed sobą Jace'a, Ciri i Jacoba. Moje serce zamarło, widząc ich śliczne oczy, ale i też zaczęło krwawić, gdy zobaczyło, jacy są nieszczęśliwi.
Halo, halo! Koniec na dzisiaj. Ja biorę się za pisanie kolejnego, bo czuję, że odzyskałam wenę :D
Ach, no i tak, wiem. Jestem Polsatem, bo przerywam akurat w tak ważnym momencie. Jak wam się podobało?
I teraz kilka... no dobra, jedno... jedno pytanie:
Jak myślicie, czy Clary, Sebastian, Alec i Izzy będą walczyć z Lilith, czy jednak przystaną na jej warunki i oddadzą duszę jednego z nich?
Piszcie w komentarzach! Do zobaczenia już jutro! <3
Ja wale, akurat sobie tak wchodzę na twojego bloga, a tu bum! Rozdział :D! Także... BOŻE< BOŻE, BOŻE, BOŻE, BOŻE! Tyle się dzieje, a ty przerywasz w takim momencie?! Czy ty się dobrze czujesz :D? Jednym słowem" CUDOWNE! CU-DO-WNE! Rozumiesz? To jest najlepsze ff jakie czytam o Darach Anioła, więc chyba się poryczę, jak ty zakończysz tego bloga :'(. A skoro mówiłaś, że to już niedługo, to tym bardziej :'(
OdpowiedzUsuńCo do pytania... myślę, że będą z nią walczyć, bo to w końcu Lilith. A Clary nie da jej tak po prostu odejść. Poza tym ona za bardzo kocha swoich bliskich, nie pozwoli, by Lilith odebrała komuś duszę :D
Cieszę się, że odzyskałaś wenę, a teraz taki prezent dla ciebie... uwaga, piosenka:
Jesteś zajebista, to sprawa jest oczywista! :D
Tak wiem, ślicznie śpiewam XD
Rudzielcu mój drogi, moja bratnia duszo (tak, to ja - ta laska z wczorajszej wypowiedzi :D) czekam na jutrzejszy rozdział <3!
/Klara
Jak można w takim momencie przerwać?! Świetny rozdział! Ale coś mi się wydaje, że jeżeli będą mieli oddać duszę to, to się w końcu nie wydarzy. Tak mi się wydaje, no ale nie wiem..
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, ale nie podoba mi się jedna rzecz. Za każdym razem kiedy coś złego się dzieje, Clary jest smutna, ale zawsze mam wrażenie jakbym mogła zobaczyć jej uczucia i przeczytać o nich zza jakieś dziesięciocentymetrowej ściany, są jakby przytłumione.
OdpowiedzUsuńA teraz moja teoria ^^
Clary będzie chciała zacząć walczyć, ale jestem pewna, że Sebastian albo Alec będą chcieli się poświęcić i raczej to będzie Alec, bo powie coś w stylu "ja pójdę, bo już nie mam nikogo, a ty musisz zaopiekować się Izzy i Alex", a w tym samym momencie Iz padnie na kolana i zacznie płakać, Lilith zabierze Aleca, otworzy się portal i zostaną wciagnięci, a Isabelle nie zdąży się nawet pożegnać z bratem. Clary i Jace będą szczęśliwi i nigdy nie zapomną poświęcenia Aleca, odbędzie się jakaś "imprezo-stypa" z powodu Aleca, później oni się zestarzeją i to będzie koniec.
Jestem blisko?
CUDO <3!
OdpowiedzUsuńI moim zdaniem będą walczyć :)!
Pff... pewnie oddadzą dusze :D
OdpowiedzUsuńAle z Lilith to prawdziwa suka :p
Ach! No i zapomniałabym! Po prostu gdy przeczytałam fragment:
"- Normalny jesteś?! - warknęłam, lecz ten nawet nie drgnął. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Był to ostatni widok, zanim pobiegł w przeciwną stronę.
- Najpierw robi, potem myśli. Czy na tym świecie są jeszcze prawdziwi faceci?
- Heeej, jestem tutaj - oznajmił Alec.
- Faceci, nie dzieci! - prychnęłam i kontynuowałam rozkładanie tych cholernych namiotów, które nawet nie chciały współpracować".
"Faceci, nie dzieci" XD
Nie no, leję XD Leżę, wyję i nie wstaję XD
A ja jestem pod wrażeniem mocy Clary :O Nie sądziłam, że jest ona tak silna :o
*po lba skapnęłam się, że jesteś firanką :D - tak jak ja)* Więc Droga FIranko, zielonooki Rudzielcu, czekam na dzisiejszy rozdział <3!