sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 12

Księga II
Rozdział 12

*Clary*
Po długiej i nużącej mowie Maryse mogliśmy w spokoju odpocząć w swoich pokojach. Dziadek zawsze mi powtarzał, że najlepszym lekarstwem na kaca jest miłość lub długa, odprężająca kąpiel. Jako że nie chciałam czuć motylków w brzuchu poszłam chwiejnym krokiem do łazienki. Odkręciłam zawory, dodałam płyn o lawendowym zapachu i wskoczyłam do wody. Wstrzymałam oddech i zanurzyłam si, by dokładnie opłukać twarz. Przez najbliższe kilka minut leżałam i wpatrywałam się w sufit pokryty runami do momentu, w którym woda zrobiła się zimna. Przypuszczałam, że może nawet mieć temperaturą poniżej zera, co było niemożliwe. Wytarłam dokładnie ciało i wyszłam z parnego pomieszczenia, zakładając na siebie swój różowy szlafrok. Zaraz po przekroczeniu progu poczułam na skórze delikatne dreszcze, więc podbiegłam do okna (o dziwo bez ciągłego bólu głowy, co oznaczało, że sposób dziadka podziałał) i zamknęłam je, po czym normalnym już krokiem podeszłam do szafy. Temperatura na dworze wynosiła nie więcej niż 27°, więc wyciągnęłam koronkowe szorty w ciemnym kolorze, trampki i top z motywem słoneczników. Szybko się przebrałam,
znikając za parawanem. Spryskałam się delikatnymi perfumami, które kiedyś pożyczyłam od Iz i nadal ich nie oddałam. Wykorzystując okazję stania przed toaletką spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Rozczesałam włosy, po czym zakręciłam końcówki. Wcześniej wybrany strój idealnie komponował się z rudymi lokami na głowie. Otworzyłam szklaną szkatułkę, w której przechowywałam biżuterię. Wyjęłam posrebrzaną bransoletkę z dużą kokardką i ostrożnie zapięłam ją na chudym nadgarstku. Czasami boję się, że przez moją niedowagę stracę kiedyś wszystkie bransoletki, które ześlizgną mi się z ręki. Nie raz już się to zdarzyło.
Spojrzałam na zegarek. 7:30.
"Śniadanie dopiero za 2,5 godziny" - pomyślałam. Nad głową zapaliła się mała żarówka. Wpadłam na pomysł, by zejść na dół i sprawdzić, czy przypadkiem ktoś jeszcze nie leży obezwładniony na podłodze i narzeka na ból głowy klnąc pod nosem. Szybko zrealizowałam pomysł, wciskając przycisk windy, która od razu zatrzymała się w holu. Przed salonem powitał mnie Church.
"Lepiej go zignoruję. Ta bestia zawsze znajdzie haczyk, by mnie ugryźć". I tak było tym razem. Gdy tylko kucnęłam, by jako pierwsza go nakarmić kocur zamachnął się łapą, pazurami zahaczając o moją dłoń.
- Cholera - mruknęłam. - Na Anioła, Church. Czy ty zawsze musisz...- wtem pomyślałam o Jemie i jego słowach. "Kiedy odszedłem z Instytutu do zakonu Cichych Braci słyszałem, jak Church zaczyna mruczeć i podążać za mną ze zwieszonym ogonem. Byłem jedyną osobą, która była do niego przywiązana".
"A może by tak reszta poznała Tessę i jej męża?" - pomyślałam. "Muszę o tym porozmawiać z Maryse".

*Alec*
- Mamo, nic mnie nie boli! 
- Bez względu na to, co powiesz i tak będziesz chodził z zabandażowaną nogą!
- Ale...
- Żadnych "ale", rozumiesz?!
- Na Anioła, mamo! Jestem pełnoletni!
- Ależ oczywiście! W końcu na każdej imprezie pełnoletni mężczyzna wypada z okna, prawda?
- Możesz przestać mi to wypominać?! 
Wtem do salonu weszła roześmiana Clary.
- Bawi cię coś? - uniosłem brew.
- Absolutnie nie - nie przestawała się śmiać.
- Właśnie widzę - powiedziałem zażenowany obecną sytuacją. 
- Jeszcze tylko smoczek i pieluszka, by oficjalnie mianowano cię "synkiem mamusi" - dołączyła do niej Maryse. 
- Bardzo śmieszne - przewróciłem oczami. 
- Wyleczyłeś już kaca? - spytała, siadając obok na kanapie.
- Prawie. Nadal czuję dziwne pulsowanie w głowie.
Nastała chwila nękającej ciszy.
- Maryse... - odezwała się w końcu Clary. - ... mam wielką ochotę zaprosić niedługo Jema i Tessę. Potrzebuję tylko twojej zgody.
- Nie będę stawiać oporu - oznajmiła z radością. - Wypadałoby, by reszta ich poznała.
- W takim razie jutro urządzamy małą imprezę... - zrobiła chwilę przerwy nadal patrząc w oczy Maryse. - ... na której nie będzie się lać alkohol - dodała, gdy zobaczyła jej zabójcze spojrzenie. Nie mogłem się nie zaśmiać. Po chwili obie do mnie dołączyły.
- W porządku, pójdę zobaczyć, jak się czuje Jace - rzekła moja rudowłosa przyjaciółka, po czym wyszła z pokoju.

*Clary*
Wjechałam windą na drugie piętro, gdzie mieściły się pokoje Nocnych Łowców. Zapukałam grzecznie kilka razy i otworzyłam drzwi do sypialni Jace'a. 
- Puka się! - krzyknął z łazienki.
- Pukałam - przewróciłam oczami. 
- Och, Clary, to ty!
- Jak widzisz - skrzyżowałam ręce na piersi. 
- Coś nie tak? - uniósł brew.
- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz i oczekiwałam jakiegoś pocałunku na przywitanie.
Zaczął powoli do mnie podchodzić. Gdy był dostatecznie blisko, by musnąć moje wargi uciekłam nie tylko wzrokiem, lecz i całym ciałem. Zatrzymał mnie ręką i wpoił się w moje usta, pozbawiając tchu. Nie mogłam nie odwzajemnić pocałunku. Odsunęliśmy się od siebie, ciężko dysząc. 
- Teraz czuję się dużo lepiej - zarumieniłam się. 
- Więc co powiesz na jutrzejszą imprezę? - gdy zobaczyłam jego przerażone spojrzenie, dodałam:
- Bezalkoholową imprezę? - odetchnął z ulgą. Nie dziwiłam się. Na jego miejscu nie chciałabym spać znów w szafie.
- Z jakiej okazji?
- Chcę, by wszyscy poznali Tessę i Jema. 
- Jema? Przecież Matthew mówił, że nie żyje.
- Ten wampir jest zdolny do wszystkiego, a szczególnie do niemówienia prawdy. Nosi przydomek "kłamca".
- Naprawdę?
- Nie. Musiałam jakoś potwierdzić słowa Jema.
- A co ci powiedział? - był wyraźnie zaciekawiony, jakbym zaraz miała powiedzieć "Nic takiego. Tylko wyznał mi miłość". 
- Nigdy nie ufaj Podziemnym. 
- Dlaczego?
- Przestaniesz zasypywać mnie pytaniami?!
- Raczej nie -zaśmiał się.
- Był kiedyś Cichym Bratem. Dużo wiedział o tajemnicach Podziemnych, a szczególnie o wampirach. To krwiożercze bestie, którym pod żadnym pozorem nie wolno ufać. Tylko czekają, aż zgubisz się w ciemnym zaułku, by móc cię...
- Zgwałcić? - przerwał mi.
- Idiota - zaśmiałam się i rzuciłam w niego pobliską poduszką.
- Sama tego chciałaś - wiedziałam, że nie miał dobrych intencji. Intuicja podpowiadała mi, że niebawem rozpocznie się bitwa na poduszki, którą zawsze organizowałyśmy z przyjaciółkami, gdy miałam zaledwie 12 lat. I tym razem się nie pomyliłam. 

*Jace*
Bez żadnego słowa wziąłem do rąk poduszkę i zacząłem naparzać nią ukochaną. Po chwili turlaliśmy się na łóżku, śmiejąc się. Dookoła wirowały pióra, szuba lustra była zbita, a poduszki zrobiły się praktycznie płaskie, jakby uszło z nich powietrze tak jak z kolorowego balona. Dziwiłem się, dlaczego nikt jeszcze nie wezwał policji lub chociaż nie wtargnął do pokoju. 
Gdy zabawa ucichła usiadłem na brzegu łóżka. Ból głowy ustał, a ja sam nie czułem się jak Nocny Łowca bez steli... czyli jednym słowem beznadziejnie. 
- Niesamowite - spojrzałem na rudowłosą. - Jesteś prawdziwym Aniołem, Clary.
- Mogę wiedzieć, dlaczego?
- Mógłbym wymieniać bez przerwy, ale w tym wypadku mam na myśli fakt, że nie czuję żadnego bólu...
- Nie masz już kaca? - zaśmiała się.
- Tak... i to wszystko dzięki tobie...
- I twoim wybrykom - zachichotała, przerywając mi.
- Wybrykom? Wojnę na poduszki uważasz za wybryk? 
- Masz rację. Twoja nędzna rozrywka nie zasługuje na choćby tytuł "najgorszej zabawy świata".
- Bo zasługuje na tytuł "najlepszej zabawy świata".
- Ty i twoja skromność - przewróciła oczami i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej szarą koszulkę, spodnie, zegarek oraz buty i położyła wszystko obok mnie. 
- Masz 5 minut.
- Na?
- Na przygotowanie się do spaceru - oznajmiła i wyszła z pokoju. 

*Clary*
Czekałam za ukochanym na korytarzu. Miał wielkie szczęście, że zdążył wyjść zanim skończył mu się czas. 
~ 30 minut później...
Po dojściu na miejsce usiadłam na trawie. Jace poszedł w moje ślady, bacznie mi się przypatrując. Wtem objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie i całując w głowę.
Przymrużyłam oczy i się w niego wtuliłam. Słońce idealnie współdziałało z włosami Jace'a, sprawiając, że błyszczą w świetle.Wyglądało to nienaturalnie bajecznie. Nagle przypomniał mi się słowa Simona:
"Wyglądasz na farbowanego fana gotyku".
Łzy napłynęły mi do oczy na samą myśl o zmarłym przyjacielu. Poczułam, jak mięśnie blondyna się napinają, a on sam mocniej mnie obejmuje. Odsunęłam się od niego po kilku minutach, gdy przestałam płakać. Zamknęłam oczy, pozwalając na to, by kosmyki moich włosów wirowały wraz z podmuchem wiatru. Nagle poczułam, jak ktoś ciągnie mnie do tyłu. 
- Jace! - krzyknęłam zaskoczona. 
Odsłoniłam powoli powieki. Obok mnie leżał mój ukochany. Uśmiechnęłam się i uniosłam rękę w górę. Powtórzył czynność i ujął delikatnie mą dłoń. Zaczął bawić się każdym palcem. Głaskał kciukiem skórę, co doprowadzało mnie do drgawek.
- Chodźmy się przejść - zaproponował. Skinęłam głową. Nim się obejrzałam Jace stał nade mną. Pomógł mi wstać, a po chwili szliśmy razem przez kwiecistą łąkę, trzymając się za ręce. Mijaliśmy wielkie górki, na których czubkach rosły białe kwiaty. Gdyby nie obecność Jace'a i jego silny uścisk dawno bym tam pobiegła, by zrobić z nich śliczny wianek dla Alex. Na pewno by się ucieszyła. Od mojego wyjazdu do Londynu widziałam ją tylko raz. Zapewne od tamtego momentu zdążyła urosnąć kilkanaście centymetrów. Jeszcze niedawno jej rączki był wielkości mojej gumki do mazania, a teraz? Mała rośnie jak na drożdżach. Nim się obejrzę będzie umiała chodzić i w pełni mówić. Do tej pory potrafi wymówić słowa "mama", "ciocia" i "dziękuję". Dobrze byłoby, gdyby umiała powiedzieć "Jestem głodna", co ułatwiłoby nam sytuację. Niestety. Nie można mieć wszystkiego.
Mijaliśmy już kolejną górkę, gdy nagle usłyszeliśmy kroki. To, co zobaczyłam za nią zaparło mi dech w piersi. Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
"Przecież on nie żyje" - wmawiałam sobie.
Spojrzałam na Jace'a, który podobnie do mnie był przerażony widokiem.
- Jonathan? - wymamrotałam.

Tak, wiem. Pewnie znienawidzicie mnie za przerwanie w takim momencie.
Czyżby Jonathan powrócił?
Czyżby biologiczny brat Clary nadal żył?
A może to tylko zwykłe zwidy?
Fatamorgana?
Jak myślcie?
Jonathan wrócił, czy to tylko zwykł zbieg okoliczności, że jakiś obywatel NY jest niesamowicie do niego podobny?
Piszcie w komentarzach :)!
Ale uwaga, uwaga!
Kolejny limit.
Jako że wróciłam do pisania rozdziałów ma tutaj być strasznie dużo komentarzy, bym wiedziała, że cieszycie się z powrotu. Anonimowe komentarze nadal są włączone, także nie musicie zakładać/logować się na konto.
Także komentarze sypią się pod dwunastym rozdziałem za...
3
2
1!
Do zobaczenia! :)

6 komentarzy:

  1. Super rozdział, sądzę że to Jonathan wrócił do swojej siostry. Uwielbiam twój blog <3

    OdpowiedzUsuń
  2. SUUUPER rozdział!
    Ciekawe, o co chodzi z Jonathanem....

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na nekst ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. NIECH JONATHAN ŻYJE :C!
    Btw. rozdział zajebisty <3
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Nie kapuje o co chodzi z tym wyznaniem miłości, może coś przegapiłam

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER, SUPER, SUPER<3 DODAJ SZYBKO NEXTA!

    OdpowiedzUsuń