niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 11

W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 11

Na wstępie chciałabym podziękować za prawie 1000 wyświetleń. Jest to dla mnie strasznie duża liczba, także dziękuję z całego serca :)!
A teraz zapraszam do czytania!

*Magnus*
Siedzieliśmy z Aleciem na ławce w Central Parku. Nagle poczułem ukłucie w okolicy klatki piersiowej. Zgiąłem się w pół.
- Magnusie?!  -krzyczał Alec. - Wszystko w porządku? - skinąłem głową.
- Wracajmy.
- Dlaczego? - spytał zdziowiony.
- Dlatego - wskazałem palcem w niebo. Zaczął padać deszcz.
- Zrobiłeś to specjalnie, prawda? - warknął Alec. Zaśmiałem się cicho.
- To nie o to chodzi. Tylko o Clary. Coś jest nie tak - oznajmiłem.
- Skąd wiesz, że z nią jest coś nie tak? - spytał zaskoczony moimi słowami.
- Nieważne - odparłem, nie patrząc na niego. Pobiegłem w stronę Instytutu. Obejrzałem się na Aleca, na szczęście biegł za mną. Tyle, że z wrogością wypisaną na twarzy. "Przejdzie mu" - pomyślałem i przyśpieszyłem tempo.

*Clary*
Śniło mi się szklane miasto. Szklane wieże, biała sala, ludzie uciekający przed... Demonami. Stałam na środku miasteczka, otoczona Nocnymi Łowcami. Przede mną stał Jace, osłaniający mnie swym ciałem. "Odda za ciebie życie" - rozbrzmiał głos w mojej głowie. "Zrób coś. Nie daj mu za ciebie zginąć" - nie przestawał mówić. "Przestań" - walczyłam z nim. W końcu dałam sobie spokój i skupiłam się na sytuacji. Podeszłam bliżej Demonów. "Dziwne. Nie atakują mnie. Nikt mnie nie widzi...?". Podeszłam do blondyna. Pomachałam mu przed oczami. Nic. Zero reakcji.
- To nic nie da, Clarisso - usłyszałam głos za sobą. Miał niski ton. Gdy się odwróciłam, wiedziałam z kim rozmawiam.
- Tata? - byłam zdziwiona. Cofałam się powoli do tyłu. Za moim ojcem stała... Jocelyn.
- Mamo... - do oczu napływały mi łzy. - Zostawiliście mnie... - wtedy kolana się pode mną ugięły. Upadłabym, ale w ostatniej chwili ktoś mnie złapał. Spojrzałam na postać.
- Siostrzyczko - po tym, jak pomógł mi wstać, zmierzwił mi włosy. Więc to jest mój brat... Natychmiast odwróciłam się od niego. Spojrzałam na Jace'a, ale go tam nie było. Wszyscy zniknęli. Zostały tylko Demony. Padłam na kolana, zamknęłam oczy i pozwoliłam dalej spływać łzom. Ja szlochałam, a moi rodzice się śmiali. To było okrutne zachowanie.
- Dlaczego to robicie? - spytałam po powolnym odsłonięciu powiek. Nadal się śmiali. Mój brat złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę rodziców. Czułam się jak ich niewolnica, a nie córka. Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej.
- Tak, kłaniaj mi się, dziecko. Już niedługo to miasto stanie w płomieniach, a ty będziesz na to patrzeć. Będziesz patrzeć na śmierć twoich bliskich - rzekł triumfalnie Valentine.
- Przyprowadźcie ich! - krzyknęła Jocelyn, spoglądając na służbę. Kogo mieli przypro... wtedy zaparło mi dech w piersiach. Przed moimi oczami stali związani Jace, Izzy i Alec. Cali we krwi. Ten widok był przerażający, więc odwróciłam wzrok. Gdy usłyszałam krzyki moich przyjaciół, pobiegłam w ich stronę. Drogę zatarasował mi jeden z pobratymców mojego ojca. Próbowałam go odepchnąć, lecz nic z tego. Udało mu się odwrócić moją uwagę, a kiedy nie patrzyłam, ściął głowy moim przyjaciołom. Znowu upadłam. Nagle podniosłam głowę do góry i wstając, powiedziałam:
- Jestem Clarissa Adele Morgenstern! Córka Valentine'a i Jocelyn Morgensternów! Następczyni tronu w Edomie! W swoim imieniu, skazuję cię na śmierć! - te zdania same wypełzły z moich ust. Ostatnie słowa, które usłyszałam przed obudzeniem się to:
- Będzie idealnym materiałem na królową.

*Alec*
Magnus biegł ile sił w nogach. Z trudem go doganiałem. Na szczęście w oddali zobaczyłem Instytut.
- Och, nareszcie - warknąłem. Mój ukochany wbiegł do środka i natychmiast popędził do Sali Szpitalnej.
- JACE! - zawołałem mojego parabatai. Szybko zbiegł na dół. Przy okazji, moja siostra także znalazła się na korytarzu.
- Zaczekajmy. Magnus bada Clary. Coś... coś się stało - nie powinienem był tego mówić, bo Jace natychmiast wszedł do pomieszczenia.
- Nie można wam ufać - odrzekł Magnus i zajął się dalszym badaniem rudowłosej. Otworzyła oczy. Z czoła skapywał pot, koszulka lepiła się do jej pleców, a oczy miała podkrążone. Płakała... we śnie?
- Clary, wszystko w porządku? - spytał Jace. Pokręciła głową, a wtedy wszyscy zebrali się dookoła jej łóżka.
- Co się stało? - spytała Izzy.
- Śniło mi się coś strasznego. Coś naprawdę strasznego... - zaczęła. Opowiedziała nam cały swój sen. Biedna. Naprawdę jej współczułem.
- Odpocznij - powiedziała moja siostra.
- Mam z tobą zostać? - zgłosił się Jace. Skinęła głową. Wtedy nasza trójka wyszła z pokoju, zostawiając zakochańców samych.

*Clary*
- Dziękuję, że zostałeś - uśmiechnęłam się do niego.
- Dla ciebie wszystko, przecież wiesz - ujął mą dłoń.
- Jace, wytłumaczysz mi coś? - spojrzałam w jego złote oczy.
- Co takiego?
- Szklane miasto musi mieć jakieś znaczenie, prawda? Nie mogło mi się przyśnić znikąd.
- Alicante. Rodzinne miasto Nocnych Łowców - skinęłam głową. Wtedy pomyślałam jeszcze raz o moich rodzicach...
- Jace, czy możesz zawołać Magnusa?
- Po co? - dopytywał się.
- Och, po prostu go zawołaj! - warknęłam.
Wtedy blondyn uchylił drzwi i do pokoju wszedł Magnus.
- Chciałaś mnie widzieć...
- Nie mów do mnie jak do królowej - przerwałam mu. - Mam sprawę.
- Ach tak?
- Moja matka. Przyprowadzała mnie do ciebie - odparłam.
- Wiedziałem, że kiedyś o to zapytasz... - westchnął. - Tak, widywałem cię już wcześniej w swoim gabinecie.
- Po co? - pytałam.
- Nie miałaś wiedzieć o Świecie Cienia, dlatego Jocelyn przyprowadzała cię do mnie, bym... czyścił twoją pamięć. Skradał wspomnienia.
- Dlaczego... dlaczego ona to robiła? - miałam łzy w oczach.
- Zamierzała ci powiedzieć, gdy będziesz gotowa!
- Dobrze, ale dlaczego mnie zostawiła? Dlaczego upozorowała śmierć swoją i taty? Dlaczego wmawiano mi, że moi rodzice naprawdę nie żyją?
- Clary, uspokój się. Robiła to dla twojego dobra...
- Dla mojego dobra?! - przerwałam mu. - Prędzej dla swojego!
- Chciała, żebyś była bezpieczna! - wyjaśniał, ale ja go nie słuchałam.
- Nie chcę tego dłużej słuchać! Wystarczy... - byłam rozpalona. Opadłam na poduszki i zaczęłam płakać. - Proszę, wyjdźcie stąd. Nagle drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła postać w pergaminowej szacie. Za nim kolejna dwójka, która podtrzymywała mojego przyjaciela.
- Simon - wyszeptałam.
- Clary, poznaj Cichych Braci - powiedział Jace.
Położyli biednego Simona na jednym ze szpitalnych łóżek. Biedny był cały we krwi, posiniaczony i zadrapany. Co te wilki mu zrobiły...
"Niech każdy stąd wyjdzie" - odezwał się głos w mojej głowie.
- Och, zapomniałem wspomnieć, że Cisi Braci nie mówią. Mają zaszyte oczy i usta...
- JACE! - krzyknęła Isabelle.
Po chwili w pomieszczeniu nie było nikogo prócz Cichych Braci, Simona i mnie.
- Czy on będzie żył? - spytałam, lecz nie dostałam odpowiedzi.
~40 minut później~
- Clary, obudź się - Izzy potrząsała mym ramieniem.
- Co się stało?
- Zasnęłaś. Cisi Bracia mają ci coś do ogłoszenia.
- Simon... - skinęła głową.
- Dlaczego ty mi tego nie powiesz? - spytałam.
- Lepiej będzie, jeśli usłyszysz to od nich - rzekła i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą z Cichymi Braćmi. Wiedziałam, co zaraz usłyszę... do moich oczu napłynęły pierwsze łzy.
"Clarisso Adele Morgenstern. Ze smutkiem zawiadamiamy cię o śmierci Simona Lewisa. Niech spoczywa w spokoju".

Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni śmiercią Simona.
Co niektórzy może są zadowoleni, bo nienawidzą go tak jak ja... :)
Do zobaczenia jutro (ewentualnie dziś wieczorem) ^^!

4 komentarze:

  1. Nie! Dlaczego?! A co z Izzy? Z kim będzie? I co z Cecily? Napiszesz coś z jej perspektywy? No i gratulacje z tytułu 1000 wyświetleń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejjjjjjjjjjjjjjjjjjjj!!!!!!!!!!!!!
    Simon nie żyje! Jesteś wielka!
    Wiem że Clary teraz będzie cierpieć ale ja nigdy go nie lubiłam.
    Rozdział ŚWIETNY !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam cały twój blog i muszę przyznać, że masz TALENT <3 Muszę polecić i zaobserwować twojego bloga!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń