Rozdział 24
*Clary*
Całe szczęście na przyjęciu nie pojawili się nieproszeni goście, czego najbardziej się obawiałam. Zadbałam o to, by wesele Iz wypadło idealnie. Chciałam, by zapamiętała je na długo, dlatego równo o 00:00 w niebo wystrzeliło kilka fajerwerków. Widok był przepiękny, a mina nowożeńców bezcenna.Oczywiście dzięki naszemu stałemu barmanowi nie przepuściliśmy okazji napicia się drinków, które przygotował. Choć nie było to nic niezwykłego. Najnormalniejszy w świecie spirytus zmieszany z colą. Jace mógł się bardziej postarać.
Ale to właśnie dzięki niemu obudziłam się rano pod stołem. Dziękuję, kochanie.
Przyznaję, że jako jedyna utrzymałam formę i nie byłam wstawiona. W końcu ktoś musiał zaopiekować się dziećmi, prawda? Fakt, mogłam je zabrać do siebie, gdzie zwykle przesiadywała służka, ale musiała pilnie wyjechać do chorej matki. Zazdrościłam jej, bo ona przynajmniej ją miała. A ja? Zostałam sierotą w wieku 17 lat.
Odrzuciłam od siebie każdą myśl i po uśpieniu dzieciaków zabrałam się za przygotowywanie śniadania. "Jajecznica, naleśniki, czy makaron z serem? A może sałatka?" - rozmyślałam. Może i nie byłam pewna doboru odpowiedniego jedzenia, ale wiedziałam jedno. Do szklanki wody muszę dodać aspirynę, jeśli nie chcę słyszeć ciągłych jęków i słów "Boli mnie głowa".
- Cześć, kochanie - objął mnie od tyłu Jace, po drodze przewracając krzesło. Jego cudownie pachnące perfumy mieszały się z zapachem alkoholu, co było lekko pociągające. Gdy musnął delikatnie moje spierzchnięte usta poczułam odrażający zapach.
- Paliłeś - stwierdziłam. - Chyba mi nie powiesz, że wróciłeś do tego syfu?
- Palę tylko wtedy, gdy jestem zdenerwowany.
Przeszłość Jace'a nie była najlepsza. Zanim się poznaliśmy nałogowo palił, co nie jest w moim typie. Nie lubię czuć tego smrodu.
- Co się stało? - spytałam, dalej smażąc jajka na bekonie, czyli coś nowego, czego jeszcze nie podawano w Instytucie.
- Matt się stał.
- Myślałam, że zawarliśmy pokój z wampirami - spojrzałam na niego ukradkiem. Zauwarzyłam jego wściekle przyciemnione oczy.
- Ty zawarłaś. Widać, że jeszcze nic nie wiesz o tych przebrzydłych istotach. One nie zawierają pokoju, Clary - mówił podniesionym głosem.
- Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć możesz sobie darować.
- To nie jest krzyk, tylko prawda. Sądziłem, że się jej nie boisz. W końcu jesteś taka odważna, prawda? Odważna i naiwna.
- Nie jestem naiwna! - warknęłam, uderzając go w policzek. Nie powinien był na mnie krzyczeć, skoro nic złego się nie stało. Odsunęłam gwałtownie krzesło, i wyszłam z kuchni, wybiegając na podwórko.
*Jace*
Wybiegłem za Clary. Cholera, muszę zacząć panować nad emocjami, gdy jestem pod wpływem alkoholu.Ślad na moim poliku powoli zaczął zanikać. Nie sądziłam, że ma taką siłę. Chyba jej nie doceniałem.
- Księżniczko - powiedziałem cicho, gdy ją dogoniłem. - Poczekaj.
Przyśpieszyła kroku ignorując moje słowa.
- Słyszysz do cholery co do ciebie mówię?! - warknąłem,z całej siły szarpiąc za jej nadgarstek.
- Zostaw mnie - powiedziała cicho przekręcając głowę w bok.
- Przepraszam - mruknąłem, łapiąc ją za podbródek i przekręcając jej głowę tak, by na mnie spojrzała.
- Nie chcę twoich przeprosin - wyrwała swoją rękę z mojego uścisku. - Porozmawiamy, jak dojdziesz do siebie - i zniknęła mi z oczu.
- Kurwa! - krzyknąłem, kopiąc kamień pod moimi nogami.
*Clary*
Gdy znalazłam się w centrum zaczął padać deszcz. Jego krople spadał na szary chodnik, powodując zmianę jego koloru. Zniknęłam za pierwszym zakrętem, wyjmując stelę zza paska dżinsów. Rozejrzałam się dokładnie, by uniknąć wzroku Przyziemnych na sobie i dziwnym dla nich urządzeniu. Narysowałam kilka czarnych linii, które po połączeniu się utworzyły Znak otwierający Bramę.Okolicę przyciemniła błękitna mgła, w którą po chwili weszłam, zamykając oczy i myśląc o Idrisie. Było to jedyne miejsce, do którego nikt bez mojej pomocy nie mógł się dostać.
Pobiegłam do Rezydencji Penhallowów, by porozmawiać z Jią. Zawsze dawała dobre rady. Nefilim mieli o niej wyrobioną opinię. Uznawali nawet, że nadaje się na psychologa. Popierałam tą uwagę. Naprawdę potrafiła rozwiązać ludzkie problemy.
Grzecznie zapukałam do drzwi, które po chwili się otworzyły. W progu stanęła Aline. Isabelle dużo mi o niej opowiadała. Mówiła, że jest jej dobrą przyjaciółką i że można jej zaufać. Nie jest to nasze pierwsze spotkanie, ale nie znam jej za dobrze. Nasze kontakty są neutralne, ale bardzo chciałabym to zmienić. Aline wydaje się być bardzo ciekawą osobą, zwłaszcza, że lubi tańczyć, tak jak ja.
- Clary! - krzyknęła zadowolona, mocno mnie przytulając.
- Jest może Jia?
- Ach, tak. "Pani Dobra Rada" - zaśmiała się. - Jest teraz na zebraniu Clave, powinna za chwilę wrócić. Wejdź, nie będziesz marznąć na tym zimnie - faktycznie, pogoda nie była za ładna. Deszcz ze śniegiem nie dawał dobrego efektu.
- Napijesz się czegoś? - spytała po chwili.
- Nie, dziękuję.
- W takim razie przyniosę herbatę - znów zachichotała, zmierzając ku kuchni. Przewróciłam oczami, uśmiechając się szeroko.
*Isabelle*
Obudziłam się w swojej sypialni z Sebastianem obok. Przetarłam zmęczone oczy, rozglądając się następnie po pokoju."Hmm... ubrania na podłodze. Musiałam przeżyć upojną noc z moim księciem z bajki" - zaśmiałam się w myślach.
Delikatnie pocałowałam blondyna w policzek, starając się go nie obudzić. Podeszłam do szafy, wybierając z niej ciepłe ubrania. Była zima. Termometr po zewnętrznej stronie okna wskazywał -8°, dlatego warto było ubrać sweter i długie rurki, nie zapominając o krótkich kozaczkach na obcasie. Zeszłam na dół, kierując swoje cztery litery do kuchni, z której unosił się lekki dym. Wytrzeszczyłam oczy, sięgając po gaśnicę. Zrobiłam co należy, wchodząc do środka. Machałam dłonią w okolicy nosa, by odpędzić okropny zapach. Wyrzuciłam spalone jedzenie do śmietnika, następnie wkładając patelnię do zmywarki.
"A mówią, że to ja jestem złą kucharką" - prychnęłam, siadając zmęczona na krześle.
- Świetnie! Dopiero co wstałam z łóżka po kilku godzinach snu, a znów jestem cholernie zmęczona - mruknęłam pod nosem, wpatrując się w krajobraz za oknem.
*Clary*
Po wypiciu ciepłej herbaty i krótkiej rozmowy z Aline do mieszkania weszła zdyszana Jia.- Co ci się stało? - spytałam, wstając gwałtownie z krzesła.
- Wiesz, jak to jest, gdy goni cię wściekł kundel?
- Nie - odpowiedziałam.
- A ja wiem - odetchnęła z ulgą, gdy usiadła na kanapie. - Coś się stało, że tu jesteś? Rzadko odwiedzasz mnie w Rezydencji.
- Jaka ty miła - zaśmiałam się, siadając obok niej.
- Zostawię was same. Helen na mnie czeka. Pa, Clary! - odmachałam jej, zanim wyszła z domu.
- No więc? O co chodzi? - ponagliła.
- Nie można po prostu odwiedzić przyjaciółki?
- Można, ale wiem, że nie o to chodzi. Co Jace zrobił?
- S-skąd wiesz...
- Ja wiem wszystko, kochanie - zaśmiała się, wymachując dziwnie rękoma.
- Taaaaak - przeciągnęłam. - Wiem, że masz już serdecznie dosyć wysłuchiwania problemów innych, ale...
- Wróć tam, unikaj jego spojrzenia, ignoruj jego słowa. Niech zrozumie swój błąd. Resztą zajmę się ja.
- Co masz zamiar zrobić? - spytałam zaciekawiona.
- Kwiaty, romantyczna kolacja i wieczór spędzony w łóżku. Brak dzieci w domu. Spokój i cisza. Tylko ty i on.
- Łaaaaał, już wiem, czemu nazywają cię "Pani Dobra Rada".
- Ludzie są okropni - zaśmiała się. - "Pani "Dobra Rada"? To gorsze niż "Pani Miękkie Serduszko".
- W każdym razie dzięki za pomoc - wstałam z kanapy, idąc w stronę drzwi.
- Powodzenia, laska! - i wyszłam z Rezydencji.
***
~3 godziny później...
Nie sądziłam, że plan Jii naprawdę się uda. Cóż, chyba powinnam ją bardziej doceniać.
