piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 11

Księga II
Rozdział 11

Tak jak obiecałam - minimum 8 komentarzy=nowy rozdział :)
A ja zawsze dotrzymuję obietnic :D
Także życzę wam miłego czytania (uprzedzam, że w tym rozdziale Clace się NIE zaręczy, ale w kolejnym... kto wie 8)).
Miłego czytania!

Rozdział 11
*Clary*
~2 godziny później...
Po pożegnaniu się z Tessą i Jemem blondyn wziął mnie na ręce i wyprowadził z Instytutu. Przed murem podał mi Stelę, bym narysowała Znak otwierający Bramę. Spełniłam polecenie, a po chwili trzymając się za ręce weszliśmy w błękitną mgłę. Zamknęłam oczy, a zaraz po tym usłyszałam głośne krzyki.
- Clary! - krzyknęła Izzy i podbiegła do mnie, rzucając mi się w ramiona.
- Nie powinnaś być taka zadowolona, skoro Alex jest...
- To był tylko mały żart - przerwała mi.
- Żart?! Iz, ja płakałam! Nie mogłam spać, a teraz ty mi...
- Och, daj spokój. Z Alex wszystko w porządku i sądzę, że bardzo się za tobą stęskniła.
- Nie bardziej niż ja - zapewnił Alec i wepchnął się przed Isabelle. Objął mnie i nie zamierzał szybko puszczać, gdyby nie udawany kaszel Jace'a.
- Gdzie Maryse? - spytałam, rozglądając się po holu.
- Musiała pilnie wyjechać do Alicante.
- A co się stało?
- Z niewiadomych przyczyn zamordowano jednego ze stada Wilkołaków. Nikt z nas go nie znał - wyjaśnił Jace.
- Zginął ktoś jeszcze prócz niego? - spytałam.
- Dwa dni temu, zaraz po twoim wyjeździe otrzymaliśmy list.
- I co w związku z tym?
- Główną ofiarą była Imogen, babcia Jace'a. Szukają teraz nowej Inkwizytorki - odrzekła Iz.
- Przykro mi - wyszeptałam, kładąc dłoń na ramieniu ukochanego.
- Nie znałem jej. Jakoś nie jest mi tęskno.
- Skoro Alex śpi to może ja pójdę w jej ślady. Jestem strasznie zmęczona po nieprzespanej nocy - ostatnie trzy słowa wypowiedziałam z lekkim naciskiem.
- Och, przepraszam - zaśmiała się Izzy.
- Jesteś głodna? - spytał zatroskanym tonem blondyn.
- Nie, dziękuję.
- W takim razie... - porwał mnie w ramiona i zaprowadził na górę mimo tego, że próbowałam się wyrwać. Przy drzwiach dodał:
- Czyż to nie było romantyczne?
- Nie mam ku temu żadnych wątpliwości - zaśmiałam się i otworzyłam drzwi.
- Masz czas na wypoczynek do 23:00 - odrzekł, łapiąc mnie za przedramię.
- A co jest po 23:00? - spytałam zaciekawiona i odwróciłam się w jego stronę.
- Nasz czas, Clary. Nasz czas - wyszeptał, na co się jego zdaniem uroczo zaśmiałam. Pocałowałam go w policzek i zamknęłam drzwi. Nie przebierając się w koszulę nocną wskoczyłam pod ciepły koc i zamknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam kiedy zniknęłam w krainie snu.
***
Podążałam wzdłuż znajomej biblioteki, wyglądem przypominającej tą w Instytucie. W głowie miałam pełno myśli, które przysłonił dziwny głos.
"Znajdź mordercę"
"Odkryj prawdę"
"Uczyń świat lepszym"
"Zajrzyj do szuflady biurka"
Ostatnie zdanie było wskazówką. Podążyłam do wskazanego miejsca i otworzyłam drewnianą skrytkę. W osobnym pudełku znalazłam kopertę, a w niej kartkę papieru, na której widniały litery w dziwnym języku. O dziwo potrafiłam je odczytać.
- Kto pyta nie błądzi, kto silny ten rządzi, kto głupi ten pieprzy, kto pierwszy ten lepszy, zacząłeś to skończ, się uczysz to błądź, nie byłeś to bądź, chcesz mieć to musisz wziąć - powiedziałam pod nosem, prawie niesłyszalnie.
- Brzmi to jak kod. Tylko do czego? - pytałam sama siebie.
"Książka"
"Czary"
"Magia"
"Prawda"
"Morderstwo"
"Klucz"
"Biblioteka"
Pojedyncze słowa rozbrzmiewały w mojej głowie. Słowa, które nie łączyły się w spójną całość, ale które się pod jakimś względem pokrywały. Wtem cały pokój rozjaśniło blade światło. Przymrużyłam oczy, a gdy je znów otworzyłam ujrzałam swoją sypialnię.
***
Leżałam już kilka minut nadal wpatrując się w biały sufit, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna wtargnęła do pokoju jak burza, nawet nie czekając, aż odpowiem.
- Clary! - wszędzie mogłabym rozpoznać ten krzyk entuzjazmu. Isabelle.
- Jest wyprzedaż twojego ulubionego sklepu odzieżowego?
 - Lepiej! - skakała z radości.
- Wyprzedaż w sklepie obuwniczym?
- Och, na Anioła! Impreza! Bal, przyjęcie. Kojarzysz coś takiego?
- I chcesz, żebym tam z tobą poszła. Mam rację?
- Nie ty, ale wszyscy. Poinformowałam już Aleca i Jace'a.
- Do ich pokoi wpadłaś równie szybko?
- Nie. Ty jesteś wyjątkiem.
- Cudownie - jęknęłam.
- Ważne jest, że się zgodzili, więc nie masz wyjścia. Musisz być jednoznaczna z ich głosem.
Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Więc?
- Zgoda - jęknęłam, na co ta podskoczyła i kładąc się obok mnie pocałowała mnie w policzek.
- Impreza wieczorem, o 18:00 masz być gotowa! - krzyknęła wybiegając z pokoju.
"Weszła równie szybko, jak wyszła" - pomyślałam i spojrzałam na zegarek. 15:00. Nie tracąc czasu powędrowałam do szafy. Przeglądałam w niej każdą sukienkę, która pasowałaby na dziś wieczór. Tym razem zdecydowałam się na coś skromnego i jakby to ujęła Izzy "idealnego dla imprezowiczki". By nie wyróżniać się zbytnio z tłumu napalonych nastolatek wybrałam czarną sukienkę ze złotym motywem przy biuście. Do tego czarne szpilki i złotą biżuterię. Wszystko położyłam na łóżku, a ja sama powędrowałam do łazienki. Wzięłam odświeżający prysznic. Z półki pod lustrem wzięłam lakiery do paznokci: czarny i bezbarwny ze złotymi drobinkami. Poprzednio, gdy go używałam cały pokój był w brokacie, dlatego tym razem chciałam być ostrożna. Z kosmetyczki obok wyjęłam maskarę, szminkę, cień do powiek i dezodorant. Z wszystkim wróciłam do sypialni. Kątem oka spojrzałam na zegarek - 16:30. Zestresowana ilością pozostałego czasu podbiegłam do łóżka. Szybko przebrałam się w uszykowane wcześniej rzeczy. Gotowa usiadłam na fotelu przed toaletką. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i biorąc do ręki cień zaczęłam pokrywać nim powieki. Był praktycznie w kolorze mojej karnacji, więc prawie nie było go widać. Następnie poprawiłam rzęsy maskarą, a usta pomalowałam delikatnie różową szminką. Nie lubiłam ostrego makijażu, dlatego ten był idealny. Zaczęłam malować paznokcie wcześniej wybranymi lakierami. Wpierw czarnym, potem poprawiłam go używając złotych drobinek. Wtem do pokoju wbiegła Izzy.
- A "puk puk"?! - krzyknęłam.
- Nie ma czasu na pukanie - odpowiedziała sarkastycznie i usiadła na łóżku, starając się nie pognieść sukienki. Izzy zdecydowała się na klasyk. Złota sukienka, która pod wpływem światła błyszczała i rozjaśniała cały pokój.
- Nie potrzebujemy kuli disco, skoro masz ubraną tą sukienkę - zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne. Nie przyszłam tutaj na pogaduszki, tylko żeby ci pomóc.
- Jak widzisz świetnie sobie daję radę - zrobiłam gest ręką, jakbym prezentowała wszelkiego rodzaju kosmetyki.
- Może i tak, ale włosy są ciągle w nieładzie - zauważyła.
- Przecież mam jeszcze... - spojrzałam na zegarek. - ... 30 minut.
- Ale przez te 30 minut będzie ci schnął lakier na paznokciach.
- Cholera - mruknęłam, na co Izzy się uśmiechnęła i ruszyła z dwoma butlami lakierów do zrobienia "stałej" fryzury. Rozczesała mi włosy, wcześniej podłączając prostownice do gniazdka. Gdy się odpowiednio nagrzała zaczęła prostować pojedyncze kosmyki, co i tak nie przyniosło efektu.
- Twoje włosy są bardziej buntownicze od ciebie - zauważyła. - W takim razie prostownica tu nic nie zdziała - odrzekła i odłączając narzędzie z kontaktu rzuciła je do tyłu.
- Przecież trafiłam - zaśmiała się, gdy zobaczyła mój wzrok przerażenia. Stanęły obok mnie i zdejmując pokrywkę z jednej butli uniosła ją w górę. - Zamknij oczy - nakazała, a że nie chciałam do końca życia być ślepa wykonałam jej polecenie. Po chwili zaczęła spryskiwać moje włosy. Dookoła utworzyły się chmury dymu o specyficznym zapachu, a że nie podoba
ł mi się ten nieprzyjemny zapach zaczęłam odganiać je rękoma wykonując dziwne gesty. Po chwili mogłam spokojnie oddychać.
- Nie było tak źle, prawda?
- Mów za siebie - zakaszlałam.
- Nie przesadzaj - odrzekła, spoglądając na zegarek. - Mamy jeszcze 15 minut, więc warto byłoby zajrzeć, jak radzą sobie chłopcy.
- Ty idź do Aleca, a ja do Jace'a.
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zaśmiałam się, na co ta zrobiła obrażoną minę.
