czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 31

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 31

*Isabelle*
- A-ale jak to w ciąży? Teraz?
- Niestety nie będziesz mogła uczestniczyć w bitwie o Alicante ze względu na dziecko. Przykro mi, ale mimo to gratuluję.
- Dzięki za wiadomość - odwróciłam się, żeby dołączyć do Jamesa, lecz powstrzymał mnie Magnus:
- Izzy! - spojrzałam na niego. - Idź zawiadomić Jię - skinęłam głową i zamiast wrócić do ukochanego, poszłam w prawo do pani Konsul. Weszłam powoli po schodach, trzymając się za brzuch.
- Jia? - odwróciła się. - proszę o pozwolenie na zostanie w lochach.
- Dlaczego? - spojrzała na brzuch, na którym nadal trzymałam dłoń. - Och, rozumiem. Gratuluję - uśmiechnęła się. - Idź za tą grupką kobiet - skinęłam głową. Zanim jednak tam poszłam zawiadomiłam Jamesa.
- Nie biorę udziału w bitwie. Zostaję z tobą.
- Dlaczego? - spojrzał w dół. - Nie.
- Tak - uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęły łzy szczęścia.
- Będę ojcem? - wyszeptał. Skinęłam głową. Wiadomość musiała go ucieszyć, gdyż mocno mnie objął, po czym delikatnie dotknął brzucha, którego jeszcze nie było widać.
- Widzę, że się cieszysz - zaśmiałam się.
- Bardzo. Chodź, zaprowadzę was do schronu - położył dłoń na moich plecach i lekko popchnął w kierunku lochów.

*Clary*
- Clary! - krzyczał głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam Jię.
- Coś się stało? - podbiegłam do niej.
- Widzę, że wychodzicie na pole bitwy. Mamy jeszcze kilka godzin na przygotowania, dlatego radzę wam się zdrzemnąć - skinęłam głową i wróciłam do Jace'a.
- O co chodzi?
- Mamy kilka godzin do rozpoczęcia wojny. Radziła, żebyśmy odpoczęli.
- W porządku... - nagle zaniemówił.
- Jace? Coś nie tak? - gdy nie odpowiedział, pomachałam mu przed twarzą. Zobaczyłam, jak wskazuje palcem przed siebie. Również spojrzałam w tamtym kierunku. - Na Anioła - zobaczyłam Isabelle z obejmującym ją Jamesem. Nie ten widok mnie zdziwił, lecz dłoń Iz spoczywająca na jej brzuchu. Pobiegłam w jej stronę, wykrzykując jej imię. Gdy się odwróciła, gwałtownie się zatrzymałam.
- Chodźmy - usłyszałam, jak James powiedział to do Isabelle, zanim do nich doszłam.
- Spokojnie, nie zrobię im krzywdy - syknęłam. - Lecz co do ciebie mam wątpliwości.
- Dlaczego jesteś dla niego tak okrutna? - do oczu napłynęły jej łzy. Pierwszy raz zobaczyłam, jak Izzy płacze.
- Uderzył mnie. A ty nawet nie zareagowałaś. Mimo to się o ciebie martwię. O ciebie i o twoje dziecko.
- Nasze - poprawił, na co przewróciłam oczami.
- Przepraszam! Ale ja... ja go kocham - ostatnie słowa wymówiła szeptem.
- Rozumiem i wiem, co czujesz, ale nie powinnaś mu na to pozwolić. Teraz wiesz, do czego jest zdolny, także radzę ci uważać - odwróciłam się, by odejść, jednak sobie o czymś przypomniałam. - I gratuluję dziecka - dopiero teraz odeszłam i wróciłam do Jace'a.
- Ona... jest w ciąży?
- Tak. Najgorsze jest to, że ojcem jest James.
- Niech tylko uniesie na nią rękę...
- Spokojnie. Zadbam o to, by nikogo więcej nie skrzywdził.
- Chyba go nie zabijesz?
- Rozważam taką myśl - zaśmiałam się.
- Nie będę stawiał oporu - postąpił tak samo.
- W takim razie... może zejdziemy do lochów, by odpocząć przed bitwą? - nie odpowiedział, tylko ujął mą dłoń i pociągnął do miejsca, do którego zmierzają niektórzy Nefilim. Poczekaliśmy chwilę w długiej kolejce, po czym byliśmy w jednej z celi. Przypominała więzienie. Dookoła kraty, ściany wysadzane kamieniami i kamienna podłoga. Brakowało tylko jedzenia, które smakuje gorzej od jedzenia, które przygotowuje Izzy. Wtuliłam się w Jace'a i szybko zasnęłam.
                                                                                           ***
Dzieci Clary z jej snu 
Śniłam o pięknym, dużym pomieszczeniu. Dookoła była kanapa, regały na książki, kręcony schody pnące się w górę i dużo innych nowoczesnych rzeczy. Pokój wyglądał naprawdę ślicznie.
- Clary? - usłyszałam za sobą głos. - Już się obudziłaś - zauważył. Stał z rękami włożonymi w kieszenie spodni, blond włosy opadały mu na czoło, zasłaniając połowę oczu. Jego złote oczy lśniły w słońcu. Za nim do pokoju wbiegła mała dziewczynka, a za nią chłopiec.
- Mamusiu, mamusiu! - krzyczała, próbując uciec od blondyna. Podeszła bliżej mnie i złapała za rękę. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest bardzo podobna do mnie. Ma mój kolor włosów, lecz oczy po Jasie. Duże i złote. Chłopiec z wyglądu przypominał mi ukochanego. Miał blond włosy, ale tęczówki zielone. Szmaragdowa zieleń, taka jak u mnie.
- Mary i Jackob od kilku dni się o ciebie martwią.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Kilka dni - odparła Mary.
- Clary! Clary, obudź się! - i nagle cały obraz zniknął, a ja ujrzałam znów tę samą kamienną celę.
                                                                                                ***
- Clary! Clary, obudź się!
- C-co się dzieje? - byłam zdezorientowana.
- Wychodzimy na zewnątrz.
- Tak szybko?
- Minęły dwie godziny - westchnęłam i wstałam. Przetarłam zaspane oczy. Wyjrzałam przez zakratowane okno i zobaczyłam demony szykujące się do ataku.
- Idziemy?
- C-co?
- Pytałem, czy możemy już iść?
- Tak - rzekłam i złapałam go za rękę. Poprowadził mnie delikatnie do wyjścia.

*Jace*
Już mieliśmy wyjść, gdy nagle zatrzymała nas Jia.
- Zanim rozpocznie się walka pora nałożyć sobie runy. Clary, jako że masz specjalną moc...
- Tak, nałożę wszystkim odpowiednie runy.
- Dobrze. Ustawcie się wszyscy w kolejkę! - ostatnie zdanie wykrzyknęła, odwracając się do pozostałych Nefilim. nagle dookoła nas zaczęły powstawać tłumy ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli być pierwsi. Nie rozumiałem ich zachowania, przecież nie zaczniemy, dopóki wszyscy nie będą mieć nałożonych run. Wtem przyszedł moment na mnie. Clary delikatnie przyłożyła stelę do mojego ramienia i zaczęła delikatnie kreślić pojedyncze linie, które po chwili zamieniły się w runę. Gdy się od niej odsunąłem, sama nakreśliła sobie kilka run. Rozpoznałem jedynie runę siły, nieustraszoności, bezdźwięczności i zwinności. Inne nie pochodziły z Szarej Księgi.
- Gotowa? - zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym ujęła moją dłoń.
- Tak - oznajmiła i poprowadziła mnie do wyjścia na pole bitwy. Prowadziliśmy hordę Nocnych Łowców, którzy nie mieli pojęcia, w co się wpakowali. Zginą tysiące Nefilim, matki stracą dzieci, dzieci stracą ojców, ojcowie żony i tak dalej. Mogłoby się to ciągnąć w nieskończoność. Ja mógłbym to mówić w nieskończoność, gdyby nie wielki wybuch tuż obok Sali Anioła. Wiedziałem, że to znak od Valentine'a. Już za kilka chwil miało rozpętać się prawdziwe piekło.

*Clary*
Wszyscy odskoczyli z gwałtownością i strachem, który malował się na ich twarzy, by uniknąć eksplozji. Usłyszałam głośny śmiech, który od razu rozpoznałam. Owy śmiech wypłynął z ust mojego ojca. Wtem zobaczyłam, jak dwójka wysłanników Valentine'a do mnie podchodzi.
- Pan chcę widzieć Clarissę i Jonathana - oznajmili.
- Jonathana? - spytałam zdziwiona.
- Tego tu - wskazał na mojego ukochanego.
- Jonathan? - moje oczy zaszły łzami.
- To moje pełne imię.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Clarisso Adele Morgenstern, Jonathanie Christopherze Morgensternie... Pan wzywa.
- Morgensternie? - spojrzałam na niego. Jego wyraz twarzy mówił jedno: był zdziwiony, tak jak ja.

Jak wam się podobało? Nie było nudno? Jutro dowiecie się szczegółów o kolejnym tygodniu rozdziałów ^^!

3 komentarze:

  1. Nie wierzę, że chcesz z nich rodzeństwo zrobić. Mam nadzieję,że będzie taak jak w książce, że to pomyłka. Czekam na kolejny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam nie zrob z nich rodzeństwa wyjaśnij ze Valentine go wychowywał ale nie zrob z nich rodzeństwa najwyzej zrob ich kłótnie ale nic wiecej błagam cie/ a tak po za tym świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE. MOŻESZ. ZROBIĆ. Z. NICH. RODZEŃSTWA!!!!!!!!!!!! ZROZUMIANO?! Rozdział CUDO, ale ostrzegam cię z tym rodzeństwem!!

    OdpowiedzUsuń