W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 9
*Clary*
Po wyjściu mojej trójki przyjaciół postanowiłam pójść do biblioteki. "Schody w górę, korytarzem w lewo... czy w prawo?" - powtarzałam sobie. Nigdy nie mogłam zapamiętać drogi do biblioteki. Zawsze się gubiłam "Może tym razem może skorzystam z pomocy Hodge'a? Tylko w którą to stronę?" - pytałam sama siebie. "Nie będę krzyczeć na cały Instytut. Nie jestem Izzy" - pomyślałam, a po chwili dodałam: "Trudno, najwyżej znowu się zgubię i będę błądzić korytarzami". Poszłam w lewo, potem w prawo, prosto, w górę, w dół, w lewo, prosto... aż zgubiłam drogę powrotną. "Jesteś świetna, Clary. Naprawdę... świetna". Wtedy zobaczyłam za sobą ogromne drzwi. Powędrowałam do nich cicho, uchyliłam, a po chwili moim oczom ukazały się półki z książkami. "Nie spodziewałam się tego" - pomyślałam i rozejrzałam dookoła, jakbym była tu pierwszy raz. "Teraz trzeba znaleźć dział historyczny...". Szukałam książki, która opowiedziałaby mi o życiu moich rodziców... chciałam w końcu poznać prawdę.
- Clary?! - usłyszałam krzyki za drzwiami.
- W bibliotece! - krzyknęłam. Do pomieszczenia wszedł zdyszany Hodge.
- Clary, nareszcie. Przepraszam cię najmocniej, zapomniałem ci oddać telefon. Masz 56 nieodebranych połączeń.
- CO? - wyrwałam mu telefon z ręki. Zaczęłam sprawdzać połączenia.
- Simon - wyszeptałam. - Hodge, muszę wyjść z Instytutu. Wrócę wieczorem, dobrze? - nie zdążył powiedzieć ani słowa, bo wyszłam jak najszybciej się dało. Gdy byłam na podwórku, natychmiast oddzwoniłam do przyjaciela.
- Clary! Gdzie ty się podziewasz?! - krzyczał.
- Simon, najmocniej cię przepraszam. To nie jest rozmowa na telefon, możemy się spotkać? - w porównaniu do niego byłam spokojna.
- Gdzie? - spytał.
- Central Park. Za 15 minut. Będę czekać - rozłączyłam się i pobiegłam do parku.
*Simon*
Czekałem na Clary w Central Parku. Spóźniała się 5 minut.
- Simon! - krzyknął głos za mną. Całkiem znajomy. Odwróciłem się powoli.
- Clary? - nastąpiła chwila ciszy. - Clary, jak dobrze słyszeć twój głos - powiedziałem spokojnie. Miałem łzy w oczach.
- Simon... - podeszła do mnie i przytuliła. Odwzajemniłem uścisk. Gdy się od siebie odsunęliśmy, dodała:
- Pewnie czekasz na wyjaśnienia... - skinął głową. - Dobrze - opowiedziała mi wszystko od momentu, gdy wyszedłem ze szpitala. Nastała błoga cisza. - Powiedz coś! - podniosła głos o pół tonu.
- Ciężko mi w to uwierzyć... Clary, Nocni Łowcy? A ty jesteś jedną z nich? A Demony i Anioły... Wampiry i Wilkołaki, Czarownicy i wróżki... istnieją?!
- Fearie. Nie wróżki - stwierdziła. - I nie mów tak głośno, bo jeszcze ktoś nas usłyszy - skinąłem głową.
- Rozumiem. Więc...
- Chodź - wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja ją ująłem.
- Dokąd? - spytałem zdziwiony.
- Chcę ci coś pokazać - uśmiechnęła się lekko.
*Clary*
Zaprowadziłam Simona w miejsce, gdzie zwykle przebywają Wilki bądź Wampiry.
- Clary, co tutaj robimy?
- Nie marudź, tylko patrz - wskazałam palcem na cień w oddali. - Widzisz to?
- Widzę ciemny cień - oznajmił.
- Dobrze. To... - przymrużyła oczy. - Wilk. Tylko nie zmieniony. Podejdziemy bliżej, dobrze? - skinął głową. Nadal trzymając go za rękę, zbliżyliśmy się do Wilka.
- Clary, nie sądzę, żeby był to najlepszy pomysł...
- Ciii - uciszałam go. - Jesteśmy już blisko. Po prostu się nie odzywaj - poczułam drżenie. To Simon. Wyraźnie był wystraszony.
- Dobrze - szepnął.
W tym momencie postać odwróciła się w naszą stronę.
- Nie podchodź. Jestem Nocną Łowczynią. Porozumienia...
- Wiem, co to Porozumienia, złotko. Ale ten tam... - wskazał na Simona. - Nie jest ze Świata Cieni.
- Widzisz go? - odwróciłam wzrok na przyjaciela, a ten skinął głową. No tak, kazałam mu się nie odzywać.
- Jest pod ochroną - oznajmiłam.
- Oczywiście... - uśmiechnął się podejrzliwie.
- Pójdziemy już... - powoli się cofałam.
