Rozdział 25
*Clary*
~10 godzin później...Równo o 20:00, kiedy w Idrisie słońce zachodzi o 19:30, a na jego miejsce wchodzi księżyc wszyscy byliśmy na zewnątrz i spacerowaliśmy wzdłuż ścieżki w parku.
- Mamo, zobacz! - krzyknęła Ciri, wskazując palcem w górę. Nie pozostało mi nic innego, jak tam spojrzeć.- Śnieg pada!
- Już piąty raz w tym tygodniu - mruknęłam,
- Nie cieszysz się?
- Ja się bardzo cieszę, ale szkoda mi taty.
- Dlaczego? - wtrącił się Jacob.
- Bo to on musi odśnieżać podwórko - zaśmiałam się razem z dziećmi. Tylko ofiara żartu stała pod drzewem ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
- Widzę, że humor ci wrócił, kochanie - uśmiechnął się, ukazując zęby.
- Wrócił już rano, ale to tylko szczegół.
- Możemy się pobawić? - spytały bliźniaki.
- Jeśli będziecie uważać - oznajmiłam niepewnym tonem.
Uśmiechnęli się i ignorując moje ostrzeżenie zaczęli biec przed siebie po śliskim od śniegu chodniku.
- A Mikołaj patrzy - oznajmiłam, przewracając oczami.
Tym razem usłyszałam, jak to Jace śmieje się ze mnie.
"1:1, kochanie" - pomyślałam, siadając na ławce obok ukochanego.
*Jace*
Obserwując dzieciaki wdałem się w rozmowę z Clary.- Dalej się gniewasz?
- Dziwię się, że pamiętasz, co wczoraj zaszło.
- Nie, nie gniewam się - powiedziała po chwili przerwy.
- Wynagrodzę ci to... jutro - oznajmiłem.
- Ciekawe jak?
- Dawno nie tańczyłaś, więc jutro zabieram was na lodowisko.
- Co łyżwy mają wspólnego z tańcem? Poza tym nie umiem na nich jeździć.
- Kochanie... jeśli umiesz tak pięknie tańczyć to z łyżwami pójdzie ci równie dobrze.
- W porządku, powiedzmy, że ci ufam - zaśmiała się. - Idź po dzieci. Dogonicie mnie.
Faktycznie było już późno, a rano musieliśmy wcześnie wstać, bo w Idrisie mieszka pełno gburów, którzy za chuja nas nie wpuszczą o późniejszej godzinie.
Szybkim krokiem podszedłem do dzieci, porywając je w ramiona i bezpiecznie zaprowadzając do Rezydencji, gdzie czekała na nas Clary.
*Clary*
~Rano...Wszyscy ubraliśmy się odpowiednio do pogody i wyszliśmy, zamykając dokładnie drzwi na klucz. W końcu tak jak inni nie życzymy sobie nieproszonych gości w mieszkaniu.
- Wiesz coś na temat Iz i Sebastiana? - spytał Jace, idąc dalej kamienistą ścieżką.
- W sensie?
- Nadal mieszkają w Instytucie?
- Izzy mówiła, że nie chce zostawiać Maryse samej w tak wielkim budynku. Więc chyba zostają.
- A Robert?
- Wiesz, jaką ma pracę. Wróci na kilka dni, po czym znów pilnie wyjedzie do Londynu czy Hiszpanii.
Koniec końców dotarliśmy na miejsce. Jedynym dostępnym lodowiskiem było zamarznięte Jezioro Lyn, które na pewno jest w 100% bezpieczne. No... jest 50% szans, że lód nie pęknie pod ciężarem naszej czwórki.
Usiedliśmy na ławce obok i zamieniliśmy buty na łyżwy, które Jace kupił na wyprzedaży u bezdomnego. Nie wiem skąd on miał cztery pary łyżew, do tego idealnie dopasowanych, ale wolę tego nie wiedzieć. Ta informacja mogłaby tylko podnieść moje ciśnienie, a nie chciałam się znowu zdenerwować.
- Wchodzimy? - spytał ponownie Jace.
- Ciri - zaczęłam. - Wiesz, co robić.
Dziewczynka podeszła do krawędzi lodu, używając swojej magicznej mocy, bardziej zamarzając lodowisko. Wzmocniłam je jeszcze swoim czarem, po czym oznajmiłam:
- Tak, teraz jest w 100% bezpiecznie.
- Jestem pod wrażeniem waszych mocy - powiedział zdziwiony.
