poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 27

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 27

*James*
- Miło cię widzieć, Isabelle - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, Bracie Enochu - zwróciła się do Cichego Brata. Zobaczyłem, jak drzwi się za nim zatrzaskują. - A jeśli chodzi o ciebie... jesteś teraz jednym z nas, tak?
- Mam ci to pokazać na papierze? - zaśmiałem się.
- Nie musisz, ufam ci - lekko się zarumieniłem, więc odwróciłem wzrok.
- Ehem - udawał, że kaszlę. - Gdzie jest mój pokój?
- C-co? Ach, tak. Chodź za mną - również się zarumieniła. Jej blada cera nie potrafiła ukryć zaróżowionych policzków.
- Prowadź.

*Isabelle*
Jeszcze nigdy nie czułam tak wysokiego uczucia do jakiegokolwiek chłopaka. Nawet do Patrica, który nie żyje od 2 lat. Ubolewałam po jego śmierci. Schudłam kilka kilogramów, gdyż nic nie jadłam. Nawet nie przychodziłam do domu, tylko przebywałam przy jego nagrobku. Brakowało mi go. Ale teraz... teraz jest inaczej.
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do odpowiedniego pokoju.
- To tutaj - wskazałam palcem na drzwi po lewej. - Klucze masz na szafce nocnej. Rozgość się, a ja pójdę poinformować resztę o twoim przybyciu - skinął głową, a ja szybkim krokiem pobiegłam wzdłóż korytarza. Skręciłam w prawo i bacznie obserwowałam Jamesa, lecz ten już dawno zniknął za drzwiami. Zrezygnowałam i pobiegłam do gabinetu Hodge'a. Grzecznie zapukałam, a gdy usłyszałam odpowiedź weszłam do środka.
- Witaj, Isabelle - powitał mnie.
- Cześć, Hodge. Posłuchaj... mamy gościa.
- Stałego? - skinęłam głową. - Któż to taki?
- James Al.
- Ach, James! Wrócił z Akademii?
- Tak. Przeszedł również inicjację, także jest jednym z Nefilim. Pokazałam mu już jego pokój.
- Dziękuję. Możesz już odejść, a gdy spotkasz Jamesa... powiedz mu, żeby się u mnie stawił - skinęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Natychmiast pobiegłam do windy, by poinformować Clary i Jace'a o zaistniałej sytuacji. Drzwi się otworzyły, a ja od razu zobaczyłam jasne włosy brata.
- Jace! - zawołałam, a gdy się odwrócił, przywołałam go gestem.
- Mamy gościa.
- Kogo? - uniósł brew.
- Jamesa.
- Tego Jamesa?! -wymówił te słowa z naciskiem na ''tego".
- Nie wracajmy do starych czasów, proszę cię. Poza tym... - zbliżyłam się do niego, by szepnąć mu coś do ucha. - ... James jest mój.
- Życzę szczęścia, siostrzyczko, ale mimo to i tak ma się nie zbliżać do Clary.
- Kto ma się do mnie nie zbliżać? - wtem usłyszeliśmy głos rudowłosej za nami.
- James wrócił - odrzekł Jace, podchodząc do zielonookiej.
- Ale nie będzie miał na ciebie chrapki, gdyż go sobie zajmuję - zaśmiałam się.
- Nie mam nic przeciwko - powiedziała. - Ale na pierwszą chwilę ma się do mnie nie zbliżać. Tak dla jego bezpieczeństwa - mrugnęła i weszła do kuchni, biorąc szklankę wody.
- Skoro tak - uśmiechnęłam się.
- Chyba nie myślałaś, że będę o niego zazdrosna? - uniosła brew.
- Oczywiście, że nie. Ale Jace od dzisiaj nie będzie najprzystojniejszym chłopakiem w tym Instytucie.
- Na świecie - poprawił mnie. - I będę nadal, gdyż ten idiota nie ma ze mną szans.
- Nie nazywaj go tak - warknęła.
- Przestańcie! Izzy - skierowała na mnie wzrok. - James może i jest przystojny, ale nie równie pociągający, jak Jace. A ty - skierowała wzrok na blondyna. - Dla mnie zawsze będziesz najprzystojniejszym chłopakiem na Ziemi - podeszła bliżej i złączyła ich usta w pocałunku.
- W takim razie idę do Jamesa - oznajmiłam, ale chyba mnie nie usłyszeli, gdyż byli zajęci... sobą.

*James*
Po rozpakowaniu walizek zacząłem przeglądać wszystkie szafy, jakie znajdowały się w pokoju. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, więc podszedłem, by je otworzyć. Moim oczom ukazała się Isabelle, której ciemne włosy połyskiwały w blasku słońca.
- Mogę wejść? - usunąłem się z wejścia, by mogła spokojnie wejść.
- O co chodzi?
- Nie można od tak przyjść porozmawiać?
- Można. Ale w twoim wypadku...
- W moim wypadku? - przerwała mi.
- W twoim wypadku zwykła rozmowa nie wystarczy, by zaspokoić moje potrzeby.
- Co masz na myśli? - usniosła brew. Nie wytrzymałem i szybko podszedłem, złączając nasze usta w pocałunku. Na początku zimnym i delikatnym, a gdy się nie odsunęła, stał się gorący i namiętny. Odsunęliśmy się od siebie, gdy tylko zabrakło nam tchu.
- To było...
- Przyjemne - dokończyłem za nią.
- Tak - potwierdziła, rumieniąc się.
- Od początku to czułaś, prawda?
- Co czułam?
- Sympatię do mnie - zaśmialiśmy się.
- Być może - przewróciła uroczo oczami.
- Będziesz musiała oprowadzić mnie po Instytucie, gdyż mogę się w nim zgubić bardziej niż w twoich oczach.
- I to miało zabrzmieć romantycznie? - spytała, śmiejąc się. - Może i jesteś przystojniejszy od mojego brata, ale nie jesteś od niego bardziej romantyczny.
- Alec jest romantyczny?
- Chodzi mi o Jace'a - pocałowała mnie w policzek. - Ale oczywiście ty jesteś stokroć lepszy.
- A ty jesteś lepsza od rudowłosej - szturchnąłem ją zalotnie w ramię.
- Miło mi to słyszeć, ale to i tak Clary będzie cię szkolić na Nocnego Łowcę.
- Jace również? - skinęła głową. - Cholera.
- Co?
- Zabiją mnie - zaśmialiśmy się.

*Clary*
- Masz ochotę na krótki spacer? - spytałam.
- Czemu nie. Dobrze mi to zrobi.
- Och, Jace, nie przesadzaj! Ważne, żeby Izzy była szczęśliwa.
- Masz rację. To co, idziemy?
- Tak - zaproponował ramię, które przyjęłam i razem wyszliśmy z Instytutu.
Na dworze było przyjemnie ciepło, aż chciało się wyjść i pooddychać świeżym powietrzem.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli trenować Jamesa?
- Niestety... - odpowiedział z czystą arogancją.
- Co powiesz na jutro wieczór?
- Wolałbym trenować rankiem.
- Zgoda. W takim razie potańczę wieczorem - powiedziałam z uśmiechem.
- Clary! - usłyszałam swoje imię, więc rozejrzałam się dookoła. W oddali zobaczyłam biegnącą w naszym kierunku Cecily. Puściłam ramię Jace'a i również pobiegłam. Gdy byliśmy dostatecznie blisko wpadłyśmy sobie w ramiona, kręcąc się wkoło.
- Dobrze cię widzieć, Cecily.
- Ciebie również.
- Nawet na mój widok tak nie reagujesz - odrzekł Jace, który już zdążył do nas dojść. Po jego słowach obie się zaśmiałyśmy.
- Wszystko u was dobrze? - powiedziała z uśmiechem.
- Można tak powiedzieć - odrzekłam.
- Och, co się stało? - zrobiła przerwę, gdy zobaczyła moją minę. - Clary, chyba nie powiesz... nie!
- Tak, Cecily. Niedługo wybuchnie wojna. Moja pierwsza i być może ostatnia.
- Zabraniam ci tak mówić! - krzyknęła.
- Niestety, to może być prawda - wtrącił się Jace.
- W takim razie też będę w niej uczestniczyć - zgłosiła się.
- Chyba żartujesz? Nie jesteś Nocną Łowczynią, nie możesz...
- Clary, proszę. Przynajmniej tak pomogę - spojrzałam na Jace'a, który tylko skinął głową.
- Ech, no dobrze. Ale obiecaj, że przystąpisz jutro do szkolenia.
- O której mam być?
- Ósma rano przed Instytutem. Będę tam na ciebie czekać.
- W takim razie do zobaczenia - odpowiedziała dumnie i odeszła.
- To może być zły pomysł - powiedzieliśmy równocześnie.

Tak jak obiecałam, rozdział przed szkołą jest :)!
Do zobaczenia wieczorem!

2 komentarze: