W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 10
Na wstępie chciałabym dodać, że mamy 10 rozdział. Taką piękną liczbę, dlatego na tę okazję zaktualizowałam trochę muzykę :)!
Także miłego czytania :)!
*Isabelle*
Po tym, jak Hodge wypowiedział imię przyjaciela Clary, kolana się pod nią ugięły. Biedna... to musiał być dla niej szok.
- Jace, Alec, zanieście ją do Sali Szpitalnej - powiedziałam. Chłopcy mnie posłuchali, a po chwili zostałam sama z moim nauczycielem.
- Wiadomo coś więcej? - spytałam zestresowana.
- Izzy, uspokój się. Nic więcej nie wiem. Lepiej, żebyś poszła do Sali. Clary cię potrzebuje...
- Wiesz coś więcej. Widać to, Hodge - odrzekłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
*Jace*
Powoli położyliśmy Clary na jedno ze szpitalnych łóżek.
- Idź po Magnusa. Musi ją zbadać - powiedziałem.
- Jace, bądź spokojny. To tylko tymczasowe omdlenie...
- IDŹ! - warknąłem. Dopiero wtedy mój parabatai wybiegł z pokoju, wpadając przy okazji na Isabelle.
- Hej, uważaj! - krzyknęła. Podeszła bliżej.
- Hodge powiedział coś jeszcze? - spytałem.
- Nie. Ale coś ukrywa... i ja się dowiem co - stwierdziła.
- Izzy... - spojrzała na mnie buntowniczym wzrokiem. - Spokojnie - uniosłem ręce w geście poddania.
- Przepraszam. Wiem, że się o mnie martwisz... ty i Alec. Już nie raz wpakowałam się w kłopoty, z których później musieliście mnie wyciągać.
- Posiedzisz tu z nią? Muszę się czegoś napić - wstałem i powędrowałem do kuchni. W ostatniej chwili zatrzymała mnie Izzy.
- Jace... - odwróciłem się w jej stronę. - Czujesz coś do niej. Prawda?
- Jak zwykle jesteś strasznie ciekawska - odrzekłem i poszedłem po szklankę wody. Gdy wróciłem do Sali, Izzy nie dawała mi spokoju...
- Odpowiedz - mówiła. Za każdym razem nie odpowiadałem. - JACE!
- Isabelle, przestań! - warknąłem na siostrę.
- Ona też to czuje - odwróciłem się w jej stronę.
- Nie wierzę ci - odrzekłem.
- Jak możesz...
- Jace, Izzy - usłyszeliśmy głos. Magnus. Jego wzrok mówił, że mamy wyjść z pomieszczenia. Wychodząc, pociągnąłem Aleca za ramię.
- Magnus musi być sam - wyjaśniłem.
*Magnus*
Gdy zostałem sam, z moich rąk wystrzeliły iskry. Jarzyły się na biało. Dłonie położyłem na klatce piersiowej Clarissy.
- Reditum - po wypowiedzeniu tego słowa ciało Clary zaiskrzyło, rozświetlając cały pokój, a przy okazji mnie oślepiając. "Nienawidzę tej roboty". Wtedy Clary otworzyła powoli oczy. Jej ciało przybrało dawną barwę.
- Co... - mówiła bezsilnym głosem.
- Nic nie mów. Musisz odpoczywać - skinęła wolno głową.
- Wody - odparła cicho. Na szafce nocnej zauważyłem szklankę. Podałem ją jej, pomagając usiąść na brzegu łóżka.
- Jak się czujesz? - spytałem zmartwiony.
- Dobrze - wyszeptała. Podała mi pustą szklankę. Odłożyłem ją szybko i pomogłem Clarissie się położyć. Mimo, że wyglądała bardzo dobrze, czuła się bezsilnie. Czułem jej aurę. "To było naprawdę porządne omdlenie".
- Zamknij oczy i spróbuj zasnąć - skinęła głową. Zostawiłem ją samą i wyszedłem na korytarz. Tam czekali zniecierpliwieni Jace, Alec i Isabelle. Blondyn od razu rzucił się do drzwi, ale szybko go odepchnąłem.
- Jace, ona musi być teraz sama. Jest wyczerpana, a twoja obecność tam jej nie pomoże.
- Jak się czuje? - zapytał Alec.
- Dobrze, ale tak jak mówiłem jest zmęczona i bezsilna. Potrzebuje snu, chwili spokoju, żeby pozbierać się w tej sytuacji. Pozwólcie jej na to - po tych słowach wszyscy skulili głowy. Nawet Jace. Isabelle pomaszerowała na górę, a chłopcy zostali ze mną.
- Kiedy się obudzi? - dopytywał się blondyn.
- Daj jej czas - uśmiechnąłem się. - Mam ochotę na krótki spacer. Alecu - spojrzałem na swojego chłopaka. Jego wyraz twarzy mówił "zabijcie mnie", ale po chwili ruszył do drzwi. Odwróciłem się w stronę Jace'a. Nie mogłem pozwolić na to, żeby wszedł do Sali.
- Jace, Magnus ma rację. Daj jej czas i idź się czymś zająć - odparł Alec. Spojrzałem na niego.
- Jestem ci wdzięczny - wyszeptałem do niego. Zobaczyłem lekki uśmiech na jego twarzy. Poczekaliśmy, aż Jace pójdzie na górę, a wtedy sami wyszliśmy z Instytutu.
- Nie wierzę, że nas posłucha - odrzekłem.
- Jak zawsze - odpowiedział Alec.
*Isabelle*
Gdy Clary była nieprzytomna, zamierzałam posprzątać w jej pokoju. Poukładałam ubrania w szafie, zmieniłam pościel, pościerałam kurze. Nawet zabrałam się za łazienkę, niszcząc sobie przy tym paznokcie. "Odwdzięczysz mi się za to" - pomyślałam, spoglądając na swoje dłonie. Po godzinie pokój lśnił. "Teraz ja muszę się odświeżyć" - spojrzałam na siebie w lustrze. "Zdecydowanie". I wyszłam z sypialni.
*Jace*
"Czym by się tu zająć? Polowanie? - nie. Trening - nie. Cholera... WIEM! Clary wspominała coś o książce. Historia jej rodziców, muszę ją znaleźć. Kierunek - biblioteka!".
5 minut później
Szukałem książki na dziale historycznym. "Morgensternowie... jest". Przejrzałem każdą stronę książki, ale nie było śladu po rodzicach Clary. Natychmiast wyszedłem z pomieszczenia, nie odkładając książki na miejsce. Powędrowałem do Hodge'a. Staruszek ma tyle lat... musi coś wiedzieć. Grzecznie zapukałem i wszedłem, nie czekając na odpowiedź.
- Jace, to niestosowne zachowanie...
- Musisz mi pomóc - przerwałem jego nudną wypowiedź.
- Słucham - odparł, zakładając noge na nogę. Wyraźnie było widać jego skupienie.
- Morgensternowie. Rodzice Clary. Opowiedz mi o nich - mówiłem.
- Przykro mi, ale nic o nich nie wiem - unikał tematu. Wtedy przypomniały mi się słowa Isabelle. "Ale coś ukrywa... i ja się dowiem co ".
- Hodge, mów co wiesz! Przecież to widać! - wtedy do gabinetu wbiegła Isabelle.
- Co tu się dzieje?! - podniosła głos.
- Hodge coś wyraźnie ukrywa! Mów co wiesz, Hodge! - warknąłem.
- Wyjdźcie stąd natychmiast! To karygodne zachowanie! - krzyczał. Wtedy nie wytrzymałem napięcia, jakie panowało w pokoju, dlatego wziąłem Izzy za rękę i razem wyszliśmy z biura naszego nauczyciela.
- Powiesz mi, co się stało? - puściłem jej dłoń.
- Teraz ci wierzę. On musi coś wiedzieć!
- Jace, o co chodzi?! - warknęła.
- Szukam informacji na temat rodziców Clary. Kiedyś wspominała o książce, w której może być coś podane, ale tam nic nie było. Tylko...
- Tylko co? - przerwała mi.
- Zauważyłem wyrwane kartki. Teraz wiem, że to Hodge jest za to odpowiedzialny.
- Wszystko jasne.
- Magnus - odrzekłem cicho.
- Co? - była zdziwiona.
- Ten typ ma ponad osiemset lat! Na pewno coś wie!
- Dobrze myślisz, Wayland - szturchnęła mnie w ramię. Zaśmialiśmy się i zbiegliśmy schodami w dół, idąc do salonu.
Kolejny rozdział już jutro. Dowiecie się w nim o sytuacji Simona. W komentarzach możecie obstawiać, czy przeżyje, czy umrze :)
Pamiętaj również, że komentując, motywujesz mnie do dalszego działania, także... wiesz co robić ^^
Rozdział ŚWIETNY !!
OdpowiedzUsuńSimon... pewnie przeżyje ale ja wolałabym żeby umarła.
Ps. Nie wiem dlaczego pałam do niego taką nienawiścią.
Nie jesteś jedyna, która go nienawidzi, kochana :)
UsuńDlatego zginie, ale ciiii... ty nic nie wiesz :D
Świetny :3 Czekam na next
OdpowiedzUsuń