czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 14

Księga II
Rozdział 14

*Clary*
~2 miesiące później...
To był ten dzień, na który czekałam długi okres czasu. Dzięki tygodniom przymiarek sukni ślubnych wreszcie wybrałam tę jedyną, która będzie moją wierną towarzyszką przy ołtarzu. Isabelle mówiła, że w podziemiach każdego Instytutu znajduje się małe pomieszczenie, w którym Nocni Łowcy nakładają na siebie runy wiążące. Można to nazwać Przyziemnym kościołem, lecz to zupełnie co innego. Inny kolor sukni ślubnej, zamiast obrączek - runy. Stresowałam się bardziej, niż przed pierwszym dniem w szkole. Co jeśli upadnę? Albo źle odmówię przysięgę? Powtarzałam sobie w myśli, że nie ważne, co by było Jace nadal będzie mnie kochał. Przecież nie można przestać darzyć kogoś tak potężnym uczuciem, gdy zrobi się coś głupiego na własnym ślubie, prawda?
Od samego rana biegały wokół mnie Isabelle wraz z mamą, Jią i Tessą. Mogłabym przysiąc, że Iz przejmuje się tym bardziej ode mnie, co oczywiście mi nie przeszkadzało. Było to nawet urocze zachowanie, które czarnowłosej towarzyszyło tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Clary, gdzie jest sukienka?! - pytała przerażonym tonem Maryse.
- Leży na łóżku - musiała być naprawdę zestresowana, skoro nie widziała złotej sukni, która było przewieszona przez ramę łóżka centralnie przed nią. Westchnęła i podała strój Jii, która ostrożnie go od niej odebrała.
- Dziewczyny, spokojnie. Stresujecie się bardziej ode mnie, uspokujcie się. To tylko ślub - odrzekłam.
- Nie - zaprzeczyła Iz. - To twój ślub. Musi być niezwykły i wyjątkowy.
- Izzy, kocham cię, ale tym razem przesadzasz.
- Jesteś moją parabatai - usiadła na kanapie obok mnie i położyła swoją dłoń na moim ramieniu. - Nie mogę pozwolić by ktokolwiek zepsuł taką uroczystość.
Wtem usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
- Clary, jesteś tam?
- To Jace! Schowajcie suknię!
Przewróciłam oczami i powędrowałam do drzwi, by otworzyć je ukochanemu, który zaraz po wejściu spiorunował wzrokiem siostrę.
- Przesadzają - machnęłam ręką.
- Zauważyłem. Chciałem cię poinformować, że tort weselny jest w trakcie przygotowań, czyli powinien być na naszym stole dokładnie o 18:00.
- Idealnie - uśmiechnęłam. się.
- To wszystko. Możecie dalej rozmawiać o tych waszych "babskich sprawach" - odrzekła i wyszedł.
- Jak on może o tym tak spokojnie mówić? - zdziwiła się Tessa.
- To Jace. W jego życiu wszystko jest "na luzie" - przy ostatnich dwóch słowach zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- Rozumiem.
- Clary, ściągnij ubrania i przebierz się w suknię - oznajmiła Maryse.
- Przyniosę kosmetyki - zgłosiła się Jia.
Nie zwracajcie uwagi na kolor, tylko na wzór :)
Po chwili byłam ubrana w śliczną, złotą sukienkę z pozłacanymi drobinkami przy biuście. Na stopach miałam szpilki w kolorze sukni z kokardkami przy wycięciach na palce. Dzisiaj w fryzjerkę wcieliła się Tessa. Rude loki zdobiła złota, wpinana dekoracja podobna do wianka. Fryzura była spryskana lakierem dla utrwalenia, by szybko się nie zepsuła. Moją szyję zdobiła kryształowo-perłowa kolia. Do zestawu były także kolczyki i bransoletka, które również zapięte były na moich uszach i nadgarstku. Paznokcie pomalowane były złotymi drobinkami, które idealnie komponowały się z resztą. Makijaż był prosty i delikatny. Bladoróżowa szminka, jasny, pozłacany cień do powiek oraz maskara były brakującym elementem, by nie zepsuć efektu.
Po spojrzeniu na zegarek do ślubu pozostała niecała godzina, czyli czas poświęcony na ostatnie poprawki i przypomnienie sobie przysięgi.
- Możecie zostawić mnie samą? - spytałam.
- Jasne - odrzekły równo i wyszły z pokoju.
Usiadłam ostrożnie na łóżku, by nie pognieść sukienki.
- No, Clary. Już niedługo spełnią się twoje marzenia - odrzekłam i wyciągnęłam do przodu ręce, na których po chwili skupienia zagościł mały płomień.