- Naturalnie... - rzekł, a potem odwrócił się do swoich. Z Simonem mieliśmy chwilę na ucieczkę. Pobiegliśmy ile sił w nogach. po chwili byliśmy znowu w parku.
- Cieszę się, że mogłam ci wszystko wyjaśnić - uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam na pożegnanie. - Dzwoń w razie potrzeby.
- Będę pamiętać - powiedział i pobiegł w przeciwnym kierunku.
*Jace*
~5 godzin później - 20:00~
Wszyscy siedzieliśmy przy stole, jedząc kolację. Ja, Izzy, Alec, Magnus, Hodge i... Clary.
- Jak poszło polowanie? - ciszę przerwała rudowłosa.
- Jak zwykle okazałem się najlepszym Nocnym Łowcą - mrugnąłem do niej.
- Oczywiście... - uśmiechnęła się do mnie.
- Pozwólcie, że pójdę do swojego gabinetu. W razie potrzeby, wiecie, gdzie mnie szukać - powiedział Hodge, wstając od stołu. Po chwili wszyscy zrobili to samo. Clary i Isabelle zostały, by posprzątać brudne naczynia, natomiast reszta udała się do swoich sypialni.
*Simon*
Cały czas myślałem o wydarzeniach z ostatnich dni. Każdy dzień, każda chwila bez Cecily i Clary to najgorsze minuty mojego życia. Są dla mnie jak siostry... muszę coś dla nich zrobić. Wykazać się i... zrozumieć ich sytuację. Dlatego udałem się do miejsca, które wcześniej pokazywała mi Clary. Wtedy byłem wyjątkowo odważny, nie wiedziałem, co robię. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Szczerze mówiąc nogi same prowadziły mnie do tego miejsca. W oddali zobaczyłem cienie. Skryłem się za krzakami. Oddychałem ciężko, nierównomiernie. Trochę się wychyliłem...
- Co do... - tylko tyle z siebie wydusiłem, bo za sobą usłyszałem wycie, krzyki i głośne warknięcia. Nagle jeden z Wilków wrócił do swojej ludzkiej postaci.
- Nie masz prawa tu przebywać - rzekł i znów zmienił się w owłosioną postać. Próbowałem uciec, ale Wilki mnie okrążyły. Wtedy wszystkie się na mnie rzuciły... ostatnie, co zobaczyłem, to ciemność.
*Clary*
~30 minut później - 21:35~
- Nareszcie - warknęłam po skończonym myciu naczyń.
- Dzięki. Nienawidzę myć tych garów - odrzekła Isabelle. Spojrzałam na nią, przewracając oczami.
- W takim razie pójdę do swojej sypialni... - odwróciłam się pośpiesznie i wyszłam z kuchni, udając się na drugie piętro.
- Clary? - usłyszałam głos.
- Jace. Co tu robisz?
- Hodge kazał przekazać, że wszyscy mają się zjawić w jego gabinecie. Ma coś do ogłoszenia.
- To cóż ważnego? - spytałam.
- Nie powiedział - odrzekł i pobiegł wzdłuż korytarza. Postanowiłam pójść powiadomić Isabelle. Zeszłam więc do kuchni.
- Och, Izzy. Jeszcze tu jesteś...
- Jak widać.
- Hodge ma coś do ogłoszenia. Mamy się stawić u niego w gabinecie.
- Dziewczyny, chodźcie już. Czekamy tylko na was - powiedział Alec, wychylając się zza bariery schodów. Spojrzałam na Izzy. Zrozumiała i poszła za mną na górę. Kilka chwil później wszyscy byliśmy w gabinecie naszego nauczyciela.
- A Magnus? - spytałam, szukając Czarownika.
- On nie musi być na tego typu naradach - wyjaśnił Jace.
- To dużo ważniejsze niż zwykła narada - rzekł Hodge. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie pytająco. - Dostałem wiadomość od przywódcy stada Wilków.
- I co w związku z tym? - spytała Izzy.
- Porozumienia zostały przerwane? - dopytywał się Alec.
- CISZA! - krzyknął Hodge.
Oboje posłuchali go jak potulne psiaki.
- Przywódca nowojorskiego stada, Luke Garroway, poinformował mnie o zaistniałej sytuacji. Jakieś pół godziny temu mała grupa odłączyła się od stada i znalazła sobie ofiarę. Przyziemny. Ze Wzrokiem. Badają go teraz Cisi Bracia, a już niedługo będziemy go przetrzymywać w Sali Szpitalnej.
- No dobrze, ale jaki to ma związek z nami? - spytał Jace.
- Tym Przyziemnym był Simon Lewis. Najlepszy przyjaciel Clary - gdy usłyszałam imię mojego przyjaciele serce mi się zatrzymało, a kolana ugięły. Dalej już była tylko ciemność...
Co sądzicie o małej zmianie akcji :)?
Jak myślicie, czy Simon umrze?
Możecie pisać w komentarzach :3!
Pamiętaj, że komentując, motywujesz mnie do dalszego działania <3
O boże... Mam nadzieję że nie umrze... :/ Świetny rozdział <3 Czekam na next
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie lubię Simona i nie przeszkadzałoby mi to że umrze. ☺
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Ps. Wiem że jestem dziwna!