W kolejce do piekła
Księga I
Rozdział 8
*Hodge*
Przeglądałem dokumenty w swoim biurze, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem, nie patrząc na drzwi.
- Dzień dobry, Hodge - podniosłem wzrok.
- Witaj Izzy - i zaraz go opuściłem. - Jestem bardzo zajęty, jak widzisz.
- Tak, Hodge. Chodzi o Clary i Cecily - gdy to powiedziała, natychmiast uniosłem wzrok i spojrzałem na nią skupiony.
- Więc mów.
- Clary jest Nocną Łowczynią, więc potrzebuje szkolenia. A Cecily... to Przyziemna. Napisałam list do mojej matki, czy Cecily może u nas zostać, za względu na Clary. Ale dzisiaj natychmiast się wyniosła, bo się trochę posprzeczałyśmy - przewróciła oczami, mówiąc ostatnie zdanie.
- Rozumiem. A cóż takiego się stało?
- Zraniła Clary.
- Jace?
- Skąd... - zaczęła. Była ewidentnie zdziwiona.
- Wszystkie dziewczyny za nim szaleją - zaśmiałem się. - Szkoda, że nie udało mi się poznać Cecily. Ale skoro Clary zostaje... cóż. Jestem od dziś za nią w pełni odpowiedzialny. Przyprowadź ją do mnie przy najbliższej okazji - skinęła głową i wyszła.
*Isabelle*
- Przyprowadź ją do mnie przy najbliższej okazji - skinęłam głową i wyszłam.
Od razu pobiegłam w poszukiwaniu Clarissy. Pierwsze, dokąd zajrzałam to sala treningowa. Pusto. Odwróciłam się i...
- Na Anioła! Magnus! - krzyknęłam z przerażenia.
- Przepraszam, biszkopciku. Szukam Aleca, widziałaś go może?
- Och, ile razy mam ci mówić, że nie masz się do mnie zwracać pod kryptonimem "biszkopcik"? I nie, nie widziałam go. Jestem zajęta czymś innym.
- Clary jest w swojej sypialni.
- Skąd... no tak. Aura? - skinął głową, a ja natychmiast pobiegłam do sypialni rudowłosej.
*Clary*
Jace odprowadził mnie pod drzwi mojego pokoju, po czym sam powędrował do swojego. Zaraz po otworzeniu drzwi potruchtałam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chwila! - krzyknęłam. Wyszłam z kabiny, szybko wytarłam swoje ciało ręcznikiem, założyłam szlafrok i udałam się w kierunku drzwi.
- Izzy?
- Mogę wejść? - powiedziała trochę zirytowana. Zaprosiłam ją gestem do środka.
- Coś się stało? - usiadła na kanapie, a ja za nią.
- Chyba ci w czymś przeszkodziłam - wskazała palcem na szlafrok. - Idź się przebrać. Poczekam.
- To ja poczekam. Mów.
- Och, na Anioła! Hodge chce cię widzieć, więc marsz do garderoby! - podniosła głos.
- Dobra! - podniosłam ręce w geście poddania. Po chwili byłam gotowa do spotkania z nauczycielem całego Instytutu.
- Gotowa? - skinęłam głową. Wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju.
- Izzy, czy Cecily też tam będzie? - spytałam, odwracając od niej wzrok.
- No tak. Ty nic nie wiesz - powiedziała.
- Nie wiem o czym?
- Że Cecily już tu nie mieszka - odrzekła.
- Jak to? Myślałam, że twoja matka wyraziła zgodę...
- Tak. Ale się z nią trochę posprzeczałam - przerwała mi.
- Izzy... - spojrzała na mnie. - Jesteś wielka.
- Wiem, że jestem wysoka, ale nie musiałaś tego mówić! - przewróciłam oczami.
- Wiesz, że nie to miałam na myśli.
Po chwili ciszy byłyśmy przed gabinetem Hodge'a.
- Zostawiam cię tu. Dasz sobie radę - mrugnęła do mnie i odeszła.
- Och, ale... IZZY! - krzyczałam, ale Izzy zniknęła za zakrętem.
"Cholera, jak ja wrócę do swojego pokoju?"
Zapukałam do drzwi, po chwili usłyszałam ciche "proszę". Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do środka. Potem uchyliłam je jeszcze bardziej, a niedługo byłam jedną nogą w raju. Dookoła pełno półek z książkami, na środka miękki dywan, dalej biurko nauczyciela, a po prawej stronie dwie sztalugi. Zauważyłam też zasłonę w kolorze ścian, która zasłaniała przejście do innego pomieszczenia.
- Płótna i mała sala do treningu - powiedział. Wdział, że patrzę się w tamtym kierunku. - Dzień dobry, Clarisso.
- Dzień dobry - odpowiedziałam cicho.
- Usiądź, proszę - wskazał palcem na krzesło przed jego biurkiem.
- Ten pokój to istny raj, proszę pana - zaśmiał się.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Pan jest...
- Hodge - przerwał mi. - Nauczyciel twoich przyjaciół. Niedługo i ciebie.
- Rozumiem - spojrzałam znowu na zasłonę. - Mogę tam zajrzeć? - skinął głową, a ja ruszyłam w tym kierunku. Pod odsłonięciu czerwonej zasłony moim oczom ukazała się mała sala. Idealna do tańca. Dookoła niej, w rogach stały płótna. Niektóre puste, inne zamalowane. Dodawały uroku temu pomieszczeniu.
- Czemu tak to cię fascynuje? - spytał, odrywając mój wzrok od ślicznego pokoiku.
- Lubię tańczyć i rysować. To moje wielkie pasje, którymi interesuję się od dzieciństwa.
- Więc kiedyś musisz zatańczyć dla nas w sali treningowej - zaśmialiśmy się.
- Z przyjemnością - dla Jace'a już tańczyłam, ale nie powiedziałam tego na głos.
- Od jutra zaczynasz szkolenie. Isabelle powie ci co i jak. Jesteś wolna, możesz iść - skinęłam głową i wyszłam bez słowa. "Hodge wyglądał na miłego człowieka. Myślę, że przyjemnie będzie się z nim trenowało".
*Jace*
Miałem ochotę wybrać się na polowanie, więc poszedłem szukać Aleca po całym Instytucie. Zauważyłem cień, więc pobiegłem w jego kierunku.
- Isabelle?!
- Co cię tak zaskoczyło, braciszku? - zaśmiała się.
- Widziałaś Aleca? - spytałem.
- Czemu każdy mnie dziś o to pyta? Najpierw Magnus, teraz ty. Nie!
- Z resztą... ty też możesz iść.
- Brałeś coś dzisiaj?! Zachowujesz się strasznie dziwnie. Masz decydowanie za dużo energii.
- Izzy, przestań. Chcę iść na polowanie, dlatego musisz mi pomóc znaleźć Aleca.
- Idę z wami, wiesz o tym? - spytała podirytowana.
- Oczywiście, siostrzyczko - powiedziałem słodkim głosem.
- Przestań mówić tym głosem, wiesz, że tego nienawidzę! - warknęła.
- A ja nienawidzę...
- Na Anioła, nie krzyczcie tak! - usłyszeliśmy znajomy głos. Równocześnie odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Alec.
- IDZIEMY NA POLOWANIE! - krzyknęliśmy i poszliśmy w kierunku naszego brata. Izzy wzięła go pod ramię z prawej strony, ja z lewej. Byliśmy już prawie przy wyjściu. Do tej pory żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Było to trochę niekomfortowe uczucie.
*Clary
Byłam lekko głodna, dlatego powędrowałam ze swojego pokoju do kuchni. Schodząc po schodach, zauważyłam Aleca, Izzy i Jace'a. Natychmiast się zatrzymałam, bo owy widok mnie zadziwił.
- Rodzeństwo... - przewróciłam oczami i weszła do salonu.
- Clary, ratuj, proszę! - wydzierał się Alec.
- Co wyście mu zrobili?! - krzyknęłam.
- Zabieramy go na polowanie - powiedzieli razem Isabelle i Jace.
- W porządku, ale dlaczego trzymacie go obezwładnionego pod ramionami? Pragnę wam przypomnieć, że Alec ma osiemnaście lat - w tym momencie oboje go puścili. Biedny upadł na kolana, ale natychmiast się podniósł, podbiegł do mnie i przytulił. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Na Anioła, już cię kocham! Nie wiem jak ci dziękować, Clary! - bujał mną na wszystkie strony. Teraz to ja byłam obezwładniona.
- Ehem... - Jace udał, że kaszle. - Alec, możemy już iść? - najwyraźniej nie podobała mu się ta sytuacja.
- Och, ależ oczywiście - wypuścił mnie z objęć, a ja się zaśmiałam. Poczekałam, aż wyjdą, a wtedy zajęłam się swoimi sprawami.
"Coraz bardziej mi się tu podoba".
Jak wam się podobały reakcje w dzisiejszym opowiadaniu :D?
W kolejnym Clary otworzy się przed swoimi przyjaciółmi, ale nic wam dokładnie nie powiem ;)
Komentujesz = motywujesz!
SUPER jak zawsze czekam na next <3 Mój dobry humor sponsoruje popcorn hihi
OdpowiedzUsuńSuper, super, super. Świetny <3 Heh ta reakcja Aleca xD. Czekam na next
OdpowiedzUsuń