sobota, 23 maja 2015

Rozdział 25

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 25

*Clary*
~2 godziny później...
Bitwa się zakończyła. Obie grupy dyszały ciężko.
- Czas. Podliczyć. Wyniki - mówiłam z trudem.
- Zgoda, ale sądzę, że to nie ma sensu - stwierdził Jace. Popatrzyłam na niego z niedowierzeniem.
- A to niby dlaczego? - syknęła Izzy.
- Bo i tak wygraliśmy - zaśmiał się.
- Och, braciszku, nie byłabym tego taka pewna. Cofnij się w czasie o kilka lat i przypomnij sobie, co mi powiedziałeś - odrzekła z chytrym uśmieszkiem.
- Co ci powiedział? - wyszeptałam do ucha Izzy, gdy Jace próbował sobie wszystko przypomnieć.
- Że jestem najlepszą Nocną Łowczynią, jaką do tej pory poznał. Teraz jesteś nią ty, sama to przyznaję, Clary. Dobrze walczyć u twojego boku - po tych słowach szeroko się uśmiechnęłam i podeszłam do blondyna.
- Długo jeszcze mamy czekać? - popędzałam go.
- Nie. Poddaję się - Isabelle już otwierała usta, by mu wszystko powiedzieć, lecz ten ją wyprzedził, mówiąc:
- Ale nie chcę znać szczegółów - w tym momencie Izzy zrezygnowała i wszyscy się zaśmialiśmy.
- Wracajmy do domu - oznajmiłam przez śmiech.
- Żartujesz? A wyniki? - zainterweniował Alec.
- Naprawdę to jest dla ciebie aż tak ważne?
- Sądzę raczej, że nie chce wracać do Instytutu z Isabelle pod ramieniem - znów się zaśmialiśmy, ale tym razem Alec i Izzy stali osłupieni i zaczerwienieni.
- Dobrze, w takim razie... Jace - spojrzałam na ukochanego. - Chodź za mną.
- Nie zostawiaj mnie z nim! - krzyknęła Iz, ale ja tylko wysłałam jej chytry uśmieszek.
- O co chodzi? - spytał, gdy byliśmy w rogu korytarza.
- Ile zabiliście demonów? - spytałam.
- Sporo? - powiedział pytającym tonem.
- A dokładniej?
- 31 obślizgłych poczwar - powiedział nieznany głos za nami. Wypowiedział go jakiś staruszek.
- Dzień dobry - odparłam wystraszona.
- Nie bój się, Clary. Nie zrobię ci krzywdy - zdjął kaptur, który miał na głowie. Dopiero wtedy poznałam tajemniczą istotę. Odwróciłam wzrok, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Wtuliłam się w Jace'a, który również stał osłupiały, bo wiedział, kto przed nim stoi.
- Valentine - wysyczał.
- Cóż za miłe przywitanie. Clary, kochanie - spojrzał na mnie. - Czas wracać.
- Nie - wyszeptałam.
- Clarisso Adele Morgenstern! - ponaglił, lecz ja nadal stawiałam opór.
- Odejdziesz stąd. Prędzej, czy później - odparł Jace.
- Wolałbym później - zaśmiał się. - Przyszedłem tylko po córkę.
- Której nie dostaniesz - dotknął serafickie ostrze za paskiem. Był wyraźnie przygotowany na chorą rzeź. Wiedziałam, że jeśli Jace ma zamiar walczyć z moim ojcem, ten wezwie demony z całego świata, które natychmiast się tu zlecą w różnej postaci. Szybko ujęłam dłoń blondyna i pociągnęłam go w swoim kierunku, jak najdalej od mojego ojca.
- Macie 5 dni - powiedział i otworzył dziwnym gestem tajemniczą niebieską mgłę. Zanim w nią wszedł, wypowiedział kilka słów, które usłyszałam tylko ja... i które zatrzymały moje serce:
- Moje dzieci w końcu razem.
"Więc to jest ta prawda?" - pytałam sama siebie. "Gdy tylko wrócę do Instytutu muszę porozmawiać z Michałem".
- Wracajmy już - objął mnie w talii i wyprowadził z korytarza. Przed parkietem czekali na nas zniecierpliwieni Alec i Izzy.
- Gdzie wy tak długo byliście? - wysyczała Isabelle.
- To niemożliwe, żeby tak długo ustalać wynik - zainterweniował Alec.
- Remis, a teraz powinniśmy wracać - spojrzał na mnie. Tylko skinęłam głową, bo byłam zbyt oszołomiona, by wymówić jakiekolwiek słowo.
- W porządku - powiedzieli równocześnie i wyszliśmy z Pandemonium.

*Jace*
Gdy byliśmy przed Instytutem zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Odwróciłem się i zobaczyłem swojego parabatai.
- Powiesz mi do cholery, co tam się wydarzyło? Dlaczego Clary jest taka wstrząśnięta? - wyszeptał.
- Mamy 5 dni, Alec.
- 5 dni na co?
- Do rozpoczęcia wojny, bo nigdy nie oddam Clary w ręce Valentine'a - również wyszeptałem i wbiegłem po schodach. Skierowałem się do swojej sypialni, by nie odpowiadać na kolejne pytania Aleca, które i tak wkrótce nadejdą. Wziąłem szybki prysznic, a następnie poszedłem do pokoju ukochanej. Nie mogła być teraz sama. Grzecznie zapukałem, a gdy nie usłyszałem odpowiedzi otworzyłem gwałtownie drzwi. Przy ramie łóżka klęczała Clary ze szkicownikiem w dłoni. Natychmiast do niej podbiegłem.
- Clary... - zacząłem. - Wiesz, że nigdy nie oddam cię w ręce tego potwora.
- To mój ojciec, Jace. Mimo wszystko, nie możesz tak o nim mówić - wymówiła przez łzy. Złapałem za jej podbródek.
- Spójrz na mnie - wyszeptałem, a gdy ta mnie posłuchała, dodałem:
- Nigdy nikomu cię nie oddam, rozumiesz? Nawet własnej rodzinie, która chce cię wykorzystać - skinęła głową. Po jej poliku spłynęły kolejne łzy, które szybko otarłem.
- Jace... zostawisz mnie teraz samą? Proszę - skinąłem głową. Przed wyjściem pocałowałem ją w policzek.

*Clary*
Wtem nastała błoga cisza, a ja siedziałam sama na podłodze, skulona i zmęczona od ciągłego płaczu,z którego być może mój ojciec się śmieje. Dotknęłam wisiorka, który zdobił moją szyję. Wisiorka, który dał mi Valentine. Podeszłam cicho do lustra. Gdy zobaczyłam siebie w takim stanie, jednym gwałtownym ruchem pociągnęłam za łańcuszek, który natychmiast się rozerwał. Usłyszałam, jak metalowy pentagram upada na ziemię, a ja znów zalewam się płaczem. Nie miałam na nic siły, więc postanowiłam porozmawiać z samym Razjelem. Dotknęłam srebrnego pierścionka, który otrzymałam niedawno od Ithuriela i pomyślałam o białej sali, do której zawsze sprowadzają mnie Aniołowie. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść myślom.
                                                                                          ***
Gdy podniosłam powieki rozejrzałam się dookoła. Ta sama piękna sala z wyrzeźbionymi runami w murze... nie zmieniła się od poprzednich wizji. Nagle usłyszałam kroki za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Anioła, którego od razu rozpoznałam.
- Witaj, Michale.
- Clarisso - ukłonił się. - Co cię do nas sprowadza?
- Pragnę rozmowy z samym Razjelem - odparłam dumnie.
- To niemożliwe.
- Tylko Razjel jest w stanie mi pomóc.
-  Czego żądasz od mojego pana?
- Wytłumaczeń - powiedziałam bez chwili namysłu.
- Zrobię co w mojej mocy, ale teraz...  zamknij oczy - posłuchałam go. Złapał mnie za rękę. Po chwili poczułam podmuch wiatru na skórze i usłyszałam szum obijających się o brzeg fal.
- Możesz już otworzyć oczy - znów go posłuchałam. - Poznajesz to miejsce?
- Alicante - wyszeptałam.
- Dokładnie. Widzisz to jezioro? - wskazał palcem na zbiornik błękitnej jak niebo wody.
- Tak. To stąd wyłonił się Razjel z Mieczem Anioła oraz Kielichem - teraz zrozumiałam, czym są trzy święte relikty, lecz nie miałam ochoty mówić tego Michałowi.
- Jesteś gotowa na spotkanie z Razjelem - na jego twarzy zobaczyłam uśmiech.
- Michale... - nie dokończyłam zdania, gdyż Anioł rozpuścił się w powietrzu, zostawiając mnie samą. Wtem usłyszałam cichy warkot. Spojrzałam na jezioro, które zaczęło lekko błyszczeć. Wiedziałam, że niedługo stanę przed najpotężniejszym z Aniołów i Archaniołów. Nawet sam Gabriel nie dorasta do pięt Razjelowi. Odwróciłam wzrok, gdy tylko tafla wody zniknęła i zamieniła się w rażące światło, które rozświetliło wszystko dookoła. Nagle z wody wyłonił się Razjel. Rósł w siłach. Z każdą sekunda robił się wyższy. Wtem nastała cisza, którą przerwał Razjel.
- Clarisso Adele Morgenstern. Czego ode mnie oczekujesz? - powiedział zrównoważonym tonem.
- Razjelu - ukłoniłam się. - Oczekuję pomocy i pewnych wyjaśnień.
- Słucham więc?
- Niedługo wybuchnie wojna między Nefilim, a wysłannikami z piekieł. Wiem, że nie możesz tego powstrzymać, ale też wiem, że staniesz po naszej stronie.
- Dlaczego tak twierdzisz?
- Stworzyłeś nas. To tobie służymy, to ciebie wielbimy...
- Nefilim też nie są bez winy. Dużo zawinili, dlatego nie jestem w stanie wam pomóc.
- Razjelu - spojrzałam na niego błagalnym tonem.
- Nie błagaj, to nie ma sensu. Niepotrzebnie będziesz się wysilać.
- To mój ojciec najwięcej zawinił, dlatego nie chcesz mi pomóc, prawda?
- Nie tylko on. Ważne, że nie staniesz po jego stronie. Nie mogę wam pomóc wygrać wojny, bo to byłoby niezgodne z prawem.
- Oczywiście.
- Ale mogę sprawić, że będziecie silniejsi.
- W jaki sposób?
- Już jesteś silna, Clarisso. Trenowałaś z najpotężniejszym Nocnym Łowcą...
- To nie zmienia faktu, że...
- Nie przerywaj mi! - skinęłam głową.
- Wiesz, co to święte relikty, prawda?
- Domyśliłam się tego.
- Więc?
- Kielich Anioła, Miecz Anioła i Lustro.
- Czym jest owe Lustro?
- Jezioro Lyn, z którego wyłoniłeś się pierwszy raz, obdarowując Jonathana Nocnego Łowcę Darami Anioła.
- Jesteś bardzo inteligenta, lecz czasami uparta i bezczelna - odwróciłam wzrok. - Co nie oznacza, że nie otrzymasz mojej pomocy.
- Dziękuję, Razjelu - uśmiechnęłam się do niego. Usłyszałam tylko, jak wypowiada słowa w nieznanym języku.
- Obdarowałem cię niezwykle silną runą. Spójrz na prawe przedramię - posłuchałam go. Wtem moim oczom ukazała się nie czarna, lecz złota anielska runa.
- W czym to ma mi pomóc?
- Twoja moc jest teraz dużo potężniejsza.
- Moc tworzenia nowych run - wyszeptałam.
- Z pomocą tego znaku twoje runy będą dużo silniejsze.
- Dziękuję - wyszeptałam.
- Czas minął, Clarisso.
- Razjelu, nie! - krzyknęłam, lecz było już za późno. Znalazłam się w swoim pokoju otoczona kałużą łez.

Jak wam się podobało :)? Moim zdaniem było trochę nudno, ale mam nadzieję, że się wam spodoba :)!

3 komentarze:

  1. Rozdział Z-A-J-E-B-I-S-T-Y <3! Jesteś niesamowita, widać, że masz dużo weny, kocham, kocham, kocham*-*
    Serio, z takimi opowiadaniami będziesz miała szybko 10k wyświetleń :))
    Jeśli myślisz, że to nudny rozdział, to się serio nie znasz :D MEGA, PAMIETAJ! NIGDY TAK NIE MÓW BO ZNAJDĘ I ZABIJE :D!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow perfect *.*
    Taki awsome :3
    Po prostu świetny <3
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń