niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 23

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 23

*Clary*
- Prawda stoi przed tobą otworem. Tego chciałaś, tak?
- To moja prawda? Anioł przykuty łańcuchami do ściany? - do oczu znów napłynęły mi łzy.
- Clarisso - Michał wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie wiem kiedy i jak, ale ją ujęłam. Pociągnął mnie w stronę nieżywego Anioła. A przynajmniej wyglądał na martwego.
- Co mam zrobić? Kim on jest? Dlaczego...
- Zadajesz strasznie dużo pytań - oznajmił, przerywając mi.
- Kim on jest? - nie przestawałam pytać.
- Ithuriel.
- Co mam z nim zrobić? Uwolnić go? - po tych słowach Anioł pod ścianą podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Krzyknęłam z zaskoczenia.
- Zostawię już was. Ithuriel ci wszystko wyjaśni. Do zobaczenia, Clarisso - odrzekł Michał i zniknął, nim zdążyłam się z nim pożegnać.
Nastąpiła błoga cisza. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, myśląc, że rozpoznam to miejsce. Niestety. Żadnych skojarzeń. Żadnych wspomnień.
- Clary... - zaczął Anioł.
- Używasz zdrobnienia, mimo iż się nie znamy - jęknęłam.
- Znamy się lepiej niż myślisz - po tych słowach mój wyraz twarzy zmienił się z zaskoczonego na pytający. - Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Naprawdę, Ithurielu - szepnęłam.
- Podaj mi rękę. Nie zrobię ci krzywdy - zaufałam mu i zrobiłam to, co kazał. Potem widziałam tylko krótkie wizje, pokazujące... przeszłość.
                                                                                    ***
Schodziłam po schodach. Dookoła panował mrok. Jedynym oświetleniem były dwie pochodnie. Nagle dotarłam do drewnianych drzwi, które otworzyłam bez problemu. Po chwili moim oczom ukazał się pokój laboratoryjny. Wszędzie pełno probówek, narzędzi, broni i mikstur. Przy stole stał mój ojciec. Miał na sobie białą szatę oraz dziwne okulary. Rozejrzałam się dookoła, a przy ścianie siedział... Anioł. Był przykuty łańcuchami, pozbawiony anielskiej krwi, pozbawiony chęci do życia. Jego skrzydła straciły biały blask. Krzyknęłam cicho i próbowałam wybiec z pomieszczenia, lecz zatrzymał mnie uścisk ojca na nadgarstku.
- Poczekaj - warknął. Klasnął w dłonie, a po chwili skupiłam się tylko na nim. Pomachał mi probówką z złotą cieczą przed nosem i pociągnął do przodu. Usiadłam na krześle, na które wskazywał wcześniej palcem.
- Otwórz szeroko usta - rozkazał, a ja go natychmiast posłuchałam. Po kilku marnych sekundach wlał mi coś do buzi. Poczułam przyjemne ciepło na języku.
- Teraz podaj rękę - znów go posłuchałam. Co zrobi tym razem? Po chwili wyciągnął ostre narzędzie z kieszeni. Wbił mi sztylet w rękę, robiąc małą przestrzeń. Nie wiedziałam po co i dlaczego to zrobił. Po tym incydencie wstrzyknął mi ten sam złoty płyn w doskonale widoczną żyłę. Wtem obraz się zamazał i powstała ciemność.
                                                                                  ***
Kolejne sceny przedstawiały narodziny białowłosego dziecka o czarnych oczach.
- Nazwiemy go Jonathan - oznajmiła matka.
- Pasuje do niego. Wychowam go na syna idealnego. Będzie taki sam jak Jonathan Nocny Łowca.
- I jeszcze lepszy - zaśmiali się.

Kolejna wizja to scena moich narodzin. Śliczne, rudowłose dziecko o jaskrawo zielonych tęczówkach.
- Jest śliczna - z oczu Jocelyn pociekły łzy.
- Jonathanie! - wtedy do pokoju wbiegł chłopiec. Wyglądał, jakby miał 3 lata. - To twoja mała siostrzyczka - podszedł bliżej matki. Pogłaskał mnie po główce, zjeżdżając powoli w dół. Dotknął mojej dłoni.
- Ma takie małe rączki - zaśmiał się.
- Jak ją nazwiemy? - spytał uradowany ojciec.
- Clarissa Adele Morgenstern.
- Clary - wyszeptał Jonathan.