*Jace*
Po założeniu garnituru wziąłem do ręki grzebień i zacząłem delikatnie przeczesywać nim włosy, by były idealnie ułożone.
- Ty i twoje kompleksy - prychnął Sebastian.
- Nie marudź, tylko pomóż zawiązać mi krawat.
Posłusznie spełnił polecenie.
- Jesteś gotowy? - skinąłem głową. - W takim razie do zobaczenia w tej bezdusznej kaplicy - zaśmiał się i wyszedł.

*Isabelle*
Jako że Clary podczas wojny straciła rodziców nie miała nikogo bliskiego, kto mógłby poprowadzić ją do ołtarza. Nikogo, prócz Sebastiana, który zgłosił się, by to zrobić.
- Nie pozwól, by upadła - ostrzegłam i pocałowałam ukochanego w policzek, po czym popędziłam za resztą dziewczyn.
Każdy miał swoje miejsce w ławkach.
Maryse siedziała obok Roberta i trzymała małą Alex na kolanach.
Ja z Aleciem za parą młodą. Byłam zaskoczona, że to właśnie nas wybrali na swoich tak zwanych "świadków".
Sebastian miał towarzyszyć Jii, Tessie i Jemowi.
O dziwo zaproszono także Matta. Przebrzydły wampir-kłamca. Starałam się na niego nie patrzeć, choć byłam przerażona, że jest w pobliżu i w każdej chwili może wezwać swoich wysłanników, by rozszarpali nas na strzępy.
Nagle po sali rozbrzmiały dzwony i dźwięk grającego fortepianu.

*Clary*
Drzwi się otworzyły, a ja ruszyłam wolnym krokiem z Sebastianem, który trzymał mnie pod ramieniem.
- Nie pozwól, bym upadła.
 - Spokojnie. Obiecałem już to Izzy.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Kto zaprosił Matta?
- Jace mówił, że ty.
- Nie zapraszałam go.
- W takim razie módl się, by niczego nie zepsuł - oznajmił i oddając mnie w ręce Jace'a usiadł na swoim miejscu.
Rozbrzmiał głos Cichego Brata. Byłam ciekawa, jak zareagował na niego Jem. W końcu kiedyś nim był i w jakimś stopniu połączony był z Bratem Enochem jakąś więzią, której nie byłam w stanie wyjaśnić.
Po kilku minutach nudnej mowy o tym, jak powinniśmy się zachowywać po małżeństwie, co i tak nas nie obchodziło mogliśmy wypowiedzieć swoją przysięgę, którą ćwiczyliśmy kilka tygodni. Bałam się, że się pomylę, lecz dotyk Jace'a, który trzymał mnie za prawą dłoń był kojący. Po wymienieniu spojrzeń zaczęliśmy wyrzucać z siebie słowa.
- Kocham cię i będę cię kochać... - zaczął.
- Aż do śmierci - kontynuowałam.
- A jeśli potem jest jakieś życie...
- Wtedy też będę cię kochać - wymówiliśmy razem. Czułam pot pod jego dotykiem. Wiedziałam, że stresował się tak, jak ja, co można było odczytać z mojego uśmiechu.
- W bogactwie i w biedzie - kontynuowałam naszą przysięgę.
- W zdrowiu i w chorobie.
- Na dobre i na złe - powiedzieliśmy razem. Czuliśmy na sobie wzrok mnóstwa bliskich nam osób.
- Zawsze - rzekłam.
- Na zawsze - dokończył, po czym usłyszeliśmy cichy szloch Isabelle, która jako jedyna się rozpłakała.
- Wzruszające, wybaczcie - powiedziała cicho, na co wszyscy zebrani się zaśmiali.
Mimo tego, że nie czułam obecności Simona, Magnusa i Jocelyn wiedziałam, że są ze mną i mnie wspierają. Trzymają swoją niewidzialną dla mojego oka dłoń na moim ramieniu i mówią, bym się nie poddawała, bo oni są blisko. Kocham ich i żałuję, że nie mogą być tutaj ze mną w ten wielki dla mnie dzień. Zrobiłabym wszystko, by móc znów usłyszeć ich głos. Ale niestety jest już za późno.
Dla przypomnienia :D

*Jace*
- Po odmówionej sobie przysiędze możecie nałożyć na siebie runy - odrzekł Brat Enoch.
Mała, słodka Alex przyniosła stelę położoną na czerwonej poduszeczce. Odebraliśmy ją z Clary, po czym zaczęliśmy rysować czarne linie, które po chwili utworzyły kształt runu małżeńskiego.
Przysięgliśmy na Anioła, że nie opuścimy siebie po śmierci, po czym nakazano nam się pocałować na znak naszej miłości.
Spełniliśmy polecenie bez wahania. Uznaliśmy, że nawet to nie jest dowodem na to, jak bardzo się kochamy i ile jesteśmy w stanie dać, by uszczęśliwić siebie nawzajem.
Ująłem jej twarz w dłonie, zbliżyłem się i złożyłem pocałunek na jej ustach, które dopiero po chwili się rozchyliły.
Po uroczystości wyszliśmy na świeże powietrze, wtuleni w siebie. Na zewnątrz wszyscy zaczęli do nas podchodzić, dawaj upominki, składać życzenia i gratulować... nie mówiąc już o przytuleniach i pocałunkach w policzki.
Przyziemni nie byli w stanie nas zobaczyć bez Wzroku. Całe szczęście, że nałożyliśmy na siebie runy, bo nie chciałbym poznać zdziwionych min ludzi przechodzących w tym czasie na ulicy i widzących nowożeńców na wysypisku. Odrzuciłem od siebie tę myśl i wróciłem wzrokiem do bliskich. Zorientowałem się, że Matt, czyli nasz nieproszony gość-wampir zniknął. Tym lepiej dla niego, bo nie miałem zamiaru rozprawiać się z nim w ten wyjątkowy dla nas dzień.
- Skoro już jesteście małżeństwem dobrze byłoby odprawić wesele na waszą cześć, prawda? - spytała zachwycona Izzy. Już się bałem, jaką imprezę przygotowała.
- Izzy, skarbie. Obiecaj mi, że nie będzie dużej ilości alkoholu - ostrzegła Maryse.
- Mamo, proszę cię. To wesele mojego brata i mojej parabatai. Alkohol będzie się lał!
Maryse przewróciła gniewnie oczami, co Izzy kompletnie zignorowała i zaprowadziła nas do sali treningowej, gdzie było dość miejsca na urządzenie małego przyjęcia gratulacyjnego. Choć z drugiej strony wcale nie małego.

*Clary*
Nim zdążyłam się przebrać w granatową sukienkę do kolan usłyszałam brzmienie muzyki. Szybko zjechałam na dół windą i pobiegłam do sali treningowej, gdzie moja parabatai przygotowała imprezę, potocznie zwaną weselem.
Zaraz po przekroczeniu progu doszły mnie słuchy o pierwszym tańcu. Alec wraz z Robertem zajęli się sprzętem grającym, gdyż obydwoje zrezygnowali z picia i tańca na dziś. Po Alecu mogłam się tego spodziewać. Na jego miejscu nie chciałabym złamać nogi po raz drugi przez upadek z trzeciego piętra. 
Rozszedł się dźwięk spokojnej muzyki. Podeszłam do ukochanego. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że nie jesteśmy zwykłymi narzeczonymi, tylko małżeństwem, które jeszcze nie jest gotowe na masę obowiązków. Objął mnie w talii, przyciągnął bliżej siebie i zaczął prowadzić po parkiecie. Jako że taniec był moim głównym zainteresowaniem od dziecka nie miałam problemu, by tym razem się nie potknąć, czego nie powiedziałabym o Jasie. Byłam pewna, że urządzi tutaj prawdziwy cyrk, lecz tak się nie stało. Mogłabym przysiąc, że zatańczył tak dobrze, jakby ćwiczył to parę dobrych lat.
Po skończonym i UDANYM tańcu rozbrzmiały oklaski i wiwaty, po czym wszyscy również dołączyli do swoich par i zaczęli tańczyć. Biedna Jia musiała zdać się na Aleca, który nie był dobrym tancerzem. Stwierdziłam to po ostatniej imprezie, na której zatańczyłam z nim kilka piosenek. Od razu tego pożałowałam, lecz nie byłam w stanie mu tego powiedzieć.  Miałam za dobre serce.
Po kilku utworach wszyscy byli zmęczeni, dlatego usiedliśmy przy stole w jadalni i zaczęliśmy najzwyczajniej pić alkohol który tylko mieliśmy pod ręką. Potem przyszedł czas na kilkupiętrowy tort czekoladowo-truskawkowy. Był naprawdę dobry, co oznaczało, że cukiernia nie posłużyła się przepisem Iz, która "przypadkiem" im go podrzuciła.
Goście zostali na noc. Z Jace'em byliśmy jedynymi, którzy jako tako byli trzeźwi na tyle, by mogli ustać na nogach nie chwiejąc się na lewo i prawo.
- Co powiesz na wspólną noc poślubną?
- Chyba nie tutaj? - spytałam zaciekawiona.
- Nie. Absolutnie nie - odrzekł i wziął mnie na ręce, wyprowadzając z budynku najciszej, jak tylko się dało by nie obudzić reszty, która jak zwykle spała w dziwnych miejscach.
***
Obudziliśmy się wczesnym rankiem w zupełnie innym miejscu. Ku mojemu zdziwieniu wszystko było urządzone idealnie, jakby ktoś mieszkał tu od dawna. 
Nagle poczułam dotyk ciepłej dłoni. Obróciłam się na drugi bok. Blondyn wpatrywał się we mnie cały czas się uśmiechając. 
- Dzień dobry - rzekłam rozpromieniona, przeciągając się. - Która godzina?
- Gdy jest się szczęśliwym czas nie jest ważny - oznajmił i zaczął bawić się moją dłonią.
Przyjemną chwilę przerwały mdłości. Szybko popędziłam do łazienki. Wracając kilka razy musiałam przytrzymać się ścian i mebli, by nie upaść. 
- Clary? Dobrze się czujesz?
- Prawie. Strasznie kręci mi się w głowie. Mam mdłości.
- Zaraz.... kiedy ostatnio miałaś miesiączkę?
- Nie pamiętam dokładnie. Ale dosyć dawno... - dopiero po chwili zorientowałam się o co chodzi Jace'owi. 
Byłam w ciąży. 

I jak się podoba kolejny rozdział? Ślub, wesele i... ciąża? 
Piszcie co o tym myślicie w komentarzach :)!
Liczę, że będzie ich w ciul dużo :D
Powiedzmy, że tak jak poprzednio... ok. 10 komentarzy - piszę nowy rozdział :)!
Czekam :D!






8 komentarzy:

  1. WOW! Mój ulubiony fragment: "- Kocham cię i będę cię kochać... - zaczął.
    - Aż do śmierci - kontynuowałam.
    - A jeśli potem jest jakieś życie...
    - Wtedy też będę cię kochać - wymówiliśmy razem. " KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM<3 Albo: "- Izzy, skarbie. Obiecaj mi, że nie będzie dużej ilości alkoholu - ostrzegła Maryse.
    - Mamo, proszę cię. To wesele mojego brata i mojej parabatai. Alkohol będzie się lał!" HAHAHAHA, to też KOCHAM XD Ślub, sukienka, przysięga = CUDO, CUDO, CUDO :*** Jeśli chodzi o ciąże, to dość szybko się zaczęła, chciałam, aby trochę się sobą nacieszyli na swoim miesiącu miodowym, a dopiero później zakładanie rodziny, ale mówi się TRUDNO i CO TAM! Poszłaś na żywioł XD Rozdział jeszcze raz NIEZIEMSKI! Czekam na next, który mam nadzieję dam radę przeczytać jeszcze będąc w Polsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Mam zaszczyt cię nominować do LBA! More: http://w-kazdym-z-nas-plynie-dzika-krew.blogspot.fi/2015/07/lba.html

      Usuń
  2. Rozdział super i wesele też ci wyszło i co bym wymieniała też ci wyszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny nie spodziewałam się tak szybko ciąży ale podoba mi się jak idziesz na żywioł

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg! teraz się będzie działo ! ;o ;D pisz dalej , cudowne <3 ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny! <3 :)

    OdpowiedzUsuń