poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 20

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 20

Na sam początek dodam, że mamy znów okrągłą liczbę: 20 :)!
Na końcu czeka niespodzianka, która może was trochę zaskoczyć. Koniecznie napiszcie, czy wam się spodobała :D!
Podpowiem, że postawa tej osoby nie potrwa długo, więc nie musicie się martwić :D
A teraz miłego czytania :)!

Rozdział 20
*Clary*
~2 godziny później...
W kółko sobie powtarzałam, że ten dzień był jednym z najlepszych. Jeszcze nigdy nie czułam tylu motylów w brzuchu. Jednak miłą chwilę zawsze musiało coś zepsuć. Tym razem była to nadchodząca wojna z demonami z moim ojcem na czele, a że miała wybuchnąć niedługo, trwały przygotowania. Biegi, rzucanie sztyletami, pokonywanie przeszkód, skoki, walka na bronie. Wszystko się teraz liczyło. "Jedna osoba więcej, tym silniejsza będzie armia" - powtarzał Hodge przy treningach.
- Clary - rzucił ktoś ostrzegawczo. - Słuchasz mnie? - wtedy mnie olśniło i zrozumiałam z kim rozmawiam. Hodge.
- C-co? - rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu staruszka. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. - P-przepraszam. Jestem trochę przewrażliwiona.
- W takim razie idź do sypialni. Damy radę bez ciebie.
- Nie ma mowy! Nie jestem zmęczona, tylko...
- Jesteś myślami gdzie indziej - starał się naśladować mój głos, co mu nie wyszło. - Tak, wiem - wtedy wszyscy się zaśmiali. Wszyscy prócz mnie.
- Clary, sądzę, że Hodge ma rację. Powinnaś iść się położyć - powiedział Jace, patrząc na mnie współczująco.
- Ty też? - spytałam podirytowana. Skinął głową. - W porządku - warknęłam cicho pod nosem i odwróciłam się w stronę wyjścia, idąc wolno w tamtym kierunku. Nagle się zachwiałam. Upadłabym, gdyby nie Jace.
- Naprawdę musisz się położyć - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Skinęłam lekko głową. Wtedy poczułam czyjeś ramiona na moim ciele. Bałam się otworzyć oczy, więc pozostawiłam je zamknięte, a swoją ciekawość, kto mnie niesie pozostawiłam w niewiedzy. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Gdy ktoś położył mnie bezpiecznie na łóżku, przykrywając ciepłym kocem, dodał:
- Mam zostać? - Jace. Wszędzie poznałabym ten głos.
- Tak - wyszeptałam cicho. Mam nadzieję, że zrozumiał moje bezsilne szepty. I chyba miałam rację, bo poczułam uginający się materac pod czyimś ciężarem. Pod ciężarem Jace'a. Położył się obok mnie i mocno objął. Czułam jego ciepło, jego oddech i spojrzenie skupione na mnie. Słyszałam ciche bicie jego serca i słowa, które wypowiadał: "Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię". Uśmiech natychmiast pojawił się na mojej bladej twarzy, dodając jej blasku. Wtem usłyszałam chrapanie, które z każdą sekundą się nasilało. Wiedziałam, że blondyn zasnął... tuż przy mnie. Postanowiłam również zamknąć oczy i ponieść się w krainę snu.
                                                                                           ***
Zielona i ogromna łąka. Dookoła kwiaty, potężny budynek i łuk weselny. Słońce wysoko na niebie, ptaki śpiewają weselnego marsza, a z balkonu dochodzą ciche krzyki... moich rodziców. Wtem słyszę, jakby ktoś się do mnie skradał. Odwracam się i widzę małą dziewczynkę w ramionach wysokiego chłopca o białych włosach. Chłopca podobnego do tego z moich wizji, czyli do mojego brata. Tylko kim było rudowłose maleństwo?
- Clary! - usłyszałam swoje imię, które dochodziło z góry. Mama. - Natychmiast do mnie! Niedługo zacznie się ślub!
- Jaki ślub? Czyj? - pytałam jakby samą siebie.
- Twój, siostrzyczko - usłyszałam odpowiedź po mojej prawej stronie. Doskonale znałam ten głos, który tym razem wydawał się spokojny. Wtedy ujrzałam jego oczy. Jego zielone oczy, a nie czarne i pozbawione życia... blasku. Lśniły w świetle słońca.
- Jak to mój? Z kim? - zasypałam go kolejnym zestawem pytań.
- Żenisz się z Jace'em Herondale'em - "Jace. Herondale. Ślub. Teraz". Powtarzałam sobie wyrazy. Każde słowo, które przychodziło mi do głowy.
- Clary? Wszystko w porządku? Jeśli chcesz odwołać ślub i wesele, wystarczy jedno słowo, a twój braciszek się tym zajmie - ale nie odpowiedziałam, bo nadal byłam nieprzytomna duchem. Wtem dobiegł mnie krzyk, którego źródłem był łuk weselny. Odwróciłam się w tym kierunku i zamarłam. Przy ślicznej, białej ławce stał Jace w zakrwawionym garniturze. Niebo straciło swój błękitny kolor i przybrało ognistą barwę. Słońce zniknęło za horyzontem, trawa zniknęła, a na jej miejsce wkroczyła kamienna ulica, przez której środek płynęła rzeka krwi. Krzyknęłam ze strachu i próbowałam się cofnąć, gdy nagle ktoś złapał mnie z całej siły za ramiona i przycisnął sztylet do gardła. Zamknęłam oczy i przyszykowałam się na śmierć, która nie nadeszła.
- Naprawdę myślałaś, że twoje życie będzie jak bajka? - warknął chłopiec o białych włosach, którego śliczne, zielone tęczówki znów przybrały bezbarwny kolor. Powalił mnie na ziemię. Dopiero teraz zauważyłam swoje odzienie. Biała, teraz szkarłatna suknia ślubna. Usłyszałam kroki zbliżające się w moim kierunku.
- Będziesz patrzeć na śmierć twych bliskich - syknęła Jocelyn. Wtem pojawił się ojciec z długim mieczem, którym po słowach:
- Salve atque vale, Clary - [...] przebił mnie. Syknęłam z bólu i czekałam, aż moje ciche jęki zakończy śmierć, a ja znów zobaczę Anioła.
                                                                                           ***
Gdy się tylko obudziłam, poczułam ciepłe ramię, które mnie obejmowało. Jace. Zobaczyłam siebie w odbiciu lustra, cała we łzach. Powoli uwolniłam przytrzymujące mnie ramię i wstałam z łóżka.
- Clary? Co robisz?
- Śpij dalej. Idę wziąć kąpiel - wymówiłam przez łzy. Musiał usłyszeć mój ton, gdyż natychmiast do mnie podbiegł.
- To był tylko sen. Nic się nie stało, jestem przy tobie - uspokajał mnie. Czułam dreszcze na swojej skórze i ciepły oddech Jace'a, który chciałam czuć już zawsze.
- Nie chcę tej wojny. Tak bardzo nie chcę - wyjąkałam.
- Wiem - uspokajał, głaszcząc moje włosy i nadal tuląc. Wypuścił mnie po chwili, a ja mogłam
spokojnie zażyć kąpiel. Zaraz po wejściu do łazienki zanurzyłam się w wodzie i poczułam przyjemne ciepło, które równało się z temperaturą blondyna.
~30 minut później
Relaksowałam się w wodzie, która powoli traciła ciepło, dopóki nie spojrzałam na zegarek. Natychmiast wyskoczyłam, owijając się ręcznikiem. Wybiegłam z łazienki jak burza.
- Ubrania masz tu - trzymał w ręce jasny zestaw ubrań. Rzucił nimi we mnie, a po chwili zniknęłam za parawanem. Po odzianiu się i przejrzeniu się lustrze stwierdziłam, że mój ukochany ma naprawdę dobry gust. Zaśmiałam się pod nosem.
- Z czego się śmiejesz?
- Masz dobry gust - uśmiechnęłam się. Podeszłam bliżej Jace'a i pocałowałam go w policzek. Następnie szybko zakręciłam włosy, by nie wyglądały nudno i wyjęłam z szufladki śliczną, złotą bransoletkę z drobnymi perełkami.
- Buty - oznajmił, wskazując palcem na moje stopy. Przewróciłam oczami i wyjęłam z osobnej szafy koronkowe lity pod kolor koszuli.
Pokazałam je blondynowi, na co on skinął przekonująco głową. Po chwili moja kreacja na resztę dzisiejszego dnia była gotowa.

*Jace*
Po długim wpatrywaniu się w Clary usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Po otworzeniu ich przez rudowłosą moim oczom ukazała się Isabelle.
- Clary, masz gościa. Jace - spojrzała na mnie. - Za mną.
- Po co? - spytałem, opadając na poduszki.
- Za mną! - warknęła i wyszła z uśmiechem, czekając na korytarzu. Przed wyjściem zdążyłem pocałować Clary w policzek, a po chwili zniknąłem za pierwszym zakrętem.

*Clary*
Zjechałam windą w dół, by nie marnować zbędnego czasu. Gdy stanęłam na środku korytarza w progu salonu stała dziewczyna, której myślałam, że nigdy już nie zobaczę. Cecily.
- Obiecałaś mi rozmowę - przerwała moje rozmyślenia.
- Obietnice są dla mnie nic nie warte - oznajmiłam z aroganckim uśmiechem. - Mów, czego chcesz i znikaj.
- Wiesz, że chciałam przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie.
- Nie ma dla ciebie przeprosin, Cecily.
- Proszę - powiedziała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziała, że nie mogę się temu oprzeć.
- Usiądź - wskazałam na kanapę, która znajdowała się tuż za nią. Weszłam do salonu, a ona za mną. Po chwili obie siedziałyśmy i wpatrywałyśmy się w siebie jadowitym spojrzeniem.
- Wiesz, że to on pierwszy mnie pocałował...
- Czego ty nie powinnaś odwzajemnić - dokończyłam za nią, równocześnie jej przerywając.
- Czy gdyby mi nie zależało, przyszłabym tu? - pokiwałam głową, odwracając wzrok.
- Więc przepraszaj! Błagaj o wybaczenie, którego być może ci udzielę! - podniosłam głos.
- Clary, ja... ja nie chcę zepsuć naszej przyjaźni, którą budowałyśmy całe dziesięć lat - po jej poliku spłynęła łza, którą natychmiast otarłam.
- Wierzę ci - spojrzałam na nią i położyłam rękę na jej ramieniu.
- Naprawdę? - uśmiechnęła się od ucha do ucha, a gdy tylko skinęłam głową, rzuciła mi się w
ramiona mówiąc ciche "dziękuję". Odsunęłam się od niej i lekko uśmiechnęłam.
- Zrób jeszcze jeden błąd - ostrzegłam, śmiejąc się.
- Uwierz mi... nie zrobię kolejnego - również się zaśmiała.
- Co z mamą? - spytałam zaniepokojona.
- W porządku. Znów razem mieszkamy, wszystko zaczyna się układać...  - spojrzała na mnie z rozpaczą. - Co jest?
- Zbliża się wojna, której muszę zapobiec.
- Straszne - przyłożyła dłoń do ust, starając się nie wymusić krzyku.
- Z drugiej strony zobaczę rodziców...
- Nie myśl o tym. Skrzywdzili cię, prawda?
- Tak - potwierdziłam. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwała blondynka.
- A co z Simonem? - spytała z uśmiechem wypisanym na twarzy.
- To ty nie wiesz?
- Nie wiem o czym? - odwróciłam wzrok. - Clary?
- Simon nie żyje.

Jak wam się podoba powrót Cecily :)?
Koniecznie napiszcie mi o tym opinię, która będzie świadczyć o jej dalszych losach :D!
Prócz Cecily... spodobała wam się nowa wizja Clary? Przyznaję, wzorowałam się na książce :)
Dodałam małego dreszczu emocji, także piszcie opinie o tym :D
Do zobaczenia niebawem ^^!

3 komentarze:

  1. Cecily powraca!
    I Clace takie słodkie
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cecily że wraca <3
    Clace SWEET <3
    Dobrze że Clary i Cecily sie pogodziły <3
    Gdzie NEXT ? <3 《weronika》

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety z powodu dużej ilości sprawdzianów rozdział 21 pojawi się jutro. Ewentualnie w sobotę :)
      Przysięgam na Anioła, że wszystko nadrobię w miarę swoich możliwości :)!

      Usuń