niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 18

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 18

Na początek chciałabym wam podziękować za prawie 3000 wyświetleń na blogu :)!
To dla mnie ogromna liczba, szczególnie, że ten blog prowadzę od 19 dni !
Dziękuję !

*Isabelle*
Stałam przed drzwiami do gabinetu Hodge'a, cała zestresowana. Wiedziałam, co mnie czeka. Cicho zapukałam.
- Wejdź, Izzy - uchyliłam lekko drzwi, zajrzałam do środka. Dopiero wtedy weszłam. - Usiądź.
- O czym chcesz ze mną porozmawiać?
- O... - proszę nie o wczoraj. Proszę nie o wczoraj. Proszę nie... - O Clary - wtedy zrobiłam dziwny gest dłońmi, taki sam, jak przed śniadaniem. - Coś ci jest?
- Nie! Dlaczego każdy o to pyta?
- Nieważne. Chciałbym wiedzieć, czy przygotowałaś strój dla Clary. Zaraz zaczyna trening.
- Oczywiście. Tylko... proszę na nią nie naciskać. Miała ostatnio złe dni.
- Naturalnie - zaśmiał się pod nosem. - Możesz iść.
Wyszłam szybko i pobiegłam do jadalni.

*Clary*
- Clary, za chwilę zaczynasz trening - rzekł Jace, spoglądając na zegar. Zrobiłam to samo.
- Och, rzeczywiście - pocałowałam go w policzek. - Do zobaczenia! - i wybiegłam z pomieszczenia, wpadając przy okazji na Izzy.
- Trening - oświadczyła.
- Wiem! - krzyknęłam, biegnąc nadal do swojej sypialni. Pośpiesznie otworzyłam drzwi i przebrałam się w wcześniej wybrany strój. Włosy lekko przeczesałam i ułożyłam z nich wysokiego kucyka. Nie mogłam pozwolić, by podczas treningu włosy zasłaniały mi cały obraz. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wybiegłam z sypialni. Westchnęłam i spokojnym krokiem poszłam do zbrojowni, gdzie miał czekać na mnie Hodge.
- Clary! - usłyszałam znajomy głos. Jace. - Nie pójdziesz tam sama - dyszał ciężko.
- Masz zamiar patrzeć na mój trening? - zaśmiałam się.
- Oczywiście. Myślisz, że mam ochotę siedzieć w ciemnym pokoju i patrzeć w sufit, a nie na ciebie?
- Wiedziałam, że nie przeżyjesz nawet godziny beze mnie - rzuciłam sarkastycznie.
- Wyczuwam sarkazm, który niestety jest prawdą.
- Niestety? - spytałam z niedowierzaniem.
- Stałaś się równie dobra, jak ja - zaśmiał się.
- Miło mi to słyszeć. A teraz chodźmy, bo spóźnię się na trening - ujęłam jego dłoń i zaciągnęłam do zbrojowni.

*Jace*
Tak, jak sądziłem, Hodge już na nas czekał. Głównie na Clary, ja jestem...
- Jace, ty nie jesteś potrzebny - wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Ma zostać - odrzekła Clary.
- W porządku. Możemy zaczynać? - skinęła głową.
- Od czego zaczynamy?
- Rzucanie sztyletami. Przeszkody. Walka. Biegi.
- Jestem w tym wyszkolona. Wolałabym się uczyć rysowania run - powiedziała.
- Wyszkolona? Ty? - zaśmiał się. Jeszcze nigdy nie zachowywał się... w ten sposób. - Nie bądź śmieszna, Clary. Jesteś strasznie chuda, twoja postawa jest garbata, a ty mi mówisz, że jesteś wyszkolona?
- Chcesz się przekonać? - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Z przyjemnością.
- Z bronią, czy bez? - warknęła.
- Nie chcę cię skaleczyć - Clary się zaśmiała.
- Clary, myślę, że to nie jest najlepszy pomysł - rzekłem.
- Jace, dobrze wiesz, że to nic nie da. I tak to zrobię.
"Na Anioła, czemu związałem się z osobą bardziej upartą ode mnie?"
- Gotowa? - spytał, na co Clary skinęła głową. Rzucili się na siebie równocześnie. Rudowłosa kilka razy została powalana i wyprowadzana z równowagi, lecz mimo to... wygrywała. Nie myślałem, że to kiedyś powiem, ale ona naprawdę wygrywa.
- Stop! - krzyknął Hodge. - Gdzie się tego nauczyłaś?
- Mój ojciec był najlepszym Nocnym Łowcą - odrzekła i po raz ostatni powaliła Hodge'a na ziemię. - To był mój pierwszy i ostatni trening - powiedziała z fascynacją, podeszła do mnie, ujęła moją dłoń i zaciągnęła do wyjścia.
- Gdzie jest Szara Księga?
- W bibliotece - pocałowałem ją dumnie w czoło.
- Mówiłam, że ten trening nie jest konieczny - zaśmiała się i powędrowaliśmy do biblioteki.

*Clary*
Jace otworzył masywne drzwi, które pod jego napięciem skrzypnęły.
- Co powiesz na małe zawody? - zaśmiałam się, gdy szukaliśmy po półkach Księgi.
- Zawody? - spytał. - A konkretniej?
- Biegi.
- Brzmi nieźle - podszedł do mnie, by mnie pocałować, ale ja go lekko odepchnęłam.
- Nagroda później - zaśmiałam się, a on za mną.
- To ta - podał mi pięknie obramowaną księgę. Pierwsza runa, którą zobaczyłam po otworzeniu jej była dobrze mi znana. Miałam taką na przed ramieniu.
- Anielska Runa. Otrzymuje ją każdy Nocny Łowca po...
- Inicjacji?
- Coś takiego - uśmiechnął się.
- Mogę ją zabrać do sypialni? - skinął głową. - Będę je rysować w szkicowniku, dzięki temu prędzej się ich nauczę.
- Dobry sposób - uśmiechnął się. - Poczekasz tutaj na mnie? Muszę coś... zrobić.
- W porządku? - rzekłam pytającym tonem. Minęło kilka minut, zanim Jace wrócił z... czymś czerwonym w ręku.
- To Stela. Od teraz jest twoja - uśmiechnął się.
- To nią każdy Nocny Łowca wypala runy na ciele i broni?
- Dokładnie tak. Ta teraz należy do ciebie. Podoba ci się? - wzięłam narzędzie od blondyna i dokładnie je obejrzałam.
- Bardzo - odparłam ze łzami w oczach. - Dziękuję - wyszeptałam i mocno go przytuliłam. Poczułam, jak składa pocałunek na czubku mojej głowy.
- Hej! Żadnych pocałunków, póki zawody się nie zakończą.
- A kiedy się rozpoczną?
- Za chwilę - ujęłam jego dłoń i zeszłam z nim na dół. "Później wrócę tu po Księgę" - pomyślałam. Wyszliśmy przed Instytut.
- Co ty na to, żebyśmy zrobili kółko dookoła parku? Bez użycia żadnych run?
- W porządku - uśmiechnął się. - Bez świadków. Dobrze rozumiem? - skinęła głową. - Jakieś zasady?
- Brak run i dezorientacji.
- Dezorientacji?
- Mogłabym wykorzystać twój strach przeciwko tobie, ale tego nie zrobię. Rozumiesz?
- Jasne. Odliczaj - uśmiechnął się.
- Jeszcze jedno: ten kto wygra, dostaje buziaka - zaśmiałam się.
- Tak jak ustaliliśmy - również się zaśmiał.
- 3...2...1...Start! - i ruszyliśmy. Wpierw prowadził Jace, ale po kilku sekundach nasze biegi się wyrównały. Skończyło się na tym, że oboje dotarliśmy równo na metę.
- Remis? Niemożliwe - uśmiechnął się szeroko.
- A jednak - zaśmiałam się.
- W porządku. Czyli... - przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Gdy się od siebie odsunęliśmy, spytałam:
- A co to miało znaczyć? - zaśmiałam się.
- Nagroda. Umówiliśmy się na pocałunek. A że był remis...
- Rozumiem - uśmiechnęłam się. - A ja mam lepszy pomysł.
- Jaki? - przysunęłam się bliżej niego i pocałowałam w policzek.
- Twoja kolej - nastawiłam swój. Ujął delikatnie mój podbródek, obrócił mnie w swoją stronę i pocałował w usta. Kilka sekund po powiedziałam:
- Oszust - zaśmiałam się, szturchnęłam go w ramię i pobiegłam ścieżką do Instytutu. Jace pobiegł za mną. Gdy był dostatecznie blisko mnie, powiedziałam:
- Idę się odświeżyć.
- Tak, to dobry pomysł - ja poszłam korytarzem w lewo, a on w prawo. Skierowaliśmy się do swoich sypialni.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem ^^!
Dodam jeszcze, że napisałam go z trudem, gdyż od samego rana boli mnie głowa, więc przepraszam za wszelkie błędy, które byście znaleźli :)!
Postaram się jutro wstawić kolejny :D!

2 komentarze:

  1. Uuu... Niezła jest xD
    Świetny rozdział !
    Heh ja bym tak nie wytrzymała... Mam strasznie słabą kondycję xD
    Czekam na next ;P

    OdpowiedzUsuń