Już po chwili jeździliśmy w tę i z powrotem. Może nie powiedziałam Jace'owi całej prawdy. Chciałam go po prostu zaskoczyć, robiąc piruety, przeplatanki i inne rzeczy, których on nie umiał.
Podjechałam bliżej niego, by zobaczyć jego wytrzeszczone oczy.
- Mówiłaś, że nie umiesz jeździć! - krzyknął.
- Kłamałam - zaśmiałam się, szturchając go w ramię, dzięki czemu nie utrzymał równowagi i upadł. Oprócz zrobienia mu poważnej krzywdy sprawiłam, że dzieciaki miały frajdę.
Tak, mogłam przysiąc, że mile spędzony czas dobrze nam zrobił.
***
~Kilka lat później...
- Mamo, zobacz! - krzyknęła Ciri, wskazując palcem w górę. Nie pozostało mi nic innego, jak tam spojrzeć.- Śnieg pada!
- Już piąty raz w tym tygodniu - mruknęłam, jak co roku.
Coroczna tradycja.
Rodzinny spacer.
Tydzień do Świąt.
- Nadal wierzysz w Mikołaja? - spytałam.
- Nie jestem głupia - odpowiedziała. Dziesięcioletnie bliźniaki wyrosły na prawdziwych wojowników. Rude loki złotookiej dziewczynki jak zwykle opadały na ramiona, a blond włosy zielonookiego chłopca jarzyły się w świetle latarni.
- Tak bardzo nas przypominają - powiedziałam cicho, prawie niesłyszalnie.
- Tak - potwierdził Jace. - Są uroczy, gdy tak biegają.
- Jak myślisz, o czym marzą?
- Ja na ich miejscu chciałbym dostać broń, ale to tylko moje wymysły.
- Albo kąpiel w spaghetti? - zaśmiałam się.
- Nie wracajmy do tego.
- Ja na ich miejscu chciałabym otrzymać pamiętnik. Szkicownik. Cokolwiek, w czym można byłoby zapisywać swoje myśli i pragnienia. W czym można byłoby rysować to, co się chce mieć.
- Coś takiego, jak twój szkicownik?
- Tak - przytaknęłam. - Ciri by się to spodobało. Jest niewinną dziewczynką, ale silną, gdy trzeba. Jacob jest wychowany na prawdziwego wojownika, więc broń to doskonały pomysł. Tylko pragnę ci przypomnieć, że ty w wieku dziesięciu lat otrzymywałeś drewniane sztylety. Nie zapominaj, że to tylko dziecko, a ja nie mam zamiaru ciągle chodzić z stelą u boku, by opatrzyć rany młodego i rannego Nocnego Łowcy.
- Tak jest, księżniczko - pocałował mnie w policzek.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - wstałam z ławki. - Dzieci!
- Już idziemy?! - krzyknęła Ciri. - A nie możemy jeszcze zostać?! Mamy 10 lat!
- O kilka lat za mało, chodźcie!
- Dobra! - krzyknęli oburzeni.
- Nagrabiłaś sobie - zaśmiał się Jace.
- Niech się nauczą słuchać matki - prychnęłam, idąc do Rezydencji.
*Isabelle*
~Tydzień później...Przygotowując świąteczne potrawy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otworzę! - krzyknęła Alex. - Dziadek!
- Tato? - wychyliłam się zza rogu, odkładając ręcznik kuchenny na blat. Uradowana podbiegłam bliżej, rzucając mu się na szyję.
- Cześć, córciu - pogłaskał mnie po plecach.
- Tak długo cię nie było - oznajmiłam przez łzy.
- Ale już jestem i nigdzie się nie wybieram - pogłaskał mnie po policzku. - A gdzie mama?
- Zapewne w bibliotece.
- A co tak cudnie pachnie? - zasypywał mnie pytaniami.
- Tato, zapomniałeś, że dziś Święta? Większość potraw przygotowałam kilka dni temu, ale resztę...
- Dzisiaj? - dokończył za mnie. - Wygląda smakowicie. Mam nadzieję, że...
- Tato! - skarciłam go. - Mam 25 lat, umiem gotować.
- Ufam ci - zaśmiał się, siadając na kanapie w salonie.
- A gdzie Jace, Clary i bliźniaki?
- W Idrisie. Zaraz po ślubie się tam przenieśli.
- Nie jest wam tu smutno bez nich?
- Trochę. Ale dajemy radę. Co tydzień ich odwiedzamy, co nie zmienia faktu, że Alex nie ma się z kim bawić.
- Ale mama mówiła, że zostaną na dłużej - wtrąciła się moja córeczka.
- Jak to 'na dłużej'?
- Razem z Clary obmyśliłyśmy plan, że po Gwiazdce zostaną w Instytucie przez pół roku, a potem zastanowią się, czy nie wrócą na stałe do Nowego Jorku.
- To dobrze. A teraz pozwól, że pójdę przywitać się z własną żoną - skinęłam głową idąc z powrotem do kuchni.
*Clary*
- Bagaże spakowane? Prezenty też? - spytałam.- Wszystko mamy.
Odetchnęłam z ulgą, wyciągając stelę z nogawki. Narysowałam kilka linii, które po połączeniu utworzyły Znak.
- Co rok jest piękniejsza - oznajmiła Ciri, dokładnie przypatrując się Bramie. Wrzuciłam do niej nasze walizki, po czym weszłam w błękitną mgłę, kierując nas wszystkich do Nowojorskiego Instytutu.
Od razu usłyszałam krzyk Izzy, która biegła w naszym kierunku. Rzuciła mi się na szyję, ściskając następnie wszystkich po kolei.
- Wszyscy już są? - spytałam.
- Jem i Tessa nie będą mogli przyjechać.
- Dlaczego?
- Choroba Jema wróciła, więc Tessa nie chciała wypuszczać go z domu.
- Rozumiem. No cóż, później do nich zajrzymy.
- I obsypiemy prezentami - zaśmiała się.
***
Godzina 19:00, pierwsza gwiazdka na niebie, więc zgodnie z tradycją zaczęliśmy jeść kolację. Kultura Nocnych Łowów jest nieco inna od Przyziemnej. Nefilim nie dzielą się opłatkiem ani nie śpiewają kolęd. Nie przeszkadza mi to, ale zasmuca mnie fakt, że już nigdy nie usłyszę "Przybieżeli do Betlejem" w telewizji.
- Czas na prezenty! - krzyknęły dzieciaki, gdy wszyscy skończyli jeść.
Maryse otrzymała piękny komplet biżuterii, zestaw perfum oraz lawendową sukienkę.
Robert w nagrodę za tyle wyjazdów i nieobecności na rodzinnych świętach otrzymał zestaw biurowy i masę książek.
Izzy dostała wymarzony prezent, czyli kozaki na 7-calowym obcasie oraz zestaw biżuterii wysadzanej kosztownymi kamieniami.
Sebastianowi jako dowód zaufania podarowaliśmy lepszą broń i nowy kostium Nocnego Łowcy.
Jace zażyczył sobie poważniejszej broni, niż tę, którą posługiwał się do teraz.
Alex otrzymała zielonkawą sukienkę, kolczyki w tym samym odcieniu i sztalugę.
Jacob, tak jak umawiałam się z Jace'em dostał broń kutą. Musiał jedynie uważać, by nikogo nie skrzywdzić.
Ciri dostała przepiękny pamiętnik wraz z amuletem, który go będzie otwierał.
- Wystarczy tylko, że przyciśniesz naszyjnikiem w wydrążone koło - wyszeptałam jej do ucha.
- Dziękuję - oznajmiła, wtulając się we mnie. Pogłaskałam ją po ramieniu, całując w głowę.
No i na koniec... mój upominek. Mimo tego, że błagałam wszystkich, że najlepszym prezentem jaki mogą mi sprawić to uśmiech na ich twarzach, więc nie mają się starać i chodzić po sklepach to oni i tak mnie nie posłuchali.
- Wiem, że twój szkicownik powoli ci się kończy, więc...
- Nowy szkicownik - powiedziałam przez łzy. Zeszyt był przepięknie ozdobiony, a w środku widniały zdjęcia całej naszej gromadki. Maryse, Robert, Tessa, Jem, Isabelle, Sebastian, Jace, Alex, Ciri, Jacob i ja.
- Dziękuję - głos prawie mi się załamał.
- No dobrze, może teraz zajrzymy do Tessy?
- Dobry pomysł - powiedziałam, przecierając zaszklone oczy.
- Idźcie, my z Robertem zostaniemy tutaj - powiedziała Maryse, gdy Iz się na nią spojrzała.
- Jak chcecie.
I wyprowadziłam wszystkich na zewnątrz, gdzie czekała otwarta już Brama.
***
- Wesołych Świąt! - krzyknęliśmy, gdy masywne drzwi Londyńskiego Instytutu zostały otworzone przez...
- Sarah, miło mi - dygnęła służka. - Przyszliście w odwiedziny do panicza Jema? Niestety, godziny odwiedzin się już skończyły, proszę przyjść jutro - już miała zamykać drzwi, kiedy Sebastian (jako jedyny z naszej siódemki) ją zatrzymał, mówiąc:
- Nie przyszliśmy w odwiedziny.
- Nie? - znów otworzyła szerzej drzwi.
- Sarah, kto przyszedł? - usłyszałam głos Tessy.
Dziewczyna odwróciła na nas wzrok. Zapewne miała na myśli, byśmy się przedstawili.
- Clary i spółka - zaśmiałam się.
- Panienka Clary i... spółka - ostatnie słowo powiedziała nieco ciszej.
Nagle w drzwiach stanęła brunetka.
- Clary! Wejdźcie, zapraszam.
***
- Przepraszam, że nie przyjechaliśmy.
- Rozumiem. Choroba Jema, to straszne.
- Medyczki robią wszystko, by znów był zdrowy.
- Może mama będzie mogła pomóc? - spytała Ciri.
Dopiero teraz zorientowałam się, że posiadam niezwykłą moc uzdrawiania, której nie mają nawet najwięksi Czarownicy.
- Clary? - Tessa spojrzała na mnie błagalnie.
- Zrobię co w mojej mocy - uśmiechnęłam się i zapukałam do sypialni blondyna. Nie czekając na odpowiedź weszłam do środka.
***
- Clary! - podniósł się z pozycji leżącej. - Miło cię widzieć - podeszłam do niego, by go uściskać, po czym usiadłam na brzegu łóżka.
- Słyszałam, że choroba wróciła - położyłam swoją dłoń na jego ramieniu.
- Tak, niestety. Obawiam się, że już nic nie pomoże.
- Zostało jeszcze ostatnie lekarstwo - puściłam mu oczko.
- Co takiego? - zaśmiał się.
- Nie 'co', tylko 'kto'! - szturchnęłam go w ramię.
- Dobrze... więc kto?
- Ja - odparłam, śmiejąc się.
- Ty?
- No przecież mówię! Wiesz, że mam specjalną moc uzdrawiania. Mogę spróbować jej użyć, by wyleczyć cię z tego cholernego świństwa. Oczywiście, jeśli wyrazisz zgodę.
- Potrzebujesz czegoś, by zacząć?
- Taaak, twojej zgody.
- A poza tym?
- Ciszy.
- To chyba da się załatwić - zaśmiał się, wracając do pozycji leżącej. Odpiął guziki koszuli, bym miała pełen dostęp to jego klatki piersiowej.
- Zamknij oczy - nakazałam. - Gdy policzę do 3 masz napiąć wszystkie mięśnie. 1...2...3.
Gdy spełnił polecenie dotknęłam jego torsu, lekko przyciskając Jema do materaca. Dookoła moim dłoni powstało błękitne światło. Badałam jego klatkę piersiową, dotykając raz delikatnej skóry, pępka i sutków. Jęki wydobywające się z ust Jema były spowodowane nagłym porażeniem prądu. Nagle poczułam lekki powiew przepływający przez moje ramiona. Wypuściłam powietrze z ust, sprawiając, że choroba blondyna znikła i rozpanoszyła się dookoła. Nie miało to żadnego znaczenia, bo nie była już zakaźna ani groźna.
- Jak się czujesz? - spytałam, przykrywając go kołdrą.
- Inaczej... Clary, jesteś niesamowita!
- Dla przyjaciół wszystko - zaśmiałam się, ściskając jego dłoń. - Odpo...
Nim zdążyłam dokończyć do pokoju wszedł Jace z prezentem za plecami.
- Wesołych Świąt - powiedział z uśmiechem, podając mu upominek.
- Dzięki, stary - przybili sobie piątkę, po czym złotooki wyszedł z pomieszczenia, dając mi wolną rękę.
- Kontynuując... odpocznij.
- A mogę najpierw rozpakować prezent? - powiedział głosem małego dziecka.
- Oczywiście, synku - zaśmiałam się, wychodząc na korytarz.
- Nawet nie wiem, jak ci dziękować - uścisnęła mnie Tessa.
- Nie dziękuj, tylko się uśmiechnij. To najpiękniejsza nagroda, jaką możesz mi sprawić.
Po krótkiej rozmowie pożegnaliśmy się z Carstairsami i wróciliśmy do Nowego Jorku.
Tegoroczne Święta uznaję za zakończone!
Ta-dam! To był już ostatni rozdział, kochani. Jutro pojawi się epilog zakończający całe Fan fiction. :)
Jedyne, co mogę wam powiedzieć to to, że jutrzejszy "rozdział" będzie najoryginalniejszy z najoryginalniejszych, uwierzcie mi :)
Jeśli powiecie mi, że czytaliście kiedyś taki sam lub podobny to nie uwierzę :D
Standardowe pytania:
Co sądzicie o niespodziance, którą Clary sprawiła Jace'owi (łyżwy)?
Lub o Świętach Nocnych Łowców?
No i na koniec... o wyleczeniu Jema z jego choroby?
Piszcie w komentarzach, do zobaczenia! <3
Niesamowite, idealne, perfekcyjne, ooohhh... ♥
OdpowiedzUsuńTa niespodzianka normalnie świetna, aż się uśmiałam, gdy wyobraziłam sobie minę Jace'a xD
A co do Świąt... to pierwsze ff, które czytam i w którym są ukazane Święta ♥
No i te piękne prezenty, śnieg i wgl. *,*
A choroba Jema i Clary, która go od niej wyleczyła ♥ Już nie jest chory od narkotyku :)!
Ale wielka szkoda, że już jutro epilog :(
Już się nie mg doczekać :( ♥
O Boże! Już jutro epilog?! Nie wierzę, że to się tak szybko zleciało i to już prawie koniec... :/
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! W książkach to tak właściwie prawie nigdy nie ma pokazanych świąt. Nawet nie pamiętam oprócz Harrego Pottera czy w jakiejś innej książce były. Więc super, że nam je opisałaś w świecie Nocnych Łowców. Były cudowne. :)
No a jak czytałam, że Clary nie potrafi jeździć na łyżwach to nie mogłam uwierzyć w to i się nie myliłam, bo jednak potrafi. :) Jace się musiał nieźle zdziwić widząc Clary jeżdżącą jak prawdziwą profesjonalistkę. :D
Nawet nie wiedziałam, że Clary ma aż taką moc uzdrawiania. Wow! To cudownie, że uleczyła Jema. Szkoda że ludzie naprawdę nie mają takiej mocy, bo Clary byłaby świetnym może lekarstwem na różne ludzkie choroby. Może by potrafiła wyleczyć ludzi z raka...
Na myśl o epilogu to jestem zarazem podekscytowana i smutna, bo wiem że będzie to super rozdział i nie mogę się już go doczekać, ale też wiem że to będzie ostatni i to jest smutne... :(
Pozdrawiam i czekam na next. ;)
Mam pomysł! Załóż nowego bloga!!! O takim samym FanFiction z innej książki np. jeśli czytałaś to Akademia Wampirów o miłości Rose i Dymitra :) z twoją weną na pewno dasz radę :* pozdrawiam gorąco ~Hathaway
OdpowiedzUsuńNie to nie może być koniec :( Rozdział świetny <3 Ale ja nie chce epilogu, popełnię samobójstwo ;( Jak zawsze piszesz świetnie to mój ulubiony blog <3
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać, kiedy zaczniesz pisać FF o JDabrowsky <3
OdpowiedzUsuńBo mówiłaś, że po tym ff będziesz pisać o Jasiu, więc mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz :(
A co do rozdziału to zajebisty, boże <3 Tyle się stało! Święta, prezenty, wyleczenie Jema z tej cholernej choroby i Clary jako profesjonalistka jazdy na łyżwach *-*
A dzięki temu, że napisałaś tak o tym epilogu to już po prostu nogi odmawiają mi posłuszeństwa :o Nie mogę usiedzieć w miejscu, bo cały czas myślę, co to może być... nikt już nie może wziąć ślubu, choć to w ogóle nie jest oryginalne....
No nie wiem, brak mi pomysłów XD
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać <3
Rozdział genialny :)Clary z tymi łyżwami była niezła ale żeby tak okłamać ukochanego ( wstydziła by się ) :D Święta Nocnych Łowców są podobne do naszych oprócz opłatka i kolęd ( ale są spędzane w rodzinnym gronie i to jest najważniejsze <3) To że Clary wyleczyła Jema było szokiem (ale pozytywnym) Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuń