Księga I
Rozdział 30
*Clary*
~3 dni później...
- Jesteś gotowa? - spytał, zjeżdżając w dół windą z walizkami obok.
- Jak najbardziej - miałam na sobie strój bojowy, podobnie jak reszta Instytutu. Gdy tylko drzwi się otworzyły wyszliśmy, a naszym oczom ukazała się Cecily. Podbiegła do mnie i mocno uściskała.
- Gotowa? - spytałam, uśmiechając się do niej. Zobaczyłam, jak po jej policzku spływa słona łza. Otarłam ja szybko i położyłam rękę na jej ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze - oznajmiłam. Blondynka skinęła głową, starając się wymusić uśmiech. Również otrzymała strój bojowy, który trzymała w dłoni.
- Pójdę się przebrać - oznajmiła, już trochę uspokojona. Skinęłam głowa i podeszłam do reszty.
- Wrócimy cali i zdrowi. Prawda? - spytała Isabelle.
- Masz jakieś wątpliwości? - pokręciła głową. Spojrzałam na Jamesa. - Kiedy ostatnio trenowałeś?
- Kilka dni temu, razem z wami.
- Nie ma opcji, żebyś z nami przeszedł przez bramę - oznajmiłam. Wiedziałam, że zaraz zacznie się kłótnia.
- Clary, jak możesz... - zaczęła Izzy.
- Przecież on nic nie potrafi! Nie umie nawet wykonać prostego skoku, nie mówiąc już o rozdwojeniu jaźni przy rzucaniu sztyletami!
- Naprawdę jest tak źle? - swoje pytanie skierowała do ukochanego.
- Proszę cię, ostatni sztylet wylądował 4 metry w prawo od tarczy i ty się pytasz, czy jest źle? Jest dużo gorzej niż źle, przyznaj!
- Przykro mi, kochanie, ale nie możesz z nami walczyć. Co najwyżej możesz czekać w Sali Anioła, modląc się, żebyśmy wygrali. Nie chcę narażać się na niebezpieczeństwo.
- Jedynym niebezpieczeństwem dla siebie jest on sam - stwierdził Jace.
- Albo zostajesz tutaj, albo przechodzisz przez Bramę i zostajesz w Sali Anioła. Co wybierasz? - spojrzałam na niego z wrogim nastawieniem. Musiał to zauważyć, gdy uniósł dłoń, która po chwili spoczęła na mojej twarzy, powalając mnie na ziemię. Od razu dotknęłam zaczerwienionego policzka. Z trudem powstrzymywałam łzy. Oddychałam ciężko. Wszyscy patrzeli na mnie zszokowani, tylko nie Jace, który
rozpoczął walkę z Jamesem. "Ten idiota i tak nie pokona mojego ukochanego". Podniosłam się i szybkim krokiem podeszłam do blondyna, odpychając go i przerywając bójkę.
- Zostaw go - oznajmiłam.
- Ale... - nie dokończył, gdyż przyłożyłam mu palec do ust, by się uspokoił i na chwilę przestał mówić. Gdy wiedziałam, że wszyscy się na mnie patrzą, nawet James, wykorzystałam sytuację i szybko się odwróciłam, uderzając go w twarz. Upadł zszokowany na ziemię. Wyciągnęłam sztylet zza paska i rzuciłam nim w jego kierunku. Zamknął oczy, by tylko poczuć ból, który i tak nie nadszedł, gdyż broń wbiła się w ścianę centymetr od jego głowy. Spojrzał na sztylet i podskoczył ze strachu. Isabelle pomogła mu wstać.
- Nic nie zrobisz w tej sprawie? - skierowałam pytanie do Izzy, lecz ta na nie nie odpowiedziała. - A ty... - spojrzałam na Jamesa. - ... masz wielkie szczęście, że trafiłeś tylko na mnie. Chociaż powinien rozszarpać cię demon, co i tak się stanie, gdyż jedziesz z nami do Alicante. Osobiście tego dopilnuję - warknęłam i wyszłam na podwórko, by odrobinę ochłonąć. Za mną wybiegli Jace i Cecily, która przed chwilą zbiegła ze schodów, ubrana w czarny strój Nocnego Łowcy.
- Ten drań od teraz nie ma prawa nawet na ciebie patrzeć - oznajmił, przytulając mnie od tyłu.
- Co się właściwie stało? - spytała zdezorientowana.
- James podniósł na mnie rękę.
- Uderzył cię?! - krzyknęła. Skinęłam głową. - Zabiję drania.
- To nie ma sensu, jesteś za delikatna.
- Więc masz zamiar tak po prostu to zostawić?
- Oczywiście, że nie. Zginie z ręki demona, osobiście tego dopilnuję - oznajmiłam.
- Zmieniłaś się przez te kilka lat - zaśmiała się. - I bardzo mi się to podoba.
*Magnus*
Podjechałem autem przed Instytut. W oddali zobaczyłem stojącym na dworze Jace'a, Clary i...
- jak się nazywa ta blondynka? - spytałem Aleca.
- Cecily - zaśmiał się.
... i Cecily. Wszyscy byli przygotowani i ubrani w strój bojowy. Podbiegliśmy z Aleciem bliżej nich.
- Dobrze was widzieć - oznajmił Jace, przybijając piątkę z moim ukochanym.
- I was również.
Zobaczyłem, jak blondynka stoi onieśmielona, więc podszedłem do niej cicho, gdy Alec przytulał się z Clary. Nie przeszkadzało mi to, gdyż znałem jego orientację.
- Jesteś Cecily, prawda? - podskoczyła ze strachu.
- T-tak - powiedziała, patrząc na mnie. - Przykro mi, ale nie pamiętam pana nazwiska.
- Pana? Moja droga, to, że mam ponad 800 lat nie oznacza, że masz zwracać się do mnie w ten sposób.
- Masz ponad 800 lat?!
- Już lepiej - zaśmiałem się i dodałem: - Jestem Czarownikiem, więc tak, mam.
- Wyglądasz bardzo młodo - oznajmiła.
- Przed zmarszczkami i siwymi włosami chroni mnie nieśmiertelność. Poza tym... poznajmy się na nowo. Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu.
- Cecily Adams. Zwykła Przyziemna - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Nie jesteś zwykłą Przyziemną. Przecież posiadasz Wzrok, co nie jest normalne.
- Mimo to ja mam swoje zdanie.
- W porządku.
- Będziecie dalej ze sobą rozmawiali, czy może zajmiesz się otworzeniem Bramy? - spytał Alec.
- Oczywiście, biszkopciku.
- Mówiłem ci, żebyś... a z resztą - wszyscy zaśmiali się na jego słowa.
- Pójdę po resztę, a ty, Magnusie... wiesz co robić - powiedziała Clary, zanim zniknęła za drzwiami.
- Zgoda. Czas rozpocząć czarowanie - zaśmiałem się i podszedłem do muru Instytutu. Z moich palców zaczęły wyskakiwać iskry, tworząc Bramę. W jednej chwili obraz przed oczami stał się zamazany, a ja osunąłem się na ziemię. Ostatnie, co zobaczyłem to kilka postaci pochylających się nade mną.
*Clary*
Po zawiadomieniu wszystkich wyszłam z powrotem na podwórko. Zobaczyłem, jak Jace, Cecily i Alec tworzą koło dookoła... Magnusa. Podbiegłam szybko i zbadałam sytuację. Odciągnęłam Jace'a na bok i zaczęłam zasypywać go pytaniami:
- Co się stało?
- Sami nie wiemy, zobaczyliśmy tylko, jak pod Magnusem uginają się kolana, a ten upada na ziemię.
- Cholera! I kto teraz otworzy Bramę?
- Będziemy musieli to przeczekać.
- Ale mój ojciec nie będzie czekać! Zaatakuje Alicante, a gdy my już tam dotrzemy ujrzymy tylko ogień, krew i spalenizny!
- Może i masz rację, ale...
- Wracaj - przerwałam mu. - Ja muszę się przejść - skinął głową i poszedł w kierunku nieprzytomnego Czarownika.
"A gdyby tak..." - pomyślałam i spojrzałam na pierścień, który zdobił moją dłoń. Pomyślałam o Razjelu, o białej Sali, o Michale... i wszystko wróciło, lecz szybko zniknęło. Usłyszałam tylko głos w mojej głowie: "Użyj daru. Użyj mocy". Nagle przed moimi oczami pojawiła się nieznana runa. Zapamiętałam ją i szybko podbiegłam do muru, gdzie Magnus zaczął tworzyć Portal.
- Clary, co ty robisz?! - krzyknął Jace, podbiegając do mnie.
- Zaufaj mi! - i zaczęłam rysować stelą runę, która po chwili zmieniła się w Magiczną Bramę.
- Jak ty to...
- Sama nie wiem - przerwałam mu. - Idź po resztę, ja pomogę Alecowi! - skinął głową i pobiegł do Instytutu, a ja podeszłam do Magnusa, biorąc go pod ramię. Z drugiej strony pomógł mi Alec. Gdy byliśmy przed Bramą, spytałam:
- Dasz sobie radę? - skinął głową. - Pomyśl o Alicante. Cecily, idź za nim - również skinęła głową i weszła w Portal. Ja pobiegłam w ślady Jace'a.
*Isabelle*
- Nigdzie nie idę bez Jamesa! - próbowałam przekonać Jace'a, gdy nagle w progu stanęła Clary.
- Chodźcie, Brama otwarta.
- Co z Magnusem?
- Alec da sobie radę - skinął głową i spojrzał w moje oczy.
- Nie! - krzyknęłam, nadal stawiając opór. Wtem Jace gwałtownie złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wstałam. Zrobił to samo z Jamesem.
- Teraz nie macie wyboru, idziemy! - popchnął nas w kierunku drzwi. Tym razem się nie sprzeciwiłam.
*Clary*
W czwórkę stanęliśmy przed otwartą Bramą, która zaczynała powoli się zamykać.
- Szybko! - popchnęłam Izzy, by weszła w Portal, a następnie zrobiłam to samo z Jamesem. Gdy oboje zniknęli w niebieskiej mgle, chwyciłam Jace'a za rękę i na niego spojrzałam.
- Zawsze - wyszeptał.
- Na zawsze - dokończyłam, a po chwili weszliśmy w portal razem z walizkami, zostawiając Nowy York za nami.
Nagle znalazłam się na zielonej łące, dookoła było pełno budynków.
- Witamy w domu, Clary! - krzyknął i pocałował mnie w policzek.
- Dokładnie tak jak we snach - wyszeptałam.
- Chodźmy, reszta już pewnie czeka w Sali Anioła - ujął mą dłoń i zaciągnął do białego budynku. Otworzył drzwi. Zaraz po przekroczeniu progu powitała nas starsza kobieta.
- Jia Penhallow, następczyni Konsula Waylanda.
- Krewnego Jace'a, prawda? - skinęła głową. - Clarissa Morgenstern, miło mi cię poznać - uścisnęłyśmy sobie dłonie, uśmiechając się.
- Odstawcie walizki w kąt i zajmijcie miejsca. Niedługo rozpocznie się narada - skinęliśmy głowami. Kilka minut później na podwyższenie wstąpiła starsza kobieta, dużo starsza od Jii.
- Inkwizytorka - wyszeptał Jace, gdy zobaczył mój wzrok utkwiony w kobiecie.
- Ma jakieś imię?
- Imogen Herondale.
- Cisza! - rozbrzmiał głos Jii. - Pora omówić plan wojny! - nagle w Sali zrobiło się niespodziewanie cicho. Wszyscy skupili swój wzrok na Konsulce.
- Za chwilę wyczytamy, kto weźmie udział w owej wojnie, a kto zostanie, by pomagać rannym! - krzyknęła i podała listę jednemu z mężczyzn.
- Kto to?
- Jeden z członków Rady. Nie znam jego nazwiska.
Wtem owy mężczyzna zaczął czytać nazwiska, których nie znałam. Na liście sojuszników nie znalazłam się ja ani żaden z moich bliskich, także odetchnęłam z ulgą. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się mimo woli i ujrzałam...
- Magnus?! - wyszeptałam najgłośniej, jak umiałam. Niektórzy odwrócili twarze w moją stronę, inni nadal byli skupieni na wyczytywaniu nazwisk.
- Niedawno obudziłem się, leżąc w lochach, więc postanowiłem wyjść. Gdzie jest Alec?
- Tam - wskazałam palcem przed siebie. Czarownik zaczął iść w tamtym kierunku.
- Poczekaj! Możesz chodzić i... walczyć?
- Oczywiście. Nic mnie nie powstrzyma. Poza tym, miałem za mało energii, dlatego straciłem przytomność. To czasami się zdarza - skinęłam głową, po czym Magnus odwrócił się w przeciwnym kierunku i zaczął się czołgać do Aleca.
*Magnus*
Po drodze spotkałem Isabelle. Z jej aurą było coś nie w porządku. Podszedłem bliżej niej, zbaczając z kursu.
- Isabelle! - krzyknąłem.
- Magnus? Wszystko w porządku?
- Zapytałbym o to samo. Chodź ze mną - zaciągnąłem ją w kąt. - Dobrze się czujesz?
- Tak, dlaczego pytasz?
- Z twoją aurą jest coś nie w porządku.
- To znaczy?
- Masz poranne mdłości? - spytałem.
- Tak - oznajmiła pytającym tonem.
- Biegunka?
- Nie.
- Gorączka, bóle brzucha?
- Nie.
- Spóźniona miesiączka? - nastąpiła chwila ciszy.
- Tak - dodała po kilku sekundach namysłu i niedowierzenia.
- Wszystko jasne...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że jesteś w ciąży.
I jak wam się podobało? Co sądzicie o reakcji Jamesa? Albo o ciąży Isabelle?
Piszcie w komentarzach :)!
Świetny rozdział moim zdaniem troch za szybko żeby Izzy była w ciąży ale tak po za tym na prawde świetny rodział
OdpowiedzUsuńRozdział EXTRA <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń:****
OdpowiedzUsuń