Wraz z Jace'em, który pewnie przed zażył kilka aspiryn jedliśmy kolację przy świecach. Było cicho i romantycznie. Nastroju dodawała muzyka ze stereo.
- Smakuje ci? - spytał, jakby odpowiedź nie była oczywista.
- Inaczej bym tego nie jadła - odrzekłam.
- Nadal jesteś na mnie zła, prawda?
"Nie, ależ skąd. Wcale tego nie widać, a styczność z tego typu kłótniami mam na co dzień, geniuszu" - pomyślałam, przeżuwając jedzenie.
- Odpowiesz mi, czy ta kolacja ma już do końca trwać w ciszy? - nie dawał za wygraną.
- Po prostu nie lubię, gdy ktoś na mnie krzyczy.
- Powtarzam po raz ostatni... to nie...
- To był krzyk, Jace. Nie okłamuj się.
- Kochanie - zaczął. - Nie sprzeczaliśmy się od długiego czasu. I nie wiem jak ty, ale ja czułem się fantastycznie. A teraz jestem niedosyty, bo między nami nie było tak zwanej chemii od wczoraj rana...
- I takimi słowami chcesz to zmienić? - przerwałam mu.
- Nie słowami, ale czynami - oznajmił, wstając gwałtownie od stołu i wywracając krzesło. Podszedł do mnie porywając mnie w ramiona i zrzucając obrus z jedzeniem i winem. Wszystko wylądowało na podłodze, a sam Jace zachowywał się jak Tarzan.
Wyważył drzwi od sypialni i rzucił mnie na łóżko.
- Zwolnij, człowieku - jęknęłam między pocałunkami. Z jego spierzchniętych ust wydobywał się zapach mięty, papierosów i resztek jedzenia. Nie było to dobre połączenie.
- Znów paliłeś - stwierdziłam, gdy ten był zajęty ściąganiem koszulki.
- Bo byłem wściekły. Lecz tym razem na siebie.
Pomógł mi zdjąć ubrania, które po chwili wylądowały na podłodze. Zaczęło się od delikatnych pocałunków, kończąc na najnormalniejszym w świecie... śnie.
***
Obudził mnie rano słodki zapach naleśników z sosem klonowym. Otworzyłam oczy, przykładając dłoń do czoła i robiąc z niej daszek. Co jak co, ale słońce towarzyszyło mi już od początku dnia. Wolałabym śnieg, bo dzieciaki zawsze lubiły lepić bałwana lub rzucać się śnieżkami. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Już na pierwszy rzut oka zauważyłam, że salon jest sprzątnięty po wczorajszej nieudanej kolacji.
- Mamo! - rzuciła się na mnie Ciri.
"Czyli dzieci są już w domu" - pomyślałam, tuląc do siebie dziewczynkę.
Usiadłam przy stole, dokładnie przysłuchując się rozmowie ojca z synem.
- Tato, Ciri znów płakała.
- Wiesz, krąży plotka, że płeć piękna jest płcią słabą, co jest nieprawdą.
- Dlaczego?
- Proszę cię, spróbuj jej w nocy kołdrę zabrać - powiedział stanowczo, zakończając konwersację.
Razem z moim małym rudzielcem nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, więc zwijając się w kłębek spoglądałyśmy w górę śniegu za oknem.
To by było tyle na dziś :)
Jak się podobało? Ulubiony moment?
Komentujcie i dawajcie +1 temu rozdziałowi :D
Do zobaczenia już jutro ^^!
Super :* czekam na next
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA :D
OdpowiedzUsuńNa tym blogu:
http://daryaniolamoimzyciem.blogspot.com/2015/07/nowy-news.html#comment-form
Będziesz miała pytania :D
Jak zawsze świetne ;33
OdpowiedzUsuńKońcówka najlepsza xD
OdpowiedzUsuńA rozdział zajebisty, czekam na next ;**
Fajny rozdział :) Mój ulubione moment hmm... ? Kłótnia Jace i Clary ( w każdym związku przyda się troszkę pikanterii :D) oczywiście ich pogodzenie się też :) Ale mimo wszystko najlepszy moment to ostatnia konwersacja Jace i Jacoba oraz teks dotyczący kobiet :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życzę weny i z niecierpliwością czekam na next <3
Wszystko już wiesz, więc nie będę tego powtarzać ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :D
A w sumie to chyba prolog. Ale może, może...
Epilog, nie prolog. Co ja mam z tym prologiem? ;-;
UsuńZawsze gdy wszystko się ułożyło musisz to zepsuć xD Ale całe szczęście nasze Clace się pogodziło :3
OdpowiedzUsuńA z końcówki o tych kobietach i kołdrze to aż brak słów xD Jesteś genialna, serio xD
Jace jako Tarzan... hahaha xD
Boże, kckckckckc ♥♥
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału... bądź epilogu :c Nadal nie mogę uwierzyć że to już koniec :'(
No ale cóż... zobaczymy później.
Do... przeczytania? :D
/Sarah ^^
Cudowne, kompletnie nie spodziewałam się palącego Jace'a ♥
OdpowiedzUsuń