- Nie przesadzaj - starałam naśladować jej głos. Zdenerwowana zaczęła mnie gonić, a że miałam wyższe szpilki od niej nie mogłam daleko uciec. Jedynym ratunkiem był Jace, który właśnie wyszedł z pokoju. Wpadłam na niego jak burza. Poczułam, jak przez jego skórę przechodzi dreszcz.
- Wystraszyłeś się - zauważyłam.
- Nie zawsze wpada na ciebie rudowłosa dziewczyna w pięknej sukni - nie mogłam powstrzymać uśmiechu, więc kąciki moich ust natychmiast wykrzywiły się ku górze.
- A dlaczego Izzy cię goni? - wskazał na ledwo dyszącą brunetkę.
- Długa historia - zaśmiałam się i ujęłam jego dłoń, zaciągając do windy.
- Sądzę, że "nasz czas" odbędzie się na imprezie - wyszeptałam wciskając przycisk z liczbą "0".
- Lepsze to niż nic - jego dłoń powędrowała do mojego policzka, lecz szybko ją złapałam i pociągnęłam w dół. Normalny chłopak uznałby to za odepchnięcie, lecz Jace nie był normalnym nastolatkiem. Był mężczyzną, któremu nigdy nic nie pasuje. Mężczyzną, który pożąda i kocha całym sercem. Mężczyzną, który jest całym moim światem i którego nikt mi nie odbierze. Przysunęłam się bliżej niego i zaczęłam delikatnie całować jego usta, lecz tym razem on z tego zrezygnował. Na mojej twarzy namalował się chytry uśmieszek, który ten odwzajemnił. Wtem drzwi windy się otworzyły, a do środka wpadło blade światło. Jace spojrzał na zegarek, który miał zapięty na nadgarstku.
- 17:50 - oznajmił.
- 10 minut - wcisnęłam znów przycisk, tym razem z liczbą "4". Winda ruszyła, a my mogliśmy kontynuować małą zabawę w kotka i myszkę.
Jace ujął mą dłoń i przyciągnął bliżej. Zaczął całować moją szyję. Na początku delikatnie, później łapczywie, jakby bał się, że niedługo zniknę i nigdy nie wrócę. Wplątałam swoje palce w jego włosy i odchyliłam jego głowę do tyłu. Objęłam go rękoma wokół szyi, na której zawieszony był pierścień Herondale'ów. Uśmiechnęłam się, po czym skierowałam wzrok na jego rozpromienioną twarz. Jego ręce powędrowały do mojej talii, przyciągając mnie bliżej. Pożerał wzrokiem wszystko dookoła. Mógłby sprawić, by cały mój świat wokół mnie się zatrzymał. I nieraz już to uczynił. Owinęłam swoją nogę wokół jego. Spojrzał w dół, po czym westchnął i przysunął się bliżej, namiętnie całując mnie w usta. Zareagowałam zbyt późno. Był to niespodziewany pocałunek, który mimo to bardzo mi się podobał. Odsunęliśmy się od siebie w idealnym momencie, bo zaczynało nam brakować tlenu, a prócz tego do windy weszła Izzy ciągnąc za sobą Aleca.
- Sądziłam, że jesteście już na dole.
- Alec miał problemy z zawiązaniem krawata.
- Typowe u mężczyzn - oznajmił Jace. Jego parabatai spiorunował go wzrokiem.
- Może łaskawie wciśniesz przycisk, by winda ruszyła do holu? - spytała Izzy, kierując swoje pytanie do Aleca, gdyż był blisko tablicy.
- Wypadałoby powiedzieć "poproszę" - oznajmił, wciskając odpowiedni guzik.
- I bez tego jesteś posłuszny na baranek - wszyscy w windzie się zaśmiali. Wszyscy prócz Aleca, który w całym towarzystwie był ofiarą.
- Co zrobiłaś z Alex?
- Maryse wróciła jakąś godzinę temu. Przysięgła, że się nią zaopiekuje a w razie kłopotów będzie dzwonić - skinęłam głową, a w tym momencie drzwi windy się otworzyły. Wyszliśmy z Jace'em tuż za rodzeństwem Lightwoodów trzymając się za ręce. Na zewnątrz było chłodno, ale mimo to po ciele nie przeszły mnie dreszcze.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Muzykę było słychać w odle
głości nawet kilkudziesięciu metrów, a migający znak "PANDEMONIUM" rozświetlał okolicę.
Weszliśmy do środka i ujrzeliśmy dużą gromadkę tańczących ludzi. Wpatrywaliśmy się w nich wzrokiem, póki jakiś mężczyzna nie wepchnął się przed nas, zasłaniając cały widok. Westchnęłam i podeszłam do Jace'a.
- Mam nadzieję, że wraz z Aleciem nie skupicie się na poszukiwaniu demonów.
- Przyszedłem tutaj dla ciebie, a nie by pokazać całemu światu jakiż to jestem wspaniały.
- Choć oni już to wiedzą - dodał.
Złapałam Izzy za rękę i poprowadziłam na parkiet. Uniosłyśmy dłonie w górę, a dookoła nich zaczęły błyskać małe gwiazdy.

Uśmiechnęłyśmy się i zaczęłyśmy kręcić się wkoło w rytm muzyki. Zaraz po dotknięciu dłoni Izzy pomieszczenie rozświetliło mnóstwo kolorów. Dziwiłam się, że nikt tego nie zauważył. Gdy piosenka się skończyła wróciłam do Jace'a, lecz ten zdążył zmienić miejsce. Po drodze znalazłam metr kwadratowy wolnego miejsca, więc zaczęłam tańczyć tak, jak chcę. Mogłam nawet przyznać, że była to najlepsza impreza, na której byłam. Nawet bal szóstoklasisty jest niczym w porównaniu do tego. Co prawda nie ma tu darmowych napojów i pizzy, ale i tak świetnie się bawię w porównaniu do wcześniej wspomnianego balu na którym podpierałam ścianę. Wtem zobaczyłam swojego ukochanego przy blacie z drinkami. Podeszłam bliżej i odciągając go od tłumu pustych dziewczyn zaprowadziłam na parkiet.
- Tylko na chwilę spuścić cię z oka - przewróciłam oczami.
- One tylko przyszły porozmawiać.
- Oczywiście. Och, ale jesteś przystojny. Zatańczymy?. Pokażesz mięśnie? Och, ale ty już masz dziewczynę. Och, och, och... - starałam się przybrać obrzydliwie uroczy głos, na co ten tylko się zaśmiał.
- Jesteś urocza, gdy się złościsz - na mojej twarzy namalowały się rumieńce, lecz było zbyt ciemno, by je zobaczył. Wtem Jace okręcił mnie dookoła. Tak zaczął się wspólny taniec.

*Jace*
~4 godziny później...
Impreza przeniosła się na kanapę. W czwórkę zaczęliśmy pić różnego rodzaju drinki, co zwykle potem kończyło się na złamanej ręce. I tym razem nie było inaczej, gdyż mój parabatai po wypiciu kilkudziesięciu drinków nie mógł utrzymać się na równych nogach, ale mimo to zaczął tańczyć na stole i dosłownie ułamek sekundy później już go tam nie było. Nie spodziewałem się, że zastaniemy go śpiącego w krzakach pod klubem. Wraz z dziewczynami nie zwróciliśmy na niego ogromnej uwagi i zaczęliśmy dalej delektować się różnego smaku alkoholami.

*Isabelle*
Gdy mój brat leżał nieprzytomny w krzakach my świetnie się bawiliśmy z resztą uczestników imprezy. Niektórzy silnie walczyli z kacem, inni próbowali tańczyć. Co niektórym to wychodziło, gdyż nie mieli w sobie ani grama alkoholu. Bacznie obserwowaliśmy ich ruchy, a potem spróbowaliśmy nawet je powtórzyć, lecz nie skończyło się to dobrze. Kilka osób trafiło do szpitala na płukanie żołądka, co tylko udowodniło, że byli słabymi zawodnikami. Jace chcąc iść do łazienki spadł ze schodów, po czym zaczął marudzić, że nigdy nie namówimy go na tego typu imprezę. Po takich małych incydentach została nas tylko dziesiątka, więc rozeszliśmy się do domów. Obawiałam się tylko o to, że niektórzy nie będą w stanie do niego dojść, a że wszystkie pieniądze przepili nie będą mieli czym zapłacić za taksówkę. Co najwyżej usną na ulicy, ale to już nie mój problem. Może i byłam trochę egoistyczna, ale przecież nie mogłam zaprosić ich do Instytutu, który i tak uznali by za zwykłe wysypisko śmieci. Po kilkudziesięciu minutach ujrzałam wysokie wieże Instytutu, więc zaczęłam biec w ich kierunku. Nie wiedziałam, czy to fatamorgana, czy rzeczywistość, ale mimo to biegłam ile sił w nogach.

*Clary*
Obudziłam się skulona na kanapie. Inni co prawda leżeli w bardziej dziwniejszych miejscach. Alec na przykład był do połowy rozebrany i zakuty w łańcuchy, Izzy spała z nogami w nierozpalonym kominku, a Jace siedział w szafie do połowy zamkniętej. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na ten widok.
- Clary! Jace! Iz! Alec! - Maryse wykrzykiwała nasze imiona. Wiedziałam, że to nie świadczy o jej dobrym nastawieniu do nas. Czekało nas długie kazanie na temat zachowania podczas imprez i odpowiedniej ilości alkoholu w sobie, czyli według Maryse - ani grama.


Jak wam się podobała szalona impreza, Alec wypadający z okna, Jace spadający ze schodów (potem śpiący w szafie)? Przyznaję, że trudno było mi to napisać, ale myślę, że nawet dałam radę. Co o tym sądzicie?
Jak zawsze limit - 5 komentarzy=kolejny rozdział :)
Oj...no przecież wiem, że dacie radę. Jak zawsze. ;)
Do zobaczenia!

6 komentarzy:

  1. Cudny!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW WOW
    Trochę jestem w szoku...
    Rozdział świetny!
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny; * !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział życze dużo dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Meeeega!
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj następny :)

    OdpowiedzUsuń