W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 15
*Jace*
Odprowadziłem Clary pod drzwi jej sypialni. Długo patrzyliśmy sobie w oczy, gdy w końcu ciszę przerwała rudowłosa:
- Zostań - wyszeptała, po czym odwróciła się i otworzyła drzwi. Ujęła moją dłoń i pociągnęła do środka pokoju.
- Zgoda - uśmiechnąłem się.
- Jesteś zmęczony? - spytała.
- Nie tak bardzo, jak ty - zaśmiałem się cicho. Westchnęła i poszła wziąć prysznic. Tymczasem ja położyłem się na łóżku, oczekując ukochanej. Mijały minuty, które ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Każda chwila bez Clary obok to chwila stracona. Tym bardziej, jak jesteśmy parą. Westchnąłem i dalej wpatrywałem się w sufit.
*Clary*
Usłyszałam ciche chrapanie. "Na Anioła, to Jace! Cóż, lepiej późno niż wcale" - pomyślałam i ciężkim krokiem wróciłam do pomieszczenia. Przebrałam się w koszulę nocną i położyłam obok blondyna. Pocałowałam go w policzek, odwróciłam się plecami do niego i zasnęłam.
****
Szłam zakrwawionymi ulicami miasta. Szklanego miasta. Usłyszałam głośne krzyki, za którymi natychmiast pobiegłam. Dochodziły z ciemnego lasu. Na jednym z drzew widniała tabliczka "Brocelind Forest", natomiast na drugim:
- Ucieknij, póki możesz - wyszeptałam.
Krzyki się nasilały, dlatego postanowiłam ruszyć ciemną ścieżką. Na drzewach pojawiały się karteczki, które zaraz po przeczytaniu... znikały.
"Nie uciekniesz od prawdy"
"Pan cię oczekuje"
"Pogrążasz się"
"Zginiesz od prawdy"
"Świat Cieni zostanie pokonany"
Nagle usłyszałam łamanie gałęzi. Powoli się odwróciłam... i zamarłam. Za mną stała zakapturzona postać, którą oświetlała pochodnia trzymana w dłoni. Na jej szacie widniały szkarłatne plamy krwi. Powstrzymywałam łzy i krzyki. Cofałam się powoli, lecz tajemnicza istota szła za mną. Z każdą sekundą była coraz bliżej, dlatego postanowiłam uciec. Biegłam na ślepo, potykając się o korzenie drzew. Było zbyt ciemno, żeby zobaczyć cokolwiek. Znów usłyszałam wrzaski, momentami nawet płacz dziecka. Odwróciłam się, by spojrzeć na postać... której nie było. Ruszyłam więc przed siebie w poszukiwaniu źródła tajemniczych odgłosów. "Jesteś pewna, że chcesz iść dalej?" - rozbrzmiał głos w mojej głowie. Zignorowałam go i skupiłam na obecnej sytuacji. Natężyłam słuch, a po chwili usłyszałam głosy. "W prawo" - pomyślałam i skręciłam w boczną ścieżkę. Dotarłam do dziwnego kręgu. W samym jego środku narysowany był pentagram, a tuż obok niego była... ta postać.
- Ujawnij się! - krzyknęłam, a istota mnie posłuchała. Odsłoniła swoją twarz, a po chwili jasne, blond włosy opadły na czoło, zasłaniając mu połowę oczu. Odgarnął je do tyłu. Dookoła mnie zrobiło się nagle jasno. Wtedy mogłam dokładnie przyjrzeć się... człowiekowi. W jego złotym oku ujrzałam iskierkę. Dopiero wtedy zrozumiałam, kto przede mną stoi.
- Jace - wyszeptałam. Blondyn z każdą sekundą zbliżał się ku mnie. - Jace, nie. Nie zrobisz mi krzywdy. To ja, Clary... - głos mi się załamywał. Obraz przed oczami zrobił się zamazany od łez. szybko je otarłam i spojrzałam na ukochanego.
- Zamknij oczy, Clary - wydusił z siebie w końcu. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale go posłuchałam. - I daj się porwać Panu.
- O co ci chodzi? - spytałam. Byłam cała roztrzęsiona.
- Pan cię oczekuje i Pan cię dostanie. Uczynię to własnymi rękami. Nie ma ucieczki od prawdy, Clary - złapał mnie za ramię i pociągnął w ciemność. Próbowałam się wyrwać, ale bez skutku. Od tamtego momentu już nic nie pamiętam...
****
Obudziłam się cała roztrzęsiona. Z oczu skapywały łzy. Z każdą sekundą intensywniejsze. Schowałam twarz w ramiona i pozwoliłam sobie cicho szlochać.
*Jace*
Obudziłem się obok rudowłosej, która... płakała.
