W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 32
*Clary*
- Clarisso Adele Morgenstern, Jonathanie Christopherze Morgensternie... Pan wzywa.
- Morgensternie? - spojrzałam na niego. Jego wyraz twarzy mówił jedno: jest zdziwiony, tak jak ja.
- Już nic nie rozumiem - wyszeptał. - Nazywam się Jace Wayland.
- A więc to prawda - również szepnęłam. Sama do siebie, lecz Jace to usłyszał.
- O czym ty mówisz?
- Chodźmy - oznajmiłam. Pomogłam wstać blondynowi i razem poszliśmy za demonami.
*Alec*
Razem z tłumem innych ludzi patrzyliśmy zszokowani na Jace'a i Clary. Już za chwilę mieli się spotkać z Valentine'em... ze swoim ojcem?
- Przecież to kompletna bzdura! - krzyknąłem i chciałem iść za nimi, lecz zatrzymała mnie czyjaś dłoń. Rozpoznałem tę delikatność i ciepłą skórę.
- Magnus?!
- Alexandrze?
- Obudziłeś się...
- Na to wygląda - zarumieniłem się, lecz było zbyt ciemno, by zobaczyć moje zaczerwienione policzki. - Wróć na miejsce.
- Ale...
- Valentine chce rozmawiać tylko z nimi.
- Sądzisz, że to wszystko prawda?
- Że są rodzeństwem? - skinąłem głową. - Nie ma takiej opcji.
*Jace*
Byliśmy na granicy Alicante, która rozdzielała miasto od lasu. W oddali, przy Jeziorze Lyn stał Valentine. Mogłem z dalekiej odległości odczytać jego uśmiech. Szyderczy, ale delikatny. Mimo wiadomości, którą przed chwilą usłyszałem i w którą i tak nie wierzyłem, złapałem Clary za rękę. Spojrzała na mnie swoimi pięknymi szmaragdowymi tęczówkami, z których pod wpływem ciemnego, zaczerwienionego nieba zniknął blask. Uśmiechnęła się mimo woli i ruszyliśmy dalej za demonami. Po chwili gwałtownie stanęły, zagradzając nam drogę. Ukłoniły się przed Valentine'em, który szybkim gestem ich odesłał.
- Moje dzieci w końcu razem - wyszeptał. - Jak miło was znów widzieć - razem z Clary nie odpowiedzieliśmy nawet słowem. - Co wy tacy małomówni? Nie cieszycie się na mój widok?
- Mam skakać z radości? - powiedziała przez łzy. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęły skapywać po jej bladym policzku.
- Nie musisz. Wystarczy, że powiesz dwa słowa. "Witaj ojcze".
- Zapomnij - odwróciła wzrok. Valentine szybkim ruchem podbiegł do Clary, szepcząc jej coś do ucha. Nie zdołałem usłyszeć co. Zobaczyłem, jak Clary osuwa się na ziemię, lecz ten w ostatniej chwili ją złapał i postawił na równe nogi.
- Clarisso, naprawdę chcemy was z powrotem.
- Dlaczego akurat teraz, a nie kilka lat wcześniej?
- Bo wcześniej nie znałaś Jonathana.
- Wtedy byłoby lepiej. Gdybym go nie znała, nie zakochałabym się w nim ze wzajemnością, a ty nie rozdzieliłbyś nas takimi bzdurami, których nawet nie potrafisz wyjaśnić.
- Clary... ja... ja nic nie wiedziałem - chciałem ją jakoś uspokoić, tak jak zawsze, lecz nie potrafiłem. Część mnie sądziła, że brat tak nie postępuje, ale moje serce sądziło inaczej.
- Wiem - szepnęła. - Nie mogłeś wiedzieć.
- Zrobiłbym wszystko, żeby to okazało się nie prawdą.
- Trenowałem Jonathana najlepiej jak umiałem, lecz ten się sprzeciwiał. Był słaby i niewdzięczny. Gdy tylko się urodziłeś chciałem cię wychować na idealnego Nocnego Łowcę, który będzie siać zniszczenie i destrukcję. Właśnie takiego syna chciałem posiadać. Miałeś wszystko, co chciałeś. Dostawałeś broń, demonologie... stawałeś się coraz lepszy. Jonathan był niczym w porównaniu do ciebie. A gdy teraz cię odnalazłem... jestem gotowy za ciebie oddać życie. Wiesz o tym, prawda? - zaniemówiłem. Opowiedział mi historię, której nie pamiętałem, która nie mogła być prawdą. - Chciałem cię chronić. Chciałem chronić was.
- Gdybyś naprawdę nas kochał nie byłbyś tutaj, pozwoliłbyś nam żyć spokojnie, nie wszczynając wojny.
- Nic nie rozumiesz.
- Nie... to ty nic nie rozumiesz - warknąłem i się na niego rzuciłem. Był dużo lepszy ode mnie, miałem nikłe szanse na wygraną.
- Stójcie! - krzyknęła Clary, która trzymała w ręku sztylet. Tuż przy nadgarstku.
- Clary, nie... - szepnąłem. Valentine wykorzystał sytuację i przewrócił mnie na ziemię.
- Zostaw go! - krzyknęła głośniej. - Bo to zrobię... - wyszeptała.
- Clary, córeczko... odłóż ten nóż - podbiegł do niej szybko i wyrwał broń z uścisku. Zapłakana opadła na kolana. Szybko się pozbierałem i do niej podbiegłem. Trzymałem ja w ramionach. Znów. Tak samo, jak kilka minut temu. Jak każdej nocy. Każdego dnia. Znów czułem jej ciepło, równomierne bicie serca, jej cichy oddech na ramieniu. Kątem oka zobaczyłem, jak Valentine bierze długi miecz zza paska i go unosi.
- Salve atque vale - wyszeptał i już miał mnie nim przebić, gdyby nie dłoń Clary. Gdy tylko miecz zatrzymał się na jej nadgarstku okolicę rozświetliło niebieskie światło, roztrzaskując miecz na kilka kawałków. Valentine, jak również i ja był zszokowany i zdezorientowany.
- Nigdy na to nie pozwolę - syknęła.
- W takim razie... - odwrócił się do demonów i skinął do nich głową. Odeszli, przywołując za sobą kolejne tysiące demonów przeróżnej rasy. - Wojna - odrzekł z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Razjel - szepnęła i szybko wstała, uwalniając się z mojego uścisku.
- Twój Anioł ci nie pomoże - warknął.
- Tak sądzisz? - szybkim ruchem wyjęła serafickie ostrze, które po wypowiedzeniu imienia Anioła rozświetliło okolicę. - Nas jest dwóch, a ty tylko jeden.
- Nie - przeciągnął. - Was jest tylko kilkaset. Nas kilka tysięcy.
Po tych słowach jak najszybciej wstałem, wyciągając serafickie ostrze zza paska. Wypowiedziałem imię Anioła, po czym miecz rozświetlił się na biało.
- Nie lepiej, żebyśmy walczyli na polu bitwy? - spytałem z arogancją i wyższością.
- Przynajmniej nie będzie świadków waszej szybkiej śmierci.
- Prawdziwy ojciec nie zabiłby własnych dzieci - jęknęła cicho Clary i się na niego rzuciła. Już miałem do nich podbiec, by pomóc rudowłosej, lecz ktoś mnie zatrzymał, przyciskając nóż do gardła.
- Gdzieś się wybierasz, braciszku? - rozpoznałem ten głos.
- Jonathan - warknąłem i szybko uwolniłem się z jego uścisku, powalając go na ziemię.
- Dużo się nauczyłeś przez te kilka lat, ale to i tak ja jestem ulubieńcem Valentine'a - nie odpowiedziałem, tylko się na niego rzuciłem. Nie miałem nawet czasu, by sprawdzić, co z Clary. Usłyszałem cichy krzyk, dlatego szybko odsunąłem od siebie Jonathana i obejrzałem się za rudowłosą. Zobaczyłem, jak leży powalona na ziemi, trzymając dłoń na brzuchu. Rzuciłem się w jej kierunku.
- Clary! - krzyknąłem. - Wszystko w porządku? - była nieprzytomna, dlatego delikatnie położyłem ją na trawie, która robiła się powoli szkarłatna. - Nie zostawię cię - szepnąłem i znów ruszyłem do walki.
*Clary*
Nagle przed oczami zobaczyłam ciemność. Nic więcej. Nie mogłam otworzyć oczu, poruszyć się, więc stwierdziłam, że to koniec. Śmierć, po której nie ma już nic więcej. Nagle pojawiła się iskierka nadziei, która wirowała dookoła, powoli rozświetlając obraz. OD razu go rozpoznałam. Biała sala, w której zawsze spotykałam się z Michałem. Wołałam jego imię, lecz nie przychodził. Wtem z ziemi wyrosła błękitna mgła, która przysłoniła widok. Zamknęłam powoli oczy. Czułam cichy podmuch wiatru na skórze, od którego przeszedł mnie dreszcz.
- Clarisso - rozpoznałam głos oraz jego ton. Uniosłam ciężkie powieki i zobaczyłam Alicante oraz Jezioro Lyn po lewej stronie. Wyłonił się z niego Razjel. Patrzył na mnie, czekał na mój ruch.
- Razjelu - szepnęłam. - Czy... czy to koniec?
- Nie - odpowiedział. - To dopiero początek.
- Co masz przez to na myśli? - wskazał palcem przed siebie. Odwróciłam się i zobaczyłam demony rozszarpujące Nefilim. Nie dawali sobie rady. Zginęły już ich setki. - Na Anioła - szepnęłam wystraszona.
- Przegrywacie. Jesteście zbyt słabi, a połowa was przesiaduje w lochach. Nie potrzebni nam wolontariusze, tylko wojownicy.
- Ale to nie moja wina...
- Wiem, Clarisso. Nie winię cię.
- Więc dlaczego tu jestem?
- Spójrz - odwrócił się w stronę lasu, przed którym stał Jace. Walczył z moim ojcem... naszym ojcem oraz z Jonathanem.
- Razjelu... proszę, powiedz, że to nie jest prawda. Nie jesteśmy rodzeństwem, prawda? - do oczu napłynęły mi łzy.
- Nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Prawdy dowiesz się w swoim czasie, Clarisso - nastąpiła błoga cisza.
- Zawsze muszę czekać - odwróciłam wzrok.
- Chcę ci pomóc. Niedługo nasz czas upłynie, a ty znów zobaczysz ciemność. Chcę ci podarować jeden z najpotężniejszych mieczy, jakie kiedykolwiek stworzono. Naładowany jest silną energią, tylko musisz umieć z niej korzystać. Gdy się obudzisz, wystarczy, że wypowiesz imię, które zaraz wybierzesz. Broń wtedy pojawi się tuż przy twym boku. Jesteś na tyle godna, by posiąść taką wiedzę? - skinęłam głową, po czym z ust Razjela wypłynęły słowa, których nie byłam w stanie zrozumieć.
- Wybierz imię - oznajmił.
- Michał.
- Twój Anioł Stróż, prawda? - skinęłam głową. - Niech więc tak się stanie. Żegnaj, Clarisso. Pokonaj swego ojca, ze względu na wszystko.
- Dziękuję, Razjelu - uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, gotowa na nadejście ciemności.
***
Rozejrzałam się dookoła. Leżałam obezwładniona na szkarłatnej od krwi trawie. Zobaczyłam Jace'a. Walczył dzielnie, miał silną postawę, a jego blond włosy opadały jak zwykle na czoło, przysłaniając oczy.
- Michał - wyszeptałam, a obok mnie pojawiły się drobne cząsteczki, które po chwili zmieniły się w miecz. Dotknęłam jego klingi i uniosłam w górę. Rozświetlił okolicę, a z jego boków zabłysnęły błękitne iskry. Popędziłam w stronę Valentine'a, przy okazji popychając Jace'a w bok.
- Jace, to moja walka... - szepnęłam i spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem. Skinął głową, po czym stanęłam na wprost ojca z wrogością w oczach. Westchnęłam i pobiegłam w jego kierunku. Wiedziałam, że obserwuje mnie Razjel. Zaufał mi, podarowując tę broń, dlatego nie mogę go zawieść. Jednym gestem drasnęłam obojczyk ojca. Upadł. Był przygotowany na śmierć, która długo nie nadchodziła. Miecz był w górze, tuż przy jego klatce piersiowej. Wystarczył jeden ruch, jedno wbicie miecza prosto w serce... lecz nie mogłam się na to zdobyć.
Jak wam się podobało :)? Mam nadzieję, że nie było nudno!
I jak myślicie: czy Clary da radę zabić własnego ojca?
A może zrobi to Jace? A może Razjel? A co, jeśli Valentine będzie żyć?
Wszystkiego dowiecie się... za tydzień. Dlaczego?
Jutro i w niedzielę chciałabym poczytać książkę, bo długo to zaniedbałam.
W poniedziałek, wtorek i w środę mam wycieczkę, gdzie biorę notatnik i długopis, także jeśli coś mi przyjdzie do głowy - zapiszę :)!
No i w czwartek, piątek, sobotę i niedzielę również czytanie :)
Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie przez ten czas i że będziecie cierpliwi :)
Do zobaczenia <3!
WOW ROZDZIAŁ NIEZIEMSKI PRZEZ WIELKIE "N" <3 Tyle się działo, że ledwo co na miejscu umiałam usiedzieć XD Musisz dodać kolejny rozdział, bo przysięgam, że umrę z tej niecierpliwości!
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział. Mam nadzieję, że Clary zabije tego s********. Sorki za słownictwo, ale taka prawda. Z niecierpliwością będę czekać na rozdział. <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na następny. / Też zaczełam pisac na wattpad zapraszam: http://www.wattpad.com/myworks/41085954-%C5%BCycie-nie-jest-idealne
OdpowiedzUsuńDasz next'a? Juz jest 31 maja ;) proszę ;*
OdpowiedzUsuń