Następną wizją była moja inicjacja. Niedługo miałam się stać prawdziwą Nocną Łowczynią.
- Tesso. Zachariaszu - odrzekła Jocelyn. - Zacznijmy więc.
- Jak sobie życzysz - odpowiedzieli równocześnie.
Po chwili po sali rozbrzmiały słowa w obcym języku. Pokój się gwałtownie rozświetlił, ukazując runy wyryte na ścianach.
- Ma w sobie więcej anielskiej krwi, niż powinna mieć - zaniepokoiła się Tessa.
- Jak to możliwe? - spytała Jocelyn.
- A Jonathan?
- Macie bardzo potężne dzieci, natomiast Clary jest dużo silniejsza od brata. Z każdą sekundą rośnie w siłach, niedługo stanie się lepsza od was.
- Nie rozumiem - wyszeptała rudowłosa.
- Valentine'nie - Tessa spojrzała gniewnie na mojego ojca, na co ten westchnął i dodał po chwili:
- J-ja... muszę się do czegoś przyznać. Jocelyn - spojrzał na moją matkę. - Wiem, że trudno w to uwierzyć i wiem, jak trudno będzie mi przebaczyć, ale... ja...
- Mów! - w oczach matki pojawiły się łzy.
- Przeprowadzałem eksperymenty na naszych dzieciach. Dlatego mają więcej krwi, niż powinni.
- Ale... Jonathan ma diabelską krew! Nie Anielską! - krzyknęła.
- Chciałem posiadać idealnego syna, z którym będę mógł spokojnie walczyć! Który nie podda się łatwo! Który będzie bronił Alicante za wszelką cenę!
- Jak zwykle myślałeś tylko o sobie! - krzyknęła ostatni raz i odwróciła wzrok, podchodząc do mnie. - Przepraszam - wyszeptała nade mną. Pocałowała mnie delikatnie w głowę i podeszła do Tessy.
- Więc co będzie z moją córką? Kim ona jest?
- Jocelyn, Clary jest Anielicą. Posiada niezwykłą zdolność, którą sama niedługo odkryje.

Wtedy pojawił się Ithuriel.
- Clary... - zaczął.
- To nie jest cała prawda, tak? - skinął głową. - Chcę ją znać! Proszę!
- To nie jest odpowiednia pora - oznajmił.
- A kiedy będzie? - wyszeptałam.
- Weź to - spojrzałam na jego dłoń, w której znajdował się srebrny pierścionek z niebieskim kamieniem.
- Co to? - spytałam.
- Weź go. Gdy będzie odpowiednia pora, zabiorę cię do siebie - przyjęłam podarunek. Nastąpiła cisza, którą przerwałam.
- Więc to jest rezydencja mojego ojca?
- Rezydencja Morgensternów nie należy tylko do niego, tylko do każdego z tego rodu.
- Rozumiem.
- Pora już wracać. Przyjaciele się o ciebie martwią.
- Dziękuję, Ithurielu - uśmiechnęłam się. Nagle wszystko dookoła mnie zniknęło, a ja znalazłam się w białej sali otoczona dużą ilością łóżek.

*Magnus*
- Clary, wszystko dobrze? - spytał zmartwiony. Skinęłam lekko głową.
- Strasznie boli mnie głowa.
- Możesz wstać? Podam ci specjalny wywar, od którego poczujesz się lep...
- Nie trzeba, dam radę - przerwałam mu. - Gdzie jest reszta?
- To dobry moment, by zrobić im niespodziankę - oznajmił.
- Niespodziankę?
- Och, sama zobacz - uśmiechnął się lekko i pstryknął palcami. Oboje pojawiliśmy się w mojej sypialni.
- Tęskniłam za tym miejscem - wyszeptałam.
- Dosyć tej czułości - podszedł do mnie i dotknął mojego czoła. - Idź wziąć zimny prysznic. Jesteś cała rozpalona - uśmiechnął się, a ja go posłuchałam.

*Clary*
~30 minut później.
Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju. Ani śladu Magnusa. Zauważyłam karteczkę na szafce nocnej.
"Jace jest w salonie". Po przeczytaniu tych słów nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Zapomniałam o wszystkich wizjach i uśmiechnięta podeszłam do szafy. Wybrałam czarną sukienkę z białym kołnierzykiem i  szpilki pod kolor. Zauważyłam na palcu pierścionek od Jace'a, dlatego do kompletu dobrałam bransoletkę i naszyjnik z tym samym klejnotem. "Rubin" - pomyślałam. Włosy dokładnie rozczesałam i zrobiłam z nich elegancką fryzurę. Po chwili byłam gotowa, by przywitać się z Jace'em. "Biedny. Cały czas myśli, że jestem nieprzytomna" - zaśmiałam się pod nosem i wyszłam uradowana z pokoju. By nikt mnie nie zauważył w korytarzu, zjechałam windą. Droga znacznie się skróciła, gdyż po kilku sekundach byłam w holu. Skręciłam w prawo i rozejrzałam się po salonie. Zauważyłam blondyna siedzącego na kanapie z książką w ręku. Podeszłam cicho od tyłu i zasłoniłam mu oczy.
- Isabelle, to nie jest śmieszne. Wiesz, że...
- To nie Izzy, idioto - odsłoniłam mu oczy i usiadłam obok niego.
- Clary? - zapytał z niedowierzeniem. - To naprawdę ty? - na dowód mojej osoby pocałowałam go namiętnie w usta. Odwzajemnił pocałunek. Przypomniała mi się chwila sprzed tygodnia, która teraz się powtarzała. Znów liczył się dla mnie tylko on. On, jego oddech, jego zapach. Rozkoszowałam się każdą sekundą. Niestety, nastał ten moment, w którym musieliśmy zaczerpnąć powietrza i którego się spodziewałam.
- To naprawdę ty - powtórzył.
- Może przeniesiemy imprezę do sypialni? - zaśmiałam się.
- A może wpierw poinformujesz innych o twoim nagłym powrocie?
- Och, nie marudź, tylko chodź - ujęłam jego dłoń i zaciągnęłam do swojego pokoju.
Zaraz po przekroczeniu progu pocałunki wróciły. Szybko go od siebie odepchnęłam, na co ten zrobił zaskoczoną minę. Zaśmiałam się, ujęłam jego dłoń i pociągnęłam w stronę łóżka. Leżeliśmy przy sobie w objęciach, całując się co parę sekund. Momentalnie Jace zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Ułatwiłam mu sprawę i ściągnęłam koszulkę. Po chwili on zrobił to samo. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, oddychając ciężko. Wtem Jace opadł na poduszki, a ja usiadłam na niego okrakiem.
- Jesteś strasznie lekka - oznajmił szeptem.
- A ty strasznie...
- Przystojny - dokończył za mnie. Przewróciłam oczami i znów go pocałowałam. Nawet nie zauważyłam kiedy nasze ubrania znalazły się na podłodze. Wróciłam znów do chwili sprzed tygodnia. Brakowało mi tego momentu, a teraz nareszcie go dostałam.

Nie było nudno? Podobało się? I co myślicie o nagłym powrocie Clary? Kto się cieszy :D?
Zachęcam do zostawienia opinii w komentarzu :3!

6 komentarzy:

  1. Super rozdział. Nie mogę się doczekać następnego.
    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział? 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie? masz wyczucie, dziewczyno :D!
    Ale rozdział N-I-E-Z-I-E-M-S-K-I <333!
    Kocham twoje opowiadania, życzę dużo weny, żeby nas zadowolić <3! :D
    Mam nadzieję, że rozdział będzie jutro :)!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej mnie nęka ta ,,prawda" . Nie mogę docZekać się nexta . :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nic nie napisze tylko wykrzyczę KIEDY NEXT ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy next ⁉⁉

    OdpowiedzUsuń