- Clary - wyszeptałem. - Co się stało?
- Nie - powiedziała przez łzy.
- Nie umiesz kłamać - stwierdziłem i złapałem ją za ramię, odwracając do siebie.
- Zostaw mnie, proszę.
- Najpierw powiedz, co się stało.
- Koszmar. Miałam straszny koszmar - znów się rozpłakała.
- Chodź tutaj - wyciągnąłem ręce w jej stronę, żeby się przytuliła. Zawsze tak robiłem, gdy byłem młodszy i za każdym razem skutkowało.
- Dziękuję - wyszeptała. Gdy na mnie spojrzała, otarłem jej łzy i pocałowałem w czoło.
- Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda - oznajmiłem.
*Clary*
- Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda - oznajmił. Wtedy przypomniał mi się cały sen. Jace w zakrwawionej szacie Cichego Brata. Jace zbliżający się do mnie. Jace, Jace, Jace.
- Pójdę się przebrać - rzekłam, odsuwając się od niego.
- W porządku. W takim razie pójdę do siebie.
- Nie musisz - powiedziałam bez namysłu.
- Też chcę się przebrać. Wytrzymasz beze mnie kilka minut? - skinęłam głową, a on wychodząc, puścił mi oczko. Zaśmiałam się cicho i skierowałam do szafy. Tym razem ubrałam biało-łososiowy komplet. Z szuflady toaletki wybrałam śliczną łososiową bransoletkę. Włosy rozczesałam i zrobiłam mały warkocz, który przechodził przez czubek głowy. Kilka minut po byłam gotowa do zejścia na śniadanie.
*Isabelle*
Obudziłam się kilka godzin przed śniadaniem, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Z radością wypisaną na twarzy podeszłam do garderoby. Otworzyłam drewniane drzwiczki i zaczęłam przeglądać przeróżne sukienki. W końcu zdecydowałam się na kremową, która dosięgała mi do kolan. Do tego wybrałam buty pod kolor oraz śliczną złotą bransoletkę. Podarowała mi ją mama
przed wyjazdem do Idrisu, dlatego była dla mnie szczególnie ważna. Spojrzałam na zegar. 10 minut do rozpoczęcia śniadania, dlatego wolnym krokiem ruszyłam do jadalni. Gdy tylko tam weszłam poczułam na sobie wzrok zebranych przy stole.
- Czekaliśmy tylko na ciebie, Iz - oświadczył Alec.
- Nie prawda. Do śniadania jeszcze pięć minut - zaśmiałam się cicho.
- Niech ci będzie, siadaj.
- Nie denerwuj się tak, braciszku - powiedziałam słodkim głosem, którego on nienawidził.
- Izzy, mogłabyś mi pomóc po śniadaniu? - spytała Clary.
- Oczywiście - spojrzałam na nią rozpromieniona.
- Masz dzisiaj zadziwiająco dobry humor - zauważył Jace.
- Jak zawsze.
- Nie zawsze - skomentował Alec. Westchnęłam.
- A gdzie Hodge? - spytała rudowłosa.
- Jest w swoim gabinecie - oznajmił blondyn. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał bijący zegar. "10:00".
- Smacznego - uśmiechnęła się Clary, a po tym wszyscy zaczęli nakładać sobie na talerze przeróżne potrawy.
*Clary*
Po skończonym śniadaniu pocałowałam Jace'a w policzek i podeszła cicho do Isabelle.
- Gotowa? - szepnęłam jej do ucha.
- Zależy - ujęłam jej dłoń i pociągnęłam na korytarz.
- Chciałabym powspominać dzieciństwo, dlatego potrzebna mi jest sukienka. A że ty...
- Długa czy krótka? - przerwała mi.
- Długa.
- Mam coś dla ciebie - uśmiechnęła się i pognała do swojej garderoby. Ledwo za nią nadążałam.
- Wejdź - zaprosiła mnie gestem do środka swojego pokoju.
- Więc? - dopytywałam się.
- To ta. Pasuje do koloru twoich oczu - pokazała mi długą, zielonkawą sukienkę. - I... jeszcze to - w jej dłoni zabłysły lakierowane szpilki.
- Idealnie - uśmiechnęłam się.
- Idź się przebierz - oznajmiła. Po chwili zniknęłam za parawanem.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - krzyknęła, jakbym stała za drzwiami.
- Nie, dziękuję - rzekłam i pokazałam się Izzy.
- Na Anioła, Clary! Wyglądasz świetnie! - krzyczała i klaskała w dłonie. Czułam się jak po wyrecytowaniu wiersza w Przyziemnej szkole. Podeszłam do lustra, by sama przekonać się co do mojego wyglądu.
- Dziękuję, Iz - przytuliłam ją i wybiegłam z pokoju.
- Baw się dobrze! - krzyknęła za mną.
Pierwsze co zrobiłam po wyjściu na główny korytarz to poszukanie Jace'a. W końcu musiałam mieć jakiś podkład do tańca. Zaśmiałam się pod nosem.
- Z czego się śmiejesz? - spytał znajomy głos.
- James? Myślałam, że wyjechałeś do Akademii...
- Wróciłem tylko po swoje rzeczy. Przy okazji, ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - zarumieniłam się, więc odwróciłam głowę.
- Idziesz na bal? - dopytywał się.
- Clary? - usłyszałam głos po mojej prawej stronie.
- Och, Jace. Właśnie cię szukałam.
- Ach tak?
- Potrzebuję podkładu.
- W porządku - zaoferował ramię, które przyjęłam. Gdy byłam dostatecznie blisko, pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję - wyszeptałam i ruszyliśmy korytarzem w stronę biblioteki.
*Jace*
- Co mam zagrać tym razem? - spytałem w drodze.
- Zobaczysz - uśmiechnęła się lekko. Znałem ten uśmiech. Coś knuła. Fantastycznie...
- To sukienka na bal, czy do tańca? - wskazałem palcem na odzianie Clary.
- Och, zamknij się - warknęła. Zaśmiałem się, czego wynikiem było szturchnięcie w ramię.
- Musisz mnie naprawdę nienawidzić - szarpnęła moją ręką, po czym przysunęła się bliżej i pocałowała w usta. Z każdą sekundą pocałunek stawał się intensywniejszy.
- Już znasz moją odpowiedź - zaśmiała się. Nim się obejrzałem, staliśmy przed masywnymi drzwiami. Otworzyłem je pośpiesznie i zjechałem w dół barierką.
- Nie popisuj się, Wayland - powiedziałam, na co on westchnął.
- Więc? Co mam zagrać? - powiedział siadając na taborecik przed pianinem.
- Moją ulubioną piosenkę do tańca. Trzymaj - podałam mu karteczkę z akordami.
- Nie jest to zbyt skomplikowane - rzekł, rozkładając kartkę na stojaku. - Gotowa? - wyszłam na środek biblioteki.
- Tak - wtedy po sali rozbrzmiał dźwięk pianina, a ja zaczęłam tańczyć. Czułam się lekka jak piórko.
*Alec*
Siedziałem razem z Iz w salonie. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć - zaproponowała Isabelle. Po chwili wróciła, mówiąc:
- Masz gościa - uśmiechnęła się, siadając w fotelu. Wtedy ujrzałem wysoką postać wyłaniającą się z korytarza.
- Magnusie! - krzyknąłem uradowany odwiedzinami.
- Hej! - krzyknęła Izzy. - Słyszycie?
- O co ci chodzi?
- Och, na Anioła, Alec! Wsłuchaj się! - warknęła.
- Rzeczywiście, Isabelle ma rację - potwierdził Magnus.
- Pianino - stwierdziła. - Och, no tak! Chodźcie! - krzyknęła i wybiegła z pokoju, a my za nią.
- Dokąd?
- Do biblioteki - oznajmiła.
- Po co?
- Na Anioła, ale wy marudzicie. Po prostu chodźcie.
*Isabelle*
Otworzyłam ciężkie drzwi do biblioteki. Ku mojemu zdziwieniu, nie rozległ się żaden skrzyp. Wbiegłam do środka i zobaczyłam tańczącą Clary i Jace'a grającego na pianinie.
- Wiedziałam - szepnęłam.
- O czym ty... - nie skończył, tylko skupił się na rudowłosej. Wyglądała tak lekko i tak pięknie. Widać, że tańczy od wielu lat i ma to we krwi. Po skończonym utworze salę zapełniły oklaski.
- Dziękuje, dziękuję - blondyn wstał z taborecika, kłaniając się.
- A ty tylko o jednym - warknęłam i podbiegłam do Clary. - Clary, to było genialne!
- Tak... masz talent - potwierdził Alec. Clary nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Zatańczysz coś jeszcze? - spytałam z entuzjazmem.
- No dobrze. Ale musicie wrócić na górę! - oznajmiła. Posłuchaliśmy jej i zajęliśmy miejsca na górze schodów.
Trochę dłuższy rozdział, mam nadzieję, że się spodobał :)
Zapraszam do komentowania :D!
Extra. Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńŚledzę tego bloga od dłuższego czasu i bardzo mi się spodobał. Zachęcam cię do zgłoszenia bloga, do " Czytać znaczyć drugi raz - Rejestr blogów"
http://czytac-zyc-drugi-raz-rejestrblogow.blogspot.com/
♥♥♥
PS. Rozdział Niesamowity. Dawaj mi tu szybko NEXT!